Jak zawsze nie w porę zauważam ciekawy temat, i on chyba już trochę umarł, ale zabiorę głos w kwestii pornografii.
Na temat ten natrafiłem przez Google szukając książki Gail Dines "Pornoland". Co ciekawe, nie ma jej nigdzie spiraconej, co trochę dziwi, zazwyczaj głośne książki od razu lądują gdzie trzeba jako PDF-y.
Niestety dyskutanci straszliwie zboczyli z tematu. Z jednej strony lektura tematu była ciekawa, bo i wypowiedzi takie, ale nie mające wiele wspólnego z pornografią. Tak jak podejrzewałem, dyskusja z pornografii zeszła na seks jako taki. Co, uważam, nie ma ze sobą wiele wspólnego, a może inaczej: ma ale analizja zjawiska pornografii musi przebiegać nieco inaczej aniżeli zjawiska seksualności.
Podstawowa dyskusja o seksie skupiła się na wymianie zdań, czy ktoś lubi często, mocno, a ktoś rzadko, wcale czy też z osobnikami tej samej płci. To dla mnie nie ma najmniejszego znaczenia, o ile oczywiście nikt do niczego nie zmusza. I mam szczerze w d..., co kto robi w swoim łóżku.
W pornografii mamy do czynienia z czymś innym. Podejrzewam, że nikły procent ludzi lubi grać w filmach pornograficznych. Robią to dla pieniędzy, albo pod wpływem przymusu. Komentarze niektórych osób w rodzaju: jak kogoś zmuszają to sprawa dla prokuratora, są mało satysfakcjonujące, bo ten biznes jest bardzo brudny. O ile w przypadku oficjalnych wytwórni można film oglądać z w miarę czystym sumieniem, o tyle darmowe serwisy w rodzaju "czerwonej tubki" są de iure legalne, ale pochodzenie umieszczanych filmów, przynajmniej niektórych budzi wątpliwości. Zresztą nawet jeżeli kobieta (czy też mężczyzna, choć tutaj uważam, że konstrukcja psychiczna jest inna i mężczyzna prędzej uzna udział w filmie za "przygodę" niż kobieta) godzi się na to, to najczęściej dlatego, że nie ma innych możliwości zarobkowania, w swoim mniemaniu oczywiście bo stan faktyczny to często inna historia.
W dyskusji przewinęły się dwa cele seksu: prokreacja i przyjemność. I uważam, że tym dwóm celom powinien on służyć, nie zarabianiu pieniędzy, i na pewno nie zarabianiu pieniędzy przez wytwórnię filmową, eksploatującą seksualność "aktorów". Podobne zdanie mam co do prostytucji: jeżeli kobieta ma ochotę się tym zajmować, to mi to lata, natomiast popieram tępienie z całą surowością "agencji towarzyskich" jako zorganizowanego biznesu.
Nie pojawił się tu argument, podnoszony często przez obrońców pornografii, że dzięki niej spada współczynnik przestępstw seksualnych. Nie będę go obalał jako takiego, bo jest prawdziwy, tzn. daje się zauważyć związek między pojawieniem się łatwo dostępnej pornografii a spadkiem współczynników przestępstw. Tyle, że to złudna korzyść - dewianci zaspokajają się oglądając wykorzystywane aktorki. Być może per saldo jest lepiej, ale ktoś quasi-dobrowolnie cierpi, żeby dewiant nie robił tego na przechodniach.
Argument, że sceny są fikcyjne jest nieporozumieniem - o ile w filmach S-F czy np. sensacyjnych nikt nikogo naprawdę nie zabija, to aktorki porno są rżnięte autentycznie.
Tak więc wg mnie pornobiznes zarabia gigantyczne pieniądze wykorzystując ludzi niezdolnych często do zarobkowania w inny sposób (można wskazać biografie aktorek porno - to często osoby wychowane na ulicy, w patologii, ofiary nadużyć seksualnych, które później wmawiają sobie, że to ich sposób na życie), a z drugiej strony widzów oczekujących podniety, i stopniowo uzależnianych.
Zgadzam się, że pornografia wypacza seksualność człowieka. Po pierwsze, stając się częścią głównego nurtu, a nie marginesem powoduje seksualizację niemal wszystkiego, za wyjątkiem, jak na razie dzieci, ale obawiam się, że to tabu też będzie stopniowo przełamywane. Jest już gatunek pornografii "teen", oficjalnie legalny, ale nawet jeśli aktorki mają ukończone 18 czy ile tam trzeba lat, to są stylizowane w odpowiedni sposób. Bodaj Lew-Starowicz mówił, przy okazji zatrzymania jakiegoś dewianta, że dzisiejsi molestanci dzielą się na dwie grupy: ci z takimi skłonnościami "po prostu", i oni byli zawsze, a drudzy to właśnie oglądający materiały porno, coraz ostrzejsze (bo żeby osiągnąć po pewnym czasie porównywalny poziom podniety, trzeba sięgać po coraz mocniejsze materiały, a to co się wydawało niedopuszczalne, zaczyna być kuszące), i stopniowo wtajemniczani, aż decydują się na realne, zbrodnicze działania.
Nie sposób nie wspomnieć o funkcji pornografii, jaką jest trzymanie w ryzach społeczeństw. Człowiek zajęty oglądaniem porno i fapaniem nie będzie się zastanawiał nad obalaniem rządu, wolnością, itd. Ogromne protesty ws. ACTA, jakkolwiek słuszne, były takie dlatego, że ACTA mogło odebrać młodemu pokoleniu to co ono kocha - Divixy, mp3, i w tym pornuchy. Nawet było hasło: Donald matole, skąd będziesz ściągał pornole. Tu chodziło o poniżenie premiera, ale wielu osobom ciężko jest wyobrazić sobie życie bez pornuska na wieczór.
Ktoś - bo nie uważam, żeby byli to illuminati, masoni, itd., raczej międzynarodowy kapitał, dąży, byśmy mieli jak najprymitywniejsze potrzeby, i dostarcza ich zaspokojenia, zarabiając kolejne pieniądze i sprawiając, że zgodzimy się na wiele, byle tego zaspokojenia nie stracić. W "Opcji na Prawo" (pismo prawicowe, i nieraz zwyczajnie głupie, promujące fundamentalistyczny katolicyzm i monarchię) był niedawno artykuł na ten temat. I akurat z nim się zgadzam. Podkreśla się sposoby eliminacji ludzi niezgadzających się na seksualizację życia. Tych, co oficjalnie ją lubią, popiera się, to oczywiste. Co więcej, tuszuje się ich brudne sprawki (np. usprawiedliwia pedofilię Daniela Cohn-Bendita, jednego z głównych ideologów dzisiejszej UE). Osoby oficjalnie sprzeciwiające się porno i seksualizacji, ale ulegające im w życiu prywatnym nie mogą liczyć na taką taryfę ulgową. Każdy ich niecny postępek będzie surowo napiętnowany - skądinąd słusznie - ale ustanawia się podwójne standardy. Z kolei ci "opozycjoniści", którzy zachowują się uczciwie i zgodnie z tym co głoszą będą marginalizowani i spychani na absolutny margines.
Jeszcze jedna kwestia - złego wpływu porno na osobowość widzów. Tutaj następuje on głównie poprzez to, że a) upowszechnia dewiacyjne zachowania seksualne (niekoniecznie te nielegalne) - zawsze istnieje margines ich potrzebujący, ale przez porno upowszechniają się one i stają normą, b) pośrednio wpływa na wspomnianą przeze mnie seksualizację wszystkiego. Pojawiał się tu argument, że normalny człowiek, po oglądnięciu porno nie zgłupieje, i np. będzie nadal w stanie odpowiednio traktować swoją dziewczynę (niekoniecznie czule, tutaj jak kto lubi, mi to nie przeszkadza akurat). I to prawda, większość obejrzy film i nie straci zdolności do budowania relacji czy normalnego seksu, niemniej skoro ogląda te filmy, to ma pewne potrzeby - na szczęście nie zaspokaja ich kosztem swojej partnerki, ale niestety kosztem upadlanych w pornografii kobiet. Znów wracam do tego co powiedziałem - ktoś ma cierpieć, żeby X spuścił sobie z krzyża i dał spokój dziewczynie. Zwyczajnie się z tym nie zgadzam.
Jeśli chodzi o moje osobiste doświadczenia z pornografią, to są one znikome - widziałem kilka klipów, jako nastolatek, z ciekawości, podobnie z ciekawości niedawno zajrzałem na ogólnodostępne strony z porno - by się utwierdzić w przekonaniu, że jest to może biologicznie podniecające, ale urągające mi - człowiekowi który to ogląda i tym ludziom, którzy poświęcają się za marne grosze, by właściciele stron i wytwórni mieli swoje zyski.
Trochę podczas tego wywodu offtopowałem, ale niemal każdy w tym temacie to robił. Nie wypełniłem ankiety, bo jest wg mnie źle zrobiona - z całym szacunkiem dla autora potrzebnego tematu.
A teraz offtop całkowity, bo bardzo spodobały mi się wypowiedzi
Avenariusa nt. brzydkich i ładnych dziewczyn. Zgadzam się z tym, z zastrzeżeniem, że zawsze trzeba indywidualnie oceniać człowieka, ale tę prawidłowość potwierdzam. Można ją uogólnić i dla mężczyzn - przystojni, dobrze zbudowani - ogólnie atrakcyjni, zajmują się zwykle prostymi, praktycznymi zadaniami i m.in. "wyrywaniem lasek", i tym co jest społecznie pożądane i akceptowane. Z dziewczynami podobnie. Moim zdaniem ma to związek z tym, że jednak mimo wszystko te narzucone społecznie zadania postrzegamy jako najważniesze, i ci atrakcyjniejsi lepiej sobie radzą z ich spełnianiem - tańczeniem, wyrywaniem lasek, zwracaniem uwagi mężczyzn, itd. Daje im to satysfakcję i szczęście (lub "szczęście" - nie przesądzam). Ci mało atrakcyjni nie mogą tego zrobić, idzie im gorzej, frustrują się, a jako że trudno byłoby żyć w wiecznej frustracji znajdują sobie inne przestrzenie w których się spełniają, dlatego można z nimi porozmawiać o różnych rzeczach.
Oczywiście zdarzają się piękne dziewczyny z którymi można ponadprzeciętnie porozmawiać, ale jest to niezmiernie rzadkie, a takie rodzynki są zazwyczaj niedostępne. Przypomina mi się znany, szowinistyczny wzór:
U x I x D = 0, gdzie U-uroda, I-inteligencja, d-dostępność.
Z innych, to podobały mi się jeszcze bardzo racjonalne i logiczne wypowiedzi
Any Mert, z tym że chciałbym zwrócić jej uwagę na fakt często przestępczego, a co najmniej niezbyt czystego charakteru pornobiznesu - i to sprawa dla prokuratur wszystkich krajów - ale nie palą się one do ścigania różnorakich nadużyć, bo nie wierzę, żeby takowych nie było. Po prostu ktoś czerpie z tego duże pieniądze, i nie chce ich stracić. Taka wizja, że po prostu rozwiązłe dziewczyny idą grać w porno jest trochę zbyt prosta. I na ten temat właśnie pisze Gail Dines.
Amen
Użytkownik katabas edytował ten post 30.09.2012 - 16:33