Moim zdaniem tylko, bohaterowie horrorów ( i to tych z nie największym budżetem), wchodzą sami do nieznanych miejsc z ciekawości – kopalni, starych ruder na odludziu, gęstych zarosili po zmroku z latarką wielkości długopisu
. W grupie to jeszcze rozumiem – łatwiej o lekkomyślność
Co do czarnej postaci:
Przypomniałem sobie czytając wątek, jak kiedyś ze znajomym, wracaliśmy z lasu rozmawiając o różnych rzeczach – raczej pospolitych, realnych, naszych kłopotach z kobitami itd. Było już szarawo, także wiele barw przechodziło w odcienie szarości, a i las dość gęsty – droga ubita, a na jej poboczach co jakiś czas poukładane bale drewniane.
Wychodzimy zza zakrętu:
Ja: - ktoś siedzi na stercie drzew? [ chyba jakies 20-30m]
Znajomy: - Gdzie? Aha… zamyślony jakiś (uśmiech)
J: [po chwili] i przygarbiony [widzę szary zarys postaci siedzącej do nas bokiem, opierającą łokieć na kolanie i brodę na pięści]
Z: patrzy na nas? [zwalniamy]
J : nie wiem… [dostrzegam ze postać ma głowę obróconą w naszą stronę]
Z: patrzy spod kaptura
J: kaptura? Kaptur ma zdjęty i ma uszy jak pies [tutaj zaczynam się niepokoić bardzo poważnie, tym bardziej, że jedyna droga ucieczki to na oślep w bok w las, a przecież widzę wilkołaka
lub wstecz, a idziemy z górki… zwalniamy]
Z: i pysk taki jak wilk [zwalniamy… choć idziemy dalej, bo jak pamiętam wszystkie tego typu sprawy uważałem za oszustwo wzroku w półmroku – kiedy to mózg „uzupełnia” to czego nie widzą oczy]
J: [czekam kiedy to złudzenie się rozmyje i zaczynam się niepokoić bo się nierozmywa, a dystans skróciliśmy już o połowę od zauważenia] – mówię: to złudzenie
Z: ale widzę typa z głową psa, który się na nas bezczelnie gapi
J: ja też go widzę
… i kiedy dystans zaczyna się już niebezpiecznie zmniejszać, postać się rozmywa i okazuje się krzakiem za stertą drewnianych kłód.
Mam raczej realne podejście do życia. Zdarzało mi się wracać z tego lasu samemu po zmroku (kiedy to źle oceniłem czas). Skraj lasu jest znacznie gęstszy na ostatnich kilkudziesięciu metrach, więc na tym odcinku jest totalnie ciemno i w obawie, aby nie wpaść na jakieś zwierze, drzewo i lepiej czuć podłoże – szedłem powoli z wyciągniętymi przed siebie rękoma, głośno szurając butami.
W stworzenia świata baśniowego nie wierzę, las lubię nawet nocą, totalna ciemność nie przerażała mnie ale i tak przychodziło mi do głowy, że zaatakuje mnie zaraz jakaś zjawa, zmora lub inna wredność.
Przyszło mi też do głowy, że jak wpadnę na innego człowieka to pewnie weźmie mnie (nie widząc) za zombi… postanowiłem więc śpiewać
i udało się – cało dotarłem do domu.
Reasumując - nawet jeśli ktoś tłumi swą wyobraźnię - ona i tak często nas oszukuje, gdy czujemy się niepewnie - przywołuje rożne rzeczy, którymi nabijamy sobie głowę od urodzenia.