Jesli mialabym powiedziec, ze dzis przesladowl mnie pech, to raczej nic z tego, a nawet wrecz przeciwnie - byl to jeden z najbardziej przyjemnych dni :smile:
Natomiast nieszczesie przeadowalo mnie w srode. Wpierw zaspalam, potem spadlam ze schodow, bo sie spieszylam, nastepnie popsulo sie zelazko i cala woda wylala sie na moje gacie, ktore mialam akura jako jedyne, bo reszta byla w praniu...
Wieczorem, gdy juz mylalam, ze nie spotka mnie nic "zlego", gdyz zapowiadal sie znakomicie, przy zakupie wina czerwonego polwytrawnego, monety wypadly mi z reki i poturlaly sie pod lade(placila potem kuzynka). Przez nastepne 10 minut nijak nie moglismy tego wina otworzyc. Gdy juz udalo sie zdjac ten dziwny plastik okazalo sie, ze wbrew oczekiwaniom, to wino jest lepszego gatunku niz sie spodziewalismy - posiadalo korek. Trzeba bylo dralowac do Minimala po korkociag. Nie mozna bylo wejsc bez wozka, wiec probujemy jakos ta zlotowke na sile w niego wepchnac, jednak cos bylo nie tak...za chwile patrzymy a tu przychodzi malutka, stara, zgarbiona babcia i pomogla nam"uwolnic" ten wozek - oczywiscie wysmiala nas zywo, ale w bardzo sympatyczny sposob
Korkociag kosztowal 8 zl , co bylo wrecz nie do pomyslenia(zeby drozsze niz trunek??), hm, jak juz 3 kobiety zabieraja sie do otwierania butelki, to nie ma prawa aby wyszlo z tego cos dobrego... W momencie wpadania korka do srodka napoj dziwnie wygazowal i tak ladnie obluzgal nam twarze. Jednak to nie zbilo nas z tropu i dotrwalismy do konca
Tym bardziej, ze blues wieczor byl cudowny :crazy: