Tey, strażnicy moralności, którym pewnie bogowie każdej religii na świecie dali prawo decydowania o tym co jest wartością moralną, a co nie jest. Wszechwiedzące typy, którzy zastrzegli sobie wiedzę o tym co jest prawidłowym rozwojem, a co degeneruje młodego człowieka. Zabrońcie, zdelegalizujcie telewizory i komputery, zróbcie zakaz spożywaniu cukru, herbaty, kawy oraz wszystkiego co jest bardziej psychoaktywne niż woda. Zabrońcie swobodnej wypowiedzi i sprzedaży papieru, który może zostać użyty do pisania sprośnych tekstów, tudzież sporządzania takowych rysunków. Sypcie brom do jedzenia, by zabić wszelkie emocje i popędy. Działajcie zgodnie z myślą, że pierwsza wyprodukowana dzida zdegenerowała raz na zawsze metody zdobywania pożywienia przez praczłowieka. Pójdźcie w ślady najbardziej krwawych dyktatorów i zróbcie tak, że nie będzie niczego.
Pamiętajcie jednak, że ludzie raczej wam nie pozwolą.
Ta książka trąci mi trochę feminazistyczną myślą (taki przesadzony feminizm

). Wykorzystuje mały, brutalny fragment by demonizować cały przemysł, który przecież zawiera nie tylko mniej brutalne przykłady, do których owe argumenty nie mają odniesienia, ale nawet takie, które nie tylko nie poniżają kobiet, ale i poniżają mężczyzn. Ot równość, którą wykształcił popyt (stąd dysproporcja).
Tak czy inaczej, podobno mamy wolność. Co więcej, podobno mamy wolną wolę. Ludzie sobie poradzą, to władza zwykle robi problemy. Takie radykalne ruchy chyba nigdy w historii nie przynosiły nic dobrego.
Użytkownik Pisaq edytował ten post 23.06.2012 - 15:18