Nie rozumiem jakim prawem co poniektórzy tutaj porównują aborcję z zabójstwem dorosłego człowieka czy nawet dziecka.
Taki płód jeszcze nijak sie nie zaznaczył w społeczeństwie, nikogo poza jego matką(która to sama decyduje o pozbyciu się ciąży i jeżeli chce urodzić dziecko nie podda się aborcji!) nie poruszy gdy płód nagle zniknie równie szybko jak się pojawił.
Czym innym jest zabicie dziecka które już jakiś czas żyje na tym świecie, które jest ważne dla wielu ludzi (rodzina, koledzy ze szkoły itd.) czy też zabicie człowieka dorosłego który włożył już sporo do tego świata (nawet jeżeli mówimy tutaj o bezdomnym który nie ma żadnej rodziny) a czym innym usunięcie kilkutygodniowego płodu który nawet jeszcze nie myśli i o którego istnieniu nikt nie ma pojęcia!
Mówicie tutaj o duszy. Czy naprawdę zabijając płód wyrządzamy duszy tego dziecka krzywdę? Przecież każdy z nas pojawiając się na tym świecie wybiera sobie jak jego życie ma wyglądać. Może to dziecko właśnie chciało żyć tak krótko? Może w ten sposób pomogło matce? Może matka w tym życiu miała doświadczyć właśnie pozbycia się nienarodzonego dziecka? Miała być to dla niej lekcja. A dusza tego dziecka zdecydowała się jej pomóc w jej zrozumieniu? (Sama w jednym ze swoich wcieleń umarłam mając niecały rok co było ciosem dla mojej matki i rodzeństwa. Takie krótkie wcielenia są konieczne.)
Myślę ,ze skrajni przeciwnicy aborcji po prostu sami boją się śmierci.
Ja osobiście nie miałabym nic przeciwko gdybym miała zginąć tu i teraz (nieważne czy ktoś miałby mnie zabić czy też miałabym zginąć w skutek wypadku/choroby). Mojej duszy to nie zrani a do cielesnej powłoki nie warto się aż tak przywiązywać. Aczkolwiek oczywiście - mój zabójca powinien zostać ukarany. Nie ze względu na to ,że mnie zabił a dlatego ,że zranił w ten sposób mnóstwo ludzi wokół mnie (żeby była jasność - nie popieram zabijania). Największą wartością na tym świecie nie jest nasze własne życie ale doświadczenie jakie sami zdobywamy i jakie dzięki nam zdobywają inni ludzie.
Pomyślcie. Kto bardziej cierpi w momencie śmierci? Zmarły (którego dusza jest już na wyższym poziomie, czy to niebo czy astral czy cokolwiek innego lub też po prostu znika zgodnie z poglądami ateistów) czy jego bliscy pozostający na tym świecie. No oczywiście ,że bliscy. Dlaczego więc nie pozwolić jedynej osobie która w jakikolwiek sposób jest związana z płodem (matka + ewentualnie ojciec) na zabicie tego nienarodzonego dziecka? Zważywszy na to ,że nikt inny jak tylko oni sami będą cierpieć!
Dochodzi tutaj jeszcze fakt iż dziecko w takim wieku nie ma jeszcze rozwiniętego mózgu dostatecznie aby myśleć. A jego dusza? Gdzieś jest (zakładając ,że istnieje). Jednakże przebywa w stanie który można porównać do stanu w jakim znajdujemy się w trakcie głębokiego snu. Czy docierają do nas sygnały z zewnątrz? Oczywiście, odbiera je nasza podświadomość. Jednak czy wiemy co się z nami aktualnie dzieje? Nic nie wiemy. Widzimy wokół siebie tylko szarą masę (a przynajmniej ja to sobie przypominam za każdym razem gdy próbuję sobie przypomnieć co widziałam między marzeniami sennymi) i nie obchodzi nas to. Jeżeli w takim stanie poczujemy ból (zróbcie eksperyment, śpiącego mocno człowieka ukłujcie szpilką - odsunie się ale nie obudzi. Chyba ma słaby sen ale to już inna sprawa, ja tu mówię o ludziach którzy jak raz zasną to można obok nich strzelać a oni mają to gdzieś.) będziemy próbować uciec od źródła bólu lecz nie obudzimy się ani nawet świadomie nie będziemy wiedzieć ,że coś nas boli. Czy można więc mówić ,że sprawiamy temu dziecku ból zabijając go jeżeli ono samo nawet nie zdaje sobie z tego bólu sprawy?!
Nie jestem jakąś szczególną zwolenniczką aborcji jednak nie znajduję niepodważalnych argumentów przeciw. Jedynym przemawiającym do mnie argumentem jest to ,że taka kobieta później będzie cierpieć gdy zda sobie sprawę z tego co zrobiła. Ale to jej decyzja. Sama skazuje się nie cierpienie! Mamy jej tego zabronić? Chyba mamy prawo do zadawania sobie samemu cierpienia?