Niestety, w mojej ocenie naginanie rzeczywistości do Twoich oczekiwań było by nieetyczne, stronnicze i zwyczajnie pozbawione podstaw obiektywizmu. Zapis w ST w Biblii jest faktem. Udawanie, że go nie ma było by uciekaniem od problemu. Być może takie zachowanie jest zgodne z Twoją etyką, jednak z moją pozostaje w sprzeczności.
Tak, zapis starotestamentowy jest faktem niepodważalnym - można nawet napisać: "
faktem autentycznym". Chyba na początku dyskusji przytoczyłem, co należy brać pod uwagę przy analizie dokumentów historycznych:
a) czy dokument jest prawdziwy,
b) jeżeli dokument jest prawdziwy to czy zawiera prawdziwe informacje - czyli dokument prawdziwy nie musi zawierać prawdziwych informacji.
Oczywiście, ża zapis ST jest prawdziwy w tym znaczeniu, że został poczyniony. Literacka analiza powie nam, że jest to opis wielkiego kataklizmu, ale to analiza literacka. Natomiast nie opisuje prawdziwego wydarzenia, ponieważ takie zjawisko nie mogło mieć miejsca. Nie ma żadnej możliwości by glob ziemski został przykryty wodą sięgającą ponad najwyższy szczyt - czyli w tym przypadku Mount Everest ~ 8848 m.n.p.m. I to zjawisko miało występować przez tak długi okres czasu. Reasumując: opis ST nie jest dowodem, ponieważ zapis ten skonfrontowany z badaniami geologicznymi, po prostu nie jest w stanie się nijak obronić, co chyba czas jakiś temu ustaliliśmy. Skoro brak jest odpowiednich zasobów wodnych - to zalanie Ziemi ponad najwyższe szczyty jest fizycznie niemożliwe. Tak więc opis ST jest opisem lokalnego kataklizmu, który ubrany w odpowiednie słowa opisywał to, co zgadzało się z wiedzą dotyczącą ówczesnego świata. Legenda była - jak najbardziej zgodna z wiedzą z ówczesnych czasach - o tym jak wyglądał świat.
Pytanie:
co w Twoim pojęciu opisuje zapis ST (głównie on, ale nie tylko)? Zjawisko lokalne czy też globalne?
Ponadto, (wybacz szczerość), założyłem, że Ciebie mogą przekonać tylko fakty dokonane. Ja tego nie zrobię nigdy, ponieważ na sam widok moich wpisów się jeżysz, (podobnie jak kilka innych osób na tym forum). A do tego, jakoś mi na tym nie zależy.
To jest tylko Twoje zdanie. Czy może objawiasz nam prawdy absolutne? I jako jedyny masz na nie patent?
Nie objawiam prawd absolutnych. Przystępując do dyskusji dotyczącej pewnych cykli, które miały mieć miejsce w historii ludzkości, chcę by przeprowadzony dowód miał "ręce i nogi". A juz pierwszy łańcuch w całym cyklu dowodowym się sypie. Nie da się niczego dowieść, skoro nie da się udowodnić pojawiania się kataklizmów, które pełnią istotną rolę. Stanowią one pewną cezurę pomiędzy tymi którzy byli, a tymi następującymi po nich. Tutaj tego nie ma. A raczej jest tylko w zupełnie innej skali, która to skala nie pozwala na twierdzenie, że następuje jakiś punkt graniczny. Sięgasz po opisy zjawisk, które rzeczywiście opisują to samo zjawisko, a spisywane są w zupełnie odległych od siebie miejscach na kuli ziemskiej, co przy założeniu (dosyć oczywistym), że spisujący te historie nie mieli możliwości ze sobą uzgadniać "zeznań" kuszą by stwierdzić, że nastąpiło "coś". Tylko pierwsze co się powinno rzucić w oczy dla krytycznego odbiorcy: to możliwość wystąpienia zjawiska w tej skali. Tzn. czy opis nie uległ wypaczeniu z uwagi na to czym dysponował autor tj. jakim stanem o otaczającym świecie. A dysponował legendą, która przetrwała w ludzkiej świadomości. Legendą o katakliźmie. A taki kataklizm miał miejsce nie jeden raz i będzie także nie jeden raz występował.