Wszędzie tam, gdzie w kataklizmach ginie ogromna liczba ludzkich istnień, pojawia się równie wiele duchów.
W regionach spustoszonych przez żywioły naturalne, w których giną tysiące ludzi, dochodzi do wielu osobliwych zjawisk nadnaturalnych. Najczęściej pojawiają się duchy zaginionych domagające się pogrzebu i miejsca w pamięci żywych.Po tsunamiJuż kilkanaście dni po fali tsunami w Azji Południowo-Wschodniej (26 grudnia 2004 roku), która pochłonęła ponad dwieście tysięcy ofiar, pojawiła się druga. Fala duchów. Jeszcze nigdy dotąd nie miało miejsca tak masowe pojawianie się duchów osób, które straciły życie podczas naturalnych katastrof. Ten stan rzeczy ściąga coraz więcej ekspertów z całego świata, którzy zastanawiają się, czy mają do czynienia z rzadko spotykanym zjawiskiem masowej traumy, czy są to duchy tych, którzy nie mogą znaleźć spokoju po tamtej stronie.
Do sześciu tajlandzkich prowincji od czasu tsunami przyjeżdża bardzo mało turystów, ponieważ boją się spotkania z panującą tu wszechobecną „pustką” i wyczuwalną obecnością dusz ofiar. Ci, którzy próbowali jednak odpoczywać, przyznają, że atmosfera jest nie do zniesienia i po kilku dniach wyjeżdżają. Świadomość, że przebywa się w miejscu śmierci dziesiątek tysięcy ludzi, jest już sama w sobie przygnębiająca.
Duchy wracają na miejsca tragediiTajlandczyk Lak coraz rzadziej przychodzi na brzeg oceanu, na którym kiedyś przesiadywał całymi dniami. Jak mawia, boi się duchów. Któregoś dnia, późnym wieczorem otrzymał od agencji turystycznej, w której pracuje jako kierowca, zlecenie przewiezienia minibusem siedmiu obcokrajowców wzdłuż wybrzeża aż do plaży Kata. W pewnej chwili w trakcie rozmowy, gdy nie usłyszał odpowiedzi na swoje pytanie, spojrzał we wsteczne lusterko. Bus był pusty. Jest przekonany, że wiózł duchy turystów, którzy zginęli podczas tsunami. Niezwłocznie udał się do miejscowego szamana, a ten potwierdził jego domysły i dał mu amulet. Nosi go zawsze na szyi i w ten sposób chroni się przed kontaktami z duchami. Podobna historia przydarzyła się pewnemu taksówkarzowi. Opowiada on o tajemniczym zdarzeniu, kiedy to przewoził z hotelu na lotnisko parę obcokrajowców. W czasie drogi zobaczył, że auto jest puste. Zatrzymał się i otworzył bagażnik. Nie było w nim trzech walizek, które sam przed chwilą tam układał.
Wolontariusze z Australii pracujący na wyspie Phi Phi wspominają, że kiedy przemierzali puste plaże w poszukiwaniu zwłok, często słyszeli dochodzące z oddali wspólne śpiewy oraz śmiech i odgłosy beztroskiej zabawy. Kiedy cichły, do ich uszu dochodził nagły płacz i okrzyki pełne przerażenia.
Pracownicy odbudowanych hoteli opowiadają, że w niektórych pokojach słychać do dzisiaj płacz i jęki pełne bólu. Szczególnie przejmujący jest szloch kobiet. Nie mogąc tego znieść, kilkoro pracowników nocnej zmiany zrezygnowało z pracy. Bardzo wiele tajlandzkich rodzin przyznaje, że bywają dni, podczas których w ich domach bezustannie dzwonią telefony. – Kiedy podnosimy słuchawkę – mówi Khao Lak – słyszymy wołanie o pomoc i rozpoznajemy głosy członków naszych rodzin, sąsiadów oraz znajomych.
Pomoc w odnalezieniu drogi na „drugą stronę”Tajlandczycy wierzą w byt pozagrobowy i uważają, że dusze zmarłych przebywają wśród koron wielkich drzew, a w specjalnych „domach duchów” stawiają dla nich picie i jedzenie. Jednak w obliczu fali duchów zalewającej kraj, są przekonani, że zachodzą tu zjawiska niezwykłe. Dodają, że to prawdziwe nieszczęście umrzeć w chwili, kiedy się tego nie spodziewa. Duchy ofiar błąkają się po plażach, w lasach, na nabrzeżach, ponieważ są przekonane, że żyją.
W Tajlandii, zgodnie z odwiecznymi zwyczajami, zmarli są błogosławieni przez krewnych, a następnie spalani. Jeśli ten rytuał nie zostanie przeprowadzony lub też nie zostaną znalezione zwłoki, wówczas duchy zmarłych pojawiają się w świecie żywych, żeby wskazać miejsce, gdzie znajdują się ich ciała. Te praktyki wywodzą się z przedbuddyjskich animistycznych wierzeń. Dlatego mnisi modlą się za dusze zmarłych i przeprowadzają rytuały, by ułatwić im opuszczenie tego świata. Palą pieniądze, składają ofiary z papieru, by ułatwić duszom przejście do tamtego świata.
Dla dusz obcokrajowców przeznaczone są inne obrzędy. Na brzegu oceanu w wielu miejscach często pali się kadzidła, których woń łączy się z żółtym piaskiem i błękitem wody. W ten sposób znaczy się miejsca, do których mają podążać zagubione dusze, by w końcu odnaleźć właściwą drogę, prowadzącą ich do „swojego domu”. Mnisi przyznają, że nie mogą jednak „wypędzać” duchów z naszego świata, ponieważ zgodnie z wierzeniami, powinny one odejść same.
Natomiast eksperci ze Światowej Organizacji Zdrowia, którzy badają wszystkie rodzaje tajemniczych zjawisk zachodzących w Tajlandii, podejrzewają, że występuje tu masowa halucynacja. Wallop Piyamanotham, psycholog, wyjaśnia, że jest to skutek przeżytej tragedii. – Ci, którzy przetrwali kataklizm, byli świadkami śmierci tak ogromnej liczby ludzi, że nie umieją sobie z tym poradzić. Jeśli dodamy do tego osobliwe zjawiska, o jakich mówią inni, to tym ludziom jest potrzebna wszechstronna pomoc – wyjaśnia.
Po trzęsieniach ziemiPodobne zjawiska paranormalne występują także i podczas innych katastrof naturalnych. W styczniu ubiegłego roku trzęsienie ziemi w Chile zamieniło dotknięte nim regiony w prawdziwe sfery duchów. Liczni świadkowie twierdzą, że dochodzą z nich nocami wołania pełne narzekań, przerażenia i rozpaczy. Ci, którzy pozostali przy życiu, proszą o pomoc, ponieważ nie potrafią się z tym uporać.
Jak informuje chilijska gazeta „El Mercurio”, w niektórych okolicach na przestrzeni kilkuset metrów słychać „nieziemski płacz”, a kiedy do niego dochodzi narzekanie, to trudno opisać te głosy pełne rozpaczy. Mają miejsce też liczne zjawiska paranormalne. Na moście im. kardynała Raúla Silvy Henriqueza od czasu trzęsienia ziemi o zmierzchu pojawiają się ludzkie cienie, telefony komórkowe bez powodu wyłączają się i słychać głosy wołające o pomoc.
Z kolei na polu campingowym w Curanipe, na którym zginęło ponad trzydziestu turystów, a ich ciał nie odnaleziono do dzisiaj, słychać o różnych porach dnia i nocy krzyki pełne przerażenia, spośród których najbardziej przejmujące są głosy dzieci. Podobne zjawiska opisywane są przez mieszkańców regionu Maule, którzy słyszą wołanie o ratunek, zwłaszcza we wczesnych godzinach porannych. – To są głosy tych, którzy tutaj zginęli. Proszą o odnalezienie i o pogrzeb – mówią robotnicy odbudowujący w okolicy mosty i drogi.
Psycholog Ricardo Figueroa z katolickiej kliniki uniwersyteckiej opiekujący się pozostałymi przy życiu mieszkańcami uważa, że w miejscach, w których dochodzi do tego rodzaju tragedii, występują trudne do wytłumaczenia zjawiska.
Opowieści dochodzą i z innych regionów świata, dotkniętych podobnymi nieszczęściami. Już po kilkunastu dniach po trzęsieniu ziemi o sile 7,1 w skali Richtera we wrześniu ubiegłego roku w Nowej Zelandii, mieszkańcy donosili o różnych fenomenach paranormalnych: o szmerach, stukach, szeptach, krzykach i zawodzeniach pełnych rozpaczy. Wiele osób przeżyło spotkania z duchami bliskich, którzy zginęli podczas kataklizmu.
Po cyklonachPo cyklonie Nargis, który spustoszył w maju 2008 roku region Irrawaddy w Birmie, mieszkańcy ocalałych wiosek mówią do dzisiaj o głosach ofiar dochodzących z pól. Szczególnie słyszalne są nocami. Zginęło wówczas ponad sto tysięcy ludzi, a bardzo wiele uznano za zaginione. Do miejsc, z których dobiegały rozpaczliwe wołania o pomoc, wysyłano grupy poszukiwawcze. Sprawdzały teren kilkakrotnie, jednak nie znalazły nikogo, kto przeżyłby kataklizm, a głosy słychać nadal.
Mieszkańcy Birmy uważają, że duchy osób ginących nagle – w wypadkach, katastrofach czy z powodu rozszalałych żywiołów, pozostają w miejscu, w którym straciły życie. Wiele osób nie tylko słyszy głosy zmarłych, ale także widzi błądzące duchy. Ofiarami cyklonu w większości były dzieci, dlatego tych duchów jest najwięcej. Pomimo że widma błąkające się podczas ciemnych nocy nie są złośliwe, mieszkańcy dosłownie barykadują się w domach.
Po huraganachNiemal identyczne relacje pochodzą z Nowego Orleanu, który w 2005 roku doszczętnie zniszczył huragan Katrina. Mimo że od tych wydarzeń minęło już kilka lat, bezustannie pojawiają się coraz to nowe opowieści o paranormalnych zjawiskach zachodzących w mieście. Warto przy tym pamiętać, że Nowy Orlean to miejsce wyjątkowe. Mieszka tu od dawien dawna wielu wyznawców kultu wudu i czarnej magii. A praktyki okultystyczne to prawie codzienność. Potomkowie niewolników przywiezionych z Afryki, wraz z którymi przywędrowało tu wiele obrzędów magicznych, są przekonani, że miasto jest zdominowane przez nadnaturalne energie, a ich wibracje są często odczuwalne.
Tę opinię potwierdzają żołnierze Gwardii Narodowej oraz liczni wolontariusze, którzy po kataklizmie przyjechali tu z pomocą. – Podczas akcji ratowniczych spotykaliśmy się z zjawiskami, o których dotąd nie mieliśmy pojęcia – wspominają. – W tej przerażającej pustce odczuwaliśmy obecność demonicznych energii, które trudno opisać. Wiele osób skarżyło się na nienaturalne zmęczenie psychiczne, stany niepokoju i nieuzasadnionego lęku. Sprowadzono miejscowego egzorcystę i wtedy sytuacja się poprawiła.
Sophie B. Wright ze służb pomocniczych twierdzi, że wielokrotnie doświadczała wrażenia bycia obserwowaną. Wkrótce znaleziono źródło tych odczuć. Podczas akcji odgruzowywania szkolnego boiska wydobyto kilka ciał ofiar, których nie można było zidentyfikować.
Z kolei sierżant Robin Hairstone z Gwardii Narodowej z Kalifornii opowiadał, że kilkakrotnie w miejscu, w którym stacjonował, pojawiał się duch małej dziewczynki. – Budziłem się nagle w środku nocy i w otwartych drzwiach pokoju, które uprzednio zamykałem, widziałem jej rozmazaną postać. Byłem pewien, że nie jest to sen ani moja wyobraźnia. Niestety nie wiedziałem, jak mogę jej pomóc, więc modliłem się o spokój jej duszy. Chyba to poskutkowało, bo widmo przestało się pojawiać.
Pielęgniarka Rosales Leanor, kiedy pracowała w laboratorium, wielokrotnie widziała kątem oka szarawy cień postaci, która znikała tak szybko, jak się pojawiała. Jeszcze inna z kobiet personelu pomocniczego opowiadała, że ilekroć otwierała drzwi do wnęki w ścianie, dochodził z niej szalony śmiech dziewczynki. Kilkakrotnie widziała też błąkającą się po korytarzu postać niewysokiego chłopca.
Otwarta BibliaŚwiadkami osobliwego zdarzenia w porcie dla jachtów Baton Rouge byli żołnierze jednego z patroli. – Port był kompletnie pusty, siła huraganu dosłownie wymiotła zacumowane łodzie, jachty. Nagle zobaczyliśmy leżącą na pomoście książkę. Podeszliśmy bliżej i okazało się, że jest to Biblia otwarta na Ewangelii według św. Jana. Zabraliśmy ją ze sobą. Kiedy doszliśmy do zniszczonego kościoła, dostrzegliśmy wśród sterty kamieni i cegieł kolejną Biblię – otwartą dokładnie na tej samej stronie, co znaleziona w porcie. Poczuliśmy się nieswojo. Oba egzemplarze oddaliśmy jednemu z pastorów. Był zaskoczony, gdy opowiedzieliśmy mu o okolicznościach ich znalezienia.
Wielu mieszkańców Nowego Orleanu wierzy, że duchy zmarłych i zaginionych bez wieści osób unoszą się nad miastem. Jednak nie w złych zamiarach, lecz po to, żeby ostrzegać żywych przed nadciągającymi nieszczęściami i kataklizmami.
Ilona Słojewska
Źródło:
4wymiar.pl