Cześć
Jestem nowy na tym forum. Klikając na listę wpisów z ostatnich 24h natrafiłem na ten temat i aż muszę odpowiedzieć.
W zasadzie chcę poruszyć dwie sprawy. Pierwsza, to napiszę coś o swoich własnych przeżyciach i doświadczeniach, druga, to oczywiście chęć spędzenia nocy w Twoim domu, jeżeli mnie zaprosisz.
Ja mieszkam w bloku, na jednym z krakowskich osiedli zbudowanych w czasach PRL. W takich blokach, mieszkania są obok siebie i ciągną się kolejno klatka po klatce, czasami po 5, 10 i nawet 15 klatek. Z punktu widzenia "straszenia", to logika sama podpowiada, że straszyć powinno równo wszystkich - a przynajmniej też sąsiadów.
Co prawda początki dziwnych wydarzeń sięgają czasów, kiedy byłem jeszcze brzącem i do dziś do tamtych wydarzeń ciężko mi się ustosunkować, w przeciwieństwie do najświeższych.
Te najświeższe zaczynają się po szkole zawodowej i rozciągają się na przestrzeni kilku lat, z czasem nabierając na sile. Najpierw były dobiegające z kuchni odłosy upadających garnków i spadających pokrywek, które zrywały domowników z łóżek i zawsze okazywało się, że nic wcale nie spadło. W tym czasie ginęły czasem przedmioty, które po jak się okazywało po przeczasaniu kilku pomieszczeń, były "cały czas" tam gdzie być powinny, a często tym miejszem był środek stołu, biurka czy pułka.
Po dłuższym czasie zaczęły się trzaski i stuki. Wszystko tłumaczyłem naprężeniem materiałów i tym, że w nocy je po prostu słychać i na nie się uwagę zwraca bo jest bezwzględna cisza. Czasem w moim pokoju w nocy spadały z biurka rzeczy, budząc mnie. To też tłumaczyłem sobie, że po prostu musiały leżeń nabrzegu i musiałem trącić biurko przeracając się w łóżku.
Po pewnym czasie zacząłem zauważać, że rzeczy na biurku i pułkach są przestawiane, do czego nikt się nie przyznawał. Pomyslałem, że jednak mnie rodzice pewnie "przeszukują".
Po bardzo długim czasie - około roku - życia ze spadającymi/niespadającymi pokrywkami, spadającymi z biurka przedmiotami, zacząłem się bardzo źle czuć na przedpokoju. Na tyle, że gasząc światło w kuchni, po prostu prawie, że uciekałem do pokoju, czując się, że ktoś mnie zaraz złapie.
W pokoju czułem, jakby ktoś stał na przedpokoju przy moich drzwiach, aż w końcu, pewnego dnia, siedząc przed komputerem pierwszy raz poczułem, że ktoś stoi dokładnie za mną, choć nikogo nie było.
Po kilku tygodniach takich schiz, zacząłem mieć koszmary. Budziłem się w nich w nocy, w ciemnym pokoju i (nie widziałem) czułem, że ktoś stoi w drzwiach od pokoju. Zrywałem się ciągle we śnie (tak, to był tylko sen) do włącznika światła i z przerażeniem odkrywałem, że włącznik wcale nie zapala światła, a ja stoję w pokoju z tym czymś/kimś.
Po kilku miesiącach obudziłem się w nocy. Otworzyłem oczy i poczułem dokładnie to uczucie. Ale nie mogłem się ruszyć, ani wydac z siebie głosu. Przerażony zacząłem walczyć. Nigdy w życiu tyle wysiłku mnie nie kosztowało podniesienie się do pozycji klęczącej. Myślałem, że upadnę, kręciło mi się w głowie. Trwało to kilka minut, jak udało mi się w ciągnącej się panice wstań i łamanymi krokami dobiec do włącznika światła. Wtedy przypomniał mi się sen i z jeszcze mocniej bijącym sercem go włączyłem.
Światło się nie zapaliło. Myślałem, że umrę z tej paniki. I nagle, cyk, światło się już świeci. Tej nocy już nie zasnąłem, a trzęsłem się chyba ponad 40 minut.
Od tamtej pory nie gasiłem już światła w pokoju na noc. Mimo tego, budziłem się w nocy i czułem, że ktoś stoi przy drzwiach.
Potem już, budziłem się czując czyjeś ręce na nogach, brzuchu czy twarzy. Ktoś mnie dotykał, ale ten dotyk od razu znikał, jak się zrywałem.
I w końcu zacząłem słyszeć głos. Gruby, męski głos, dobiegający z nikąd, wołający mnie po imieniu.
Wtedy przeczytałem na forum, bodajże przebudzenie.pl, jak dziewczyny pisały o aniołach i ich przywoływaniu. Postanowiłem to zrobić i stało się coś dziwnego.
Nagle zrobiło mi się niesamowicie przyjemnie, poczułem się bezpiecznie. Leżałem z zamkniętymi oczami i czułem dwie istoty siedzące obok mnie na łóżku. Były takie dobre i silne. Gdy w końcu otworzyłem oczy, czułem sie spokojny. Nie czułem tego kogoś/czegoś blisko, a tak dziwnie daleko. Podświadomie czułem, że oddalił się, ale obserwuje nadal. Przez kilka kolejnych dni jeszcze kilka krotnie wzywałem anioły. Aż w końcu wszystko się uspokoiło, nic nie spada/niespadając, lub spadając nie spada, nie słyszę głosów, nic mnie nie dotyka, śnią mi się głównie pierdoły i nie boję się chodzić w nocy po mieszkaniu.
Z czasem odkryłem, że coś czuję od dziecka. Dlatego, bardzo chciałbym spędzić noc u Ciebie. Jeżeli nie przyjadę autem, to musiałbyś mnie tylko odebrać z dworca

Nie zamierzam nic prowokować czy pogarszać Twojej sytuacji. Może jednak oprócz doświadczenia biernego, coś poczuję lub zobaczę. Chciałbym to sprawdzić, a może będzie we dwoje raźniej spróbowac temu zaradzić. Dodam, że robię pyszna kawę, w sam raz na długą noc
Mam nadzieję, że potraktujecie wszyscy poważnie, to, co napisałem. Nie ukrywam, że stworzyłem konto, aby poznać tu podobnych ludzi, którzy chcieli by coś wspólnie zrobić.
Pozdrawiam