@ Percepcja
A kto powiedział że rozwój ma się odbywać od tylu lat po tych samych szczeblach. Kiedyś rozwój odbywał się taką drogą bo innej nie było, kroczek po kroczku, po kolejnych odkryciach. Dzisiaj można od razu zainwestować w istniejącą już nowoczesną technologię.
Rozwój odbywa się kroczek po kroczku, innej drogi nie ma. Dlatego wielkie korporacje często partycypują w tzw. "global warming swindle" lansując się np. na pro-ekologiczne. One mogą, stać je na to, przez lata zatruwały bezkarnie atmosferę i teraz mają pieniądze np. na przeniesienie "brudnej" produkcji do krajów trzeciego świata.
A Polska? A nas na to nie stać, kiedy inni się bogacili nasi przedsiębiorcy kwiczeli pod butem komuny. Dlatego nie możemy na wielu płaszczyznach konkurować z niektórymi korporacjami zachodnimi. Jeżeli zostaną wdrożone surowe restrykcje ograniczające CO2 to naszych przedsiębiorców nie stać będzie na podołanie temu problemowi. Zbankrutują. Kto je wykupi? Zamożni partnerzy z zachodu. I kółko się zamyka.
Eko-mania nikomu nie wychodzi na dobre. Z tego prostego powodu, że jak każdy fanatyzm także i ten przybiera w szczególności formy karykaturalne, szkodliwe dla własnej sprawy. Choćby w omawianym przypadku. Nie mówi się o walce z ograniczaniem emisji np. szkodliwych związków siarki, czy wielu innych substancji. Nie! Walczymy z CO2, na tym się koncentrujemy i tym się zajmujemy. W eko-szaleństwie jest miejsce nawet na czysty nonsens jakim jest jednoczesne promowanie samochodów na prąd i postulowanie ograniczenia zużycia energii elektrycznej.
Pomyślmy, czy zanieczyszczenia przemysłowe nie będą emitowane do atmosfery? Gdzie tam, będą tylko że nie na zachodzie a w krajach trzeciego świata. U nas dzięki nowoczesnej technologii zanieczyszczenia emitowane przez przemysł byłyby ograniczone, ale czynimy produkcję u nas nieopłacalną, w związku z czym produkcja przenoszona jest tam, gdzie nikt się żadną ekologią nie przejmuje (a jeśli nawet to tylko za pieniądze podatnika z zachodu, czyli nasze).
A my będziemy likwidować elektrownie na relatywnie tani węgiel, bo emitują dużo CO2 i to teraz, kiedy nowoczesne filtry wyłapują dużą część innych, realnie szkodliwych zanieczyszczeń. A co w zamian? Oto jest pytanie... elektrownie atomowe? Ekolodzy znów protestują. Alternatywne źródła energii?? Na tym się wszyscy koncentrują. I tu jest pole do popisu dla wielkich korporacji, które mają technologie i gwarantowany udział w tych kosztownych i finansowanych z pieniędzy podatnika przedsięwzięciach.
A czy one faktycznie są ekologiczne?
Elektrownie słoneczne podobno emitują pod wpływem słońca ze swoich paneli szkodliwe substancje.
Elektrownie wiatrowe zwane też „ptakociachami” dokonują rzezi przelatujących ptaków na taką skalę, że co jakiś czas trzeba oczyszczać łopaty wiatraków z resztek ptaków. Nic dziwnego, bo z miejsc gdzie najlepiej wieje korzystają nie tylko właściciele „farm wiatrowych” ale także i migrujące ptaki.
Elektrownie wodne? W zniszczeniu naturalnego ekosystemu rzeki poprzez postawienie na niej tamy w zasadzie nie ma nic ekologicznego, więc nie rozumiem dlaczego elektrownie wodne kwalifikowane są jako ekologiczne, ale mniejsza o to. Tu problemem mogą być także kwestie związane z nienaturalnym obciążeniem skał ogromną ilością wody, dochodzi nawet w miejscach gdzie postawiono takie tamy do lokalnych trzęsień ziemi.
Nie wspominając już o tym, że te źródła energii są chorobliwie niewydajne i nie są w stanie zaspokoić naszego zapotrzebowania na energię i żadne zaklęcia eko-oszołomów tego nie zmienią.
Jakie są więc pożytki z alternatywnych źródeł energii? No cóż... Można na nich nieźle zarobić kosztem podatnika. Co udowadniają np. firmy francuskie i niemieckie wstępnie zaangażowane w projekt „Desertec”, czyli sieć elektrowni słonecznych w Afryce: „Gdy jednak przyjrzymy się sprawie bliżej, aż nadto widoczne są problemy związane z gigantycznym przedsięwzięciem. Przede wszystkim, ma on zapewnić Europie zaledwie 15 procent ogółu zużywanej energii elektrycznej. Bardzo mało jak na min. 400 miliardów euro inwestycji. Może jacyś specjaliści przeliczyliby ile to jest wiatraków i ogniw fotowoltaicznych, które można instalować np. na dachach budynków. Kto miałby zapłacić 400 mld euro? Oczywiście państwa członkowskie UE. Słusznie niektórzy krytycy Desertec pytają, czy plan nie ma na celu subsydiowania prywatnych uczestników projektu – głównie niemieckich ”
Źródło:
http://www.politykag...tynne-marzenia/Polecam ciekawy tekst na podobny temat:
http://www.niepopraw...ii-europejskiejInne cudowne koncepcje eko-oszołomstwa to np. handel emisjami CO2, który nie służy niczemu innemu jak tylko drenowaniu kieszeni podatników. Bo przedsiębiorcy np. z branży energetycznej są monopolistami i nie będą mieli żadnych problemów z przerzuceniem kosztów owych limitów na odbiorcę finalnego, czyli konsumenta. W efekcie za owe limity zapłacimy my wszyscy, a nie żaden „złowrogi truciciel środowiska”.
Nie mówiąc już o straszliwej walce z nie biodegradowalnymi złowrogimi foliówkami, która
suma sumarum okazała się przede wszystkim napychaniem kabzy hipermarketom, które nie dość że już nie muszą finansować darmowych toreb, to jeszcze na nich zarabiają: "Tak zwane „ekologiczne” torby pojawiły się już niemal we wszystkich sieciach hipermarketów. Miały być alternatywą dla zaśmiecających środowisko niezniszczalnych foliówek. "Carrefour wypuścił torbę biodegradowalną, ale klient, który płaci za nią 60 groszy, nie ma później co z nią zrobić" - mówi Hanna Żakowska, ekspert od bioopakowań z warszawskiego ośrodka badawczego CEBRO. Bo taka torba musi być wyrzucona do specjalnego pojemnika, a rozłożyć się może jedynie w kompostowni."
Źródło:
http://www.dziennik....ko_z_nazwy.htmlEfekt jest taki, że nie dość że nie pomagamy środowisku to jeszcze wpędzamy miliony ludzi w sztucznie wywołane problemy ekonomiczne. Także bardzo przepraszam, ale eko-oszołomstwu powinniśmy dla własnego dobra podziękować i ewentualnie zająć się czymś naprawdę dla środowiska dobrym.
Użytkownik Trajan edytował ten post 23.11.2009 - 18:41