Ok panowie, end of offtopic
Przede wszystkim mówienie o zwiększonej awaryjności to efekt obcowania z nagonką mediów. Samolot to jest naprawdę skomplikowana maszyna i mniejsze bądź większe awarie zdarzają się codziennie. Trzeba jednak zastosować pewne stopniowanie co do ważności problemów i nie dać się ponieść medialnej panice. Dla mediów przepalenie się bezpiecznika odpowiedzialnego za oświetlenie toalety jest równoznaczne z pożarem obu silników. Każda większa katastrofa przykuwa uwagę opinii publicznej w temacie bezpieczeństwa środka transportu, który tej katastrofie uległ. Ludzie odpowiedzialni za dostarczanie informacji zainteresowanej publiczności wiedzą więc co ostatnio jest "na tapecie" i wykorzystują to, zasiewając przy tym niepotrzebną panikę. Niech przykładem będzie wczorajsze zawrócenie z trasy LOT-owskiego B767. Przepisy mówią jasno, że pilot ma obowiązek przerwać lot jeśli istnieje jakakolwiek usterka. Chodzi tu o wszystko, co bezpośrednio lub pośrednio zagraża bezpieczeństwu. W przypadku B767 wysiadła automatyka lotu. Nie ma zagrożenia bezpośredniego, bo AP to układ pomocniczy. Bez niego da się maszynę prowadzić, ale na dłuższą metę (trasa transoceaniczna) staje się to bardzo uciążliwe.
Zauważcie, jak dziennikarze wykorzystują niewiedzę ludzi nie związanych nijak z lotnictwem. Samo wyolbrzymianie słowa "sytuacja awaryjna" już zwraca uwagę. W języku polskim brakuje miejsca na stopniowanie sytuacji niebezpiecznych opisywanych przez angielską frazeologię. Otóż poważne niebezpieczeństwo to "warning". To czerwona lampka, która zapala się w momencie, kiedy nie działa coś, co w normalnym stanie działać powinno. Poziom niższy to "caution", czyli lampka żółta. Oznacza ona jakby przypomnienie, że dany układ powinien być załączony, a załączony nie jest. Oprócz tego istnieją komunikaty informacyjne (w postaci głosowej czy też wyświetlane jako tekst na ekranie wyświetlacza LCD w nowszych maszynach) Jednak każdą sytuację nietypową należy sprawdzić, bo często awaria jednego układu powoduje, że stan awaryjny zgłasza inny układ. Każde postępowanie opisane jest tak w instrukcji operacyjnej wydanej przez linię, jak i instrukcji obsługi, którą dostarcza producent. Tego jednak Kowalski nie wie, więc skoro TVN24 mówi, że samolot zawrócił, to jest news i trzeba go podać, a publika już sobie to skojarzy z feralnym Airbusem. Wielkie halo było także w momencie, kiedy samolot krążył w okolicy Okęcia. Krążył, bo został odesłany w tzw. holding, i tam poruszał się po kręgu aby wypalić nadmiar paliwa pozostałego po zrzucie, oraz zaczekać na odpowiednie ustabilizowanie się sytuacji ruchowej na lotnisku. Kilka operacji trzeba było przecież przesunąć w czasie, aby wpuścić ponadplanowe lądowanie.
Nie wierzmy więc na słowo mediom. Działają one nadal na fali tajemniczej katastrofy Airbusa i podają fakty, o których normalnie wie co najwyżej grupka pasjonatów albo fachowców. Awaryjność się utrzymuje na stałym poziomie i w żaden sposób go nie przekracza. Z czasem częstotliwość informowanie osłabnie.