Na swojej ścieżce nigdy nie stałem się ateistą i naprawdę się z tego cieszę. Urodziłem się w katolickiej rodzinie. Rodzice oględnie przysposobili mnie do tego wyznania i starali się przekazać wszelką wiedzę jaką na ten temat posiadali, ale to mi nie wystarczyło. Zacząłem zadawać wiele niewygodnych pytań, spędziłem nawet ponad pół roku na rozmyślaniach i badaniu różnego rodzaju wiedzy żeby odnaleźć w logiczny sposób odpowiedź na wszystkie pytania, które mnie przez ten okres trapiły. Wtedy nie byłem już katolikiem, ani nawet chrześcijaninem, nie wyznawałem żadnej religii, stałem się czymś w rodzaju agnostyka. Na moje szczęście nie przekroczyłem tej bariery stając się ateistą, bo mimo wszystko widzę, że ludziom z tamtej strony najczęściej ciężko jest wrócić już gdziekolwiek. Bo gdy zaczynamy coś negować, a potem na tej negacji budujemy cały swój światopogląd, to niewyobrażalnym staje się potem zaakceptować swój błąd, bo to co nas do tej pory określało musimy zburzyć i w mozole odbudować na nowo. Gdyż nie wybraliśmy żadnej drogi do tej pory, po prostu staliśmy na rozdrożu udowadniając sobie wzajemnie dlaczego jedna z dróg jest tą niewłaściwą. Wiem przez co przeszedłem, zburzyłem swój świat i po dziś dzień staram się go odbudowywać.
Wielu ateistów wpada w kompleks religii, gdzie wszystko do niej nawiązujące jest złe.Niewolnictwo własnego umysłu, czyli budowanie fortecy wokół własnego światopoglądu.Nieustanna inwektywa, jaki cel mieliby mieć ludzie tworzący religie, wypełniali luki w swojej nie wiedzy u samych podstaw, bali się tego co nowe, lecz pomimo tego u podstaw religii stoją jednostki które chciły przekazać coś ważnego, tutaj człowiek z islamu, chrześcijaństwa, buddyzmu, hinduizmu malwersuje moralność, dlaczego dzisiaj to przesłanie przekształciło się w niekształtne coś, hominidy nie zrozumiały, dlatego dzisiaj są jak owoce, które regularnie się strzyże, nie trzeba wierzyć w danego Boga, można nauczyć się jednocześnie przy tym oddzielając zwykłą pustkę, lukę nie dającej się zapełnić od tego co wartościowe, prawie w każdej religii jako kulturze, czy można zgadzać się z reinkarnacją buddystów, będąc tym samym katolikiem, nie, to jest tak zwane ograniczenie umysłowe.
Wiara w naukę, naukowców, ludzi, tych wszystkich udowadniających majestat świata przez myślenie, rozumie i koegzystuje z ich poglądami każdy osobnik rozumny gatunku homo sapiens.Dlaczego, bo siłą nauki jest dowód, czyli coś czego nie zdobył żaden ziemski Bóg, dlaczego nie wierzyć w człowieka, przecież to on odkrył atomy, to on podbił Księżyc, to on stworzył teorię ewolucji i to on nadal wyjaśnia to wszystko.Nadzieja w tym przypadku nie jest zgubna, historia nie kłamie, tam gdzie był Bóg, tam już go nie ma.
Strach przed nieznanym towarzyszy każdemu.Ateizm jest taką dyscyplina, której zrozumienie wymaga odwagi.
Starszy nie znaczy lepszy, człowiek nie wino.Wiara, którą starsi i bardziej doświadczeni ludzie chcą nam przekazać wiąże się i przeplata z ich życiowym doświadczeniem. Ma służyć przede wszystkim ułatwieniu podróży, którą jest życie. Nie mówię tu o jakimś radykalizmie, ale o najprostszych i najczystszych jej przejawach. Takich gdzie 'Bóg' nie każe zabijać w swym imieniu, gdzie nie jest sadystą, przez którego ludzie nie są do siebie wrogo nastawieni. Mówię tu raczej o takiej mądrości życiowej połączonej z akceptacją, że jest coś więcej niż ten pył w którym żyjemy i o który tak bardzo się zabijamy.
Po latach coś się zmieniło. Zmęczyłem się próbami logicznego dowodzenia czym może być życie, jaki może być jego sens, czy jest większy plan i jaką mam odegrać w nim rolę, jaka może być natura Boga i czy Bóg w ogóle istnieje. Wyciszyłem się i postępowałem zgodnie z tym co czułem, że jest właściwe i wtedy to dopiero do mnie dotarło. Że wszystko czego nam potrzeba żeby przejść przez to życie w szczęściu mamy przy sobie. Zawsze mieliśmy, urodziliśmy się z tym. Nazwijcie to jak chcecie, głos serca, intuicja, wewnętrzny głos, ale wiem że nic więcej nie potrzeba. Od tego momentu po prostu czuję że jest coś tak niesamowicie potężnego, coś tak wspaniałego, co daje mi siłę każdego dnia, że nie potrzebuję się już nad tym zastanawiać. Jestem kompletnie wyciszony i w pełni mogę skupić się na swoim życiu i tym co robię. Można to nazwać wiarą w Boga, ale nie Boga chrześcijan, żydów, arabów, hindusów czy kogokolwiek innego. Nie zamierzam utożsamiać się z żadną grupą bo jest mi to już niepotrzebne, od tamtej chwili stałem się w pełni panem swojego życia. Życzę każdemu z was tego samego. Abyście odnaleźli własną drogę.
Istnieje coś takiego jak deizm, panteizm, agnostycyzm, pandeizm, panendeizm.Bynajmniej z jednym pan się identyfikuje.Rzucanie ogólników bez pokrycia ich argumentacją, nie jest odkryciem nowego światopoglądu, być może jest nie wiedzą.
Osobiście bardziej cenie wyznawców Jezusa od agnostyków, gdyż nie przepadam za czymś, co jest niezdecydowaniem.
Przy swoich poglądach nie należy zapominać o tolerancji, akurat ona jest zarezerwowana dla wszystkich, jej brak, to brak kultury.Skoro ktoś nie robi nam krzywdy, dlaczego mamy z nim walczyć i go ograniczać, nie musimy podzielać jego zdania, za co więc ludzie katują mniejszości?
Richard Dawkins wygłaszając swoje tezy stał się poniekąd Bogiem dla ateistów, prowadzi ich za pomocą negacji wszystkiego co wartościowe. Bo tu nie chodziło nigdy o Boga, tu chodziło o człowieka, Bóg był jedynie środkiem, który miał doprowadzić do zrozumienia nas samych. Jedyne czego się nauczyłem to żeby mieć zawsze otwarty umysł i rozważać to co życie niesie ze sobą, bo to te momenty gdy czegoś nie chcemy przyjąć do wiadomości, gdy wprost nas nosi, żeby się nie zgodzić są kluczowymi i niosą ze sobą najwięcej mądrości.
Z poglądami pana Dawkinsa do pewnego momentu, on sam sprawia dla mnie wrażenie człowieka nie wiedzącego zbyt wiele o religii.
Jednakże Richard Dawkins mówi ludziom, aby zaczęli myśleć sami, nie tak jak robią to choćby neokatechumenaty.Podkreśla jak ważna jest wolna wola, własny wybór, nie każe przymusowo być ateistą, inną kwestią jest jego ciągły spór, zresztą to biolog, nie mówca, odchodzi znacząco od fatalizmu czy dzisiejszych astrologów, pokazuje działanie uboczne religii ale tak samo jak Pat Condell, ma wyobrażenie jakoby religia była synonimem zła.
Obserwator zauważy, że są tacy nie wierzący i tacy nie wierzący, w obrębie tego kręgu, mówiąc cokolwiek pozytywnego na temat religii oczekuj spazmów ich twarzy, przyjmij agresje i wyśmiej.
Dotyczy to każdego bez względu na swoje przekonanie.Jeszcze nie wielu wie o tym ale ateizm jest niczym, z samego założenia, to tak samo jak z naukami Jezusa, negatyw jego działań to schizma, wojna domowa o rację, czy choćby dzisiejszy kościół katolicki.Jeszcze na Soborze Watykańskim I nazywano protestantów zarazą.Tak zwany wierzący przyjmuje do swej świadomości świat eteryczny, odrzucając przy tym inne zjawisko nadnaturalne, co wynika z religijnych pobudek, więc tym samym coś co dla jednych istnieje, dla drugich już nie, korzystając z przywileju dokonamy aneksji tego co zgadza się z naszym wyznaniem, odrzucając przy tym całą resztę.
Ateizm to tylko forma utożsamienia się z cywilizacją, kto z nas nie korzysta z dóbr techniki.Czy to muzułmanin, satanista, katolik, chrześcijanin posiada lodówkę, nie nazywajmy tego zjawiska czymś, czym nie jest.