Napisano
15.07.2009 - 22:05
Na swojej ścieżce nigdy nie stałem się ateistą i naprawdę się z tego cieszę. Urodziłem się w katolickiej rodzinie. Rodzice oględnie przysposobili mnie do tego wyznania i starali się przekazać wszelką wiedzę jaką na ten temat posiadali, ale to mi nie wystarczyło. Zacząłem zadawać wiele niewygodnych pytań, spędziłem nawet ponad pół roku na rozmyślaniach i badaniu różnego rodzaju wiedzy żeby odnaleźć w logiczny sposób odpowiedź na wszystkie pytania, które mnie przez ten okres trapiły. Wtedy nie byłem już katolikiem, ani nawet chrześcijaninem, nie wyznawałem żadnej religii, stałem się czymś w rodzaju agnostyka. Na moje szczęście nie przekroczyłem tej bariery stając się ateistą, bo mimo wszystko widzę, że ludziom z tamtej strony najczęściej ciężko jest wrócić już gdziekolwiek. Bo gdy zaczynamy coś negować, a potem na tej negacji budujemy cały swój światopogląd, to niewyobrażalnym staje się potem zaakceptować swój błąd, bo to co nas do tej pory określało musimy zburzyć i w mozole odbudować na nowo. Gdyż nie wybraliśmy żadnej drogi do tej pory, po prostu staliśmy na rozdrożu udowadniając sobie wzajemnie dlaczego jedna z dróg jest tą niewłaściwą. Wiem przez co przeszedłem, zburzyłem swój świat i po dziś dzień staram się go odbudowywać.
Wiara, którą starsi i bardziej doświadczeni ludzie chcą nam przekazać wiąże się i przeplata z ich życiowym doświadczeniem. Ma służyć przede wszystkim ułatwieniu podróży, którą jest życie. Nie mówię tu o jakimś radykalizmie, ale o najprostszych i najczystszych jej przejawach. Takich gdzie 'Bóg' nie każe zabijać w swym imieniu, gdzie nie jest sadystą, przez którego ludzie nie są do siebie wrogo nastawieni. Mówię tu raczej o takiej mądrości życiowej połączonej z akceptacją, że jest coś więcej niż ten pył w którym żyjemy i o który tak bardzo się zabijamy.
Po latach coś się zmieniło. Zmęczyłem się próbami logicznego dowodzenia czym może być życie, jaki może być jego sens, czy jest większy plan i jaką mam odegrać w nim rolę, jaka może być natura Boga i czy Bóg w ogóle istnieje. Wyciszyłem się i postępowałem zgodnie z tym co czułem, że jest właściwe i wtedy to dopiero do mnie dotarło. Że wszystko czego nam potrzeba żeby przejść przez to życie w szczęściu mamy przy sobie. Zawsze mieliśmy, urodziliśmy się z tym. Nazwijcie to jak chcecie, głos serca, intuicja, wewnętrzny głos, ale wiem że nic więcej nie potrzeba. Od tego momentu po prostu czuję że jest coś tak niesamowicie potężnego, coś tak wspaniałego, co daje mi siłę każdego dnia, że nie potrzebuję się już nad tym zastanawiać. Jestem kompletnie wyciszony i w pełni mogę skupić się na swoim życiu i tym co robię. Można to nazwać wiarą w Boga, ale nie Boga chrześcijan, żydów, arabów, hindusów czy kogokolwiek innego. Nie zamierzam utożsamiać się z żadną grupą bo jest mi to już niepotrzebne, od tamtej chwili stałem się w pełni panem swojego życia. Życzę każdemu z was tego samego. Abyście odnaleźli własną drogę.
Don Corleone.
To co pisałem o negacji tyczyło się przede wszystkim Ciebie i Twoich wypowiedzi. Niech niewiara w Boga Cie nie zaślepi. Nie ma przecież logicznego wytłumaczenia na to czy Bóg istnieje, są za to setki logicznych dowodów na to że może go nie być. Ale przecież co my ludzie możemy wiedzieć, dopiero co pojawiliśmy się na tej planecie i już chcemy decydować o naturze wszystkiego czego jeszcze nawet nie poznaliśmy zbyt dobrze? Jesteśmy jak mrówki w jednym z mrowisk na Ziemi, co one mogły poznać, pobliskie krzaczki i rzeczkę?
Łatwo jest wytykać innym wady w ich światopoglądzie. Mam bliskiego przyjaciela, który potrafił ośmieszać sposób życia innych, ale to by było na tyle, bo sam swoje życie marnuje, bo nie wie jak je przeżyć.
Don Corleone wydaje mi się że chowasz się za swoją mądrością, ale przecież nie zawsze będziesz mógł się za nią schować i kpić z innych. Przychodzą chwile w życiu, że nie jesteśmy w stanie zdecydować w którym kierunku się udać, nie wiemy jakie znaczenie miało to co się właśnie wydarzyło, ani w jakim kierunku dotąd podąrzaliśmy, wtedy wszelka mądrość zawodzi.
Richard Dawkins wygłaszając swoje tezy stał się poniekąd Bogiem dla ateistów, prowadzi ich za pomocą negacji wszystkiego co wartościowe. Bo tu nie chodziło nigdy o Boga, tu chodziło o człowieka, Bóg był jedynie środkiem, który miał doprowadzić do zrozumienia nas samych. Jedyne czego się nauczyłem to żeby mieć zawsze otwarty umysł i rozważać to co życie niesie ze sobą, bo to te momenty gdy czegoś nie chcemy przyjąć do wiadomości, gdy wprost nas nosi, żeby się nie zgodzić są kluczowymi i niosą ze sobą najwięcej mądrości.