0
30 lipca 2011 - Strych Voldemorta
Śniło mi się, że byłam Harrym Potterem (lol) i dopadł mnie Voldemort ale się go nie bałam, spotkanie uznałam za fajną przygodę. Rzucił na mnie jakieś zaklęcie a ja je zablokowałam - prawie: zaklęcie zmieniło kurs i trafiło mnie w sam środek dłoni którą się zamachnęłam tworząc magiczną tarczę (lol). Na chwilę umarłam (jednocześnie mówiąc Ronowi i Hermionie którzy nie wiadomo skąd się pojawili że żyję i wszystko jest ok) a jak Voldemort uznał, że nie żyję i sobie poszedł powróciłam do życia i razem z Ronem i Hermioną postanowiliśmy włamać się do domu Voldemorta i opróżnić mu strych (lol).
Gdy tam dotarliśmy Voldemort stał na balkonie więc użyłam zaklęcia paraliżującego żeby nie mógł się ruszać po czym wysłałam chmarę chińczyków (lol) żeby mu zabrali różdżkę. To się udało ale Voldemort nie był głupi i zdołał bez różdżki przełamać zaklęcie paraliżujące, podczołgać się do krawędzi balkonu, zeskoczyć na latający dywanik łazienkowy (lol) i odlecieć w siną dal.
Zostawiliśmy chińczyków z różdżką Voldemorta na balkonie a sami poszliśmy na strych by zabrać stamtąd co się da. Nagle zdałam sobie sprawę, że pewnie Voldemort zaraz wróci i będzie wściekły, że plądrujemy mu strych więc powiedziałam do Rona i Hermiony żeby się pospieszyli i nie zabierali wszystkiego tylko co bardziej interesujące rzeczy. Wśród takowych były 2 inne latające dywaniki łazienkowe (lol) i inne skarby jak z opowieści o Aladynie. Nagle drzwi od strychu się otworzyły i wlazł wściekły Voldek. Razem z Ronem i Hermioną wyskoczyliśmy przez okno, wskoczyliśmy na 2 trzymane przez nas dywaniki (połączyliśmy je bo była nas trójka a na jednym nie mieściły się 2 osoby) i odlecieliśmy na jakiś przystanek autobusowy. Obok była knajpka w której zjedliśmy frytki zastanawiając się czy Voldek nas goni. Następnie sen się zakończył a ja się obudziłam.
Gdy tam dotarliśmy Voldemort stał na balkonie więc użyłam zaklęcia paraliżującego żeby nie mógł się ruszać po czym wysłałam chmarę chińczyków (lol) żeby mu zabrali różdżkę. To się udało ale Voldemort nie był głupi i zdołał bez różdżki przełamać zaklęcie paraliżujące, podczołgać się do krawędzi balkonu, zeskoczyć na latający dywanik łazienkowy (lol) i odlecieć w siną dal.
Zostawiliśmy chińczyków z różdżką Voldemorta na balkonie a sami poszliśmy na strych by zabrać stamtąd co się da. Nagle zdałam sobie sprawę, że pewnie Voldemort zaraz wróci i będzie wściekły, że plądrujemy mu strych więc powiedziałam do Rona i Hermiony żeby się pospieszyli i nie zabierali wszystkiego tylko co bardziej interesujące rzeczy. Wśród takowych były 2 inne latające dywaniki łazienkowe (lol) i inne skarby jak z opowieści o Aladynie. Nagle drzwi od strychu się otworzyły i wlazł wściekły Voldek. Razem z Ronem i Hermioną wyskoczyliśmy przez okno, wskoczyliśmy na 2 trzymane przez nas dywaniki (połączyliśmy je bo była nas trójka a na jednym nie mieściły się 2 osoby) i odlecieliśmy na jakiś przystanek autobusowy. Obok była knajpka w której zjedliśmy frytki zastanawiając się czy Voldek nas goni. Następnie sen się zakończył a ja się obudziłam.
po tych apokalipsach Voldemort z Chińczykami to prawdziwy powiew ... świeżości
ale jak się śni coś takiego to człowiek mimo wszystko przeżywa - potem tylko zabawnie to brzmi