Witam wszystkich... To mój pierwszy post więc proszę o wyrozumiałość. Powracając do tematu: A może to po prostu ten ogólnopojęty system jest sprawcą tak wczesnego dojrzewania ? Chodzi mi o to, że współczesna młodzież "nie ma czasu" na dzieciństwo. Przypatrzmy się choćby procesowi nauki:
- Zerówka: Już tu się zaczyna wyścig... Zajęcia językowe, kółka związane z hobby - to wszystko nie jest złe - rozwija. Tyle, że dzieciak już zaczyna odczuwać nad sobą presję. "XX chodzi na zajęcia z Alfa, Bravo... To i ty musisz chodzić, żeby być MĄDRY, i w przyszłości zarabiać DUŻO PIĘNIĄŻKÓW, to Ci się przyda..." Tyle, że przecież taki bajtelek naprawdę nie ma głowy do myślenia o tym jak będzie nazywała się jego firma i jaki będzie PIN do jego złotej karty kredytowej
Dzieci w tym wieku wolą być SpiderManem, bądź innym hiperbohaterem... Ale rodzice, którzy często sami widzą wszystko w przeliczeniu na stan konta, wiedzą lepiej...
- Podstawówka: To już wyższa szkoła jazdy, o ile nauczanie początkowe to kołowanie, to już czwarta-piąta klasa jest ostrym startem z dopalaczem... Coraz więcej zajęć, egzaminów, sprawdzianów. Do tego kolejne "hobby" niekiedy wymuszane przez pełnych ambicji rodziców. I pisemka w stylu "Trzynastka", lans i szpan... Bo w tym wieku najłatwiej zrobić dzieciom wodę z mózgu - pojawia się z wolna dojrzewanie, nowe pytania, często zadawane samemu sobie, bo rodzice wciągnięci w dziki gon za kasą. A pisemka - wiadomo, od ich treści flaki się przewracają. To one właśnie tworzą obraz dziecka "staromalutkiego" - jak dobrać makijaż do bluzki ?, jak poderwać chłopaka? A mówimy o pismach dla trzynastolatek. One właśnie wyrabiają w umysłach dzieciaków kult ciała. A więc maseczki, odchudzanie... Tyle, że np. organizm takiego dziecka to jeden wielki plac budowy - widać niby już jakieś kształty, ale wiele rzeczy powstaje a inne są dopiero w fazie projektu...
- Gimnazjum: No tutaj dzieci całkowicie przestają być dziećmi (14 lat kiedy się zaczyna ten etap nauki) Od początku jest im wpajane, że NIE SĄ JUŻ DZIEĆMI, że mają odtąd działać jak dobrze naoliwiona maszyna, zmęczenie to tylko objaw ze strony organizmu. Kto nie utrzyma się na powierzchni, jest bezpowrotnie stracony. Koniec gimnazjum i początek liceum, to już tak naprawdę dorosłe życie...
Do czego w tym przydługim tekście dążę ? Otóż nie należy oskarżać nastolatków o wczesne rozpoczęcie współżycia - to w pewnym sensie dorośli ich do tego zmuszają - wyrabiają w nich poczucie dorosłości, całkiem nieadekwatne do dojrzałości. Dzieciaki są tak skołowane, że napięcie seksualne, które się dodatkowo w tym kotle pojawia po prostu załącza zawór bezpieczeństwa jakim najczęściej jest jest seks. Gdzie problem ? Ano problem jest w podejściu, często staroświeckim do aktywności seksualnej człowieka. O masturbacji nadal mówi się źle, widzi się ją jako grzech itp. No więc ja się pytam: Co w niej złego ? Czy przez to, że chłopak/dziewczyna rozładuje swoje napięcie w "kontrolowanych warunkach" czyli np. w domu stanie się jakieś nieszczęście ? Otóż efektem będzie tylko pewna ulga i luz psychiczny, czyli stany bliższe umysłowi nastolatka. Tymczasem seks, a raczej próby jakie podejmują już nawet dwunastoletnie dzieciaki to nic innego jak rosyjska ruletka. Dziewczyna pisząca o tym jak to świetnie było uprawiać seks na koloniach, nie zdaje sobie sprawy, że jest duże prawdopodobieństwo poronienia ciąży jaka mogłaby w wyniku tego stosunku powstać. Poronienia, które mogłoby się okazać dla dziewczyny śmiertelne. Również powikłane ciąże w takim wieku to wyrok dla dziewczyny. Wiem, zdarzają się przypadki, że jest ok. Ale w poważnych sprawach na przypadek nie wolno liczyć. Ciąża nastolatki to najgorszych dramat, jaki dziewczyna może sobie zgotowac, i to na własne niemalże żądanie. Śmieszą mnie tłumaczenia, że "chcieliśmy tego dziecka", "jesteśmy szczęśliwi"... Trudno być szczęśliwym kiedy w wieku 15-16 lat życie zamyka się z hukiem, na około 10 lat, gdzie pierwsze pięć z nich jest praktycznie bezwarunkowym zakazem opuszczania domu. I tu rodzą się dramaty, o których potem trąbią gazety i portale. Przerwana szkoła, nagłe zderzenie z ciężarówką marki "Życie"... Dziecku trzeba zapewnić byt, dać mu jeść, ubrać. Nastoletni ojciec nie pójdzie przecież nagle do pracy, bo raczej nikt go tak ot nie przyjmie. Zresztą ojciec często pozostaje nieznany (Była impreza, luz, alkohol - i ON) Rodzice dziewczyny czasem pomogą - ale są ludzie i ludziska, jedni pomogą, inni nie... A potem słychać, że matka pobiła na śmierć dziecko, że porzuciła noworodka. Najpaskudniejsze jest traktowanie powstającego w czasie stosunku życia jako odpadu, wypadku przy pracy, którego skutki natychmiast należy usunąć. Jeśli zaś dziecko się narodzi - bywa niekochane, bo niedojrzała matka na nie właśnie zwala cały dramat - wstyd ciąży, ból porodu i zmarnowaną młodość. Tyle, że wina leży jeszcze dalej - to beznadziejna współczesność nakręciła mamusię do seksu - bo to fajne, trendi, jazzy... Tyle, że czasem, ale tylko czasem mogą być problemy w postaci kolejnego obywatela kraju - ale o tym już kolorowe magazyny tak szeroko nie pisza... Podsumowując - dajmy dzieciom dzieciństwo i nie róbmy z nich na siłę dorosłych. Każdego jeszcze ta dorosłość zdąży kopnąć w tyłek i wcale nie trzeba temu kopowi wychodzić naprzeciw. Nie oswajajmy seksu nastolatków, lecz poznajmy jego źródła - odrzucenie, pogoń za kasą... Czasem choć chwilowe okazanie dziecku miłości może je uratować przed rzeczami, których cofnąć nie można...