Inaczej mówiąc - zwierzę, które nie merda ogonem i nie szczeka na przywitanie, postrzegane jest przez nich jako "oziębłe", niedostępne i obojętne. I jako takie nie zasługuje na miano zwierzęcia przyjaznego.
Mogę pociągnąć temat jako była posiadaczka psa, a obecnie (i już na stałe i do końca życia) kota -- mianowicie odczuwam to w ten sposób, że pies jest zwierzęciem "aktywnym". Rozumiem przez to okazywanie radości, możliwość, czy wręcz konieczność zabawy, aportowanie, spacery, ogólnie rzecz biorąc jest to towarzysz energiczny, wnoszący sporo ożywienia itp. Kot z kolei jest stworzeniem pasywnym. Bawić się z nim nie da (piszę na podstawie doświadczeń z moją kocicą, wiekową już dość persicą. Wyciągam zabawkę, obojętnie jaką, reakcja jest zawsze łatwa do przewidzenia: "o, jak fajnie się bawisz... to pobaw się jeszcze trochę, a ja się w tym czasie zdrzemnę."), spacery odpadają, aportowanie odpada i wszelkie rodzaje wspólnej aktywności także. Dlatego też większość ludzi od razu się zniechęca.
Ale cała frajda z posiadania w domu kota polega na obserwowaniu jego zachowań.
W skrócie -- z psem się bawisz, kota obserwujesz.
I z tego też powodu uważam, że niektóre punkty są bardzo celne. Na przykład trzeci, "Koty nigdy się nie poddają". 100% racji. Tego sierściucha nic nie jest w stanie pokonać. Będzie wisiał na krawędzi szafki i próbował wyjąć rybkę z akwarium tak długo, aż mu się uda. Sto razy spadnie na podłogę, dziesięć razy wpadnie do akwarium, ale i tak za każdym razem wróci na ten róg szafki i będzie niestrudzenie próbował... dopóki nie zlikwiduję akwarium (szafki się nie dało
). Jeśli się go przypadkiem zamknie wieczorem w jakimś pomieszczeniu, to będzie tak długo piłował pazurami w drzwi, aż się w końcu wścieknę i wyskoczę o trzeciej w nocy, żeby go wypuścić. I tak dalej, z każdą jedną sytuacją.
Kota po prostu trzeba obserwować -- to jest wspaniały relaks dla umysłu, a czasami też ubaw. Nie ma sensu wymagać od niego czegoś, co jest wbrew naturze. Choć moja się paru nietypowych zachowań dla kota nauczyła. Przybiega.. tfu, statecznie przychodzi kiedy się ją zawoła, wie, że nie należy żreć kwiatków i odkręcać sobie kranu w kuchni. Odnoszę jednak wrażenie, że na to mi pozwoliła, bo od 12 lat nie potrafię jej zmusić do tego, żeby nie żłopała wody z garnka z obranymi ziemniakami
No i nie zamierzam jej oduczać leżenia na kolanach -- co robi zawsze i wszędzie. Teraz też.