Sama produkcja nie jest tańsza w tym sensie, że "koszty stałe" (względne, ale jednak) są raczej niezmienne, a zysk to wynik właśnie większej produkcji.
Ale zaraz, przecież jeśli GMO-pozytywny rolnik zużyje mniej środków ochrony roślin (bo wystarczy, że spryska samym roundupem) i mniej paliwa (bo odpadnie mu orka), to będzie miał niższe koszty stałe, niż rolnik anty-GMO, nawet przy zachowaniu takiego samego poziomu produkcji.
... no i takie zwiększanie wydajności kosztem genetycznych "dziwadeł" ma sens tam, gdzie żywności brakuje.
Wydajności, czy wielkości produkcji? Według mnie wydajność (z hektara, jak za Gomułki ;-) ) warto podnosić w każdej sytuacji.
Jestem ciekaw w jakim stopniu tą "ideą" da się najeść. Nie żebym był pesymistą, ale ile już było programów dożywiania głodujących...
Ale przecież pomysłodawcy Złotego Ryżu nie stworzyli go z myślą o dożywianiu głodujących, tylko w celu ograniczenia niedoborów witaminy A w krajach rozwijających się.
Problemem jest określenie "skala przemysłowa".
Owszem, to jest pewien problem, bo według mnie pojęcie rolnika powinno obejmować tylko podmioty produkujące płody rolne na skalę przemysłową. Ktoś, kto uprawia pół hektara za stodołą i wystarcza mu to z trudem na nakarmienie rodziny nie powinien być tak nazywany.
co do jak to byłeś uprzejmy określić "rolników kradnących nasiona" po pierwsze nie miałem na myśli złodziei wynoszących worki z nasionami z magazynów "szacownych firm" tylko ludzi pozwanych do sądu z powodu wykrycia na ich polach organizmów GMO bez licencji.
A czym różni się ten jeden typ złodziejstwa od drugiego? To drugie jest chwalebne, czy jak?
jak wiadomo zboża są wiatropylne więc nawet te strefy buforowe wymagane przy uprawach GMO nie są nieprzekraczalną granicą dla pyłków.
Przejdźmy do konkretów: o jakich strefach buforowych mówisz i dlaczego nie są one nieprzekraczalną granicą dla pyłków. Ja słyszałem np. o strefach dla kukurydzy GMO, bodajże w Niemczech, wynoszących bodaj 150 m, która to odległość została wyznaczona w oparciu o badania polowe transportu pyłków kukurydzy.
Dodatkowe koszty to właśnie te sprawy sądowe. W skali poszczególnych producentów GMO jest tańsze ale w skali kraju po podliczeniu kosztów wszystkich pozwów związanych z licencjami odszkodowań jak i uwzględniając obniżenie wartości exportu związanego z wprowadzeniem do polski upraw GMO mamy w plecy. I pragnę podkreślić iż cały czas piszę tylko o Polsce.
A potrafisz choćby zgrubnie oszacować jakie to koszty sądowe ponoszą aktualnie polscy rolnicy z tego tytułu? Bo skoro piszesz tylko o Polsce...
Przepraszam ale te kilka zdań brzmi jak reklama Monsanto.
Nie przepraszaj, tylko rzuć jakimś kontrargumentem, albo zgódź się ze mną, że uprawy GMO są mniej szkodliwe dla środowiska niż uprawy konwencjonalne.
A słyszałeś o płodozmianach czy też wykorzystywaniu naturalnych nawozów czy też owadów ?
Słyszałem. Ale to nie są zastępstwa dla herbicydów i orki, prawda?
W Polsce nie potrzeba nam super wydajności. Potrzebna jest jakość.
Jestem w stanie się z tym zgodzić: odbierzmy rolnikom traktory i inne maszyny, przywróćmy uprawę koniem i sierpem. Wydajność nie będzie może wysoka, ale ta jakość!
Dlaczego nie są wspierane afrykańskie uprawy.
Dlatego, że w Afryce ryż nie jest podstawą diety.
Marchewkę jedzą wszyscy i złoty ryż nie jest nam do niczego potrzebny.
Widzę, że zacząłeś się obawiać siłowego wprowadzenia upraw Złotego Ryżu w Polsce :-D MSPANC.