Witam, chciałbym się podzielić historią z mojego życia, które miało miejsce jakieś 14 lat temu.
Aktualnie mam 22 lata i nie doznaję żadnych przygód „paranormalnych”, lecz kiedyś przytrafiło mi się coś, czego nie potrafię wyjaśnić do dzisiaj. Miało to miejsce w szpitalu klinicznym im. Karola Jonschera w Poznaniu na oddziale dziecięcym. Leżałem sobie na łóżku i oglądałem telewizję, do teraz pamiętam że oglądałem kanał tvp1 (były tylko 2 kanały) leciała prognoza pogody, czyli było po wiadomościach szacuję że było koło godziny 20:00, a na dworze było już ciemno. Moja matka, brała kąpiel w łazience. W pewnym momencie poczułem niepokój, czułem czyjąś obecność mimo że na sali byłem sam. W jednej chwili wstałem i oparłem się o drzwi do łazienki za którymi znajdowała się moja matka. Zacząłem się rozglądać po całej sali i nagle zauważyłem odbicie przezroczystej małej postaci w szybie od balkonu, która biegła(nie było słychać kroków) i trzymała w obu rękach duże nożyce(większe od głowy tej postaci), był to raczej chłopiec ubrany w szelki, był mniejszy ode mnie, a sam miałem bodajże 8 lat. Gdy przebiegł i straciłem go z oczu usłyszałem że pod moim łóżkiem coś jakby pękło, gdy się nachyliłem widziałem jak kawałek materiału od białej pościeli zwisa i się porusza. Wtedy się wystraszyłem i z krzykiem w biegłem do łazienki, wołając o pomoc. Matula mnie tylko przegoniła, a ja jej tylko powiedziałem że pod łóżkiem coś odpadło. Na drugi dzień pielęgniarka sprawdziła i powiedziała, że ktoś przeciął materac, powiedziałem że tego nie zrobiłem i nie wiem jak to się stało. Do końca pobytu bałem się przebywać na tej sali i chciałem ją jak najszybciej ją opuścić.
Dziękuję za uwagę.
Użytkownik visar edytował ten post 05.02.2015 - 17:26