andar, może poczytaj trochę o medytacji bo widzę że Twoje wątpliwości wynikają głównie z braku podstawowej wiedzy a co za tym idzie nie masz pewności że to co robisz może przynieść jakiekolwiek efekty. Zwykle, gdy doświadczamy takiej emocji jak gniew, identyfikujemy się z nią w pełni. Jesteśmy gniewem. Wychodzimy jednak na zewnątrz w kierunku obiektu naszego gniewu – osoby, która była dla nas nieprzyjemna. Wówczas gniew staje się dokuczliwy. Kiedy tylko widzimy lub wspominamy tę osobę, pojawia się też gniew. I tak bez końca.
Zamiast jednak zwracać się w stronę obiektu, możemy odciąć umysł od gniewu, spojrzeć na niego tak, jakby się patrzyło na ogień albo wulkan. Możemy mu się uważnie przyglądać, spróbować rozpoznać gniew traktując go jak ciekawe zjawisko. Gdy nam się to uda, odetniemy go od jego paliwa – obiektu. Wówczas gniew musi ustąpić podobnie jak „poranny szron wraz ze wschodzącym słońcem”. Nie tłumimy go w sobie, byłoby to jak zamontowanie wewnątrz siebie bomby zegarowej. Nie lekceważymy gniewu. Po prostu nie pozwalamy mu wybuchnąć. Pracujemy z nim tak, by go unieszkodliwić.
W naukach buddyjskich istnieje piękne porównanie: nasz umysł jest jak powierzchnia lustra. Jej własnością jest to, że odbija wszelkie rodzaje obrazów – gniewne twarze, uśmiechnięte twarze, smutne czy beznamiętne – nie przenikają one jednak samego lustra. Nie są jego częścią. Gdyby były, zasłaniałyby wszelkie inne obrazy. Obecna tam gniewna twarz uniemożliwiałaby pojawienie się twarzy uśmiechniętej. I podobnie istnieje czysta przytomność, czysta świadomość, z której wyłaniają się wszelkie rodzaje myśli. Tu się zatrzymajmy bo dochodzimy do samego umysłu (czymkolwiek on jest). Odkrywamy że przeszkadzające emocje są zależne jedynie od przyczyn i warunków.
Ćwicząc umysł, stosując właściwe środki zaradcze, zastępując gniew miłującą dobrocią albo chciwość wolnością wewnętrzną, możemy zmieniać mentalną panoramę. To jest właśnie medytacja. To bardzo egzotyczne słowo, jednak w istocie oznacza zaznajomienie się z pewnym sposobem bycia, pielęgnowanie wewnętrznych właściwości i kontrola nad samym sobą.
W zasadzie to wszyscy ludzie medytują, podtrzymując pewne stany umysłu, nawet o tym nie wiedząc. Większość z nas jest przyzwyczajona do egocentryzmu, miłości własnej, gniewu czy nienawiści. Zasadniczo ludzie medytują na wrogość, chęć konkurowania z innymi. Potrzeba nam całkiem nowej drogi, by medytować na inne właściwości, takie jak miłość i współczucie, umiejętność wybaczania, altruizm czy troska o innych, a nie tylko o siebie.
Niestety obudzenie w sobie mądrości zabiera dużo czasu. Każdy chce łatwych, tanich i szybkich efektów. Jednak tutaj tak nie będzie. Przytoczę Ci historię Milarepy, jednego spośród wielkich joginów Tybetu, który przezwyciężył w swoim życiu ogromne przeszkody w umyśle i osiągnął wyżyny oświecenia. Pod koniec życia miał niezwykłego studenta imieniem Gampopa, który, sam będąc sławnym praktykującym, przybył do niego z zamiarem intensywnego praktykowania. Kiedy nadszedł czas, by Gampopa opuścił Milarepę i poszedł własną drogą, ten rzekł: „Synu, chcę ci teraz dać ostatnią lekcję, chodź ze mną”. Zeszli w dół doliny, do pobliskiego lasu i wtedy Milarepa powiedział: „Teraz jestem gotów dać ci moje ostateczne nauki”, po czym odwrócił się, podciągnął szaty i wskazał na swój goły tyłek, w całości pokryty odciskami od siedzenia w medytacji.
Ostateczną nauką jest to, że całą robotę trzeba wykonać samodzielnie. Bez tego nic się w Twoim życiu nie zmieni. Przekonałem się o tym osobiście. Najmniejszy nakład pracy wykonanej nad sobą, jaki by nie był, zwrócił mi się w całości z ogromnym nadmiarem. Jest to proces poznawania umysłu. Obserwowania go, a następnie pracowania z nim.Jeśli chcesz prostej i skutecznej medytacji to może być nią np. coś takiego:
Ponieważ nasz oddech jest czymś najbardziej naturalnym, połączymy z nim medytację rozwijającą współczucie. Powiedzmy sobie: „
Oby wszystkie istoty były wolne od cierpienia. Niech moje cierpienie zastąpi cierpienia innych”. Wciągając powietrze, wchłaniamy cierpienie innych, ale nie pozwalamy mu stać się niepotrzebnym ciężarem. Rozpuszczamy je w sercu w potężne jasne światło. Wydychając, mówimy sobie: „
Oby całe szczęście, którego doświadczyłem, wszystkie dobre rzeczy, które w życiu zrobiłem, były podarunkiem dla wszystkich istot”. Powtarzamy to ćwiczenie wciąż od nowa.
W tej medytacji przyjęcie na siebie cierpienia innych posiada wyzwalającą moc. Zmieniając swoją postawę, wkrótce będziesz w stanie zmieniać również swoje otoczenie. Nie tylko osiągniemy wewnętrzny spokój i błogostan, ale również wzrośnie nasze współczucie w kontakcie z innymi. Bezustanna praktyka sprawi, że stanie się to naszą drugą naturą i odkryjemy całkiem nowy sposób obcowania z innymi. Ze swojej strony mógłbym przyrównać to do uczucia "trafienia szóstki w totka". Masz pewność że już wygrałeś i nic Ci tej wygranej nie może odebrać. To chyba tyle na dzisiaj. Idę pomedytować