Chodziło mi o fakt sprzedawania usług finansowych ponad posiadany depozyt. Dziś np widzimy to na przykładzie handlu kwitami na złoto. W obrocie światowym jest kilkukrotnie więcej kontraktów na złoto niż zostało go kiedykolwiek wydobyte. To pokazuje że usługi finansowe im bardziej skomplikowane i zderegulowane, tym podatniejsze na machloje i straty nieświadomych ludzi.
Ja wiem o co tobie chodzi. Problem w tym, że Ty proponujesz gaszenie pożaru benzyną. Jeśli ktoś kupuje świstek zamiast nabyć złoto alokowane to problem jego nieuświadomienia, naiwności czy nawet głupoty. Trzeba uświadamiać ludzi i jednocześnie karać oszustów. Jakie regulacje? Jedyna regulacja jaka jest potrzebna to kara za wprowadzanie klienta w błąd. A co według ciebie należy zrobić? Zakazać handlu złotem i zostawić same niepokryte świstki, zgodnie z logiką powołania do życia banku centralnego.
Przeczytaj jeszcze raz co pisałem o bankach. Jeśli już uznajemy że deregulujemy rynek finansowy i pozwalamy bankom rosnąć, to Bank Centralny jest koniecznością, bo tylko on potrafi utrzymać w ryzach takie potwory jak Goldman Sachs, czy Morgana.
No pięknie, a wiesz, że za powołaniem Banku Centralnego aka FEDu lobbował sam J.P. Morgan? Wszelkie regulacje zawsze służą wielkim i zabijają małą konkurencję, a nie na odwrót.
Kopernik znamienitym ekonomistą był. Deflacja bardzo rzadko łączy się ze wzrostem gospodarczym.
Na pewno Kopernik był lepszym ekonomistom od wielu współczesnych, nie rozumiejących istoty zjawisk.
Pieniądz to towar taki sam jak każdy inny. Jeśli podaż pieniądza rośnie szybciej niż podaż danych dóbr to cena dóbr rośnie. Jeśli podaż dóbr rośnie szybciej niż podaż pieniądza to cena dóbr spada. Deflacja to nie tyle spadek cen, co spadek podaży pieniądza. Mówiąc o złocie jako pieniądzu deflacyjnym użyliśmy niezbyt poprawnego, potocznego skrótu myślowego. Podaż złota nie spada, pieniądze nie znikają z rynku. To co spada to ceny, a spadek cen jest korzystny dla społeczeństwa.
Ci co bezmyślnie łączą wzrost cen ze wzrostem gospodarczym wyciągają absurdalne wnioski, np., że USA w XIX wieku w czasie powrotu do standardu złota opanował kryzys ponieważ ceny spadały. Tymczasem rosła produkcja przemysłowa, liczba biznesów, PKB, rozwijała się infrastruktura i rosła siła nabywcza obywateli.
W dzisiejszym systemie monetarnym pieniądz jest wprowadzany na rynek jako dług toteż trzeba nieustannie kreować nowe kredyty by spłacić nimi poprzednie odsetki. Zatrzymanie tego procesu czyli ograniczenie podaży pieniądza powoduje bankructwa dlatego w obecnym systemie brak inflacji jest związany z recesją.
Właśnie, wymieni na złoto. To złoto musiał ktoś wydobyć, zrafinować, przewieźć, wytopić, sprzedać. To znaczna różnica w stosunku do zatrzymania sobie gotówki w skarpetce, co powoduje wyparowanie pieniądza z rynku na wiele lat.
Jeśli pieniądz ma pokrycie w złocie, to czy tego złota które ktoś chce sobie trzymać w skarpetce ktoś nie musiał wydobyć, zrafinować, przewieść, wytopić i wymienić na inne dobra? Weź się zastanów.
Chodzi mi głównie o uniknięcie deflacji, która nie działa pozytywnie dla gospodarki. Inflacja może być na poziomie 0%, nie ma sprawy. Pieniądz który nie traci i nie zyskuje na wartości też jest dla gospodarki pożądany. Byle uniknąć opłacalności trzymania pieniędzy w szafie.
Jeśli deflację rozumiemy jako spadek cen, to jest to jak najbardziej pozytywne dla gospodarki. Nawet w obecnym, chorym systemie spadek cen w przypadku recesji jest przecież próbą ratunku producentów czy sklepów przed bankructwem, a nie przyczyną kryzysu. To co jest przyczyną kryzysu to spadek siły nabywczej. Spadek cen jest zaś zjawiskiem pozytywnym [do czego to doszło, że trzeba ludziom tłumaczyć, że spadek cen jest pozytywny].
Czemu chcesz uniknąć opłacalności trzymania pieniędzy w szafie? To może trzymanie spodni w szafie też nie powinno być opłacalne.
Większość wyrobów jest inflacyjna, nie potrzeba do tego monopolu. Części są obliczane do przetrwania odpowiedniego okresu etc. Jak widać nawet sektor prywatny widzi w inflacji pozytywy.
To dlaczego VW nie robi samochodów, które wybuchają po 2 dniach użytkowania? Robi się samochody maksymalnie trwałe i niezawodne po maksymalnie niskiej cenie. Obliczanie żywotności elementów służy do optymalizacji kosztów produkcji samochodu, a nie do tego żeby się on po pewnym czasie zepsuł. Są auta tańsze i mniej trwałe, są też bardzo trwałe i droższe. Ale nikt sztucznie nie narzuca monopolu na produkcję aut, które skorodują po dwóch latach. Nie było by w tym nic korzystnego dla gospodarki, tak samo jak nie ma nic korzystnego dla gospodarki w pieniądzu fiducjarnym.
Co do spalania benzyny, producentów samochodów nie interesuje większe spalanie bo nie sprzedają ropy. Ich interesuje najmniejsze spalanie, by móc konkurować na rynku.
No właśnie, ale Ty tak uzasadniasz istnienie pieniądza fiducjarnego. To dla Ciebie konsumpcja jest sama w sobie jakąś wartością. Osobne pytanie jak sam wzrost cen miałby powodować zwiększanie konsumpcji.
Pieniądz inflacyjny nie zachęca do bezsensownej konsumpcji (chyba ze jesteś w stanie powiedzieć co jest bezsensowne, a co nie), ale skłania do wymiany pieniądza na inne dobra które są inwestycją. Popycha to pieniądz w obieg.
Wymuszanie wymiany pieniądza na inne dobra ma tyle sensu co robienie wiru w umywalce. Jak ktoś będzie chciał to i tak zamieni go sobie na złoto i będzie to złoto trzymał w szafie, w czym zresztą nie ma nic złego.
Korzyści może w tym widzieć tylko mafijne państwo, które taką wymianę opodatkowuje.
No i banki, które ze złożonego depozytu mogą wygenerować kredyty.