Skocz do zawartości


Masowy bunt mieszkańców Hiszpani. Władze bezsilne?


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
162 odpowiedzi w tym temacie

#151

nexus6.
  • Postów: 1234
  • Tematów: 14
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jeśli stoi za nim duża instytucja, to nie ma szans spekulować na takim pieniądzu.


Marzenia... Sięgnijmy po przykład pewnego węgierskiego Żyda.

Soros nagle stał się znany 22 września 1992, gdy uważając, że funt szterling jest przewartościowany, dokonał spekulacji przeciw tej walucie angażując 10 mld USD i grając na zniżkę kursu[1]. W wyniku tego, Bank Anglii był zmuszony wycofać walutę z Mechanizmu Kursów Walutowych (ERM II), a Soros zarobił około jednego miliarda dolarów. Został nazwany człowiekiem, który złamał Bank Anglii. W 1997 w podobnej sytuacji w trakcie azjatyckiego kryzysu finansowego malezyjski premier oskarżył Sorosa o spowodowanie załamania waluty tego kraju.



Nie wiem jakim cudem chcesz stworzyć walutę odporną na spekulacje. Co stworzy człowiek, człowiek złamać potrafi. Nie widzę żadnej alternatywy, pokaż mi jakąś to uwierzę.
Ilość walut zawsze utrudnia wymianę, bo by wymienić dwie waluty muszą znaleźć się dwie osoby które chcą wymienić się walutą. Nie widzę żadnych pozytywów takiej sytuacji. Np lokalna waluta Szwajcarii jest niewymienialna na franka.


Ale moim celem nie jest nawracanie niedowiarkow i uszczęśliwianie kogoś na siłę. Domagam się wolności dla siebie i tych którzy wiedzą, że korzystniejsze są inne rozwiązania. Uważam, że powinieneś zostać przy monopolu fiducjarnym jeśli jest Ci z tym dobrze.




Pieniądz rdzewiejący to połączenie pieniądza stabilnego, z pieniądzem inflacyjnym. Wydając go szybko nie ponosimy kosztów inflacji, trzymając w kieszeni tak. Pobudza to do jego wydania na inwestycje i konsumpcje.


Oczywiście, że ponosimy koszty inflacji. Tłumaczy to marginalistyczna teoria wartości. Zresztą nawet zdrowy rozsądek podpowiada, że ktoś musi ponieść koszty inflacji. W przeciwnym razie można by wyemitować góry pieniądza i każdemy żyło by się jak w bajce. Po raz kolejny pytam po co pobudzać konsumpcję i jak pieniądz fiducjarny sam z siebie miałby ją pobudzać? Przecież jak ktoś chce to sobie zainwestuje w dobra trwałe.

Może sknerus McKwacz wytłumaczy Ci bezsens twoich teorii








Nie ma jak się dowartościować. Jesteś wybrańcem, wolnym człowiekiem który wie jak żyć.
Szkoda że Twój świat urodził się i zginie w głowie teoretyka.


Przecież sam chcesz pieniądza fiducjarnego to nie wiem o co tobie chodzi. Boli Cię, że mam inne poglądy i chcę żyć po swojemu? Szkoda, że musisz przez to cierpieć.

PS Po raz kolejny popadasz w rażące sprzeczności, najpierw twierdząc, że jak duża instytucja stoi za pieniądzem to " to nie ma szans spekulować na takim pieniądzu". A w następnym zdaniu czytam: "Nie wiem jakim cudem chcesz stworzyć walutę odporną na spekulacje".

#152

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Marzenia... Sięgnijmy po przykład pewnego węgierskiego Żyda.


Bo funt był spekulowany przez Wlk Brytanię, która sztucznie utrzymywała kurs. To tylko potwierdza że dużych walut nie można spekulować.


Ale moim celem nie jest nawracanie niedowiarkow i uszczęśliwianie kogoś na siłę. Domagam się wolności dla siebie i tych którzy wiedzą, że korzystniejsze są inne rozwiązania. Uważam, że powinieneś zostać przy monopolu fiducjarnym jeśli jest Ci z tym dobrze.


Czyli nie masz pojęcia jak stworzyć taki pieniądz i się na mnie wyżywasz. :)

Oczywiście, że ponosimy koszty inflacji. Tłumaczy to marginalistyczna teoria wartości. Zresztą nawet zdrowy rozsądek podpowiada, że ktoś musi ponieść koszty inflacji.


Jasne że każdy ponosi te koszta, ale oszczędzający w walucie ponoszą je o wiele większe. Jeśli pozbędziesz się pieniądza szybko - strata jest mała, jeśli trzymasz pieniądze w skarpecie tracisz coraz więcej w miarę upływu czasu. To jest główny cel.

przeciwnym razie można by wyemitować góry pieniądza i każdemy żyło by się jak w bajce. Po raz kolejny pytam po co pobudzać konsumpcję i jak pieniądz fiducjarny sam z siebie miałby ją pobudzać? Przecież jak ktoś chce to sobie zainwestuje w dobra trwałe.


Ja mówię o pieniądze inflacyjnym, nie fiducjarnym. :)
Jeśli ktoś zainwestuje w dobra trwałe to napędza gospodarkę, bo trzeba je wykonać i wydobyć. Jeśli mógłby trzymać pieniądz w skarpecie to nikt nie musi pracować by on zabezpieczył swój kapitał - ergo gospodarka jest studzona.
To dość oczywiste, nie wiem z czym walczysz.

Przecież sam chcesz pieniądza fiducjarnego to nie wiem o co tobie chodzi. Boli Cię, że mam inne poglądy i chcę żyć po swojemu? Szkoda, że musisz przez to cierpieć.


Ot dyskusja. Po za tym nie broniłem nigdzie pieniądza fiducjarnego, tylko pieniądza inflacyjnego. Jakbyś czytał ze zrozumieniem to byś to zauważył - ale wiadomo od dawna że w społeczeństwie jest z tym problem.

PS Po raz kolejny popadasz w rażące sprzeczności, najpierw twierdząc, że jak duża instytucja stoi za pieniądzem to " to nie ma szans spekulować na takim pieniądzu". A w następnym zdaniu czytam: "Nie wiem jakim cudem chcesz stworzyć walutę odporną na spekulacje".


Manipulujesz mój drogi i wyrywasz z kontekstu. Zaczyna się.
Mówiłeś wyraźnie od wielu walutach, co łączy się z tym że są one rozdrobnione i powiązane z mniejszymi dziedzinami gospodarki, co automatycznie wyklucza by były kontrolowane przez wielkie organizacje. Więc masę małych walut nie można stabilizować wpływem wielkiej organizacji, bo to by przeczyło ich antymonopolowemu sensowi istnienia. :)



#153

nexus6.
  • Postów: 1234
  • Tematów: 14
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Bo funt był spekulowany przez Wlk Brytanię, która sztucznie utrzymywała kurs. To tylko potwierdza że dużych walut nie można spekulować.


A co konkretnie potwierdza, że dużych walut nie można spekulować. To, że funt był *spekulowany* przez Wlk Brytanię czy to, że Soros dzięki spekulacji zarobił miliard dolarów?



Czyli nie masz pojęcia jak stworzyć taki pieniądz i się na mnie wyżywasz. :)


Zaraz wyżywam. Po prostu doświadczenie podpowiada, że jest to twoja typowa zagrywka. Pieniądzem odpornym na spekulacje jest np. czas. Istnieją banki czasu, gdzie można zamieniać swój czas na czas kogoś innego (np. pilnujesz komuś dziecka, a w zamian on spaceruje z psem przez określoną ilość czasu). Czasem nie można spekulować. Zastosowanie takiego pieniądza jest ograniczone, ale jeśli naprawdę chciałeś samego przykładu to masz.

Jasne że każdy ponosi te koszta, ale oszczędzający w walucie ponoszą je o wiele większe. Jeśli pozbędziesz się pieniądza szybko - strata jest mała, jeśli trzymasz pieniądze w skarpecie tracisz coraz więcej w miarę upływu czasu. To jest główny cel.


Nie każdy ponosi koszta. Ci którzy kreują pieniądz mają z tego zysk. Ci którzy są blisko procesu kreacji też zyskują w porównaniu z tym którzy są dalej.

Nie wiem czemu ma służyć ów cel, bo jest on dla mnie całkowicie bez sensu.


Ja mówię o pieniądze inflacyjnym, nie fiducjarnym. :)
Jeśli ktoś zainwestuje w dobra trwałe to napędza gospodarkę, bo trzeba je wykonać i wydobyć. Jeśli mógłby trzymać pieniądz w skarpecie to nikt nie musi pracować by on zabezpieczył swój kapitał - ergo gospodarka jest studzona.
To dość oczywiste, nie wiem z czym walczysz.


To Ty nie rozumiesz oczywistej rzeczy, że jeśli pieniądz reprezentuje sobą dobra trwałe to już ktoś musiał te dobra stworzyć w przeciwieństwie do pieniądza fiducjarnego, który na dobra trwałe trzeba dopiero zamienić. Przez to tworzą się bańki spekulacyjne i inne negatywne zjawiska.


Ot dyskusja. Po za tym nie broniłem nigdzie pieniądza fiducjarnego, tylko pieniądza inflacyjnego. Jakbyś czytał ze zrozumieniem to byś to zauważył - ale wiadomo od dawna że w społeczeństwie jest z tym problem.


No to ja już nie orientuję się jakiego pieniądza bronisz. Bo myślałem, że o współczesnym pieniądzu typu euro, dolar czy złoty. A taki pieniądz jest zasadniczo fiducjarny, natomiast inflację powoduje wzrost jego podaży.


Manipulujesz mój drogi i wyrywasz z kontekstu. Zaczyna się.
Mówiłeś wyraźnie od wielu walutach, co łączy się z tym że są one rozdrobnione i powiązane z mniejszymi dziedzinami gospodarki, co automatycznie wyklucza by były kontrolowane przez wielkie organizacje. Więc masę małych walut nie można stabilizować wpływem wielkiej organizacji, bo to by przeczyło ich antymonopolowemu sensowi istnienia. :)


A niby czemu wyklucza? Na wolnym rynku też mogą istnieć wielkie organizacje. Jeśli miało by to czywiście w czymkolwiek pomóc, ale to już twoja teza.

#154

Paweł.
  • Postów: 1000
  • Tematów: 22
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mogę nie rozumieć, bo to nie jest coś czym zajmuje się codziennie, a terminologia której używasz jest branżowa. Jeśli chcesz rozmawiać z ludźmi spoza środowiska, miłoby było gdybyś ucywilizował język.

Ja również jestem laikiem i nie jest to moim zajęciem.

Z tego co zrozumiałem etapy produkcji są wyrażane w zyskach księgowych, nie puli pieniężnej przekazywanej od konsumenta do ostatniego etapu.
Pieniędzy w układzie jest tylko tyle ile wpłaci do niego konsument ostateczny, nie więcej.

Nie, pieniądze które płaci konsument, trafiają do kapitalistów z etapu I. I nie jest tak, że je potem przekazuje kapitalistom z dalszych etapów. Kapitalista z etapu najbliżej konsumpcji wpierw musi zainwestować 90 j.p. (80 j.p. na dobra z etapu drugiego i 10 j.p. na pracę i zasoby naturalne), aby uzyskać dochód 100 j.p. z czego jego zysk to 10 j.p. Podobnie się dzieje na dalszych etapach.

Rozwinę przykład, ale będzie sporo cytowanych fragmentów z książki.

Dołączona grafika

Tabela V-2 Podaż i popyt na dobra dzisiejsze.Dołączona grafika




Dołączona grafika

Liczby (100, 80, 60, 40, 20) jest to wartość każdego z etapów. Dla uproszczenia założono, że jest 5 etapów i każdy trwa rok. Strzałki na schemacie odpowiadają przepływom dochodu pieniężnego, który na każdym etapie procesu produkcji dociera do właścicieli pierwotnych środków produkcji (płace, czynsze dzierżawcze) oraz do właścicieli dóbr kapitałowych (kapitalistów), czyli oszczędzających) w postaci odsetek (lub zysku księgowego). Jeśli więc rozpoczniemy od pierwszego etapu w naszym przykładzie, to konsumenci wydają 100 j.p. na dobra konsumpcyjne, a pieniądze te stają się własnością kapitalistów będących właścicielami gałęzi przemysłu wytwarzających dobra konsumpcyjne. Rok wcześniej kapitaliści ci zapłacili ze swych oszczędności 80 j.p. za usługi trwałych dóbr kapitałowych i za obrotowe dobra kapitałowe wytwarzane przez innych kapitalistów na drugim etapie procesu produkcji. Ci pierwsi kapitaliści płacą również 10 j.p. właścicielom pierwotnych środków produkcji (pracy i zasobów naturalnych), które wykorzystują bezpośrednio na ostatnim etapie odpowiadającym produkcji dóbr konsumpcyjnych (ta płatność na rzecz właścicieli pierwotnych środków produkcji jest na schemacie przedstawiona przez pionową strzałkę zaczynającą się na prawo od ostatniego etapu – 100 j.p. – i sięgającą do prawego górnego prostokąta zawierającego 10 j.p.). Ponieważ kapitaliści z etapu dóbr konsumpcyjnych wypłacili 80 j.p. właścicielom dóbr kapitałowych z drugiego etapu, a 10 j.p. robotnikom i właścicielom zasobów naturalnych (razem 90 j.p.), to po upływie jednego roku, kiedy sprzedają dobra konsumpcyjne za 100 j.p., osiągają zysk księgowy, czyli procenty uzyskane dzięki temu, że rok wcześniej wypłacili zaoszczędzone 90 j.p. Ta różnica pomiędzy całkowitą wypłaconą przez nich kwotą 90 j.p. (które mogli byli skonsumować, lecz zaoszczędzili je i zainwestowali), a kwotą 100 j.p., jaką otrzymują na koniec roku, jest równa stopie procentowej w wysokości około 11 procent rocznie (10 : 90 = 0,11). Z księgowego punktu widzenia kwota ta pojawia się jako zysk na rachunku wyników sporządzonym w celu ukazania przedsiębiorczej działalności kapitalistów z etapu dóbr konsumpcyjnych (prostokąt w lewym dolnym rogu wykresu V–1).

To samo rozumowanie możemy powtórzyć w odniesieniu pozostałych etapów. Oto na przykład kapitaliści, którzy posiadają dobra pośrednie z trzeciego etapu, wyłożyli na początku okresu 40 j.p. w płatnościach za dobra kapitałowe wyprodukowane na czwartym etapie oraz 14 j.p. właścicielom pierwotnych środków produkcji (pracy i zasobów naturalnych). W zamian za te wypłacone 54 j.p. stają się właścicielami produktu, który, gdy tylko zostanie ukończony, sprzedają kapitalistom z drugiego etapu za 60 j.p., zarabiając różnicę w wysokości 6 j.p., stanowiącą ich zysk księgowy, czyli odsetki; jest to również blisko 11 procent. Schemat ten powtarza się na każdym etapie.

Górna część wykresu pokazuje kwoty, jakie kapitaliści wypłacają na każdym etapie za pierwotne środki produkcji (robotnikom i właścicielom zasobów naturalnych), a które dają razem 70 j.p. (18 + 16 + 14 + 12 + 10 = 70 j.p.). W kolumnie po prawej stronie wyliczamy kwoty pieniężne otrzymywane na każdym etapie jako zyski księgowe. Zyski te odpowiadają różnicy księgowej pomiędzy liczbą jednostek pieniężnych wypłaconych przez kapitalistów na danym etapie a liczbą jednostek pieniężnych, jakie otrzymują ze sprzedaży swoich produktów na etapie kolejnym. Jak wiemy, te zyski księgowe są na ogół zgodne z odsetkami uzyskiwanymi od kwot, jakie kapitaliści na każdym etapie oszczędzają i wypłacają kapitalistom z wcześniejszych etapów oraz właścicielom pierwotnych środków produkcji. Różnice księgowe pomiędzy dochodami a wydatkami na poszczególnych etapach sumują się do 30 j.p., co po dodaniu 70 j.p. otrzymanych przez właścicieli pierwotnych środków produkcji daje 100 j.p. dochodu netto, a więc dokładnie tyle, ile wynosi kwota wydana na końcowe dobra konsumpcyjne w tym okresie.

Więc jakim cudem zwiększanie ilości etapów i ilości przedsiębiorstw w etapach wcześniejszych ma być opłacalne?


Wpływ dobrowolnych oszczędności na strukturę produkcji.


Na potrzeby analizy zaczniemy od rozważenia pewnej sytuacji skrajnej, która jednak może być bardzo pomocna w graficznym zilustrowaniu odpowiednich procesów oraz ich lepszym zrozumieniu. Załóżmy, że podmioty gospodarcze nagle postanawiają oszczędzać 25 procent swoich dochodów netto. Za punkt wyjścia przyjmiemy przykład, kiedy to założyliśmy, że dochód netto jest równy 100 j.p., co odpowiada pierwotnym środkom produkcji oraz otrzymanym przez kapitalistów odsetkom, i jest w całości przeznaczany na dobra konsumpcyjne. Założymy teraz, że wskutek osłabnięcia preferencji czasowej podmioty gospodarcze postanawiają zrezygnować z 25 procent (czyli czwartej części) konsumpcji i zaoszczędzić odpowiednie zasoby, a tę nadwyżkę dóbr dzisiejszych zaoferować podmiotom, które by ich ewentualnie potrzebowały. Taki wzrost dobrowolnych oszczędności pociąga za sobą równocześnie trojakie skutki. Ze względu na ich wielkie znaczenie rozważymy je teraz z osobna.


Po pierwsze: skutek wywołany nową nierównomiernością zysków osiąganych na różnych etapach produkcji

Dołączona grafika


Jeżeli następuje wzrost oszczędności społecznych w wysokości jednej czwartej dochodu netto, to oczywiście całkowity popyt pieniężny na dobra konsumpcyjne spadnie o tyle samo. Wykres V-2 ilustruje wpływ tego zjawiska na końcowy etap konsumpcji oraz na zyski księgowe firm działających na tym etapie.

Wykres V-2 pokazuje, że przed zwiększeniem się oszczędności dochód netto wysokości 100 j.p. wydawano na końcowe dobra konsumpcyjne produkowane przez firmy, które wcześniej poniosły koszty łącznej wysokości 90 j.p. Z kwoty tej 80 j.p. odpowiada zakupowi dóbr kapitałowych z etapu bezpośrednio wcześniejszego, a 10 j.p. zapłacono za pierwotne środki produkcji wynajęte lub kupione na tym ostatnim etapie (praca i zasoby naturalne). Wynika stąd zysk księgowy 10 j.p., bliski stopie procentowej w wysokości 11 procent, która, jak widzieliśmy w poprzednim podrozdziale, jest rynkową stopą procentową, do jakiej zbliżają się zasadniczo zyski księgowe z wszystkich etapów produkcji, zarówno najbliższych ostatecznej konsumpcji, jak i od niej najdalszych.

Jeśli założymy, że dochodzi do wzrostu oszczędności równego 25 procent dochodu netto, to na etapie końcowym (konsumpcji) powstaje nowa sytuacja przedstawiona na wykresie V-2 w okresie t + 1. Widzimy, że bezpośrednio po zwiększeniu się oszczędności popyt na końcowe dobra konsumpcyjne maleje ze 100 j.p. do 75 j.p. w każdym okresie. Temu spadkowi dochodów gotówkowych, jaki odczuwają firmy działające na ostatnim etapie produkcji, nie towarzyszy jednak zmniejszenie wydatków. Przeciwnie, firmy te odnotowują w księgach rachunkowych nie zmienione wydatki w wysokości 90 j.p. Podobnie jak w poprzednim przypadku z kwoty tej 80 j.p. wydaje się na dobra kapitałowe z poprzedniego etapu (maszyny, materiały, produkty pośrednie itd.), a 10 j.p. płaci się właścicielom pierwotnych środków produkcji (robotnikom i właścicielom zasobów naturalnych). W wyniku takiego wzrostu oszczędności firmy działające na ostatnim etapie (konsumpcji) ponoszą stratę księgową w wysokości 15 j.p. Kwota ta rośnie do 25 j.p., jeśli uwzględnimy koszt alternatywny wynikający z faktu, że przedsiębiorcy nie tylko ponoszą rzeczoną stratę księgową, ale również nie zarabiają 10 j.p., które kapitał zainwestowany w inne etapy produkcji przynosi w charakterze odsetek. Możemy zatem stwierdzić, że wszelki wzrost oszczędności prowadzi do znacznych względnych strat lub do zmniejszenia się zysków księgowych firm działających na etapach najbliższych ostatecznej konsumpcji.

Teraz jednak przypomnijmy sobie, że sektor konsumpcji stanowi stosunkowo niewielką część całkowitej struktury produkcji społeczeństwa i że suma jednostek pieniężnych wydawanych na ostateczną konsumpcję jest tylko ułamkiem wartości produkcji krajowej brutto, która obejmuje wszystkie etapy procesu produkcyjnego. A więc fakt, że na tym ostatnim etapie pojawiają się straty księgowe, nie wpływa bezpośrednio na etapy poprzedzające konsumpcję, podczas których wciąż występuje dodatnia różnica pomiędzy dochodami a wydatkami - różnica podobna do tej, która istniała przed wzrostem oszczędności. Dopiero po dłuższym czasie efekt tłumienia wywoływany przez wzrost oszczędności na etapie końcowym (dóbr konsumpcyjnych) zacznie być odczuwany na etapach mu najbliższych, przy czym to negatywne oddziaływanie będzie się osłabiało w miarę przechodzenia ku etapom produkcji stosunkowo odleglejszych od ostatecznej konsumpcji. Tak czy inaczej zyski księgowe na etapach najdalszych od konsumpcji wykażą tendencję do utrzymywania się na poziomie niezmienionym, co pokazano na wykresie V-2 dla etapu piątego w okresie t.

Zauważamy tutaj, że działalność na tym etapie wciąż przynosi zyski księgowe w wysokości 11 procent - wynik dochodów netto równych 20 j.p. i całkowitych kosztów równych 18 j.p. Wzrost oszczędności wyraźnie prowadzi więc do wielkiej rozbieżności pomiędzy zyskami księgowymi osiąganymi przez firmy działające na pierwszym etapie (dóbr konsumpcyjnych) a zyskami księgowymi osiąganymi przez firmy działające na etapach najdalszych od ostatecznej konsumpcji (w naszym przykładzie jest to piąty etap struktury produkcji). W sektorze dóbr konsumpcyjnych wzrost oszczędności prowadzi do straty księgowej, podczas gdy branże z piątego etapu, odleglejsze od konsumpcji (tj. wyprodukowane przez nie dobra będą dostępne dopiero po upływie 5 lat) wciąż cieszą się zyskami wynoszącymi blisko 11 procent zainwestowanego kapitału (bieżący spadek konsumpcji nie wpływa na konsumpcję za pięć lat).

Ta nierównomierność zysków stanowi sygnał ostrzegawczy i jest dla przedsiębiorców bodźcem, by ograniczyli inwestowanie w etapy bliskie konsumpcji, kierując odpowiednie zasoby na inne etapy wciąż obiecujące stosunkowo wyższe zyski; są to w danej sytuacji etapy najdalsze od ostatecznej konsumpcji. Stąd też przedsiębiorcy będą skłonni przenosić część popytu na zasoby produkcyjne w postaci dóbr kapitałowych i pierwotnych czynników produkcji z etapu ostatniego (konsumpcji) i jemu najbliższych na etapy najdalsze od konsumpcji, gdzie, jak się przekonują, wciąż będą mogli osiągać o wiele większą rentowność. Ten wzrost inwestycji czy popytu na dodatkowe zasoby produkcyjne na etapach najdalszych od konsumpcji wywołuje skutek pokazany na wykresie V-2 dotyczący etapu piątego w okresie t + 1. Przedsiębiorcy z etapu piątego wręcz zwiększają inwestycje w czynniki pierwotne i zasoby produkcyjne z 18 j.p. do 31,71 j.p., niemal podwajając wyjściowe nakłady. (Z kwoty tej 21,5 j.p. wydaje się na usługi produkcyjne dóbr kapitałowych, a 10,21 j.p. na pracę i zasoby naturalne). Prowadzi to do wzrostu produkcji dóbr na etapie piątym, która w ujęciu pieniężnym zwiększa się z 20 j.p. do 32,35 j.p., przynosząc zysk księgowy równy 0,54 j.p. Choć w ujęciu procentowym ta kwota jest niższa niż dawne zyski (1,70 procent w porównaniu z 11 procent, jakie osiągano wcześniej), jest to rentowność znacznie wyższa od rentowności branż wytwarzających końcowe dobra konsumpcyjne (które, jak widzieliśmy, ponoszą w wartościach bezwzględnych straty w wysokości 15 j.p.).

A więc wzrost oszczędności prowadzi do nierównomierności stóp zysku na różnych etapach struktury produktywnej. Skłania to przedsiębiorców do zmniejszenia bezpośredniej produkcji dóbr konsumpcyjnych oraz zwiększenia produkcji na etapach najdalszych od konsumpcji. Dochodzi zwykle do przejściowego wydłużenia procesów produkcji trwającego tak długo, aż nowa społeczna stopa preferencji czasowej czy stopa procentowa (w postaci różnic pomiędzy dochodami a wydatkami na każdym etapie), obecnie znacznie niższa wskutek znacznego wzrostu oszczędności, ukształtuje się równomiernie w całej strukturze produkcji.

Przedsiębiorcy z piątego etapu zdołali zwiększyć swoją podaż dóbr dzisiejszych z 18 j.p. w okresie t do 31,71 j.p. w okresie t + 1. Było to możliwe dzięki większym oszczędnościom społecznym, czyli większej podaży dóbr dzisiejszych w społeczeństwie. Przedsiębiorcy finansują te zwiększone inwestycje w jakiejś mierze dzięki wzrostowi własnych oszczędności, czyli inwestując część pieniędzy, które dawniej zarabiali jako odsetki i wydawali na konsumpcję, a także dzięki nowym oszczędnościom, jakie uzyskują na rynku kredytowym w postaci pożyczek w pełni zabezpieczonych wcześniejszym wzrostem dobrowolnych oszczędności. Co więcej, wzrost cen czynników produkcji (dóbr kapitałowych, pracy i zasobów naturalnych), którego można by się spodziewać w wyniku zwiększonego popytu na nie na etapie piątym, niekoniecznie musi nastąpić (z możliwym wyjątkiem w przypadku bardzo specyficznych środków produkcji). W istocie każdy wzrost popytu na zasoby produktywne na etapach najdalszych od konsumpcji jest w większej części lub nawet w całości neutralizowany lub równoważony równoległym wzrostem podaży tych zasobów następującym w wyniku stopniowego uwalniania ich na etapach najbliższych konsumpcji, kiedy przedsiębiorcy ponoszą znaczne straty księgowe, a w konsekwencji są zmuszeni ograniczyć wydatki kapitałowe na te czynniki. Aby więc w toku procesu zwiększania oszczędności i ekonomicznego rozwoju społeczeństwa zachodziła przedsiębiorcza koordynacja pomiędzy etapami struktury produkcji, szczególnie ważne jest, by rynki na odpowiednie czynniki, zwłaszcza rynki pierwotnych czynników produkcji (pracy i zasobów naturalnych) były bardzo elastyczne i umożliwiały, z uwzględnieniem minimalnych kosztów ekonomicznych i społecznych, stopniowe przenoszenie tych czynników z jednych etapów produkcji na drugie.

I wreszcie spadek inwestycji w sektorze dóbr konsumpcyjnych, który wynika na ogół ze strat księgowych spowodowanych wzrostem dobrowolnych oszczędności, odpowiada zazwyczaj za pewnego rodzaju spowolnienie pojawiania się na rynku nowych dóbr konsumpcyjnych (niezależnie od wzrostu ich zapasów). Spowolnienie to trwa dopóty, dopóki narastanie złożoności i liczby etapów procesu produkcji nie spowoduje wyraźnego zwiększenia produktywności, co z kolei doprowadzi do pojawienia się na rynku znacznie większych ilości dóbr konsumpcyjnych. Można by oczekiwać, że to przejściowe zmniejszenie podaży dóbr konsumpcyjnych wywoła, w pozostałych warunkach niezmienionych, wzrost ich cen. Do takiego wzrostu cen jednak nie dochodzi, właśnie dlatego, że od samego początku ten spadek podaży jest z nadwyżką wyrównywany równoległym spadkiem popytu na dobra konsumpcyjne, będącego skutkiem wcześniejszego wzrostu dobrowolnych oszczędności.

Możemy w podsumowaniu stwierdzić, że wzrost dobrowolnych oszczędności zostaje zainwestowany w strukturę produkcji - bądź to jako bezpośrednie inwestycje, bądź też jako pożyczki udzielane przedsiębiorcom z etapów produkcji stosunkowo odległych od konsumpcji. Pożyczki te mają pokrycie w realnych dobrowolnych oszczędnościach i prowadzą do wzrostu popytu pieniężnego na pierwotne środki produkcji i dobra kapitałowe wykorzystywane na tych etapach. Jak widzieliśmy na początku tego rozdziału, procesy produkcji są zwykle tym wydajniejsze, im więcej zawierają etapów odległych od konsumpcji oraz im bardziej te etapy są złożone.

A więc nowa, bardziej kapitałochłonna struktura przyniesie w końcu, gdy tylko zainicjowane procesy dobiegną końca, znaczny wzrost ostatecznej produkcji dóbr kapitałowych. Wzrost oszczędności wraz ze swobodą działania przedsiębiorców są zatem warunkiem koniecznym wszystkich procesów wzrostu i rozwoju gospodarczego oraz ich siłą napędową.


Po drugie: wpływ spadku stopy procentowej na cenę rynkową dóbr kapitałowych


Wzrost dobrowolnych oszczędności, czyli podaży dóbr dzisiejszych, powoduje w pozostałych warunkach niezmienionych spadek rynkowej stopy procentowej. Jak wiemy, ta stopa procentowa przejawia się zwykle w różnicy księgowej pomiędzy dochodami a kosztami na różnych etapach produkcji i widoczna jest również w stopie oprocentowania pożyczek udzielanych na rynku kredytowym. Trzeba zauważyć, że spadek stopy procentowej spowodowany przez każdy wzrost dobrowolnych oszczędności wpływa istotnie na wartość dóbr kapitałowych, zwłaszcza tych wszystkich, które wykorzystuje się na etapach najdalszych od ostatecznej konsumpcji, dóbr, których czas użytkowania jest stosunkowo długi i które wnoszą stosunkowo duży wkład do procesu produkcji.

Rozważmy dowolne dobro kapitałowe o długim okresie użytkowania, takie jak budynek stanowiący własność firmy, zakład przemysłowy, statek lub samolot służące do transportu, wielki piec hutniczy, komputer czy zaawansowane technicznie urządzenie komunikacyjne itp., które zostało wyprodukowane i wykonuje swoje usługi na różnych etapach struktury produkcji, zawsze dość odległych od konsumpcji. Wartość rynkowa tego dobra kapitałowego jest na ogół równa wartości oczekiwanego przyszłego strumienia rent zdyskontowanego wedle stopy procentowej. Wartość obecna (zdyskontowana) jest malejącą funkcją stopy procentowej. Na przykład wywołany przez wzrost oszczędności spadek stopy procentowej z 11 do 5 procent powoduje w przypadku dobra kapitałowego o bardzo długim okresie użytkowania ponad dwukrotne zwiększenie się wartości obecnej (wartość obecna wieczystej renty jednostkowej, gdy stopa procentowa równa jest 11 procent, wynosi 1/0,11 = 9,09, natomiast wartość obecna wieczystej renty, gdy stopa procentowa równa jest 5 procent, wynosi 1/0,05 = 20). Jeśli dobro kapitałowe jest użytkowane na przykład przez 20 lat, to spadek stopy procentowej z 11 do 5 procent wywołuje wzrost jego wartości rynkowej (skapitalizowanej) o 56 procent. Jeśli zatem ludzie zaczynają wyceniać dobra dzisiejsze stosunkowo niżej, to pojawia się tendencja wzrostu ceny rynkowej dóbr kapitałowych i trwałych dóbr konsumpcyjnych.

Co więcej, cena ta wzrasta proporcjonalnie do trwałości danego dobra, czyli do liczby etapów produkcji, w których jest ono używane, oraz do odległości dzielącej te etapy od konsumpcji. W wyniku spadku stopy procentowej nastąpi znaczny wzrost cen dóbr kapitałowych już wykorzystywanych oraz zwiększy się ich produkcja, co doprowadzi do poziomego poszerzenia struktury dóbr kapitałowych (czyli zwiększenia produkcji istniejących już dóbr kapitałowych). Jednocześnie zaś ten sam spadek stopy procentowej ujawni, że wiele procesów produkcji czy dóbr kapitałowych wcześniej nieuznawanych za rentowne zaczyna przynosić zysk, a w konsekwencji przedsiębiorcy zaczną je wytwarzać. W istocie rzeczy bowiem przedsiębiorcy powstrzymywali się dawniej od stosowania wielu innowacji technologicznych i realizacji nowych projektów, ponieważ przewidywali, że ich koszty będą przewyższały uzyskiwaną wartość rynkową (która jest zasadniczo równa wartości szacowanych przyszłych rent z każdego dobra kapitałowego dyskontowanych wedle stopy procentowej). Kiedy jednak stopa procentowa spada, wartość rynkowa projektów wydłużających strukturę produkcji przez wprowadzenie nowych, bardziej nowoczesnych etapów odległych od konsumpcji zaczyna rosnąć i może nawet przekraczać koszty produkcji, wskutek czego takie projekty są warte zachodu. A więc drugi skutek obniżania się stopy procentowej w wyniku wzrostu dobrowolnych oszczędności to pogłębienie struktury dóbr inwestycyjnych w postaci jej pionowego wydłużania za pomocą nowych etapów dóbr kapitałowych coraz odleglejszych od ostatecznej konsumpcji.

Zarówno poszerzenie, jak i pogłębienie struktury dóbr kapitałowych bierze się z roli przedsiębiorców i ich kolektywnej zdolności do twórczości i koordynacji. Potrafią oni rozpoznać szansę gospodarczą i potencjalną marżę zysków, jakie się pojawiają, gdy powstaje różnica pomiędzy ceną rynkową dóbr kapitałowych (określaną przez wartość obecną oczekiwanych przyszłych rent, która znacząco rośnie wraz ze spadkiem stopy procentowej) a kosztem niezbędnym do ich wyprodukowania (który pozostaje niezmieniony lub nawet może spaść, zważywszy na większą rynkową podaż pierwotnych środków produkcji pochodzących z etapu ostatecznej konsumpcji, początkowo kurczącego się wskutek wzrostu konsumpcji). A zatem ten drugi skutek również pociąga za sobą wydłużenie się struktury dóbr kapitałowych, podobnie jak widzieliśmy to w pierwszym przypadku.

Fluktuacje wartości dóbr kapitałowych, które pojawiają się w wyniku zmian oszczędności i stopy procentowej, przenoszą się też zwykle na reprezentujące te dobra papiery wartościowe, a tym samym na giełdy, gdzie się nimi obraca. Wzrost dobrowolnych oszczędności, prowadzący do spadku stopy procentowej, podnosi więc dalej ceny akcji firm działających na etapach dóbr kapitałowych najdalszych od konsumpcji, w ogólności zaś ceny wszystkich papierów wartościowych reprezentujących dobra kapitałowe. Jedynie ceny papierów reprezentujących własność firm najbliższych konsumpcji przejściowo relatywnie spadną, co będzie wynikiem bezpośredniego negatywnego oddziaływania spadku popytu na dobra konsumpcyjne spowodowanego przez wzrost oszczędności. Jest zatem jasne, że wbrew potocznym wyobrażeniom, o ile nie występują inne zaburzenia pieniężne, którymi jeszcze się nie zajmowaliśmy, giełda niekoniecznie odzwierciedla głównie zyski spółek. W istocie bowiem osiągane przez firmy zyski księgowe rozważane w stosunku do zainwestowanego kapitału wykazują tendencję do dostosowywania się do stopy procentowej. A więc sytuacja
znacznych oszczędności i niskich stosunkowo zysków (czyli niskiej stopy procentowej) kształtuje warunki największego wzrostu wartości rynko wej papierów reprezentujących dobra kapitałowe. Co więcej, im odleglejsze są określone dobra kapitałowe od ostatecznej konsumpcji, tym wyższa jest cena rynkowa odpowiednich papierów wartościowych. Z kolei zaś wzrost względnych zysków księgowych w całej strukturze produkcji, a tym samym stopy procentowej, przejawia się, w pozostałych warunkach niezmienionych, w spadku wartości papierów wartościowych, a w konsekwencji - w spadku ich cen rynkowych. To teoretyczne wyjaśnienie rzuca pewne światło na wiele ogólnych wydarzeń giełdowych, których nie rozumieją prości ludzie i wielu „ekspertów" od finansów i ekonomii, ponieważ przyjmują po prostu naiwną teorię, że giełda musi odzwierciedlać tylko, w sposób automatyczny i wiernie, poziom zysków księgowych osiąganych przez wszystkie firmy uczestniczące w procesie produkcji, bez uwzględniania etapów, na których osiąga się te zyski, a także w ewolucji społecznej preferencji czasowej (stóp procentowych).

Po trzecie: efekt Ricarda

Każdy wzrost dobrowolnych oszczędności wywiera szczególnie ważny, bezpośredni wpływ na poziom płac realnych. Wykres V-2 pokazuje, że ze względu na wzrost oszczędności popyt pieniężny spada o jedną czwartą (ze 100 j.p. do 75 j.p.). Łatwo więc zrozumieć, dlaczego w ślad za zwiększaniem się oszczędności idzie na ogół spadek cen końcowych dóbr konsumpcyjnych. Jeśli, jak to się zwykle dzieje, płace czy renty za pierwotny czynnik pracy w ujęciu nominalnym utrzymują się początkowo bez zmian, to spadkowi cen końcowych dóbr konsumpcyjnych towarzyszy wzrost realnych płac pracowników zatrudnionych na wszystkich etapach struktury produktywnej. Mając ten sam co dawniej nominalny dochód pieniężny robotnicy mogą nabywać po nowych, obniżonych cenach końcowe dobra i usługi konsumpcyjne w większej ilości i o wyższej jakości.

Ten wzrost płac realnych wynikający ze wzrostu oszczędności oznacza, że w interesie przedsiębiorców ze wszystkich etapów procesów produkcji leży zastępowanie pracy dobrami kapitałowymi. Ujmując rzecz inaczej, wzrost oszczędności wyznacza w całym systemie gospodarczym przez wzrost płac realnych tendencję do wydłużania etapów produkcyjnych i zwiększania ich kapitałochłonności. Przedsiębiorcy stwierdzają bowiem, że wykorzystanie dóbr kapitałowych staje się opłacalniejsze niż zatrudnianie pracowników. Odpowiada to za trzeci, potężny skutek zmierzający do wydłużania etapów struktury produktywnej. Łączy się on z dwoma już wspomnianymi zjawiskami i nakłada na nie. „Efekt Ricarda" stanowi więc trzecie mikroekonomiczne wyjaśnienie zachowań przedsiębiorców, którzy w reakcji na nagły wzrost dobrowolnych oszczędności zwiększają popyt na dobra kapitałowe oraz inwestują w nowe etapy, dalsze od ostatecznej konsumpcji.


Ostateczny wynik: wyłonienie się nowej, bardziej kapitałochłonnej struktury produkcji

Dołączona grafika

Dołączona grafika
Dołączona grafika

Trzy przeanalizowane właśnie przez nas skutki są następstwem działań przedsiębiorców poszukujących zysków, a ich połączenie przynosi zwykle nową, węższą i bardziej wydłużoną strukturę etapów dóbr kapitałowych. Co więcej, różnica pomiędzy dochodami a kosztami na każdym etapie, czyli zysk księgowy albo stopa procentowa, dąży do wyrównania się na wszystkich etapach tej nowej struktury produkcji na niższym poziomie (co w naturalny sposób odpowiada większemu wolumenowi oszczędności i niższej społecznej stopie preferencji czasowej). Pokazuje to wykres V-3.

Wykres V-3 ukazuje, że ostateczna konsumpcja spadła do 75 j.p. Wpłynęło to również na wartość produkcji drugiego etapu (bezpośrednio poprzedzającego konsumpcję), która spadła z 80 j.p. na wykresie V-2 do 64,25 na wykresie V-3. Podobny spadek nastąpił na trzecim etapie (z 60 j.p. do 53,5 j.p.), choć tym razem jest on proporcjonalnie mniejszy. Począwszy jednak od czwartego etapu (i dalej na wszystkich etapach coraz to odleglejszych od konsumpcji), popyt w ujęciu pieniężnym rośnie. Wzrost ten jest początkowo stopniowy. Na czwartym etapie liczba 40 j.p. rośnie do 42,75 j.p. Potem, na etapie piątym, wzrost staje się bardziej znaczący: wartość produktów rośnie z 20 j.p. do 32,25 j.p., co widzieliśmy na wykresie V-2. Co więcej, w obszarze najodleglejszym od konsumpcji pojawiają się dwa nowe etapy - szósty i siódmy. Etapy te wcześniej nie istniały. Kiedy dokonają się już wszelkie konieczne dostosowania, stopa zysków dla różnych etapów wykazuje tendencję do wyrównania się na poziomie znacznie niższym niż przedstawiony na wykresie V-l.
Bierzesię to stąd, że nagły wzrost dobrowolnych oszczędności prowadzi do znacznie obniżonej rynkowej stopy procentowej, a do tej właśnie liczby dąży stopa zysków księgowych dla każdego etapu (wynosząca w naszym przykładzie około 1,70 procent rocznie). Dochód netto osiągany przez właścicieli pierwotnych środków produkcji (robotników i właścicieli zasobów naturalnych) oraz przez kapitalistów z każdego etapu zgodnie ze stopą odsetkową netto wynosi łącznie 75 j.p., co odpowiada dochodowi pieniężnemu wydawanemu na dobra i usługi konsumpcyjne. Należy podkreślić, że nawet gdyby na dobra i usługi konsumpcyjne wydawano tylko 75 j.p., czyli o 25 j.p. mniej, niż widzieliśmy to na wykresie V-l, to z chwilą zakończenia wszystkich nowych procesów wytwarzania produkcja nowych dóbr i usług konsumpcyjnych w ujęciu realnym znacznie się zwiększy. Dzieje się tak dlatego, że procesy produkcji stają się zwykle bardziej wydajne, gdy są bardziej okrężne i kapitałochłonne Ponadto zaś tę większą w ujęciu realnym ilość wyprodukowanych dóbr i usług konsumpcyjnych można sprzedać jedynie za zmniejszoną całkowitą liczbę jednostek pieniężnych (w naszym przykładzie 75 j.p.). Następuje zatem spektakularny spadek ceny jednostkowej nowych dóbr i usług konsumpcyjnych docierających do rynku, a stosownie do tego dochód uzyskiwany przez właścicieli pierwotnych środków produkcji (w szczególności płace robotników, stąd także ich standard życia) gwałtownie podnosi się w ujęciu realnym.

Tabele V-3 i V-4 przedstawiają zarówno podaż dóbr dzisiejszych i popyt na nie, jak i skład produkcji krajowej brutto dla danego roku po wszystkich dostosowaniach spowodowanych wzrostem dobrowolnych oszczędności. Widzimy, że podaż dóbr dzisiejszych i popyt na nie stabilizują się na poziomie 295 j.p., czyli o 25 j.p. wyżej niż w tabeli V-l. Dzieje się tak dlatego, że oszczędności i inwestycje brutto wzrosły dokładnie o 25 j.p. dodatkowych dobrowolnych oszczędności netto. Jednak jak pokazuje tabela V-4, produkcja krajowa brutto dla danego roku pozostaje na nie zmienionym poziomie 370 j.p., z czego 75 j.p. odpowiada popytowi na końcowe dobra konsumpcyjne, a 295 j.p. całkowitej podaży dóbr dzisiejszych.

Dlatego średnio lubię taką suchą teorię ekonomiczną, gdyby dało się przewidzieć ekonomię to by nie było kryzysów.

Austriacy przewidywali, ale wtedy się z nich śmiano.

Tylko banki zasilają tymi pieniędzmi gospodarkę, skarpeta tego nie potrafi.

Bank (czy inna instytucja) będzie tylko pośrednikiem jeśli wykluczymy możliwość kreacji pieniądza.

W czasie kryzysu ilość towarów nie ulega spadkowi? Ciekawe. Ludzie konsumują mniej, więc mniej jest towaru - nie wiem jaką masz inną propozycję.

Kryzys jest powrotem do stanu normalnego. To ekspansja kredytowa zbytnio „napompowała etap konsumpcji. Jak chcesz to mogę wkleić schemat struktury produkcji w czasie ekspansji.

A co z kryzysami które powstały przed pojawieniem się banków centralnych i stopami procentowymi? Nie było ich? Zniknęły? Co je zatem powodowało?


Różnie z tym bywało. Zdarzały się kryzysy i upadki imperiów powodowane deprecjacją monet. Jednak nie były to tzw. wady wolnego rynku.

Czyli w Twojej szkole ekonomii nie istnieją koszty produkcji? Jak już mówiłem nie lubię ekonomistów teoretyków, to niemal jak wiara.


Są. I to cena decyduje o kosztach, a nie koszty o cenie. Nie wiem czy wiesz, ale wszystko co spłodziła ekonomia było kiedyś rozważane teoretycznie. Wiele z tych teorii, mimo iż błędnych dalej cieszy się uznaniem etatystów.

Może nie Twój, ale gospodarki. Duże inwestycje potrzebują finansowania.


Najlepiej z realnych oszczędności.



#155

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Paweł@

To co tam podałeś to prawie to samo co mówił ten facet na filmie. Dalej jest to sucha teoria.
Nie wiem jakie mają być te dodatkowe etapy produkcji, czemu nie bierze pod uwagę zwolnień w przypadku spadku popytu (zwolnienia to podstawowy sposób na cięcie kosztów).
Nie ma tam też uzależnienia kosztów od produkcji, gdzie firmy produkcyjne zwykle pracują w systemie kontraktowym, więc przy mniejszej ilości zakontraktowanego towaru na rok przyszły dopasują produkcję do popytu. Co znowu natychmiast przekłada się na zamówienia na wcześniejszych szczeblach i zmniejszenie kosztów z powodu zwolnień i mniejszego zużycia energii.
Zwolnienia spowodują dalszy spadek popytu, zupełnie jak w przypadku Wielkiego Kryzysu.
Dzisiejsza gospodarka jest szybka, tutaj przejście od pierwszego etapu do ostatniego nie trwa zazwyczaj 5 lat. Tylko w przypadku wielkich inwestycji które są mniejszą częścią gospodarki.

Dalej uważam to za zręczną teorię, ale ma wszelkie wady suchej teorii.



#156

trele12.
  • Postów: 408
  • Tematów: 5
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

@2xUP

Jezu chłopie, skąd to skopiowałeś? Nie możesz jakoś tego ogarnąć?

#157

Paweł.
  • Postów: 1000
  • Tematów: 22
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Dalej jest to sucha teoria.


Ja tu widzę brak argumentów.

Nie wiem jakie mają być te dodatkowe etapy produkcji


To może być wykorzystanie w jakimś procesie dóbr kapitałowych lub czynników produkcji już wcześniej wytworzonych, co do których nikt jednak nie wyobrażał sobie, że zostaną kiedyś zastosowane w takim procesie.

czemu nie bierze pod uwagę zwolnień w przypadku spadku popytu (zwolnienia to podstawowy sposób na cięcie kosztów).

Nie ma tam też uzależnienia kosztów od produkcji, gdzie firmy produkcyjne zwykle pracują w systemie kontraktowym, więc przy mniejszej ilości zakontraktowanego towaru na rok przyszły dopasują produkcję do popytu. Co znowu natychmiast przekłada się na zamówienia na wcześniejszych szczeblach i zmniejszenie kosztów z powodu zwolnień i mniejszego zużycia energii.

Zwolnienia spowodują dalszy spadek popytu, zupełnie jak w przypadku Wielkiego Kryzysu.


Koszty minimalne są już określone. Jeżeli przedsiębiorcy z etapu 3 uzyskali 60 j.p. dochodu, z czego 54 j.p.stanowiły koszty, to nie interesuje nas jaki wpływ na to miało zredukowanie etatów. 54 j.p. to w tym przypadku minimalny koszt wytworzenia towaru za 60 j.p.

Dzisiejsza gospodarka jest szybka, tutaj przejście od pierwszego etapu do ostatniego nie trwa zazwyczaj 5 lat. Tylko w przypadku wielkich inwestycji które są mniejszą częścią gospodarki.


Ustalenie czasu każdego etapu na rok jest czysto arbitralne i można wybrać dowolnie inny okres.Podobnie jak okres przykładowego procesu produkcji. Nowoczesne procesy produkcji są złożone, a liczba i czas trwania tych etapów mogą być różne. Odwoływanie się do przeciętnego okresu produkcji nie ma sensu, ponieważ proces produkcji zawsze ma początek w którym podmiot po raz pierwszy stwierdza, że jakiś cel jest dla niego wartościowy, oraz pewna liczbę etapów pośrednich, które przedsiębiorca obmyśla z góry, a potem stara się przejść.



#158

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Ja tu widzę brak argumentów.

Są niżej. Wklejanie cytatów z książki bez opracowania też jest kiepskim argumentem. To coś w stylu: "patrz, autorytet, wygrałem".

To może być wykorzystanie w jakimś procesie dóbr kapitałowych lub czynników produkcji już wcześniej wytworzonych, co do których nikt jednak nie wyobrażał sobie, że zostaną kiedyś zastosowane w takim procesie.


Może, mogą, nie wyobrażał. To bardzo uspokajające i wskazuje na to że teoria jest czymś więcej niż tuszem na papierze.
Do tego potrzebne są innowacje i nowe pomysły - ich się nie da wyliczyć tak jak to robi Pan w cytowanej książce. To jest loteria.
Nikt nie zagwarantuje że powstanie x etapów produkcji które osiągną xx% zwrotu.
Natomiast spadek popytu sprawi że prędzej czy później spadną zyski firm w całej drabince produkcji - to jest pewnik.

Koszty minimalne są już określone. Jeżeli przedsiębiorcy z etapu 3 uzyskali 60 j.p. dochodu, z czego 54 j.p.stanowiły koszty, to nie interesuje nas jaki wpływ na to miało zredukowanie etatów. 54 j.p. to w tym przypadku minimalny koszt wytworzenia towaru za 60 j.p.


Wytworzenie większej ilości towaru jest zawsze mniej kosztochłonne niż wykonanie mniejszej ilości. Głównie przez wpływ kosztów stałych na koszty produkcji. Popyt ma wyraźny wpływ na koszty produkcji, czego tutaj nie zawarto. Skoro nie uwzględniono nawet takich podstawowych zmiennych, znaczy to że teoria jest niezmiernie ogólnikowa i dziurawa jak ser szwajcarski. Im dłużej dyskutuje o niej, tym bardziej wydaje mi się nieprawdziwa.

//DOWN

To jest tekst przepisany z książki, a nie argumenty. Nawet trele12 się skarżył na formę, jest zaporowa i niestrawna.



#159

mefistofeles.
  • Postów: 751
  • Tematów: 13
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Są niżej. Wklejanie cytatów z książki bez opracowania też jest kiepskim argumentem. To coś w stylu: "patrz, autorytet, wygrałem".


To nie są żadne cytaty, tylko właśnie argumenty. Przeczytałeś w ogóle tego posta Pawła?



#160

Paweł.
  • Postów: 1000
  • Tematów: 22
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Są niżej. Wklejanie cytatów z książki bez opracowania też jest kiepskim argumentem. To coś w stylu: "patrz, autorytet, wygrałem".

Mam jeszcze wyjaśniać wyjaśnienie tego przykładu? Właśnie po to zamieściłem fragmenty książki, aby uniknąć różnych błędów myślowych, które mogłyby się pojawić. To chyba lepiej, że sięgnąłem bezpośrednio do źródła. Gdybym chciał to napisać własnymi słowami nie byłoby ani krócej i prościej. A wtedy tak samo byś się czepiał, bo niedokładnie, nie rozumiesz, itd. Ciągłe uniki.

Do tego potrzebne są innowacje i nowe pomysły - ich się nie da wyliczyć tak jak to robi Pan w cytowanej książce.

A gdzie i w jaki sposób to robi?

Nikt nie zagwarantuje że powstanie x etapów produkcji które osiągną xx% zwrotu.

Jeżeli przedsiębiorca podejmuje działanie, to zawsze powstają jakieś etapy produkcji. Zysk jest uzależniony od stopy %, co widać na przykładzie.

Natomiast spadek popytu sprawi że prędzej czy później spadną zyski firm w całej drabince produkcji - to jest pewnik.

Co raz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nawet dokładniej tego nie przeczytałeś. Jaki jest właściwie sens prowadzenia z Tobą rozmowy, jeśli nie wyciągasz z tego żadnych wniosków. Jeżeli porównasz otrzymane zyski wykresu V-1 z wykresem V-2 to będzie jasno pokazane, że tak właśnie jest.

Wytworzenie większej ilości towaru jest zawsze mniej kosztochłonne niż wykonanie mniejszej ilości.
Głównie przez wpływ kosztów stałych na koszty produkcji. Popyt ma wyraźny wpływ na koszty produkcji, czego tutaj nie zawarto. Skoro nie uwzględniono nawet takich podstawowych zmiennych, znaczy to że teoria jest niezmiernie ogólnikowa i dziurawa jak ser szwajcarski. Im dłużej dyskutuje o niej, tym bardziej wydaje mi się nieprawdziwa.

To jest podejście makroekonomiczne. W makroekonomii zakłada się, że koszty są określone z góry. Natomiast szkoła austriacka zakłada, że koszty produkcji nie są określone z góry, lecz subiektywne. Przykład struktury produkcji jest wyjaśnieniem austriackiej teorii kapitału, której makroekonomia w żaden sposób nie wyjasnia.

To jest tekst przepisany z książki, a nie argumenty. Nawet trele12 się skarżył na formę, jest zaporowa i niestrawna.

Zamiast normalnie odpowiedzieć zawsze można zwalić na treść.



#161

mylo.

    Altair

  • Postów: 4511
  • Tematów: 83
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

To chyba lepiej, że sięgnąłem bezpośrednio do źródła. Gdybym chciał to napisać własnymi słowami nie byłoby ani krócej i prościej. A wtedy tak samo byś się czepiał, bo niedokładnie, nie rozumiesz, itd. Ciągłe uniki.


Twoje słowa byłoby mi łatwiej przyjąć, to co wkleiłeś jest bardzo ciężkostrawne. Do tego to lekkie pójście na łatwiznę IMO.

A gdzie i w jaki sposób to robi?


Chodzi o te wyliczenia względem kolejnych etapów produkcji. To od nich zależy czy ogół gospodarki posunie się do przodu.

Jeżeli przedsiębiorca podejmuje działanie, to zawsze powstają jakieś etapy produkcji. Zysk jest uzależniony od stopy %, co widać na przykładzie.


Zwykły przedsiębiorca podejmuje działanie w znanym zakresie działań, lub modyfikuje go w małym zakresie. Dopiero innowator zmienia rzeczywistość i dokłada kolejne etapy produkcji.
Dajmy przykład Apple. To oni stworzyli cały segment smartphonów i tabletów (a wcześniej komputerów z interfacem graficznym). Przed ich innowacją nikt tego nie zrobił, mimo że na pewno podejmował różne działania w zakresie telefonów i komputerów. One znowu stworzyły zupełnie nowe nisze dla producentów oprogramowania, aplikacji etc.
Innowacje nie są sprawą którą da się obliczyć, tutaj wszystko zależy od genialnych pomysłów jednostek.

Co raz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nawet dokładniej tego nie przeczytałeś. Jaki jest właściwie sens prowadzenia z Tobą rozmowy, jeśli nie wyciągasz z tego żadnych wniosków. Jeżeli porównasz otrzymane zyski wykresu V-1 z wykresem V-2 to będzie jasno pokazane, że tak właśnie jest.


Dlatego już dwie osoby mówiły Ci żebyś przedstawiał strawniejsze argumenty. Nikt nie będzie w całości czytał czegoś na co trzeba poświęcić ponad pół godziny (nawet więcej żeby zrozumieć zawiłe słowotwórstwo). Przeczytałem to na ile mogłem. Do tego nie można traktować jednej książki jak wyroczni.

Zamiast normalnie odpowiedzieć zawsze można zwalić na treść.

Najlepiej dać ścianę średnio zrozumiałego tekstu z książki ekonomicznej. ;)
Rozmawiając o prawie nie będę oczekiwał że ktoś będzie dyskutował przepisując artykuły i paragrafy KC.



#162

Paweł.
  • Postów: 1000
  • Tematów: 22
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Twoje słowa byłoby mi łatwiej przyjąć, to co wkleiłeś jest bardzo ciężkostrawne. Do tego to lekkie pójście na łatwiznę IMO.

Poruszając takie kwestie trzeba po drodze wyjaśniać wiele szczegółów i aby je zrozumieć to trzeba niestety trochę nad nimi posiedzieć. Gdybym miał kilka dni wolnego, mógłbym to streścić własnymi słowami, ale i tak objętościowo by to dużo zajmowało. Autor jak na ekonomistę używa całkiem przyjemnego języka, w ogóle książki na temat austriackiej ekonomii są pisane w sposób dość strawny, tak aby nie zniechęcać zwykłego czytelnika jakimiś skomplikowanymi zagadnieniami, jak ma to miejsce w przypadku ekonomii głównego nurtu. Tam to dopiero czarna magia.

Chodzi o te wyliczenia względem kolejnych etapów produkcji. To od nich zależy czy ogół gospodarki posunie się do przodu.


To wynika z prostych zależności.

Zwykły przedsiębiorca podejmuje działanie w znanym zakresie działań, lub modyfikuje go w małym zakresie. Dopiero innowator zmienia rzeczywistość i dokłada kolejne etapy produkcji.
Dajmy przykład Apple. To oni stworzyli cały segment smartphonów i tabletów (a wcześniej komputerów z interfacem graficznym). Przed ich innowacją nikt tego nie zrobił, mimo że na pewno podejmował różne działania w zakresie telefonów i komputerów. One znowu stworzyły zupełnie nowe nisze dla producentów oprogramowania, aplikacji etc.


Nie ma znaczenia kto to robi. Ale jeżeli wpadnie na pomysł, aby wykorzystać dostępne środki w sposób inny niż robią to inni, osiąga sukces.

Innowacje nie są sprawą którą da się obliczyć, tutaj wszystko zależy od genialnych pomysłów jednostek.


Wieloetapowość to nie tylko innowacje. Nowopowstałym etapem najdalszym od konsumpcji może być wykorzystanie jakiś zasobów, które dotychczas z różnych przyczyn nie były wykorzystywane.

Dlatego już dwie osoby mówiły Ci żebyś przedstawiał strawniejsze argumenty. Nikt nie będzie w całości czytał czegoś na co trzeba poświęcić ponad pół godziny (nawet więcej żeby zrozumieć zawiłe słowotwórstwo). Przeczytałem to na ile mogłem. Do tego nie można traktować jednej książki jak wyroczni.


Mogę zacytować inne, w których treść dotyczy tego samego, ale jest napisana innymi słowami, bez wykresów, ale to nie będzie miało sensu. Samo zagadnienie struktury produkcji ma ponad 100 lat i wielu o tym pisało. Ja, aby w miarę zrozumieć te sprawy siedziałem nieraz całymi tygodniami. Teraz to już mnie tak nie kreci i średnio jestem w temacie. Ale jeżeli chcesz krótkiej wymiany zdań, to będzie jak rozmowa przy piwie.

Najlepiej dać ścianę średnio zrozumiałego tekstu z książki ekonomicznej. ;)
Rozmawiając o prawie nie będę oczekiwał że ktoś będzie dyskutował przepisując artykuły i paragrafy KC.

Przy ogólnej rozmowie można to sobie darować, ale omawiając konkretny temat trudno jest to ominąć



#163

nexus6.
  • Postów: 1234
  • Tematów: 14
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Poruszając takie kwestie trzeba po drodze wyjaśniać wiele szczegółów i aby je zrozumieć to trzeba niestety trochę nad nimi posiedzieć. Gdybym miał kilka dni wolnego, mógłbym to streścić własnymi słowami, ale i tak objętościowo by to dużo zajmowało. Autor jak na ekonomistę używa całkiem przyjemnego języka, w ogóle książki na temat austriackiej ekonomii są pisane w sposób dość strawny, tak aby nie zniechęcać zwykłego czytelnika jakimiś skomplikowanymi zagadnieniami, jak ma to miejsce w przypadku ekonomii głównego nurtu. Tam to dopiero czarna magia.


Najgorsze, że za wyszukanym słownictwem kryją się nierzadko nonsensy. Większość ludzi nie rozumie wyznawanych przez siebie teorii tylko uczy się ich na pamięć. Potem rutynowo powtarza regułki. To działa na zasadzie pacierza nad którego sensem nikt się nie zastanawia. Taką formę "nauki" promuje państwowy system edukacji.


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych