Panie Łukaszu:
2. Tak. Jasne, że to i tak będzie tryumf demokracji. Ale paradoksalnie wynik na "NIE", jest wynikiem przez który demokracja ucierpi. I to mnie, kurczę, boli. Bo niby demokracja, wszystko ładnie, ale greckie "NIE" będzie potem zawsze argumentem dla tych cieciów z góry, aby nam mówić "NIE" gdy będziemy chcieli kiedyś tam mieć wpływ na jakąś ważną decyzję. I tak akt demokracji może nas cofnąć w rozwoju wolności, a przynajmniej ten rozwój wstrzymać.
Że co proszę?
Że jeżeli ludzie w najbardziej demokratycznym z aktów wyrażą swoją wolę, która nie spodoba się politykom, to politycy zabronią referendów? I to pana zdaniem ma szkodzić demokracji? Raczy pan żartować, bo to już dawno nie jest demokracja.
Tak wiem, że ustrój w Grecji nazywa się demokracją parlamentarną, która znacząco różni się od demokracji bezpośredniej.
A co mają zrobić ludzie niezadowoleni z reprezentowania przez parlamentarzystów?
Ano to już pan widzi na ulicach greckich miast.
Napisałem, że paradoksalnie. Demokracja, wszystko fajnie, pięknie, tylko że to i tak by wiele nie zmieniło, odsuneło by tylko fakty w czasie, a mogłoby zaszkodzić niestety.
(Tak samo jak nie pomaga im strajkowanie i rujnowanie własnego kraju. Powinni teraz wziąść się do roboty i pracować na nowy kapitał, który sam się nie zrobi. No ale, oni mają siestę cały rok! Co tylko świadczy o ich ułomnosci ekonomicznej.)
Nie wiem ile ma pan lat, jednak wygląda na to, że nie pamięta pan protestów robotniczych w naszym kraju. Wtedy również masa reżimowych pismaków pisała, że strajkami nie rozwiąże się trudnej sytuacji ojczyzny. Że jeżeli robotnicy chcą poprawy sytuacji w kraju to powinni wziąć się do roboty a nie strajkować. Że strajkujący rujnują własny kraj.
Tak, tak. Dokładnie te same argumenty. Proszę sięgnąć do Trybuny Ludu z tamtych lat. Jestem przekonany, że jej lektura dostarczy panu kolejnych argumentów.
Kiedyś strajkujących nazywano sługusami imperialistów, aktualnie powstaje zmodyfikowana nowomowa w której protestujących nazywa pan "ułomnymi ekonomicznie".
Widzi pan, panie Przemo, problem tkwi w tym, że wtedy były troszeczke inne realia. Robotnik mógł robić jak stachanowcy i poza tym, że się zmęczył to nic z tego nie wynikało. Dzisiaj mamy quasi-kapitalizm - i to jest prawdziwy problem. Jasne, ludzie chcieliby pracy. Ale najlepiej takiej, żeby z pensji starczało na wszelkie zachcianki, i aby jeszcze dodatkowo dostawać od państwa różne świadczenia socjalne. To jest jakaś paranoja, której mistrzostwo osiągnęli Grecy. Ja wciąż czekam na prawdziwy kapitalizm. Bo dzisiaj, to właściwie nie wiem co my mamy. Niby wszystko oparte na kapitalizmie, a z drugiej strony mamy socjal, z którego pieniądze nie idą na żadne inwestycje, tylko na wegetacje tych, którzy uwielbiają żyć wygodnie. Nie mówie, że nie ma ludzi, którym się należy. Są sytuacje wyjątkowe gdy ktoś nie może podjąć żadnej pracy np z powodu ciężkiej choroby i państwo powinno takich ludzi wspierać. Ale jak widze rodzinke, która żyje na socjalu, nic nie robi 24/7 i stać ich na najnowszy telewizor, pralke, lodówke, trzy komputery i wakacje w drogim biurze podróży to szlag mnie trafia. Nie na tym miała polegać ekonomiczna zaradność obywatela w kapitalizmie.
Wracając do głównej myśli, wtedy strajki miały potencjał zmiany. Bo nie było niczego, a była nadzieja na coś. Dzisiaj strajki nie mają sensu. Nie twierdzę, że wszystko gra. Ale niech mi pan powie panie Przemo: O co walczą Grecy? Bo ja widzę, że głównie boli ich obcięcie funduszy socjalnych, że boli ich fakt, iż podatki trzeba jednak płacić, że produkowanie sztucznych oliwek aby zdobyć dotacje z UE jednak nie zwiększa kapitału i dobrobytu. Że robienie w ciula państwo i współobywateli wpędziło ich w kłopoty. Jak pan myśli, dlaczego są państwa, które nie zadłużyły się jak Grecja? A no dlatego, że państwa te zadłużały się tylko tam, gdzie było to konieczne, a obywatele są na tyle odpowiedzialni, aby płacić podatki, nie oszukiwać, nie żyć na rozpasanym socjalu. W tym tkwi rzecz panie Przemo!
Tylko niestety, Ci na górze ułożyli tak sobie ten świat, że dla nich to tak naprawdę nie ma znaczenia, kto ma rację. Liczy się pieniądz i władza. Nasz świat jest jak gra planszowa typu monopoly czy eurobiznes. W grze obowiązują określone zasady. Jeśli się ich nie trzymasz, i próbujesz wygrać, omijając przepisy, reszta graczy Cię wykluczy.
Na pańskie nieszczęście coraz więcej tych na dole zaczyna dostrzegać, że oni sami nie liczą się w tej grze. Zaczynają rozumieć, że to oni dali siłę tym, którzy nimi rządzą. I teraz mówią im nie na ulicach. Mówią, że mają dość takiej gry.
Czy nie wydaje się panu, że ci "ułomni ekonomicznie" jak ich pan nazywa, nie są wcale tacy ułomni, skoro zaczynają dostrzegać, że zasady tej gry zostały stworzone z myślą o kartelach finansowych i korporacjach ?
Czy tylko pan udaje, że tego nie dostrzega?
Protestujący na ulicach Grecji (i wielu innych miast na świecie) wcale nie chcą całorocznej sjesty jak pan sugeruje. Chcą pracy i godziwego życia. Nie godzą się na to, żeby za błędy polityków oni ponosili odpowiedzialność finansową.
Czy to tak trudno panu zrozumieć?
W jaki inny sposób pana zdaniem, robotnicy u schyłku lat 70 ubiegłego wieku mieli okazać swoje niezadowolenie w sposób inny niż strajki?
A może powinni pisać protesty do swoich oddziałowych sekretarzy PZPR? W końcu wtedy to oni byli klasą rządzącą.
Urodziłem się w kraju, w którym przewodnią rolę pełniła PZPR. Partia tylko z nazwy robotnicza, która byłą elitą władzy i zmuszona była wykonywać polecenia z Kremla.
Teraz żyję w kraju w którym rządząca partia (jakakolwiek by nie była) zmuszona jest wykonywać polecenia z Brukseli. Różnica jest tylko taka, że kiedyś rządziła ideologia, a teraz rządzą finanse. (Jak zrobicie referendum, to nie damy wam kolejnej transzy).
Tak, dzisiaj mamy Brukselę w miejsce Moskwy. I to mi sie nie podoba. Bo to krok w złym kierunku, kierunku centralizacji opartej na grupach interesów. Kiedyś zaraziłem się bakcylem euroentuzjazmu i chyba dobrze, bo gdy zaglębiłem się dokładniej w to jak działa i do czego zmierza Unia, stałem się jej największym wrogiem. Pod pięknymi hasłami mamy ukryty przepyszny eurokomunizm.
Tak. Ludzie na świecie protestują. Ale niech pan zwróci uwagę na to, kto protestuje. Przede wszystkim, najliczniej protestują Grecy i Hiszpanie. Czyli nacje przyzwyczajone do socjalu. A gdzie indziej? Głównie znudzeni ideowcy, trochę ludzi, którym się nie udało w życiu i szukają winowajcy, znudzone nastolatki z bogatych domów (jak w Warszawie 15.10), studenci, którzy wybrali popularne kierunki studiów i oczekują, że na dzień dobry dostaną dobrze płatną pracę. Dlaczego w państwach gdzie jest mniej socjalu, gdzie ludzie są bardzo przedsiębiorczy, nie ma protestów na skalę ateńską, madycką?
Pewnie wysunąłby pan teraz protest na Wall Street. Należy jednak pamiętać, że większośc protestujących tam obsesyjnie wierzy w spisek 11 września, spiskową teorię dziejów i Amerykę jako naród wybrany. Coś w stylu naszego znamienitego Ruchu 10 Kwietnia, czy jak sie tam oni nazwali.
Nie bronię rządów Grecji i innych. Swoje za koszulą mają. Ale dzisiaj strajki nic nie zmienią. Zmienić wszystko moze tylko jedna rzecz. Ostateczny wybór: kapitalizm albo socjalizm. Tylko jak to zrobić, gdy żądni socjalu obywatele chcą żyć w kapitalizmie? Czyli jak zjeść ciastko i mieć ciastko? Hm?...
Użytkownik Kaluzhinsky edytował ten post 06.11.2011 - 12:32