Jak ja lubię takie tematy, nie ma co :3.
Już z góry powiem, że pisząc to nie mam zamiaru NIKOGO obrazić. To jedynie moje poglądy.
A więc, Świat to gówno, mówisz? I nie ma miłości? To przepraszam, ale ja nie wiem, na jakim świecie żyjesz. Albo inaczej, jakiego świata nie znasz.
Jak czytałam Twój post... ale okej, łatwiej mi będzie cytować.
Nawet jeśli myślą, że kochają to jest to pewne wypaczone pojęcie wyciągnięte z rodzinnego gniazda
Mój Tato nie żyje, umarł, jak miałam coś parę lat. Dziadka nie mam żadnego. Babcie mam jedną, ze strony Taty właśnie, jednak, powiedzmy, moja rodzina nie utrzymuje z Nią dobrych kontaktów.
Dla nich życie to zlepek chwil i nic więcej, a przecież głównie miłość- przynajmniej mnie- trzyma przy życiu. Chyba nie potrafię żyć w świecie pozbawionym tej utopijności i prawdziwych uczuć. Dla mnie to bagno, bo nie potrafią myśleć utopijnie.
Sama mówisz, że Ciebie miłość trzyma przy życiu. A wcześniej mówiłaś, że to jest tylko wymyślone, więc jak?
Ludzie nie potrafią kochać. Wszystko oparte jest na chorym złudzeniu, że ktoś mógłby Cię pokochać a prawda jest taka, że nie jesteśmy tego zdolni. Tylko ja i pewnie kilka innych osób jest w stanie to zrozumieć i nie odrzucić. Bo życie w świecie, który nie pasuje do Twoich idei jest pozbawiony sensu.
Nie powinnam o tym tutaj mówić, no ale. Może Ci coś uświadomię. Właśnie o tym świecie, o jakim chyba nie masz pojęcia.
Przez pewne "usterki" w moim organizmie, a raczej w układzie krwionośnym byłam 3 miesiące w szpitalu.
Ja pie.... nie będę się kryła, do cholery, obiecywałam, że już tego nie zrobię.
W skrócie wielkim, jestem śmiertelnie chora. Tak, od kilku lat (dokładnie 28.01.2008r.) mam coś takiego, przez co lewa komora mi zarasta. W sercu ;d. Ale to nie forum medyczne
Jadę dalej.
No, jak mówiłam, byłam 3 miesiące w szpitalu. Ale nie w jednym. Najpierw miesiąc w Przemyślu, potem (w ogóle nie będąc w domu) przewieziono mnie do Katowic, byłam tam miesiąc, następnie do CZD w Warszawie, tam spędziłam też miesiąc (właściwie to razem wszystko zbierając, spędziłam tam 80 dni, miałam na karcie napisane). W Warszawie znalazłam się za zasługą pewnego Ordynatora w kardiologicznej klinice w Katowicach - normalnie trzeba czekać na wizytę nawet 3 lata.
Do domu wróciłam tak jakoś w kwietniu, na Wielkanoc. Ale po Świętach miałam wrócić na 3 dni, żeby mi zrobili rezonans magnetyczny (wstrzykiwali mi izotopy. Teraz, jak jest o nich wspomniane na chemii, to mam ochotę wyrzucić wykładowcę przez okno, ale mniejsza o to
). Jednak spędziłam tam następne 3 tygodnie, bo musieli mi wszczepić taki defibrylator (miniaturowa wersja tych dwóch pudeł, co przykładają ludziom i tak śmiesznie się podnoszą do góry
).
A teraz dochodzę do sedna.
W ciągu tych, no, prawie czerech miesięcy poznałam kilka wspaniałych osób. Panią Doktor, która ma mnie tam pod opieką, wiesz jaka wspaniała osoba? Jest bardzo miła. A skórę jak rozetnie, to nie ma śladu
. I też pewną Pielęgniarkę (bez imion się może tu obejść ;D)... Moja Mama była ze mną te 3 miesiące, większość czasu spała na 4 ułożonych krzesłach, bo nie miała innej możliwości. I Ją, jak i mnie, ta sytuacja wykańczała. A ta Pielęgniarka, osoba, której Ona nie znała w ogóle, pocieszała nas, rozmawiała... Teraz Ona i moja Mama są przyjaciółkami. A ja Ją po prostu kocham, jak członka rodziny, jak kogoś naprawdę bliskiego.
I teraz mi powiedz. Czy to nie jest miłość? Tak, kur.. (przepraszam, musiałam -,-), kocham Mamę z przyzwyczajenia, do chol...? Nie, nie kocham Jej za to, że była ze mną przez 3 miesiące i jest ze mną dalej widząc, jak mój stan się pogarsza? Nie kocham Jej za to, że za moje bycie nieodpowiedzialną idiotką, jak piłam i paliłam, nie zrobiła nic, tylko powiedziała, że jest zawiedziona? Nie kocham Jej za to, że przez całe życie zajmowała się tylko mną i moją Siostrą, a dla siebie nie miała nic? Tak, kur, Nicolle, z przyzwyczajenia! Bo się tak przyzwyczaiłam! A kur, moja Mama się poświęca cały czas też z przyzwyczajenia! Uwierz, przy mnie, moich filozoficznych gadkach, mojej ironii, darciu się naokoło co chwilę a także stawanie co chwilę na ulicy, niejeden człowiek by się chciał prędzej wykończyć, niż dla mnie poświęcać.
A jeszcze tak wrócę do tematu szpitala, a mianowicie CZD.
Tam są dzieci z rozmaitymi chorobami. Jeden chłopczyk, Kacper, nie mógł się prawie samodzielnie poruszać, musiał jeździć na wózku - taki miał kłopot z tętnicami. I ŻADEN lekarz nie chciał się podjąć tej operacji. ŻADEN. Aż w końcu jeden się podjął - jak myślisz, co czuła Matka Kacperka? Mi się jakość nasuwa miłość - taka miłość, że jest niezmiernie Mu wdzięczna. Przecież uratował jedyny Jej skarb.
I w ogóle, jak tam byłam, tyle chorych dzieci. Tyle łysych główek, noworodków... Wiesz co? Niektórymi się zajmowałam mimo, że byłam na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej. Bo Je kochałam po prostu. Taką braterską miłością, dzięki której mogłabym z miejsca oddać własne życie, żeby takie dzieciątko żyło, wiesz?
A tamte dzieci, to One też wszystkich kochają. Jak się popatrzysz np. na dziewczynkę z nowotworem, to mimo cierpienia, jakie widzisz na Jej twarzy, Ona się do Ciebie uśmiechnie. Bo tyle przeżyła w swoim życiu że wie, jakie szczęście jest ważne i chociażby tym drobnym uśmiechem chciałaby Cię odbdarować. Bo Cię w pewien sposób kocha.
A w lecie w szpitalu też wylądowałam. Ale przez bóle brzucha. Krok od anoreksji, wiesz? Przez LUDZI. Tak, przez takich ludzi w moim wieku.
A co do tej miłości do wszystkich, jak ktoś tu powiedział; hm, może to nie jest w pełni możliwe. Ja, nawet jak nie lubię jakiejś osoby, to Ją szanuję. I nic Jej nie robię, żadnych komentarzy ani nic. Nawet, jak są takie w moją stronę.
Za wzór człowieka można by postawić Ś.P Jana Pawła II. I co - On też mężczyznę, który chciał Go zabić, można nawet powiedzieć, że pokochał z przyzwyczajenia? Jan Paweł był osobą, która kochała wszystkich. I nie wydaje mi się, że przez Jego "tytuł". Jak patrzę na Papieża Benedykta XVI, to nie widzę w Nim tego światła, tej radości, miłości, co w Janie Pawle.
A jeszcze się tak odniosę do tych moich "wydarzeń". Wiesz, ile ja bym mogła założyć tematów "Świat to gówno", "Na świecie tak nie powinno być", "Na co żyjesz", "Po co to wszystko", itd? Idź tak na jeden dzień do jakiejś kliniki, popatrz na dzieci. Myślę, że by Cię to trochę zmieniło.
Czasem się zastanawiam nad tym wszystkim i dochodzę do wniosku, że ludzie nie lubią życia. Jest dla nich zbyt elastyczne. Zbyt dużo można w nim zmienić, dlatego większość wymyśla różne pierdoły
Tak, ktoś np. na wózku może wiele zmienić.
I jeszcze raz sobie przeczytaj akapit przed Twoim cytatem.
nie mam czasu dla ukochanej osoby, wolę trening na siłowni niż przebywanie z ukochaną, wolę siedzieć przed kompem, wolę nie myśleć, nie angażować się, bo przecież jestem jeszcze taki młody. Rzygam tą Waszą wolnością seksualną. Uprawiajcie seks z wszystkimi możliwymi partnerami żeby nałapać jak najwięcej syfów wenerycznych i zgnijcie w trumnach bo tylko na to wasze płytkie mózgi zasługują.
Wiesz co, ja tam się nie chcę wtrącać w Twoje życie prywatne, jednak brzmisz po prostu, jak zdesperowana nastolatka, których tłumy można spotkać np. na bravo.pl czy zapytaj.com.onet.pl... I zgadzam się z
Ill. Sama od niemal początku wiedziałam, co Cię kierowało, aby to napisać.
Serio, masz dziewiętnaście lat? Ja bym się prędzej zapadła pod ziemię, niż pisała "Świat to gówno" z powodu... czegoś tam.
I tak, świat jest dla mnie straszny. Wojny, niesprawiedliwość, zatracanie się ludzi - tak, to jest straszne. Ale niektórzy ludzie są naprawdę dobrzy, ale teraz dobrzy ludzie to tylko Ci, którzy coś przeszli w życiu.
A reszta to albo jest zadufana w sobie, albo chcą mieć władzę, albo robią problemu tam, gdzie go nie ma, albo wszystko naraz.
Pozdrawiam :3!
Użytkownik Kitsune edytował ten post 01.11.2011 - 00:25