Napisano
18.09.2008 - 21:00
Czuję się w obowiązku kontynuować podróż przez czas i przestrzeń w poszukiwaniu ciekawych legend, mitów, opowieści związanych z motywem szeroko pojętego wampiryzmu. Dzisiaj czas na jeden z najbardziej popularnych w pracach o wampirach i najczęściej wykorzystywany temat:
Wampiry w Rumunii oraz na Węgrzech i w kulturze słowiańskiej
Szczypta teorii na początek.
Słowianie, których ogólnie - za Wikipedią - klasyfikuje się jako ludność władająca językami słowiańskimi pochodzącymi ze wspólnego indoeuropejskiego pnia, swą ekspansję na teren Europy z okolic górnego dorzecza Donu, środkowego Dniepru, czy nawet samego Półwyspu Indyjskiego, rozpoczęła ok. II - III w. n. e., co wywołane pośrednio i bezpośrednio zostało wędrówkami ludów germańskich, irańskich (Sarmaci, Alanowie) i "pre-mongolskich" (Hunowie), a więc dynamicznymi zmianami etnograficznymi. Kultura Słowian była więc w pewnym sensie od początku zlepkiem elementów wierzeń "rdzennych" z elementami co najmniej hinduskimi, irańskimi, greckimi (hellenistycznymi) i nordyckimi, oczywiście odpowiednio do poziomu intelektualnego rozwoju "spłaszczonymi", zmienionymi, zniekształconymi i wzbogaconymi o tradycje gdzie indziej nie występujące (pochówek, ceramika, część demonologii).
Fetyszyzm sakralny, który, jak już udowodniłem, miał wpływ na rozwój pojęcia wampiryzmu, u ludów słowiańskich, połączywszy się z klechdami hellenistycznymi, a także np. celtyckimi (Cernunnos), odcisnął niezwykle silne piętno. Ogromna ilość demonów, chimer różnych, czasem znacznie odmiennych od siebie istot na przedstawieniach na ceramice czy różnorakich figurkach - obrobionych fetyszach (juk np. późnohalsztackie zoomorficzne naczynie fantastycznej istoty o sylwetce ptaka zwieńczonej baranią głową) i ciągłe przenikanie się kultur umożliwiło słowiańskiej wyobraźni wykrystalizowanie się pewności, wiary, systemu poglądów, iż człowiek z samej natury rzeczy może przemienić się w pewne zwierzę przy określonych rytualnych warunkach, zażywając pewnych ziół, czy, jak podczas od dawna zakorzenionych w pamięci zbiorowej szamanistycznych rytuałów totemicznych, przywdziewając jego skórę. Celem tych dawnych obrzędów była czasem chęć zapewnienia danemu gatunkowi płodności (a więc w efekcie zapewnienia plemionom łowczych dostatku pożywienia), czasem, o czym także już pisałem, ogarnięcia ich siły, zbyt wielkiej dla wyposażonego w skromne narzędzia człowieka (takie zdarzenia pojawiają się czasem w podaniach o inicjacjach młodzieży) lub ich ułaskawienia, przebłagania tych zwierzęcych pierwotnych bóstw o pokój i bezpieczeństwo dla plemienia (a może nawet obronę przez totemiczne zwierzę?), którego inaczej dostarczyć w tych czasach nie było sposób.
Ważna, podobnie jak dla innych ludów, była dla Słowian wiara w życie po śmierci. Nie będę się tutaj wypowiadał na temat odmiennych dla różnych słowiańskich plemion metod pogrzebowych (kremacja zwłok od ok. XIV w. p. n. e. aż do czasów chrześcijańskich; kultura grobów jamowych), pozostając jedynie przy samym zagadnieniu możliwości prowadzenia świadomej egzystencji po śmierci fizycznego ciała.
Naukowcy, formułując w oparciu o niepewne (i być może różne dla różnych słowiańskich plemion) źródła materialne i przekazywane, a czasem notowane przez pisarzy antycznych bądź późniejszych chrześcijańskich szczątkowe informacje odmienne tezy o postrzeganiu przez Słowian (czy pisanie w tym miejscu o "Słowianach" nie jest już zbytnią generalizacją problemu?) świata, czasem wyszukują analogię do wizji germańskiej (jak np. Yggdrasil i wierzenia z nim związane), czasem budują zaś koncepcje podobne, lecz poniekąd oddzielne (Góra Kosmiczna), gdyż utworzone na gruncie mitologii typowo już właśnie "słowiańskiej". Prawie wszyscy ci badacze starają się jednak o trójdzielną koncepcję świata, klasyczną dla ludów indoeuropejskich, z wyróżnieniem na raj, piekło i ziemię.
Wraz z rozpropagowaniem się u Słowian wiary w życie po śmierci i wędrówkę, dajmy na to z braku lepszego określenia, duszy w miejsce wiecznej szczęśliwości, spokoju, czy czegokolwiek w tym typie, pojawiła się wkrótce potem możliwość stamtąd powrotu lub zwyczajnego nietrafienia do celu, a więc - w konsekwencji - pozostania na ziemi i błąkania się bez celu (lub właśnie z premedytacją). Zdaniem Ludwika Stommy większość istot obecnych w słowiańskiej demonologii to właśnie zmarli, przede wszystkim tzw. "złą śmiercią" np. poprzez zamordowanie, samobójstwo czy podczas połogu, o czym - jako o klasycznym motywie możliwości egzystowania jako istota "wampiryczna" - także się już wypowiadałem. Pozwolę sobie jednak dodać, iż w tego rodzaju imaginacje słowiańska wyobraźnia była o wiele bogatsza od innych ludów, więc i nadnaturalnych bytów namnożyło się ogromnie, a cześć w takiej czy innej formie przetrwała do dnia dzisiejszego, aby straszyć w lepiej i gorzej zrealizowanych horrorach, że o wiłach, rusałkach, babach jagach, ubożętach, latawcach, południcach, boginiakach czy opiekunach lasu (Boruta) bądź domu (Krasnoludki), których odpowiedniki występują również wśród wierzeń innych ludów, a których potem postępujące Chrześcijaństwo utożsamiło z diabłami i demonami, jedynie wspomnę.
Wróćmy jednak do postaci wampira, która obok wspomnianych wyżej, poczęła kiedyś w wyobraźni Słowian funkcjonować, a kiedy już zaczęła, prawie niemożliwym było ją racjonalizmem i wodą święconą przetrzebić. W miarę zwiększania częstotliwości spotkań z (powiedzmy: bardziej) piśmiennymi ludami wzrastała liczba zanotowanych przypadków "wampiryzmu" czy "wilkołactwa". Część z nich była już wielokrotnie przytaczana, postanowiłem się dziś jednak zabrać do przypadków mniej znanych, lecz moim zdaniem również wartych uwagi.
Kroniki rumuńskie
Na początek coś stosunkowo nowego, bo z drugiej połowy XIX w. Ciekawe przypadki wampiryzmu znaleźć można w "Ion Creanga", rumuńskim periodyku o sztuce i literaturze wydawanego przez Tudora Pamfile, zdaniem E. Petoia, jednego z najbardziej kompetentnych folklorystów rumuńskich. Są tam historie skrupulatnie zebrane przez badaczy i zapisane w formie możliwie jak najbliższej chłopskim opowiadaniom.
W latach 70. bądź 80. XIX wieku w gminie Afumati w okręgu Dolj zmarł chłop, niejaki Marin Mirea Ocicioc. Po jego śmierci umierają również jeden po drugim jego krewni. Badea Vrajitor (Badea czarownik) ekshumował go, lecz wkrótce potem zimą został pożarty przez wilki, a kości Marina zostały ponownie poświęcone i włożone do grobu. Od tego czasu nie było już przypadków zgonów w rodzinie.
Inna historia wydarzyła się ok. 10-15 lat później. W Amarasti w tym samym okręgu zmarła stara kobieta, matka chłopa Dinu Gheorghity. Po kilku miesiącach jedno po drugim zaczęły umierać dzieci jej starszego syna, następnie dzieci młodszego. Pewnej nocy zmartwieni synowie wydobyli z grobu ciało matki, przecięli je na dwie części i ponownie złożyli do grobu. Mimo to członkowie rodziny nadal umierali. Ekshumowano ciało ponownie, po czym okazało się, iż ciało nie miało ani jednej rany. Mężczyźni wzięli więc zwłoki kobiety, zanieśli do lasu pod wysokie drzewo i po rozpłataniu ciała wyrwali serce, z którego nadal spływała krew, pocięli je na cztery części i spalili, wrzucając w ognisty żar. Podobnie postąpiono z resztą zwłok. Popioły pochodzące z serca zostały zebrane i podane żyjącym jeszcze dzieciom do wypicia, zaś z reszty zwłok - zakopano. Wreszcie przypadki śmierci ustały.
Pod koniec XIX wieku umarł pewien kulawy kawaler z Cusmir w południowej części okręgu Mehedinti. Po krótkim czasie jego krewni zaczęli umierać lub chorować. Skarżyli się, że zaczynała schnąć im noga, na którą kulał zmarły. W sobotnią noc ekshumowano jego zwłoki, po czym okazało się, iż leżące z boku trumny ciało jest czerwone "jak płomienie". Rozplatano je, wyrwano serce oraz wątrobę i wszystko spalono, popiół rozdając chorym, którzy wkrótce odzyskali zdrowie.
W Vaguilesti w regionie Mehedinti żył chłop Dimitriu Vaideanu, który pochodził z Transylwanii. Poślubiwszy kobietę z Vaguilesti, osiedlił się tam, lecz ich dzieci umierały jedno po drugim. Na wiecu, gdzie zastanawiano się nad przyczyną takiego stanu rzeczy, postanowiono zaprowadzić białego konia nocą na cmentarz, aby sprawdzić, czy spokojnie przechodzić będzie nad grobami krewniaków żony Dimitriu. Po wprowadzeniu zamysłu w życie okazało się, że wrażliwe zwierzę miało problemy z przejściem obok mogiły szwagierki Josny Marty, znanej czarownicy, uderzało kopytami w ziemię, rżało i parskało. Dla chłopów pewnym już było, że w tym miejscu dokonano jakiegoś świętokradztwa, więc jeszcze tej samej nocy postanowiono ekshumować zwłoki kobiety. Ich oczom wkrótce ukazał się przedziwny widok: zmarła siedziała po turecku, długie włosy spadały na jej twarz, całą skórę miała czerwoną, paznokcie zaś przeraźliwie długie i zakrzywione. Natychmiast zebrano pobliskie uschnięte krzaki, polano ciało winem i usypano kopiec, który podpalono. Rodzina Dimitriu żyła odtąd długo i szczęśliwie, rosnąc w siłę "drużyny pałkarskiej", jak dziś na modłę amerykańską, można by było nazwać stadko zdrowych, roześmianych dzieci obojga płci (z przewagą chłopców).
Węgry
Na Węgrzech zdarzył się kiedyś przypadek wampiryzmu, poświadczony przez dwu oficerów sądu w Belgradzie oraz oficera wojska cesarza w Gradisca, który był naocznym świadkiem procedury. We wsi Kisolowa umarł sześćdziesięcioletni mężczyzna, który po trzech dniach od zgonu ukazał się w nocy synowi, prosząc o jedzenie. Nakarmiona, zjawa zniknęła, aby ukazać się trzy dni później z ponownym żądaniem pokarmu. Nie wiadomo jednak było, czy syn spełnił prośbę, gdyż następnego dnia znaleziono go martwego. Tego dnia zmarło też kilka innych osób ze wsi. Zaalarmowaniu o odwiedzinach zza grobu już wcześniej sąsiedzi przełożyli sprawę Belgradzkiemu Sądowi, który wydał stosowne orzeczenie i wydelegował dwu urzędników oraz kata do zbadania tej podejrzanej sprawy. Grób zmarłego ojca został otwarty. Stary człowiek leżał tam z otwartymi oczyma, z twarzą w żywych kolorach, z normalnym oddechem. Był jednak sztywny. Kat wbił mu w serce kołek i spopielił zwłoki, a przypadki zgonów ustały.
Dnia 31 stycznia 1755 doszła do Wiednia wiadomość o nowym procesie prowadzonym przeciwko zmarłym, oskarżonym o wampiryzm. Królowa Maria Teresa (1717 - 1780) postanowiła wtedy, iż w przyszłości zakony nie będą mogły samodzielnie podejmować żadnej decyzji w podobnych kwestiach oraz, że każdy przypadek musi zostać zbadany przez władze polityczne. Decyzja ta, poza wyrazem centralizmu władzy, okazała się dosyć skuteczną formą walki przeciw takim praktykom i nie tylko przyczyniła się do zneutralizowania szalonego strachu przed wampirami, lecz także "uciszyła" duchownych, którzy wcześniej opiniami i wyczynami nadali wampirom realny kształt, znęcając się nad martwymi ciałami. W rozporządzeniu tym, wydanym jakieś dwa miesiące później, zarzuca, iż przypadki wampiryzmu to zwyczajne oszustwa, które w przyszłości mają być odpowiednio karane. Jak jednak widać, trud oświecenia nie na wiele się zdał, a zabobony wciąż kwitły...
Ba, skoro jestem już w temacie: jakiś czas temu wypowiedziałem się, iż ostatni przypadek walki z wampiryzmem ("neutralizacji" zmarłego) miał miejsce w Berlinie w latach 30. XX w. Myliłem się, gdyż natrafiłem o to na przypadek jeszcze nowszy - preludium do opowieści o wampirach w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Ponoć w środkowej Polsce w latach 50. pewien gospodarz zapadł w letarg, lecz uznano go za zmarłego i położono do trumny. Późnym wieczorem, gdy stare kobiety śpiewały pobożne pieśni, nieboszczyk począł nagle się ruszać. Baby wyskoczyły z chałupy z przeraźliwym krzykiem, że to strzygoń. Zaalarmowano całą wieś i zastano go siedzącego w trumnie i próbującego się z niej wydostać. Potraktowany kłonicą w głowę, obsunął się z powrotem do trumny i więcej się nie poruszył. Ciało miał jeszcze ciepłe, a policzki zaróżowione. Na wszelki wypadek, aby nie wyszedł z grobu, postanowiono obciąć mu głowę. Zmarły nie próbował już więcej razy wydostać się z trumny...
Świat słowiański
Pierwszą historycznie wzmiankę o istnieniu wampirów w Europie środkowo-wschodniej (jeśli mam złe dane, to proszę mnie poprawić) znaleźć można u S. Libenzio, biskupa Bremy zmarłego w 1013 roku, biskup Burchard z Wormacji na początku XI wieku opisał przypadek wampiryzmu, gdzie zmarłe bez chrztu dziecko niewiasty chowały w miejscu tajemnym i przekuwały je drewnianym kołem, by z grobu nie wstało i ludzi nie dusiło, a w źródłach rosyjskich słowo "wampir" pojawia się już w 1047. W XV wieku na Rusi panował ciekawy zwyczaj ofiarowania wampirom pokutnych darów, które niemal powszechnie utożsamiane były ze zmarłymi. wampirem miało być też w przyszłości niemowlę urodzone w owodni (tzw. czepku) bądź z zębami. Dziecko takie ma wówczas czerwoną plamę na ciele.S. A. Kowerska, która spisała wierzenia mieszkańców okolic Krasnegostawu (gubernia lubelska) donosiła, iż są osoby posiadające dwa serca. Kiedy jedno przestaje bić, drugie niejako budzi ciało do życia tak, że osoba taka zaczyna nocą złośliwe harce, opanowana przez szatana.
Za J. Karłowiczem (L'Obole du Mort, "Melusine" 1900, t. X, nr 3, maj - czerwiec, s. 58) jestem skłonny przytoczyć wydarzenia, jakie rozegrały się kiedyś w Białej, wsi w okolicy Janowa, gdzie każdej nocy ktoś łomotał żelazną bramą cmentarza. Stary stróż kościelny, który wiedział, o co chodzi, sprawę załatwił, wziąwszy igłę należącą do zmarłego, nawlekłszy ją nicią z kłębka, który sobie zostawił i wbiwszy w końcu tę igłę w zmarłego, który wstał z grobu. Kiedy upiór wrócił do mogiły, stróż widział już o którą chodzi, więc następnego dnia wraz z księdzem dokonali ekshumacji, do ust wampira włożyli trzygroszową monetę, położyli w grobie na brzuchu i od tej pory na cmentarzu zapanował spokój.
W powiecie kartuskim (niedaleko Gdańska) wkładało się do ust zmarłego jednego pfenninga lub na jego piersi kładło się trzy małe krzyże z drzewa osikowego. Sypało się też czasem trochę ziemi na piersi lub do ust.Jeśli istniało podejrzenie o wampiryzm, popularne bywało także odcięcie głowy i położenie jej potem u stóp, aby nie połączyła się z powrotem z korpusem.
A. Calmet (op. cit., s. 171) przytacza opowieść pochodzącą z pierwszej połowy XIV wieku o pasterzu Myślęta ze wsi Blov, znajdującej się niedaleko miasta Kadan w Czechach, który pojawiał się czasem i zwracał po nazwisku do niektórych osób, które niedługo potem umierały. Chłopi z Blov ekshumowali ciało pasterza, wbijając w nie następnie kołek i przytwierdzając ciało do ziemi. Tej samej nocy znów powrócił jednak do świata żywych, kpiąc i naśmiewając się z nieszczęsnych chłopów. Postanowiono tedy zwłoki za wioską spalić. Trup wydawał wściekłe wrzaski, rękoma i nogami wierzgał jak żywy, a kiedy powtórnie przebito go na wylot, zaczęła toczyć się krew żywa i szkarłatna. Na koniec ciało spalono, a zjawa przestała się ukazywać i więcej szkody nie uczyniła.
W Rosji największą część opowieści o wampirach została zebrana przez Aleksandra Afanasiewa (1826 - 1871) i wydana w Moskwie w latach 1865 - 1869. Tematem niżej przedstawionego opowiadania, spisanego w guberni tambowskiej, a z jego dzieła pochodzącego, jest jedno z bardziej rozpowszechnionych wierzeń: o wampirze, który powstając z grobu, musi zabrać ze sobą wieko trumny.
Pewien kupiec podróżował nocą z ładunkiem naczyń, aż jego zmęczony koń zatrzymał się nagle w pobliżu cmentarza. Zmęczony podróżnik spuścił konia z uprzęży, wypuszczając go na wypas, zaś samemu położył się na jednym z grobów. Nie mógł jednak zasnąć i rozmyślał, wpatrując się sennie w gwiazdy, aż poczuł, iż grobowiec się pod nim otwiera, skoczył więc na równe nogi. Jego oczom ukazał się nieboszczyk w długim białym całunie z wiekiem trumny pod pachą, który pobiegł żwawo w kierunku pobliskiego kościoła. Tam oparł wieko o drzwi, a sam ruszył w kierunku niedalekiej wsi. Zaintrygowany kupiec wziął wieko trumny i położywszy je na swoim wozie, czekał na dalszy rozwój wypadków. Po krótkim czasie mara wróciła i oczywiście w dawnym miejscu wieka nie zastała. Wkrótce dostrzegła jednak psotnika i zaczęła się z nim droczyć i grozić. Mężczyzna wypytał upiora, co też porabiał na wsi; dowiedział się o śmierci dwu mężczyzn. Szantażem zdobył też informację o możliwości przywrócenia nieszczęśników do życia. Okazało się, że lekarstwem jest kawałek z lewej strony noszonego przez trupa całunu, a właściwie dym pochodzący z jego spopielenia. Kupiec o dobrym sercu uciął więc kawałek trupiej odzieży i czym prędzej pobiegł w stronę miejsca żałoby. W tym samym czasie upiór powrócił na miejsce swego prawie "wiecznego" spoczynku, lecz w tym samym czasie zapiał pierwszy kogut, wobec czego nie zdążył przykryć się jak należy; krawędź wieka trumny była dobrze widoczna nad powierzchnią ziemi. Kupiec przywrócił do życia zmarłych młodzieńców, lecz ich rodzina powzięła podejrzeń, iż to on sam najpierw dokonał złego czaru, aby się ich kosztem niecnie wzbogacić, żądając nagrody. Mężczyzna znalazł jednak wyjście z niezręcznej sytuacji i zaprowadził ich na cmentarz, gdzie łatwo odnaleziono grób, z którego wychodził nieboszczyk. Wyciągnięto stamtąd wampira, wbito mu w serce kołek strugany z topoli, a kupiec został hojne wynagrodzony i bawił we wsi, już więcej nieniepokojonej diabelskimi zakusami, jeszcze przez jakiś czas z wielkimi honorami, z jakimi go ugoszczono.
Podsumowanie
Ok, na razie to tyle. Jak widać wiele motywów się w powyższych opowieściach powtarza, część pokrywa się też z wierzeniami innych ludów. Standardem są sposoby walki ze wstającymi z grobów upiorami: kołki, spopielenie zwłok (w którym, jako w równocześnie najwcześniejszej pogrzebowej tradycji słowiańskiej, widać tęsknotę za tradycją, bezlitośnie rozgrabioną przez chrześcijańskich misjonarzy), spożywanie prochów. Przedmiotem, którym przebijano ciało zmarłego, mogło być wszystko: zaostrzone kołki (najskuteczniejsze miały być osikowe), ciernie, zęby od brony, żelazne kolce, groty strzał, gwoździe. Z obszaru Polski znane są trzy groby, w których klatki piersiowe zmarłych przekłute zostały kołkiem drewnianym. Znajdowały się one na cmentarzyskach w Brześciu Kujawskim (województwo kujawsko-pomorskie), Buczku (województwo łódzkie) i Starym Zamku (województwo dolnośląskie). Z opowiadań mieszkańców wielu okolic wynika, że za bardzo stary i najpewniejszy sposób unieszkodliwienia "wampira" uważano również położenie obciętej głowy między nogami, tak "aby nie mógł jej uchwycić rękoma". Ślady podobnych wierzeń odnaleźć można także w niektórych grobach plemion germańskich.
Co tak właściwie wpłynęło na największą popularność mitu wampira słowiańskiego i rumuńskiego? Wyrazistość wierzeń mieszkańców tych terenów, czy może zwyczajna promocja regionu, w którą to w największej mierze zaangażował się chyba nieświadomie Bram Stoker, tworzą taką, a nie inną legendę tytułowego bohatera swej najpopularniejszej powieści, umieszczając Draculę na terenie, gdzie żył jego historyczny poprzednik, wojewoda Vlad IV Tepesz?
Jakkolwiek by nie było, 110 lat słowiańskiego przedstawienia wampira w popkulturze i 90 w sztuce filmowej w zupełności wystarcza, aby pierwszym skojarzeniem z wampirami typowego zjadacza chleba był stary, opuszczony zamek, gdzieś w Siedmiogrodzie...
Źródła:
E. Petoia "Wampiry i wilkołaki", Universitas, Kraków 2003
Praca zbiorowa "Zarys dziejów religii", Iskry, Warszawa 1988
Łukasz Maurycy Stanaszek "Wampiry", artykuł z czasopisma "Wiedza i Życie" 1/2001
Wikipedia