Na razie nie wrócę do przerwanego wątku dot. kultu młodości, zajmę się za to czymś zgoła odmiennym.
Halloween, artykulik całkiem ciekawy, choć kilka spraw wydało mi się, powiedzmy, błędnie potraktowanych.
Ostatni wampir nowożytnej Europy
1842? Spotkałem się, że w "tradycyjny" sposób (kołkiem) zamordowano kogoś podejrzanego o wampiryzm w Berlinie w latach 30. XX wieku. Nie mam żadnych dowodów, ani pewności, ale... no, warto chyba o tym wspomnieć.
przetrwała w ludowych baśniach aż do XIX wieku, kiedy trafiła na karty angielskich i niemieckich powieści grozy
Ale to już oczywista nadinterpretacja! Mary Shelley wydała "Nowego Prometeusza" w 1818, a pomysł przyszedł jej do głowy, jak sama później wspominała, podczas snu, kiedy opowiadali sobie z mężem i przyjacielem lordem G. Byronem tajemnicze historie podczas wakacji nad Jeziorem Genewskim dwa lata wcześniej.
Z kolei historia z porfirią Ludwika II Bawarskiego skojarzyła mi się z pośmiertną legendą gwiazdy pierwszego filmu o Draculi - niemego niemieckiego "Nosferatu - 'ne Symphonie des Greuens" (ach, ten niemiecki ekspresjonizm!) - Maxa Schrecka, który to ponoć miał być prawdziwym, sprowadzonym przez reżysera Murnaua z Wołoszczyzny, wampirem. Dowód? - Scena, kiedy wstaje z trumny. Czyni to "prosto", nie zginając nóg, a nie widać, by podtrzymywały go jakieś linki, czy coś w tym typie (a pamiętacie sznurki, na których "bimbały" nietoperze w o dziewięć lat młodszym "Draculi" Browninga z Belą Lugosi? Dekade wcześniej nie mogli mieć lepszych efektów specjalnych...). 8 lat temu powstał też amerykański film "Cień wampira" Merhige'a, wykorzystujący tę ciekawą tezę.
Hmmm, skoro jesteśmy już przy historiach niezwykłych, prawdopodobnie autentycznych przypadkach etc., pozwolę sobie na kilka fascynujących opowieści o wampirach, nie tylko bytujących niemrawo w ludowej wyobraźni, lecz żywych i twardo stąpających na kartach kronik, w których je spisano.
Na początek - Anglia.Na angielskie wierzenia, w których postać wampira pojawia się dopiero w XII w., bezsprzeczny wpływ wywarła kultura skandynawska. Ciekawe, choć opisane w strasznie stronniczy sposób, opowiadanie, zasłyszane ponoć od pobożnego księdza, cieszącego się dużym autorytetem, a mieszkającego gdzieś w okolicy miejsca opisywanych niżej wydarzeń, znaleźć możemy w "Historia Rerum "Anglicarum" kanonika Williama z Newburgh (ok. 1136 - 1208). Był sobie bowiem gdzieś w Yorkshire pewien oszust i hulaka. Ze strachu przed ramieniem sprawiedliwości uciekł do przyjaciela, władającego na zamku w Alnwick. Zadecydował się tam osiedlić, kontynuował niegodziwe interesy, lecz do szczęścia brakło mu żony. Jak się wkrótce okaże, to właśnie ona została główną przyczyną jego upadku i zguby. Pewnego dnia bowiem naszło go usilne przeczucie, iż jest zdradzany. Powiedział kobiecie, iż na dwa tygodnie wyjeżdża w podróż, lecz w rzeczywistości pod ochroną zmroku przemknął do sypialni, gdzie skrył się na belce sufitowej nad łożem. Jak się zapewne domyślacie, wkrótce jego oczom ukazał się wspinający się na jego żonę kochanek. Widok wywołał w mężczyźnie taki przypływ adrenaliny, iż zachwiał się i spadł z wysoka, poważnie się kalecząc. Kochanek uciekł, żona zaś "odwróciła kota ogonem", publicznie opowiadając o wyzwiskach męża, wynikających jakoby z jego rozwiązłości. Ksiądz, który podzielił się historią z bratem Williamem miał odwiedzić umierającego kilka dni po upadku. Ten wyznał mu, co naprawdę zdarzyło się w sypialni, lecz odmówił ostatniego namaszczenia i klnąc na niewierną kobietę, zmarł następnej nocy pogrążony w grzechu, nie wyraziwszy skruchy. Oto już kilka dni po odprawionym katolickim pogrzebie duch niegodziwca począł wychodzić nocą z grobu, podczas gdy wokoło ujadały i skomlały psy. Ludzie w obawie o życie, zamykali się na noc i nikomu nie wolno było opuszczać swego miejsca zamieszkania po zmroku. Środki te na dłuższą metę niewiele jednak zdziałały, bowiem śmierdzący i gnijący trup zanieczyszczał powietrze tak, że już niedługo wybuchła zaraza. Kulminacją żałoby, jaka zapanowała w każdym domu w Alnwick były uroczystości Niedzieli Pamowej, po których na prezbiterium postanowiono ostatecznie rozprawić się z wampirem. Wykopano nabrzmiałe i spuchnięte ciało o zdrowych kolorach, w które wbito ostrze rydla, po czym trysnęły strugi ciepłej i czerwonej krwi. Za miastem wzniesiono ogromny stos, a w końcu rzucono ciało wampira w płomienie, po czym zaraza wreszcie ustąpiła.
Za przyczynę tych wydarzeń, a także wielu innych podobnych przypadków, uważano moce piekielne. Z opętaniem zwłok przez Diabła łączył zbliżone fabularnie wydarzenia już historyk angielski William z Malsmesbury (ok. 1090 - ok. 1143), bibliotekarz tamtejszego opactwa. W swoim "Gesta Regum Anglorum" (II, 4) twierdził, że grzesznicy powracali po śmierci, by błąkać się po świecie i gnębić żywych, gdyż diabeł ożywiał ich ciała i zmuszał do wykonywania swoich poleceń.
Jako wspólny mianownik dla wierzeń angielskich potraktować można wątek zarazy, epidemii, które wywoływane miały być odrażającym fetorem rozkładających się zwłok. Tej tematyce wiele rozdziałów swojej "De Nugis Curialium" poświęca też m.in. Walter Map (1140 - ok. 1208 - 1210).
ISLANDIAW sagach islandzkich znajdujemy wiele opowieści z dziedziny wampiryzmu, o działających na ludzką szkodę żywych upiorach, których można pozbyć się za pomocą dokładnie określonych działań. W swojej "Sadze o Czarnoksiężniku" M. Sandemo wspomina o diakonie z Myrka na północno-środkowej części wyspy. Miał on podobno żyć w połowie XVI wieku. Zakochał się kiedyś w dziewczynie o imieniu Gudrun, mieszkającej w Baegisa po drugiej stronie rzek Hoerga i Oexna, które płyną równolegle i dość blisko siebie, gdzie pracowała jako służąca u proboszcza. Diakon miał starego konia o długiej grzywie imieniem Faxi. Pewnego dnia przed Bożym Narodzeniem, wyprawił się nim do Baegisa, by zaprosić Gudrun na świąteczne przyjęcie w Myrka. Obiecał, że w wigilijny wieczór przyjedzie ją zabrać. Kilka dni przed świętami rozszalały się śnieżyce, a rzeki pokryły się lodem, lecz kiedy diakon przebywał w Baegisa na nieszczęście akurat zaczęła się odwilż, lody na rzekach skruszyły i trudno się było przedostać na drugą stronę. Nie mając świadomości zaistniałych wypadków, podczas drugi powrotnej diakon przez Oexna przejechał jeszcze po moście z lodu, lecz Hoerga była już całkowicie wolna, więc ruszył brzegiem. Niestety skusił go widok spiętrzonego lodu w okolicach Saurbae, który się pod nim załamał, zaś jeździec wpadł do wody. Następnego ranka gospodarz z Thufnavallanes odnalazł stojącego przed bramą przemoczonego Faxi, bez uzdy i siodła. Przestraszony chłop poszedł aż do cypla Thufnavalla, gdzie znalazł wyrzuconego przez prąd martwego diakona z głową potwornie pokaleczona przez dryfujący lód. Zwłoki zostały przeniesione do myrka i tam też pochowane na dzień przed Bożym Narodzeniem. Niestety ze względu na szalejące rzeki, żadna wiadomość nie dotarła przed Wigilią do Baegisa, więc Gudrun wyglądała świąt z wielką niecierpliwością. O zmierzchu ubrała się odświętnie, a kiedy była już prawie gotowa, dobiegło ją pukanie. Jedna ze służących (gdyby Gudrun była jedyną pokojówką proboszcza, byłoby to nieprzyzwoite!) poszła otworzyć, lecz za drzwiami nikogo nie było. Zaintrygowana Gudrun postanowiła się jednak upewnić, więc zarzuciła na siebie płaszcz (wsunęła tylko jedną rękę) i wyszła na podwórze, gdzie zastała Faxi i stojącego w cieniu mężczyznę w kapturze, w którym dziewczyna upatrzyła się ukochanego. diakon podsadził tedy Gudrun na konia, sam zaś usiadł na przedzie i ruszyli bez słowa. Gdy dotarli do rzeki kaptur (lub kapelusz wg innych wersji) zsunął się z głowy mężczyzny, ukazując nagą czaszkę. Gudrun w szoku zaniemogła, jechali więc dalej aż do cmentarnego muru. W głębi cmentarza Gudrun dostrzegła otwarty grób. Półżywa ze strachu, zdołała odnaleźć linę kościelnego dzwonu, wywołując hałas, gdy w tym samym czasie coś ją potwornie szarpnęło w tył (w kierunku grobu). Uratowała się, gdyż w domu porządnie nie ubrała płaszcza. Rękaw, który miała na sobie, miał puścić w szwach. Dzwoniła wtedy dalej, aż ktoś z zakrystii nie przybiegł, by zabrać ją i uspokoić. Ludzie w Myrka opowiedzieli jej następnie historię o śmierci jej ukochanego, ta zaś opowiedziała o swych przerażających przeżyciach. Po czternastu dniach, kiedy non-stop ktoś musiał czuwać przy nieszczęsnej dziewczynie, prześladowanej przez wciąż na nowo przychodzącego upiora, wezwano czarnoksiężnika z Skagafjoerdhur, który to wykopał na cmentarnym podwórzu wielki kamień ofiarny, na którym dawniej składano ofiary z krwi zwierząt i, gdy kolejnego wieczora diakon próbował dostać się do swej żywej przyjaciółki, odpowiednimi zaklęciami pokonał upiora, na koniec przykrywając go wspomnianym kamieniem, pod którym spoczywać ma do dnia dzisiejszego.
Opowieść ta, którą znaleźć można np. w Skuggi: Arsritid Jolagjoefin 4, 1940 GALDRASKRAEDA (wyd. 150 egz.) GHOSTS, WHICHCRAFT AND THE OTHER WORLD, niesie za sobą dwa kolejne ważne dla historii o wampirach i upiorach motywy: diakon ma problemy z wymową imienia Bożego (ciekawe, że za imię traktuje się tutaj samo słowo "Bóg"), przekręca więc imię Gudrun (Gud -> Bóg w j. islandzkim, por. ang. God, niem. Gott).
Drugim motywem jest wspomniana już rytualistyka jako ważny element odpędzenia demona, egzorcyzmy. Ciekawe przykłady przedchrześcijańskich obrzędów znajdujemy np. w "Sadze o Eiriku Rudym", gdzie mara żąda odpowiedniego pochówku.
Na Grenlandii od czasów wprowadzenia Chrześcijaństwa rozpowszechnił się zwyczaj chowania zmarłych na terenie ich gospodarstwa. Przed pogrzebem wbijano takiemu trupowi kołek w pierś, robiono to jednak "zapobiegawczo". Ot, żeby nie mógł po śmierci szkodzić. Należy dodać, że obecności duchownych kołek jednak wyjmowano, a ciało skraplano wodą święconą i odprawiano katolickie liturgie.
W powstałej ok. 1000 roku, już po przyjęciu wiary chrześcijańskiej, sadze "Eyrbyggja" odnajdujemy natomiast ślady wierzeń, jakie blisko tysiąclecie później wykorzystane zostały m.in. u A. Rice czy S. Kinga. Umarły Torolf z okolic Hvamm prześladował po śmierci sąsiadów, a tych, których mordował, czynił swymi poplecznikami. Podczas ekshumacji (postanowiono przenieść zwłoki z dala od ludzkich osiedli) zmarły był tradycyjnie nienaruszony przez procesy gnilne i upływ czasu, a jego twarz miała okrutny wyraz. Przeniesiono ciało na sanie, ciągnięte przez woły, które po pewnym czasie zasłabły. To samo stało się z następną parą zwierząt, które przypięto. Zwłoki stały się tak ciężki, iż żaden mężczyzna nie mógł samemu ich podnieść. Wreszcie wspólnymi siłami pochowano upiora na wzgórzu, a wokoło wzniesiono szaniec tak wysoki, że przedostać się do środka mogły jedynie ptaki. Nastał spokój.
NORWEGIAW Norwegii, tak jak w innych krajach skandynawskich, wierzy się, że moc metamorfozy posiadają tylko określone osoby: trolle. Kobieta może zamienić swoich synów w "varulf" lub "varulv", tzn. wilkołaki, zaś córki w "nachtmahren" - zmory. Wilkołaka miano rozpoznawać po zrośniętych nad nosem brwiach. Baring-Gould w "The Book of were-wolves" (wyd. Smith & Co., Londyn 1865) twierdzi, że jeśli brzemienna kobieta rozciągnie między czterema patykami błonę otaczającą źrebię po narodzeniu i będzie się o nią naga ocierać, to poród będzie bezbolesny, lecz syn zostanie wilkołakiem, a córka marą.
Żył sobie kiedyś drwal nazwiskiem Lasse, który pewnego dnia przed wyjściem z domu zapomniał się pomodlić, więc Troll lub inaczej "Varga mar" (wilcza czarownica) zamienił go w wilka. Żona opłakiwała go całe lata aż w któreś Boże Narodzenie do drzwi jej chatki zapukała biedna żebraczka w łachmanach, która wychodząc już po otrzymaniu gościny na odchodnym rzekła kobiecie, iż jej mąż żyje, zaś ona jeszcze go zobaczy. Nastąpiło to jeszcze tego wieczora, podczas wizyty w spiżarni, kiedy dostrzegła stojącego na dwu łapach wygłodniałego wilka. Na słowa: "gdybyś był moim Lassem, dałabym Ci mięsa" wilcza skóra spadła i jej oczom ukazał się zaginiony małżonek.
Taka więc myła moc Trolla, poprzez którą poniekąd można zidentyfikować go z najpopularniejszą obecnie wizją postaci wampira.
FRANCJAWierzenie w wampiry we Francji nie jest za bardzo rozpowszechnione; świadczą o tym zarówno kroniki, jak i same ludowe opowieści. O wiele bardziej popularne są opowieści o wilkołakach (loup-garou), co widać choćby na przykładzie popularnych procesów św. Inkwizycji (Jean Grenier, Jean de Nynauld). Jednak nie jest tak źle, różne epizody wampiryzmu zostały na przestrzeni wieków zarejestrowane. Wśród nich wyróżnia się przypadek sierżanta Bertranda.
10 lipca 1849 roku odbyło się przed radą wojenną z pułkownikiem Manselonem jako przewodniczącym przesłuchanie, gdyż od kilku miesięcy na licznych cmentarzach Paryża i okolic miały miejsce sceny potwornej profanacji zwłok. Przypuszczano, że nie może stać za tym człowiek; niewyraźna postać dostrzeżona przez stróżów cmentarza Pere-Lachaise wydawała się duchem. Na znalezionych w otwartych ciałach grobach odkrywano ślady gwałtu i okaleczeń. Wreszcie na Montparnasse zastawiono pułapkę. Chociaż "wampirowi" udało się uciec, broczył krwią, a jego ubranie było w strzępach (znaleziono kawałki materiału pochodzące z wojskowego munduru). Kiedy więc w 74 regimencie zauważono, że jeden z sierżantów wrócił po północy ranny i w tak opłakanym stanie, że trzeba było zawieść go do wojskowego szpitala Val de Grace, nie było wątpliwości, iż wykryto winnego. Na wytoczonym procesie Bertrand przyznał się do zarzucanych mu oskarżeń, opowiadając przy tym ze szczegółami o nekrofilskim popędzie, który odczuwał. Skazano go na rok więzienia.
Choć nie jest to może klasyczny przypadek wampiryzmu, lecz pokazuje, że klasyczny obraz upiora był już w połowie XIX wieku niemal całkowicie ukształtowany, oczekując jedynie, aż Stoker wszystko usystematyzuje, co uczynił ok. 40 lat później (1897).
PODSUMOWANIEWszystko to, poza ostatnim omawianym tu przypadkiem franc., być może jedynie bujdy z ludowego folkloru, lecz jak widać w ogromnej mierze przyczyniły się do takiego, a nie innego rozwoju pojęcia wampira we współczesnej pop-kulturze. Być może w niedalekiej przyszłości zajmę się analizą postaci łaknącego krwi upiora w innych krajach Europy, a może nawet egzotycznego Wschodu, Afryki, bądź wierzeń pierwotnych ludów Ameryki lub Australii. Kusi mnie też Japonia; miałbym nawet punkt zaczepienia na pojęciu japońskiego fatum i pragnących zemsty duchach, których na przykładzie "Yotsuya Kaidan" Tsuruyi IV Nanboku pobieżną analizę już wykonałem. Lecz na razie - dziękuję za uwagę i do następnego :-)
EDIT:
Aha, zapomniałbym o bibliografii:
E. Petoia "Wampiry i wilkołaki", Universitas, Kraków 2003
M. Sandemo "Saga o Czarnoksiężniku, t.1 Magiczne księgi", Pol-Nordica, Otwock 1996