Skocz do zawartości


Zdjęcie

Wampiryzm


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
37 odpowiedzi w tym temacie

#16

Halloween.
  • Postów: 516
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

W pewnym sensie tak, ale czy to co piszesz, to prawda?
  • 0

#17

Fantasmagoria.
  • Postów: 6
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

...tak, to jest prawda

wierzcie lub nie ale tak się dzieje :|
  • 0

#18

scpt.
  • Postów: 522
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

to w takim razie, czy to jest wampiryzm energetyczny? :o


Odpowiedź krótko i na temat:autosugestią
  • 0

#19

Azure.
  • Postów: 223
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Takie małe ALE co do wampirów energetycznych:
born jest bardzo mało, a te 'wyszkolone' są słabe i często popadają w paranoje (kath ;*).

Nie pytajcie skąd wiem xD
  • 0

#20

Aidil.

    Są ci co wstają z łózka, i ci co ewentualnie wstają z kolan.

  • Postów: 4469
  • Tematów: 89
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Każdy z nas powinien ( chyba ) pamiętać doświadczenie z naczyniami połączonymi.
Wymiana energii pomiędzy ludźmi przebiega identycznie. Jest to naturalne wyrównywanie się poziomów energii.
Osoby - wampiry pobierają energię z otoczenia świadomie lub nie.
My możemy nauczyć się zatrzymywać energię tylko dla siebie. Możemy, jak nauczymy się pracować z własną energią, możemy być tak wspaniałomyślni, i ;-) wspomóc wampira wiedzą jak poradzić sobie ze swoimi nie doborami.
  • 0



#21

Avion.
  • Postów: 312
  • Tematów: 18
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Nie za bardzo wiem, co w wampirach jest prawdą a co mitem. Jednak jeśli chodzi o współczesność to moim zdaniem to tylko kult. Ludzie który zafascynowanie tymi stworzeniami (które żyły kiedyś czy też nie) popijają sobie nawzajem krew.
Jednak podobno jest taka choroba, bardzo rzadka, ci który na nią chorują mają zapotrzebowanie na ludzką krew. są na to jakieś syntetyki które podaje się tym osobą. Poszukam, jak znajdę nazwę choroby to ją podeśle. ;)
  • 0

#22

Millowisck.
  • Postów: 257
  • Tematów: 8
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Słyszałem o dwóch, jeden to Dracula a drugi Alucard.

http://pl.wikipedia.org/wiki/Porfiria To raz, a jest jeszcze coś takiego jak

Sanguinarianizm (wampiryzm krwi)

Najprostsza definicja wampiryzmu krwi to krwiofilia, czyli uzależnienie od picia ludzkiej krwi . Ludzie nim dotknięci usilnie twierdzą, że pragnienie picia krwi zrodziło się razem z nimi i nie są w stanie normalnie funkcjonować bez praktykowania tego rodzaju wampiryzmu. Jednak powszechnie uważa się, że jest to tylko zaburzenie psychosomatyczne, gdyż tak naprawdę żaden ludzki organizm nie ma zapotrzebowań na dostarczanie mu krwi poprzez jej picie. Niektórzy utrzymują, że spijanie krwi dostarcza nieziemskich wręcz uczuć ekscytacji, upojenia, szczęścia czy energii, w rzeczywistości jednak pozostaje tylko wynikiem działania autosugestii, która to odpowiada za doświadczanie silnie przyjemnych i narkotyzujących emocji. Wampiryzm krwi często bywa łączony z wampiryzmem energetycznym z racji na dostarczanie dużej dawki emocji i szczęścia.
  • 0

#23

Galakar.
  • Postów: 89
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jeśli chcielibyśmy dojść do tego, skąd się wzięły wampiry to trzeba uciec w gąszcz powiązań kulturowych z okresu o wiele wcześniejszego niż Bram Stoker. Ślady istot pijących krew można dostrzec w wielu kulturach (niektórzy bogowie lubowali się w krwi swoich wyznawców). Wyjaśnień jest zapewne kilka, postaram się wymienić te najpopularniejsze.

1. Wampiry wzięły się ze strachu człowieka przed śmiercią. Do dzisiaj możemy to zjawisko zauważyć w najróżniejszy sposób: przedłużanie młodości licząc na "oszukanie" śmierci, niechęć do mieszkania w pobliżu cmentarzy, strach przed pójściem na cmentarz o północy, strach i wiara w duchy, itp. Człowiek bardzo szybko zauważył, że upływ krwi doprowadza w konsekwencji do śmierci. Stąd krew była tak wysoko ceniona w kulturach wcześniejszych.

Mamy więc pierwsze dwa kulturowe składniki powstania wampirów: strach przed śmiercią, powiązanie krwi ze śmiercią. To jednak nie wystarczy, brakuje czegoś jeszcze (no dobra, brakuje jeszcze wielu rzeczy, ale antropologia kulturowa nie zalicza się do moich pasji).

Wyobraźmy teraz, że żyjemy 2000 czy nawet 1000 lat wcześniej. Świat nadal kryje dla nas wiele tajemnic. Szczególnie ciemny i mroczny las. Odgłosy w nocy takie jak dziwne szurania czy inne stukoty, które dzisiaj przypiszemy myszom i innym zwierzakom, kiedyś musiały naprawdę ludzi niepokoić. Z tego strachu zrodziły się najpierw duchy, a następnie bogowie i demony.

Teraz wystarczy wszystko to zebrać do kupy i powstaje nam demon który poprzez picie krwi doprowadza do śmierci człowieka. Wiadomo, że coś takiego nie może być całkiem normalne, więc kultura dopisywała mu kolejne cechy odróżniające potwora od człowieka. I tak jakoś dotrwał wampir (strzyga, wampięrz, etc.) do czasów Brama Stokera :)

2. Znowu trzeba cofnąć się do starożytności, a może nawet jeszcze dalej, do człowieka - nomada. Tym razem wytłumaczeniem powinna być nagła śmierć ludzi oraz zwierząt, przez istoty, których reszta nomadów nie widziała. W ten sposób mógł powstać, np. wampir, a w rzeczywistości mogła być to wina jakiś zwierząt. Ślady po zębach, mogły być tak naprawdę śladami po ukąszeniu jadowitego węża. Wytłumaczeń jest wiele i żadne nie jest paronormalne.

3. Wampiry naprawdę istniały, a może nawet istnieją do dnia dzisiejszego. W końcu skądś się te wszystkie mity wziąć musiały ;)

Podsumowując powyższą wypowiedź. Tak naprawdę to ciężko wyjaśnić skąd się coś wzięło, bo bardzo trudno jest wejść w skórę naszych przodków. Co myśleli, w jakiej kulturze się wychowywali oraz co widzieli. Do dzisiaj pozostaje to dla nas zagadką.

Odnośnie choroby, to może być to wytłumaczenie współczesne, ale nie tłumaczy skąd się wziął ten mit w przeszłości (podejrzewam, że starożytni nie mieli takiej wiedzy medycznej jak my :D ).
  • 0

#24

Arahyll.
  • Postów: 99
  • Tematów: 1
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jedyne prawdziwe wampiry jakie istnieją to nietoperze wampiry:) Ale zakładajac ze prawdziwe wampiry istnieją to...czy one myślą o AIDS? ;]
  • 0

#25

Qliffot.
  • Postów: 208
  • Tematów: 5
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

OK, moderator zrobił porządek, mogę więc zabrać się do pracy. Będę pisał powoli, być może nawet kilka dni, posty będą z lekka fragmentaryczne, częstokroć nie powiązane ze sobą. Zacznę może od siebie, gdyż tak mi jest zawsze najprościej :-)

Kwestią wampirów zainteresowałem się bardzo wcześnie, bowiem mając już ok. 4-5 lat. Moją dziecięcą wyobraźnię rozpalał mi o Draculi, jego nieśmiertelności i nadnaturalnych umiejętnościach, jak np. możliwości metamorfozy w nietoperza, kruka, sowę (pamiętacie Boba z "Twin Peaks" Lynch'a? Do tego motywu w przyszłości na pewno powrócę), wilka i in. Fascynacja krwią jako źródłem tego wiecznego życia z kolei obudziła się we mnie z kolei, kiedy, gdy miałem jakieś 6 latek, na stopę mojej matki chrzestnej, z którą byłem w tym czasie ogromnie psychicznie związany, spadła porcelanowa waza. Było mnóstwo krwi, ciotka miała tą stopę chirurgicznie zszywaną, a na mnie zrobiło to ogromne wrażenie i wywołało pewien rodzaj traumy (zwłaszcza, iż miałem poniekąd poczucie winy). Na dalsze kształtowanie się we mnie miłości ku Dzieciom Mroku wpływ miały m.in. kreskówki, emitowane w tym czasie na kanałach satelitarnych w rodzaju MiniMax czy Cartoon Network. Dorastając, zapoznawałem się z coraz bardziej "ambitnym" sposobem przedstawienia postaci wampira. Od klasycznych już powieści A. Rice (zacząłem od filmu z B. Pittem i T. Cruise'em), poprzez klasyczne powieści gotyckie S. LeFanu bądź H. Quiroga na Stokerze - pozycji obowiązkowej - skończywszy. A, przewinęło się jeszcze "Salem's Lot" S. Kinga, które absolutnie mi się nie spodobało, czy książka, która zainteresowała dziewięciolatka alchemią z uwagi na występująca w niej historyczną ponoć postać hrabiego de Saint-Germaina - "Hotel Transylwania C. Quinn Yarbro. Ba, to wampirom zawdzięczam zainteresowanie pisaniem, dzięki nim w dużej mierze jestem tym, kim jestem. Mając 9-10 lat snułem marzenia o byciu kimś na miarę Lestata lub Draculi, wierząc, iż w ten sposób mógłbym pozyskać miłość tamtej dziewczynki, w której się wtedy zakochałem. Swoje rojenia przedstawiłem w krótkiej, liczącej ok. 20 stron nowelce - "Wampir Kristienn". Motyw, który w ten sposób w sobie samym zasiałem, zbierał żniwo jeszcze długi czas, przejawiając się m.in. w komponowanej przeze mnie muzyce i pisanych wierszach, i tekstach piosenek. Z czasem nabierałem do problemu wampiryzmu coraz większego dystansu, poznając coraz to nowe teorie i wyobrażenia ich dotyczące. Biblijne motywy Kaina i Lilith, hinduska Kali, Lemury, Lamie, syreny, harpie obecne w świecie hellenistycznym, mit słowiański, z którego wenę czerpał w Whitby B. stoker, czy wreszcie piosenki Theatres des Vampires trzy lata temu - wszystko to co jakiś czas "przywracało" mnie do Świata Mroku, lecz nigdy już nie obudziło tamtego dawnego, dziecinnego płomienia.

Dość jednak o mnie, czas przejść do rzeczy. Tak, jak pisali niektórzy moi poprzednicy źródłosłów "wampira" jest pochodzenia słowiańskiego, być może węgierskiego. Aleksander Brueckner rosyjskie "upyr", które z czasem wykształciło się m.in. w polskiego "upiora" wywodzi od "pyr", oznaczającego "ptaka". Jest to na tyle prawdopodobne, że mit wampira, kształtujący się jako obecny w podświadomości archetyp, nierozerwalnie związany jest z kultem nieznanych sił natury, choćby w pierwszych religiach szamanistycznych i fetyszyzmie. Ludy prymitywne, próbując wyjaśnić pewne zjawiska, tworzyły bogów. Próbując zaś oswoić pewne zwierzęta, przypisywały niektórym ludziom, jak wodzowie i szamani, moc przemiany w nie. Takowe metamorfozy, jakie możemy obserwować nawet i dzisiaj, podczas szamanistycznych rytuałów rodem z Jakucji czy wśród niektórych szczepów Indian Ameryki Półn., zachodziły poprzez wprowadzenie się w odpowiedni stan upojenia, najczęściej narkotykami poch. roślinnego, odpowiednimi "magicznymi" formułami, zaklęciami, a także - przede wszystkim - nałożeniem skóry zwierzęcej, tak jak przedstawiają to choćby wypowiedzi "wilkołaków" franc. przesłuchiwanych przez św. Inkwizycję, jak choćby najpopularniejszego Jeana Greniera. Mam jeszcze inny, bliższy ogółowi, dowód na poparcie tezy o "przedhistorycznych" początkach wiary w możliwość przemiany człowieka w zwierzę - mitologia. Grecka, Babilońska, Hinduska - bogowie mają cechy zwierzęce, z przedstawień zwierzęcych się wywodzą, co stwierdza choćby Parandowski (pierwsze strony "wiadomości wstępnych"; "Mitologia", Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1989). Naturalnym i oczywistym wydaje się więc na tle klasycznej przemiany wampira w nietoperza, a także (byłbym zapomniał!) postaci Lilith, którą to otaczają zwykle nocne ptaki, sowy - sukkuby i inkuby, iż taka etymologia tego wyrazu jest prawdopodobna.

Za V. J. Mansikką warto zauważyć także, iż u Serbów i Chorwatów pojęcia wampira i wilkołaka określają takie same wyrazy (vukodlac i kudlac, a także lampir i vampir), a m.in. u Stokera Dracula ma zdolność przemiany w wilka (stąd w hymnie "Twilight Kingdom" Theatres des Vampires nazywa Draculę "lord of the wolves").

Teoria o takim pochodzeniu nazwy nie jest jednak jedyną wartą zapoznania. Wikipedia podaje ciekawą tezę jej o greckim rodowodzie. W grece istniało bowiem słowo "pyros", oznaczające ogień, które to np. ze staroangielskiego "fyre" przeniknęło do współczesności jako "fire". "Wampir" miałby więc w takim wypadku rozwinąć się z prasłowa anpyr bądź anpyros - niespalony. Wiązałbym to z wiarą w życiową siłę płomienia, którą zaobserwować można np. w micie o nieśmiertelnym feniksie, czy europejskiej wizji smoka. Tu ciekawa analogia: ogień gasimy, smoka zabijamy. Św. Jerzy, Zygfryd - wszystko to próby już nie dostosowania się do przyrody, lecz gwałtownego dostosowania jej pod potrzeby człowieka; oddarcia świata z chaosu, czego symbolem jest cyfra cztery, a więc i krzyż. Dziedzicami tego jesteśmy i my, niszcząc przyrodę, żyjąc z dala od jej praw; wycinając lasy, zamykając się w betonowych jaskiniach i śmiecąc. Wampir - niespalony, a więc także żywy. Nieuległy sile śmierci. Dobre z tym prasłowem jest i to, iż od dawna kremacja praktykowana jest w Indiach, skąd wywodzi się większość języków, jakimi władamy.

Najpopularniejsza jest jednak teza o tureckim rodowodzie "wampira", której broni np. Kamil Stachowski. Poprzez handel i podbój miała się ona dostać do języka węgierskiego i słowiańskich, gdzie ewoluowała z wspomnianego "upyra" z zastrzeżeniem, iż istotę nadnaturalną oznaczała od razu. Takie znaczenie mogło ukształtować się nawet w Chinach, lecz z tym, mimo całego "obcykania" zbyt często się nie spotykam.

Jakakolwiek by nie była etymologia tego słowa, warto byłoby chyba przejść już do samego jej znaczenia i pochodzenia tego ostatniego. do dobrych wniosków dochodzi Galakar. Strach przed śmiercią był jednym z głównych czynników, jakie mogą prawdopodobnie za powstaniem mitu wampira leżeć. Często za przyczynę pojawienia się wampira uznawano tzw. "niedobrą śmierć", jak np. gwałtowne zabójstwo, samobójstwo, utonięcie, śmierć nieochrzczonego dziecka, śmierć rodzącej. Serbscy i chorwaccy "nekrstenci", nieochrzczeni, to dziecięce duchy prześladujące ludzi pod postacią... nocnych ptaków. O ich związku z Lilith (posłańcy, dzieci spłodzone z Lucyferem, aniołami, gigantami bądź Adamem - a wiecie, że w pewnym stopniu można ją identyfikować z Hekate, którą jako boginię magii i aspekt Wielkiej Bogini czczą obecnie niektóre odłamy Wicca?) już pisałem, ale chce odnieść się jeszcze do wyobrażeń klasycznych. W starożytnym Rzymie mieliśmy larwy i lemury, których święto, Lemurię, obchodzono 9, 11 i 13 maja każdego roku. Podobnie jak np. Celtowie ze swoim Samhaine (obecnie Halloween - 31 X), tak Rzymianie, za rodowitymi na Półwyspie Apenińskim Etruskami, wierzyli, iż w te dni dusze miały jakoby wychodzić z grobów i błąkać się w postaci nocnych mar (źródłosłów tych ostatnich jest niejasny tak samo jak "wampira"; być może nordycki "mara", jak w ang. nightmare, może słowiański "mór", może z hind. "Mara", jako imię jednego z lokalnych bóstw śmierci, a może z łac. manes oznaczającego duchy). W bliskim z nimi pokrewieństwie pozostają geniusze i junony, rodzaj duszy czy anioła stróża, znajdującego się wewnątrz człowieka, zaś po jego śmierci przemieniającego się w jednego z manów. Interpretując geniusza jako intelekt, do dzisiaj przyjęło się ludzi światłych nazywać geniuszami. Ale geniusza można traktować także jako rzymski odpowiednik gr. kore, duszy, czy też rozumu, przedstawianej pod postacią małej laleczki, dziewczynki. Stąd więc wywodzą się wszelkie laleczki Chucky i wywołujące grozę obrazy małoletnich antychrystów w rodzaju Damiena Thorna. Dzieci, niewinne i czyste, nieochrzczone tułające się po świecie i łaknące ofiary. Krew zaś była od zawsze jedną z najpopularniejszych. Dawała siły życiowe tego, od kogo pochodziła, podobnie jak zjedzenie mięsa. Jesteś tym, co jesz. Stąd kanibalizm u niektórych plemion Indian, czy Afryki.

Krew związana była także z seksualnością, płcią, choćby przez kobiecą menstruację. Fakt powiązania kobiecego cyklu miesięcznego z Księżycem miał zapewne wiele wspólnego z kultami bóstw płodności. W Wicca, o czym już wspomniałem, istnieją trzy aspekty Wielkiej Bogini: Dziewica, Matka i Starucha. Dziewica to lunarna Artemis; Matka - Rea, Demeter, Kybele, Gaja bądź Izyda; Starucha - Persefona lub Hekate. ale taki podział jest zbyt prosty, gdyż wierzenia na co dzień się wzajemnie przenikają, idą społem ramię w ramię. I tak zsyłająca śmierć Hekate jest też dającą seksualną rozkosz i zwodzącą na pokuszenie Lilith. Zwodzącą na moralne manowce, tak jak na realne bagna i torfowiska zwodzą światła elfów, czy maleńkich duszków, choćby lemurów. Podobnie jak widok banshee, tak widok takich światełek nie zapowiada podróżującemu dotarcia do cywilizacji, lecz właśnie zgubę, śmierć.

I taką samą zgubę zsyła nocny kontakt z Lilith bądź jej dziećmi - seksualnymi demonami, pierwotnie nazywanymi lilim. Ich starożytnym pierwowzorem jest empuza i lamia, zaś poniekąd także syrena oraz harpia. Empuza to kobiecy demon zdolny do (znowu!) metamorfozy w sukę, krowę lub piękną dziewczynę. Jako ta ostatnia uwodziła mężczyzn i wysyłała z nich siłę. Motyw przemiany pojawia się np. u Arystofanesa. Lamia z kolei była początkowo morskim potworem, tożsamym z syreną i harpią. U Owidiusza, tak jak generalnie ewoluowała postać harpii, lamie związane są już jednak z powietrzem i pożądają mięsa dzieci. Mamy więc oczywistą alegorię do Zespołu nagłej Śmierci u Niemowląt, wykorzystaną także w hebr. legendzie o "pedofilskich" skłonnościach Lilith (do dzisiaj pobożni Żydzi wieszają nad kołyską karteczki lub medaliony z wygrawerowanymi imionami aniołów, mających ustrzec ich pociechy przed tą łaknącą krwi demonicą). Apetyt na dziecięce mięso był w średniowieczu popularnym oskarżeniem; dotyczył np. Żydów i czarownice.

Nazwa "lamia" spokrewniona miała być z "lamyros", zaś wywodzić się miała przez "ingordo" - "żarłoczny" od "laimos" - "przełyk", "gardziel", dlatego też przypisuje się jej takie cechy jak "inghiottirice" - "przełykająca" oraz "lascivia" - "lubieżna", "rozwiązła". Wiąże się to także z psychicznym dyskomfortem podczas immisji członka i strachem przed jego utraceniem przez "odgryzienie". Koncepcja "zębatej pochwy" (vagina dentata), często mylona z kompleksem kastracyjnym u Freuda, która powstała chyba z niemożności, mimo usilnych starań, zapanowania mężczyzny nad "kobiecym żywiołem" i niezrozumienia praw rządzących kobiecym organizmem, ten skrajny pokaz ograniczenia racjonalnego myślenia, gdy nie można czegoś zdobyć lub pokonać w sposób konwencjonalny, to istotny składnik seksualnego demona. Już biblijnego Onana za "marnotrawienie" seksualnej siły życiowej spotkała kara. Taki nierząd, z którego nie powstanie przyszłe pokolenie, to poniekąd rodzaj kontynuacji, nawiązania do tych tradycji.

Kult życia, antagonistyczny do kultu śmierci, przejawia się w np. micie o Demeter i Korze. Świat, który pochłania śmierć (zima) po jakimś czasie na powrót budzi się do życia (wiosna). Po przerażającym okresie głodu, na powrót nastaje okres kwitnięcia, rozwoju, a więc i nie trzeba już się obawiać, a jeść. Symbolem takiego świętowania zmartwychwstania przyrody jest obecnie Wielkanoc, wiccańska Ostara.

Wróćmy jednak do zagadnienia samego strachu przed śmiercią. Jak wiemy, to on jest główną przyczyną powstawania wszelkich teorii dot. domniemanego życia po śmierci. Obok klasycznych już pojęć świata zmarłych (Niebo, Hades, Orcus) oraz reinkarnacji, już w starożytnej Grecji pojawia się obraz alternatywy: oszukania śmierci, co czyni chociażby Syzyf, zamykając Tanatosa w piwnicy.

Trochę inny rozwój sprawy obserwować możemy generalnie we wszelkich próbach zatrzymania młodości. Tradycja zainteresowanie krwią Elżbiety Batory przypisuje wypadkowi podczas czesania, gdy zdenerwowana hrabina uderza zbyt mocno ciągnącą jej włosy pokojówkę, której to puszcza się z nosa krew. Ciecz spada na twarz Batory, która jakiś czas później ma zauważyć, iż jej cera uległa znacznej poprawie.

OK, jako, że czuję się już zbyt zmęczony, aby kontynuować, sądzę, iż w tym miejscu czas przerwać na dziś ten wywód. Obiecuję, że wkrótce wrócę do tego zagadnienia, mam bowiem jeszcze wiele do przedstawienia. Mam też nadzieję, iż była to lektura pożyteczna i sprawiła Wam przyjemność, podobną mojej, jaką miałem podczas jej pisania.

Na zakończenie jeszcze bibliografia:

J. Parandowski "Mitologia", Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1989
E. Petoia "Wampiry i wilkołaki", Universitas, Kraków 2003
  • 0

#26

AwAke.
  • Postów: 95
  • Tematów: 0
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

hmm temat bardzo ciekawy szkoda że jak z niego korzystałem tworząc prezentacje maturalną był dopiero rozpoczynany teraz nie mam za bardzo czasu przeczytać tego wszystkiego ale na razie dodam od siebie, że rozmawiamy tutaj niestety o fikcji bo wampiry powstały z nieznajomości chorób i tego co się z ciałem dzieje po śmierci. Ludzie nie mieli pojęcia o tym wszystkim i tłumaczyli to w najprostszy sposób, zabobony były bardzo popularne :) . Jednak uważam że jest to bardzo ciekawe zjawisko i dużo by można było o tym pisać. A co do wampiryzmu energetycznego hmm no jakoś mnie to nie przekonuje wtedy nie jeden z nas nawet nieświadomie byłby takim wampirem.
  • 0

#27

Aidil.

    Są ci co wstają z łózka, i ci co ewentualnie wstają z kolan.

  • Postów: 4469
  • Tematów: 89
  • Płeć:Kobieta
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Qliphoth - dość sprawnie przeszedłeś z wampiryzmu po przez zależności świata na naszym poziomie, przemknąłeś przez powstały fakt być i mieć fallusa by dotrzeć kwestii energii a właściwie jej utraty. Tracimy ja na różnych poziomach. To że ja tracimy jest stanem tak naturalnym jak zmiany pór rodu, pożeranie słońca co wieczór przez noc.
Co nie zrobiłeś aby utrzymać energię na poziomie pozwalającym Ci pisać dalej ...
  • 0



#28

Halloween.
  • Postów: 516
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Ślad zębów wampira

Dołączona grafika

Wampiry, zanim zamieszkały w Hollywood, miały swe siedziby w trzech tylko krajach – w Polsce, na Rusi i na Węgrzech. U nas ślady po nich pozostały do dziś. Nie wiemy jednak, czy dawne wampiry przypominały długozębne istoty z amerykańskich filmów.

Dawno temu w Strzyżowicach

Istota, o której mówimy, nazywała się po rusku i rosyjsku upir lub upiór, a po polsku wampir lub wąpierz. Na żeńską odmianę mówiono w Polsce i na zachodniej słowiańszczyźnie strzyga lub strzyża. Wystarczy spojrzeć dziś na mapę i zobaczyć, ile jest w naszym kraju miast, miasteczek i wsi mających w nazwie ten rdzeń: Strzyżów, Strzyżowice, Strzygi, Strzykuły. Rozsiane są po całym kraju. Ale tylko dwie miejscowości w Polsce zawierają swojej nazwie męską odmianę wampira: Wąpielsk i Wapiersk. Jedna położona jest na Mazurach, na terenach zamieszkanych w średniowieczu przez pogańskich Prusów, a druga w Małopolsce w pobliżu Wiślicy, przypuszczalnej stolicy pogańskiego państwa Wiślan. Nie jest to bez znaczenia, istnieje powiem teoria łącząca wampiryzm z pogańskimi kultami żywymi w Polsce jeszcze w wiekach średnich, a na Litwie nawet później.

W dzienniku podróży odbytej w końcu XVIII wieku przez Jana hrabiego Potockiego po dolnej Saksonii (dzisiejsze północno-wschodnie landy Niemiec) znajdujemy dość zaskakującą relację obyczajową. Otóż tereny te to dawne ziemie pogańskich Wieletów i Obodrzyców – Słowian, którzy dziś roztopili się w żywiole niemieckim, a dwieście lat temu żyli jeszcze w odrębnych enklawach. Nazywano ich Wenedami lub Wendami. Pewien Niemiec opowiadał Potockiemu, jak to kiedyś przejeżdżając przez las usłyszał nagle przeraźliwe krzyki, ruszył w tamtą stronę i zobaczył scenkę cokolwiek niezwykłą. Młody Słowianin wpychał do trumny swojego starego ojca z zamiarem zakopania go żywcem. Zapytany, dlaczego to robi odparł, że takie są ich zwyczaje. Podróżny wybawił staruszka z opresji. Nie wiadomo jednak, jaki los spotkał go potem. Przygoda ta rozegrała się w lasach rozciągających się wokół Lubeki.

Po naszych słowiańskich przodkach nie zachowały się żadne pisane źródła, ich wierzenia i obyczaje znamy jedynie z chrześcijańskich przekazów i wykopalisk. Nie wiemy o nich prawie nic. Mamy jednak jedną bardzo istotną informację - pogańskie zwyczaje i obrzędy napawały chrześcijan trwogą i przerażeniem, wielu wydawały się obrzydliwe. Jak wyglądały naprawdę, możemy się tylko domyślać. Na pewno nie były to tylko nocne tańce przy ognisku. Skoro w XVIII wieku można było w okolicach Lubeki być świadkiem pogrzebu żywego człowieka, możemy sądzić, że kulty pogańskie były czymś niezwykłym i dla pobożnych mnichów wręcz nieludzkim. Czymś, co można było śmiało skojarzyć z istotami nie będącymi ludźmi, żyjącymi w nocy, wychodzącymi z grobów i pijącymi krew ludzi. To nie wszystkie fakty mogące wskazywać, że wampiry to pogańscy Słowianie przeobrażeni przez chrześcijański lęk i rozbudzoną wyobraźnię. W czasie wykopalisk archeologowie wielokrotnie znajdowali dziwne mogiły. Ciała w nich spoczywające były w nienaturalny sposób skręcone, a ich kręgi szyjne przebite metalowym sierpem lub półkoskiem (rodzajem kosy na krótkim trzonku – przyp. red.); znajdowano też szkielety z wbitymi w pierś żelaznymi drągami. Nauka nie wyjaśnia źródeł tak dziwnych rytuałów pogrzebowych.

Król chory na porfirię

Kiedy odnaleziono zwłoki króla Bawarii Ludwika II, rząd i ministrowie tego kraju odetchnęli z ulgą, a prosty lud zapłakał. Tajemnicza śmierć króla poprzedzona była niezwykłym i pełnym zagadek życiem. Ludwik – król śniący na jawie - zostawił po sobie trzy wspaniałe zamki. Największy z nich, Neuschwenstein, posłużył później Waltowi Disneyowi za wzór zamku Królewny Śnieżki. Władca zrujnował skarb kraju, by realizować własne marzenia. Wydawał miliony na olbrzymie inscenizacje oper Ryszarda Wagnera i budował, budował, budował. Nas jednak król Ludwik interesuje z innego powodu – żył w nocy. Tylko w nocy. Nie pozwalał zbliżyć się do siebie dentyście, nie mył zębów i nigdy się nie ożenił. Podejrzewano, że Ludwik cierpiał na porfirię - rzadką chorobę polegającą na tym, że skóra blednie i staje się bardzo wrażliwa na światło słoneczne a dziąsła obkurczają się i odsłaniają szyjki zębów. Jednej z odmian tej choroby towarzyszy prawdziwie wilczy apetyt na krew. W drugiej połowie XIX wieku, kiedy żył Ludwik, nikt nie potrafił leczyć porfirii, ani nawet porządnie jej zdiagnozować. Władca cierpiał i coraz bardziej odsuwał się od ludzi. W końcu został zamordowany.

Porfiria już wkrótce miała stać się najczęściej sugerowanym wyjaśnieniem wampiryzmu. Stało się tak na skutek rozwoju nauk medycznych i filmów opowiadających historie o wampirach - nocnych stworach z długimi zębami i bladą skórą. Czy tak jednak mogły wyglądać prawdziwe wampiry? Zanim wmówiono wampirom chorobę układu krwionośnego, kojarzono je z zupełnie czym innym.

Ostatni wampir nowożytnej Europy

W maleńkiej katolickiej parafii położonej na terenie historycznej Rusi Zakarpackiej (dziś Słowacja) zachował się pochodzący z 1842 roku opis pogrzebu starego kościelnego. Czytamy w nim „...był to człowiek milkliwy i ponurego usposobienia. Kiedy niesiono go w trumnie na cmentarz, wierzgał i tłukł w wieko trumny tak mocno, że w końcu chłopi musieli odciąć mu głowę rydlem, a potem położyć ja między kolanami. Dopiero wtedy przestał...”. To ostatnie świadectwo pisane opisujące przypadek ożywienia po śmierci, czyli wampiryzmu w starym, dobrym, średniowiecznym stylu.

Najsłynniejszym wampirem był oczywiście Vlad Dracul książe Siedmiogrodu, osobiście odpowiedzialny za śmierć stu tysięcy ludzi, których kazał powbijać na pale. Powszechnie uważa się go za wyrafinowanego szaleńca, niewykluczone jednak, że książę był opóźnionym w rozwoju idiotą, który tak przeraził się swoim nagłym awansem na władcę, że ze strachu o utratę tronu rozpoczął masową eksterminację prawdziwych i rzekomych przeciwników. Jeśli przyjrzymy się księciu na najbardziej znanym reprodukowanym portrecie, ujrzymy coś dziwnego, wystającego spod wąsów - ni to gruba dolna warga, ni to wysunięty język. Aby stwierdzić, kim naprawdę był Dracula, trzeba by przeprowadzić badania ortodontyczne, które stwierdziłyby lub wykluczyły monstrualny przodozgryz księcia. Jeśli okazałoby się, że ten dziwny szczegół fizjonomii to jednak wysunięty język, odpowiedź mamy gotową – biedny, przerażony do nieprzytomności szaleniec, władający życiem i śmiercią tysięcy istot ludzkich. Od postępków Draculi datuje się w wampirologii wątek kryminalny. Właśnie dzięki Vladowi wampirami nazywa się dziś seryjnych morderców i zbrodniarzy seksualnych. Takich choćby jak najsłynniejszy polski „wampir” Zdzisław Marchwicki, skazany za zamordowanie kilku kobiet na Śląsku i w Zagłębiu w latach 70., a także krakowski wampir Karol Kot, który w 1964 roku zamordował w jednym z kościołów staruszkę, a potem ukryty w bramie zlizywał krew z bagnetu narzędzia zbrodni.

Grabarze z miasta Frankenstein

Kryminalny charakter ma także historia grabarzy, którzy działali w XVII wieku w niemieckim mieście Frankenstein. W czasie szalejącej tam dżumy mistrzowie i czeladnicy grabarskiego fachu obdzierali trupy z szat, które były zainfekowane zarazą. Strzępki tkaniny podrzucali do bogatych patrycjuszowskich domów, by obłowić się na kolejnych zmarłych, których zwyczajowo grzebano w drogich, przetykanych klejnotami strojach. Po ujawnieniu tych zbrodni grabarze z miasta Frankenstein skazani zostali na śmierć w męce. Opowieść o nich przetrwała w ludowych baśniach aż do XIX wieku, kiedy trafiła na karty angielskich i niemieckich powieści grozy – „gothic stories” . Nazwa samego miasta na stałe związana jest z najbardziej kulturowo nośną i najmocniej eksploatowaną powieścią wszech czasów – „Frankenstein, czyli nowy Prometeusz” autorstwa młodej, osiemnastoletniej wówczas Angielki Mary Shelley. Choć sama autorka nigdy nie była we Frankenstein, na pewno słyszała historię o grabarzach. Być może właśnie ona zainspirowała ją do pracy nad tym dziełem.

Miasto Frankenstein leży dziś w granicach Polski i co roku odbywa się tam wielkie święto wampirów – szalona zabawa przystrojonych w czarne peleryny przebierańców z wystającymi zębami. To Ząbkowice Śląskie. Warto tam zajrzeć, by zobaczyć jedyny na świecie Frankenstein Fest – bal wampirów.

W Nowym Jorku ma siedzibę Centrum Badań Nad Wampirami. Z jego danych wynika, że na każde 1000 doniesień o pojawieniu się tych istot 995 dotyczy zwykłych zbrodniarzy i zwyrodnialców, czasem także obłąkanych, którzy uciekli ze szpitala. Tylko 5 przypadków to ewidentne wampiry.

Michał Radoryski

Ź: o2.pl
  • 0

#29

blindcrow.
  • Postów: 226
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Wampir to wyobrażenie naszych skłonności do agresji naszego silnego instynktu który często karze nam przeżyć za wszelką cenę , nawet za cenę upodlenia czy zezwierzęcenia w negatywnym tego wyrażenia znaczeniu , Sama przemiana to nic innego jak nawiązanie do ,skutków zła , jeśli jesteś slaby i doznasz od kogoś zła , to będziesz je powielał .Wykreowana idea -przez media , powielana przez ludzi niepełnosprawnych umysłowo (moim zdaniem) nie w celu uzyskania nadludzkich umiejętności ,lecz w celu wzbudzenia strachu/zachwytu -tak widzę wampira fizycznego

wampir energetyczny- no,cóż, kolor ,dźwięk , emocja , to w zasadzie tylko pewne FRQ , wiec , jako ich odbiorcy jesteśmy antenami nadawczo- odbiorczymi , niektórzy maja czułość szersza niż pasmo przypisane ( w naszym mniemaniu)
  • 0

#30

Qliffot.
  • Postów: 208
  • Tematów: 5
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Na razie nie wrócę do przerwanego wątku dot. kultu młodości, zajmę się za to czymś zgoła odmiennym.

Halloween, artykulik całkiem ciekawy, choć kilka spraw wydało mi się, powiedzmy, błędnie potraktowanych.

Ostatni wampir nowożytnej Europy


1842? Spotkałem się, że w "tradycyjny" sposób (kołkiem) zamordowano kogoś podejrzanego o wampiryzm w Berlinie w latach 30. XX wieku. Nie mam żadnych dowodów, ani pewności, ale... no, warto chyba o tym wspomnieć.

przetrwała w ludowych baśniach aż do XIX wieku, kiedy trafiła na karty angielskich i niemieckich powieści grozy


Ale to już oczywista nadinterpretacja! Mary Shelley wydała "Nowego Prometeusza" w 1818, a pomysł przyszedł jej do głowy, jak sama później wspominała, podczas snu, kiedy opowiadali sobie z mężem i przyjacielem lordem G. Byronem tajemnicze historie podczas wakacji nad Jeziorem Genewskim dwa lata wcześniej.

Z kolei historia z porfirią Ludwika II Bawarskiego skojarzyła mi się z pośmiertną legendą gwiazdy pierwszego filmu o Draculi - niemego niemieckiego "Nosferatu - 'ne Symphonie des Greuens" (ach, ten niemiecki ekspresjonizm!) - Maxa Schrecka, który to ponoć miał być prawdziwym, sprowadzonym przez reżysera Murnaua z Wołoszczyzny, wampirem. Dowód? - Scena, kiedy wstaje z trumny. Czyni to "prosto", nie zginając nóg, a nie widać, by podtrzymywały go jakieś linki, czy coś w tym typie (a pamiętacie sznurki, na których "bimbały" nietoperze w o dziewięć lat młodszym "Draculi" Browninga z Belą Lugosi? Dekade wcześniej nie mogli mieć lepszych efektów specjalnych...). 8 lat temu powstał też amerykański film "Cień wampira" Merhige'a, wykorzystujący tę ciekawą tezę.

Hmmm, skoro jesteśmy już przy historiach niezwykłych, prawdopodobnie autentycznych przypadkach etc., pozwolę sobie na kilka fascynujących opowieści o wampirach, nie tylko bytujących niemrawo w ludowej wyobraźni, lecz żywych i twardo stąpających na kartach kronik, w których je spisano.

Na początek - Anglia.

Na angielskie wierzenia, w których postać wampira pojawia się dopiero w XII w., bezsprzeczny wpływ wywarła kultura skandynawska. Ciekawe, choć opisane w strasznie stronniczy sposób, opowiadanie, zasłyszane ponoć od pobożnego księdza, cieszącego się dużym autorytetem, a mieszkającego gdzieś w okolicy miejsca opisywanych niżej wydarzeń, znaleźć możemy w "Historia Rerum "Anglicarum" kanonika Williama z Newburgh (ok. 1136 - 1208). Był sobie bowiem gdzieś w Yorkshire pewien oszust i hulaka. Ze strachu przed ramieniem sprawiedliwości uciekł do przyjaciela, władającego na zamku w Alnwick. Zadecydował się tam osiedlić, kontynuował niegodziwe interesy, lecz do szczęścia brakło mu żony. Jak się wkrótce okaże, to właśnie ona została główną przyczyną jego upadku i zguby. Pewnego dnia bowiem naszło go usilne przeczucie, iż jest zdradzany. Powiedział kobiecie, iż na dwa tygodnie wyjeżdża w podróż, lecz w rzeczywistości pod ochroną zmroku przemknął do sypialni, gdzie skrył się na belce sufitowej nad łożem. Jak się zapewne domyślacie, wkrótce jego oczom ukazał się wspinający się na jego żonę kochanek. Widok wywołał w mężczyźnie taki przypływ adrenaliny, iż zachwiał się i spadł z wysoka, poważnie się kalecząc. Kochanek uciekł, żona zaś "odwróciła kota ogonem", publicznie opowiadając o wyzwiskach męża, wynikających jakoby z jego rozwiązłości. Ksiądz, który podzielił się historią z bratem Williamem miał odwiedzić umierającego kilka dni po upadku. Ten wyznał mu, co naprawdę zdarzyło się w sypialni, lecz odmówił ostatniego namaszczenia i klnąc na niewierną kobietę, zmarł następnej nocy pogrążony w grzechu, nie wyraziwszy skruchy. Oto już kilka dni po odprawionym katolickim pogrzebie duch niegodziwca począł wychodzić nocą z grobu, podczas gdy wokoło ujadały i skomlały psy. Ludzie w obawie o życie, zamykali się na noc i nikomu nie wolno było opuszczać swego miejsca zamieszkania po zmroku. Środki te na dłuższą metę niewiele jednak zdziałały, bowiem śmierdzący i gnijący trup zanieczyszczał powietrze tak, że już niedługo wybuchła zaraza. Kulminacją żałoby, jaka zapanowała w każdym domu w Alnwick były uroczystości Niedzieli Pamowej, po których na prezbiterium postanowiono ostatecznie rozprawić się z wampirem. Wykopano nabrzmiałe i spuchnięte ciało o zdrowych kolorach, w które wbito ostrze rydla, po czym trysnęły strugi ciepłej i czerwonej krwi. Za miastem wzniesiono ogromny stos, a w końcu rzucono ciało wampira w płomienie, po czym zaraza wreszcie ustąpiła.

Za przyczynę tych wydarzeń, a także wielu innych podobnych przypadków, uważano moce piekielne. Z opętaniem zwłok przez Diabła łączył zbliżone fabularnie wydarzenia już historyk angielski William z Malsmesbury (ok. 1090 - ok. 1143), bibliotekarz tamtejszego opactwa. W swoim "Gesta Regum Anglorum" (II, 4) twierdził, że grzesznicy powracali po śmierci, by błąkać się po świecie i gnębić żywych, gdyż diabeł ożywiał ich ciała i zmuszał do wykonywania swoich poleceń.

Jako wspólny mianownik dla wierzeń angielskich potraktować można wątek zarazy, epidemii, które wywoływane miały być odrażającym fetorem rozkładających się zwłok. Tej tematyce wiele rozdziałów swojej "De Nugis Curialium" poświęca też m.in. Walter Map (1140 - ok. 1208 - 1210).

ISLANDIA

W sagach islandzkich znajdujemy wiele opowieści z dziedziny wampiryzmu, o działających na ludzką szkodę żywych upiorach, których można pozbyć się za pomocą dokładnie określonych działań. W swojej "Sadze o Czarnoksiężniku" M. Sandemo wspomina o diakonie z Myrka na północno-środkowej części wyspy. Miał on podobno żyć w połowie XVI wieku. Zakochał się kiedyś w dziewczynie o imieniu Gudrun, mieszkającej w Baegisa po drugiej stronie rzek Hoerga i Oexna, które płyną równolegle i dość blisko siebie, gdzie pracowała jako służąca u proboszcza. Diakon miał starego konia o długiej grzywie imieniem Faxi. Pewnego dnia przed Bożym Narodzeniem, wyprawił się nim do Baegisa, by zaprosić Gudrun na świąteczne przyjęcie w Myrka. Obiecał, że w wigilijny wieczór przyjedzie ją zabrać. Kilka dni przed świętami rozszalały się śnieżyce, a rzeki pokryły się lodem, lecz kiedy diakon przebywał w Baegisa na nieszczęście akurat zaczęła się odwilż, lody na rzekach skruszyły i trudno się było przedostać na drugą stronę. Nie mając świadomości zaistniałych wypadków, podczas drugi powrotnej diakon przez Oexna przejechał jeszcze po moście z lodu, lecz Hoerga była już całkowicie wolna, więc ruszył brzegiem. Niestety skusił go widok spiętrzonego lodu w okolicach Saurbae, który się pod nim załamał, zaś jeździec wpadł do wody. Następnego ranka gospodarz z Thufnavallanes odnalazł stojącego przed bramą przemoczonego Faxi, bez uzdy i siodła. Przestraszony chłop poszedł aż do cypla Thufnavalla, gdzie znalazł wyrzuconego przez prąd martwego diakona z głową potwornie pokaleczona przez dryfujący lód. Zwłoki zostały przeniesione do myrka i tam też pochowane na dzień przed Bożym Narodzeniem. Niestety ze względu na szalejące rzeki, żadna wiadomość nie dotarła przed Wigilią do Baegisa, więc Gudrun wyglądała świąt z wielką niecierpliwością. O zmierzchu ubrała się odświętnie, a kiedy była już prawie gotowa, dobiegło ją pukanie. Jedna ze służących (gdyby Gudrun była jedyną pokojówką proboszcza, byłoby to nieprzyzwoite!) poszła otworzyć, lecz za drzwiami nikogo nie było. Zaintrygowana Gudrun postanowiła się jednak upewnić, więc zarzuciła na siebie płaszcz (wsunęła tylko jedną rękę) i wyszła na podwórze, gdzie zastała Faxi i stojącego w cieniu mężczyznę w kapturze, w którym dziewczyna upatrzyła się ukochanego. diakon podsadził tedy Gudrun na konia, sam zaś usiadł na przedzie i ruszyli bez słowa. Gdy dotarli do rzeki kaptur (lub kapelusz wg innych wersji) zsunął się z głowy mężczyzny, ukazując nagą czaszkę. Gudrun w szoku zaniemogła, jechali więc dalej aż do cmentarnego muru. W głębi cmentarza Gudrun dostrzegła otwarty grób. Półżywa ze strachu, zdołała odnaleźć linę kościelnego dzwonu, wywołując hałas, gdy w tym samym czasie coś ją potwornie szarpnęło w tył (w kierunku grobu). Uratowała się, gdyż w domu porządnie nie ubrała płaszcza. Rękaw, który miała na sobie, miał puścić w szwach. Dzwoniła wtedy dalej, aż ktoś z zakrystii nie przybiegł, by zabrać ją i uspokoić. Ludzie w Myrka opowiedzieli jej następnie historię o śmierci jej ukochanego, ta zaś opowiedziała o swych przerażających przeżyciach. Po czternastu dniach, kiedy non-stop ktoś musiał czuwać przy nieszczęsnej dziewczynie, prześladowanej przez wciąż na nowo przychodzącego upiora, wezwano czarnoksiężnika z Skagafjoerdhur, który to wykopał na cmentarnym podwórzu wielki kamień ofiarny, na którym dawniej składano ofiary z krwi zwierząt i, gdy kolejnego wieczora diakon próbował dostać się do swej żywej przyjaciółki, odpowiednimi zaklęciami pokonał upiora, na koniec przykrywając go wspomnianym kamieniem, pod którym spoczywać ma do dnia dzisiejszego.

Opowieść ta, którą znaleźć można np. w Skuggi: Arsritid Jolagjoefin 4, 1940 GALDRASKRAEDA (wyd. 150 egz.) GHOSTS, WHICHCRAFT AND THE OTHER WORLD, niesie za sobą dwa kolejne ważne dla historii o wampirach i upiorach motywy: diakon ma problemy z wymową imienia Bożego (ciekawe, że za imię traktuje się tutaj samo słowo "Bóg"), przekręca więc imię Gudrun (Gud -> Bóg w j. islandzkim, por. ang. God, niem. Gott).

Drugim motywem jest wspomniana już rytualistyka jako ważny element odpędzenia demona, egzorcyzmy. Ciekawe przykłady przedchrześcijańskich obrzędów znajdujemy np. w "Sadze o Eiriku Rudym", gdzie mara żąda odpowiedniego pochówku.

Na Grenlandii od czasów wprowadzenia Chrześcijaństwa rozpowszechnił się zwyczaj chowania zmarłych na terenie ich gospodarstwa. Przed pogrzebem wbijano takiemu trupowi kołek w pierś, robiono to jednak "zapobiegawczo". Ot, żeby nie mógł po śmierci szkodzić. Należy dodać, że obecności duchownych kołek jednak wyjmowano, a ciało skraplano wodą święconą i odprawiano katolickie liturgie.

W powstałej ok. 1000 roku, już po przyjęciu wiary chrześcijańskiej, sadze "Eyrbyggja" odnajdujemy natomiast ślady wierzeń, jakie blisko tysiąclecie później wykorzystane zostały m.in. u A. Rice czy S. Kinga. Umarły Torolf z okolic Hvamm prześladował po śmierci sąsiadów, a tych, których mordował, czynił swymi poplecznikami. Podczas ekshumacji (postanowiono przenieść zwłoki z dala od ludzkich osiedli) zmarły był tradycyjnie nienaruszony przez procesy gnilne i upływ czasu, a jego twarz miała okrutny wyraz. Przeniesiono ciało na sanie, ciągnięte przez woły, które po pewnym czasie zasłabły. To samo stało się z następną parą zwierząt, które przypięto. Zwłoki stały się tak ciężki, iż żaden mężczyzna nie mógł samemu ich podnieść. Wreszcie wspólnymi siłami pochowano upiora na wzgórzu, a wokoło wzniesiono szaniec tak wysoki, że przedostać się do środka mogły jedynie ptaki. Nastał spokój.

NORWEGIA

W Norwegii, tak jak w innych krajach skandynawskich, wierzy się, że moc metamorfozy posiadają tylko określone osoby: trolle. Kobieta może zamienić swoich synów w "varulf" lub "varulv", tzn. wilkołaki, zaś córki w "nachtmahren" - zmory. Wilkołaka miano rozpoznawać po zrośniętych nad nosem brwiach. Baring-Gould w "The Book of were-wolves" (wyd. Smith & Co., Londyn 1865) twierdzi, że jeśli brzemienna kobieta rozciągnie między czterema patykami błonę otaczającą źrebię po narodzeniu i będzie się o nią naga ocierać, to poród będzie bezbolesny, lecz syn zostanie wilkołakiem, a córka marą.

Żył sobie kiedyś drwal nazwiskiem Lasse, który pewnego dnia przed wyjściem z domu zapomniał się pomodlić, więc Troll lub inaczej "Varga mar" (wilcza czarownica) zamienił go w wilka. Żona opłakiwała go całe lata aż w któreś Boże Narodzenie do drzwi jej chatki zapukała biedna żebraczka w łachmanach, która wychodząc już po otrzymaniu gościny na odchodnym rzekła kobiecie, iż jej mąż żyje, zaś ona jeszcze go zobaczy. Nastąpiło to jeszcze tego wieczora, podczas wizyty w spiżarni, kiedy dostrzegła stojącego na dwu łapach wygłodniałego wilka. Na słowa: "gdybyś był moim Lassem, dałabym Ci mięsa" wilcza skóra spadła i jej oczom ukazał się zaginiony małżonek.

Taka więc myła moc Trolla, poprzez którą poniekąd można zidentyfikować go z najpopularniejszą obecnie wizją postaci wampira.

FRANCJA

Wierzenie w wampiry we Francji nie jest za bardzo rozpowszechnione; świadczą o tym zarówno kroniki, jak i same ludowe opowieści. O wiele bardziej popularne są opowieści o wilkołakach (loup-garou), co widać choćby na przykładzie popularnych procesów św. Inkwizycji (Jean Grenier, Jean de Nynauld). Jednak nie jest tak źle, różne epizody wampiryzmu zostały na przestrzeni wieków zarejestrowane. Wśród nich wyróżnia się przypadek sierżanta Bertranda.

10 lipca 1849 roku odbyło się przed radą wojenną z pułkownikiem Manselonem jako przewodniczącym przesłuchanie, gdyż od kilku miesięcy na licznych cmentarzach Paryża i okolic miały miejsce sceny potwornej profanacji zwłok. Przypuszczano, że nie może stać za tym człowiek; niewyraźna postać dostrzeżona przez stróżów cmentarza Pere-Lachaise wydawała się duchem. Na znalezionych w otwartych ciałach grobach odkrywano ślady gwałtu i okaleczeń. Wreszcie na Montparnasse zastawiono pułapkę. Chociaż "wampirowi" udało się uciec, broczył krwią, a jego ubranie było w strzępach (znaleziono kawałki materiału pochodzące z wojskowego munduru). Kiedy więc w 74 regimencie zauważono, że jeden z sierżantów wrócił po północy ranny i w tak opłakanym stanie, że trzeba było zawieść go do wojskowego szpitala Val de Grace, nie było wątpliwości, iż wykryto winnego. Na wytoczonym procesie Bertrand przyznał się do zarzucanych mu oskarżeń, opowiadając przy tym ze szczegółami o nekrofilskim popędzie, który odczuwał. Skazano go na rok więzienia.

Choć nie jest to może klasyczny przypadek wampiryzmu, lecz pokazuje, że klasyczny obraz upiora był już w połowie XIX wieku niemal całkowicie ukształtowany, oczekując jedynie, aż Stoker wszystko usystematyzuje, co uczynił ok. 40 lat później (1897).

PODSUMOWANIE

Wszystko to, poza ostatnim omawianym tu przypadkiem franc., być może jedynie bujdy z ludowego folkloru, lecz jak widać w ogromnej mierze przyczyniły się do takiego, a nie innego rozwoju pojęcia wampira we współczesnej pop-kulturze. Być może w niedalekiej przyszłości zajmę się analizą postaci łaknącego krwi upiora w innych krajach Europy, a może nawet egzotycznego Wschodu, Afryki, bądź wierzeń pierwotnych ludów Ameryki lub Australii. Kusi mnie też Japonia; miałbym nawet punkt zaczepienia na pojęciu japońskiego fatum i pragnących zemsty duchach, których na przykładzie "Yotsuya Kaidan" Tsuruyi IV Nanboku pobieżną analizę już wykonałem. Lecz na razie - dziękuję za uwagę i do następnego :-)

EDIT:

Aha, zapomniałbym o bibliografii:

E. Petoia "Wampiry i wilkołaki", Universitas, Kraków 2003
M. Sandemo "Saga o Czarnoksiężniku, t.1 Magiczne księgi", Pol-Nordica, Otwock 1996
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych