Skocz do zawartości


Zdjęcie

Wampiryzm


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
37 odpowiedzi w tym temacie

#31

Bartos Krwawy.
  • Postów: 110
  • Tematów: 16
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Wszyscy mamy coś z wampira mnie rajcują niekiedy dość dziwne rzeczy jak na katolika np.uwielbiam wampiry,lubie widok krwi choć nigdy bym nie tkną człowieka lub zwierzęta nie lubie zadawać nikomu bólu nie interesuje mnie okultyzm i inne rzeczy które są złe.
  • 0

#32

Qliffot.
  • Postów: 208
  • Tematów: 5
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Na razie przerywam także geograficzną podróż za śladami wampirów, aby podjąć całkiem inny związany z nimi temat, a mianowicie bytności krwiopijców w popkulturze XX wieku. Post ten będzie niemal w całości przepisem artykułu J. Piekary z czasopisma "Fantasy" 4/03 (10) Październik 2003. Nie mam do niego praw autorskich i nie wiem, czy mogę go opublikować, ale robiąc to, biorę przykład z tych wszystkich wśród Was, którzy publikują kopie artykułów z różnych innych gazet, czy stron internetowych. Jakby co - mój post będzie można usunąć.

Zabójcy wampirów

Wampiry mają zwykle mocno rozbudowane poczucie własnej wartości i uważają się za niesamowitych przystojniaków. Niestety, smutna rzeczywistość nader często obnaża słabość tej teorii. Jeśli można jeszcze uznać, że Leslie Nielsen w filmie "Dracula - wampiry bez zębów" ("Dracula - Dead and Loving it", Stany Zjednoczone/Francja 1995, reż. M. Brooks - przyp. Qliph) wygląda całkiem sympatycznie, to już Gary'ego Oldmana ("Dracula", USA 1992, reż. F. F. Coppola) raczej nikt nie zaprosiłby na kolację. Zwłaszcza jeśli kolacja miałaby wyglądać tak jak niżej przedstawiony posiłek Klausa Kinsky z "Nosferatu Wampir" ("Nosferatu: Phantom der Nacht", Niemcy/Francja 1979, reż. W. Herzog).

Dołączona grafika

Jeszcze gorzej, kiedy zaproszonych na kolację jest zbyt wielu, gdyż postanowili ściągnąć na nią nawet swoich dalekich kuzynów ("Łowcy wampirów", tyt. org. "Vampires", USA 1998, reż. J. Carpenter).

Powszechnie znane jest zamiłowanie wampirów do pięknych kobiet. Zwykle traktują je jako wyszukane cele konsumpcyjne ("Wywiad z wampirem", tyt. org. "Interview with the Vampire", USA 1994, reż. N. Jordan) lub element zabawy w "kotka i myszkę". Zdecydowany na wszystko wampir gotów jest nawet czekać na wymarzoną ofiarę, przyklejając się do sufitu! (wspomniani już "Łowcy wampirów") Jednak czasem wampir może zapałać do kobiety prawdziwą i szczerą miłością, co nadal nie przeszkadza mu zresztą marzyć o podgryzieniu jej szyi ("Dracula" 1992). Ba, zdarzają się nawet potwory tak bezczelne, że swego wampiryzmu nie wstydzą się okazywać publicznie, wprowadzając w dodatku mocne elementy seksualnej perwersji ("Wywiad z wampirem"). Jeszcze inni przedstawiciele rasy krwiopijców preferują spotkania z młodymi, blondwłosymi chłopcami ("Wampirek", tyt. org. "The little Vampire", USA/Niemcy/Holandia 2000, reż. U. Edel).

Niekiedy kobiety z ofiar wampiryzmu przemieniają się w wyznawczynie tego kultu. Bohater serii filmów "Noc strachu" ("Fright Night", USA 1986-88, reż. T. Holland [1], T. L. Wallace [2]) miał sporego pecha, gdyż jego matka, dziewczyna oraz koleżanka stały się hmm, hmm, przystojne inaczej... Musimy jednak przyznać, że romantyczna randka z wampirzycą może pozostawić niezapomniane wspomnienia. Bo czyż kąpiel w jednej wannie z Aaliyah ("Królowa potępionych", tyt. org. "Queen of the Damned", USA/Australia 2002, reż. M. Rymer) czy łóżkowe zmagania z Monicą Belluci i jej koleżankami (jeszcze raz "Dracula" 1992) nie są warte kilku kropelek krwi?

Kiedy wampiry zbytnio już nam doskwierają, należy zastosować wobec nich radykalne metody, tak aby udały się wreszcie na wieczny spoczynek. Generalnie najszybciej można poradzić sobie z wampirem, zapraszając go na wspólne podziwianie wschodu słońca ("Nosferatu - Symfonia grozy", tyt. org. "Nosferatu -'ne Symphonie des Grauens", Niemcy 1922, reż. F. Murnau i wiele innych). Jeśli krwiopijca nie daje się zaciągnąć do okna, trzeba spróbować innych metod. Najbardziej znaną jest ukazanie wampirowi krucyfiksu, a nawet przyłożenie go do wampirzego ciała, co wywołuje zwykle gwałtowne protesty tak potraktowanego stwora. W sytuacji absolutnego kryzysu można wampirowi włożyć Biblię między wystające kły ("Nieustraszeni zabójcy wampirów", tyt. org. "The Fearless Vampire Killers, USA/Wielka Brytania 1967, reż. R. Polański).

Wampiry jako stworzenia delikatne, o wręcz dziewczęcej psychice, nigdy nie przepadały za tym, by nieznajomy człowiek niespodziewanie i brutalnie przebijał je kołkiem. Właśnie dlatego zabójcy wampirów stosowali ten środek nagminnie, z wyjątkową złośliwością mordując stworzenia nocy na skalę przemysłową ("Buffy - postrach wampirów", tyt. org. "Buffy, the Vampire Slayer", USA 1997-2003, J. Whedon) Czasami nawet dla ułatwienia sobie pracy wystrzeliwali kołek za pomocą kuszy.

W ostatnich latach amatorskie metody walki z ostrozębnymi (starzy profesorowie oraz ich nieudolni asystenci okazali się w gruncie rzeczy nieefektownymi zabójcami) zostały zastąpione przez metody w pełni profesjonalne. Do życia powołano uzbrojone od stóp do głów wyspecjalizowane grupy szturmowe ("Łowcy wampirów"; "Blade", USA 1998, reż. S. Norrington), wyposażone w nowoczesny sprzęt oraz morderczą siłę ognia. Jajogłowi amatorzy, mole książkowe i nastolatki zastąpieni zostali przez profesjonalnych zabójców, którzy w dodatku spenetrowali hermetyczne wampirze środowisko (a zdarza się, że sami są przynajmniej w części wampirami jak blade czy Angel). Nawet jeśli w gronie zabójców wampirów pojawiają się młode, śliczne dziewczęta ("Buffy"), to ich młodość oraz uroda są tylko zasłoną dymną, gdyż w rzeczywistości są one perfekcyjnie wyszkolonymi maszynami do zabijania.

---

Wiem, że tekst jest z lekka prymitywny, napisany z lekka, lecz daje podstawowe informacje dot. wizerunku wampira w filmie XX wieku. Zainteresowanych tą tematyką odsyłam np:

Dracula w filmie
Plastikowe kły arystokraty w pelerynie. Wampir w świecie przedstawionym (kiczowatego) horroru

Za jakiś czas przedstawię może, tym razem własnej roboty, analizę motywu wampira w japońskich anime. Wydaje mi się, iż odbiór kultury zachodniej przez społeczeństwo nią dosłownie i w przenośni "zbombardowane", a więc wszystkie tego elementy i każdy, a wśród nich wampiryzm, z osobna, są ciekawe, i godne zainteresowania. Jednak dość już tych obietnic, bo kiedy przyjdzie co do czego, nie starczy mi czasu nawet na naukę :-)

Aha, zapomniałbym dodać, iż ze wszystkimi filmami, o których wyżej wspomniano, miałem przyjemność się zapoznać i większość (może poza "Łowcami wampirów" i "Fright Night") z całego serca polecam, a takie tytuły jak obie wersje "Nosferatu", "Dracula" Coppoli czy "Interview with the Vampire" to klasyka gatunku i wręcz nie wypada ich nie znać.
  • 0

#33

Halloween.
  • Postów: 516
  • Tematów: 3
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Max Schreck - strasznie ciekawi mnie ta postać. Podobno był prawdziwym wampirem, a wskazywały na to takie fakty, jak idealna gra wampira na planie filmowym i wampirzy wygląd. Ten koleś nawet bez charakteryzacji wyglądał nieludzko. Pisze się, że Max "żył" głównie w godzinach wieczornych - ciekawe, czy to prawda? Nie wiem natomiast, czy miał w sobie prawdziwą rządzę krwi - nie natknąłem się na tekst, w którym byłoby coś o tym, jak rzekomy wampir wypija krew.
  • 0

#34

Qliffot.
  • Postów: 208
  • Tematów: 5
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

No, Halloween, Schreck, o którym już przecież przy okazji Ludwika Bawarskiego wspominałem, był niesamowicie interesującą i charyzmatyczną postacią. Bazując na jego "wampirzej" legendzie nakręcono film - "Shadow of the Vampire" z Willem Dafoe w roli głównej. Jeśli byłbyś zainteresowany, tutaj znajdziesz recenzję Magdaleny Drabikowskiej. Nawet samo nazwisko tego genialnego aktora jest zadziwiające - Schreck w j. niemieckim oznacza "strach".

Jak dla mnie "Symphonie des Grauens" Murnaua to film kapitalny; niemiecka ekspresja lat 20. XX wieku jest wprost zabójcza i o głowę przewyższa wersję Herzoga. Jeśli czuje się potrzebę zapoznania się z wampirycznym wątkiem w europejskiej kinematografii, IMHO jest to po prostu "must see".
  • 0

#35

Qliffot.
  • Postów: 208
  • Tematów: 5
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Postanowiłem nie edytować ostatniego posta, lecz stworzyć nowego pomimo tego, iż moje odpowiedzi znajdą się jedna pod drugą, czego raczej nie powinno się robić. Czuję się jednak usprawiedliwiony, ponieważ treść, którą poniżej zamieszczę, znacznie różni się od wywodów dot. doskonałej, diabelnie przekonującej gry aktorskiej Maxa Schrecka.
O czym zaś napiszę? - Proszę Państwa, podróży ciąg dalszy!

W moim pierwszym poście o wampiryzmie duże znaczenie poświęciłem formowaniu się tej idei, podświadomym sposobie postrzegania świata i coraz większej jego demonizacji z powodu nieznajomości praw nim rządzących etc. Pozwoliłem sobie na luźne przemyślenia socjologiczno-kulturoznawcze, lecz uwagę zwróciłem przede wszystkim w stronę Starożytnych. Takoż chciałbym jeszcze raz się przy nich zatrzymać, aby tym razem przedstawić coś na kształt antycznych "relacji" z nadprzyrodzonych zajść, podobnie jak uczyniłem to ostatnio z kilkoma europejskimi krajami. Lecz czy dacie wiary słowom Apulejusza, Flawiusza Filostratosa, bądź Petroniusza? Osąd prawdziwości ich opowiadań jak zwykle pozostawiam Wam.

ANTYK

Czy w Waszej pamięci tkwi jeszcze obraz opisanej przeze mnie pokrótce lamii, tej dawnej bestii morskiej, która z czasem stała się tożsama z lilim i ich matką? W kręgu kultury łacińskiej lamia zaliczana jest do grupy wampirów za sprawą utworu Apulejusza (ok. 125 - po 170) pochodzącego z Madaury, miasteczka leżącego na granicy Numidii z Getulią (obecnie M'Daourouch w Algierii), autora "Metamorfoz". Cała opowiedziana przezeń historia rozgrywa się na tle magicznych wydarzeń, wśród których odnaleźć można wątki związane z wampiryzmem. Dwie przedstawione u Apulejusza lamie pojawiają się o północy, mogą wejść do pokoju nieświadomej, gdyż śpiącej, ofiary mimo zamkniętych drzwi i okien, zaś sam nieszczęśnik następnego dnia czuje się osłabiony, przemęczony.

Historia rozpoczyna się w Tesalii, gdzie Lucjusz, bohater "Metamorfoz" spotyka dwu podróżnych. Jeden z nich, Arystomenes, opowiada mu historię o wampirach. Pewnego dnia, gdy zawędrował do Hypaty, spotkać miał swego uważanego od dawna za zmarłego dawnego przyjaciela, Sokratesa. Osobnik ten, w żebraczych szatach, wyznał mu, iż jest niewolnikiem Meroe, bardzo zdolnej czarownicy. Arystomenes postanowił pomóc przyjacielowi, przekonał więc go, aby noc spędzili w zajeździe, zaś rankiem obiecał coś wymyślić. dla pewności zamknęli drzwi, zasunęli rygle, a swoje łóżko nasz bohater przysunął wzdłuż nich, tak że nikt nie mól się do ich pokoju dostać.
W nocy drzwi się jednak nagle otwierają, a właściwie zostają wręcz wyrwane, tak że łózko Arystomenesa się wywraca, a ten ląduje na podłodze. Ze swej niewygodnej pozycji ukazał mu się widok dwojga starszych kobiet stojących nad łożem Sokratesa. Jedna trzymała w dłoni latarenkę, druga - gąbkę i miecz. Z rozmowy, jaka się między tymi niewiastami wywiązała, Arystomenes szybko wywnioskował, iż zdają sobie sprawę z ego w pokoju obecności, a nawet rozprawiają, czy by go od razu życia nie pozbawić. Meroe jednak odrzuca ten pomysł i obie skupiają się na Sokratesie, w którego to wbijają trzymany w dłoni miecz, a następnie spijają cieknącą krew. W końcu, syte przykładają do zadanej rany gąbkę i zaklęciem tamują ranę. Na odchodnym odwracają przodem tapczan, pod którym wszystko to obserwował późniejszy rozmówca Lucjusza i oddają nań mocz. Kiedy tylko wychodzą, drzwi wracają na swoje dawne miejsce, a wszystko wygląda tak, jak przed tymi niespodziewanymi odwiedzinami. Ze strachu przed zamieszaniem w morderstwo, Arystomenes chyłkiem uchodzi z miejsca zbrodni, lecz na wskutek dojrzenia przez, z braku lepszego określenia dajmy na to: "odźwiernego", zmuszony zostaje do powrotu do wspólnej sypialni. Jakież jest jednak jego zdziwienie, gdy dostrzega, iż jego kompan jest cały i zdrów?
Rankiem wyruszają w podróż, która nie trwa jednak długo. Oto bowiem przy posiłku, kiedy Sokrates próbuje napić się wody ze strumienia, jego rana, której przed chwilą nie było jeszcze wcale widać, otwiera się, a trup wpada prawie do rzeki, nim go kamrat nie chwyta za nogę, urządziwszy mu następnie godny pogrzeb. Tak kończy się opowieść Arystomenesa.

Inną, równie ciekawą historię przedstawia Flawiusz Filostratos (ok. 178 - 248), autor "Żywota Apoloniusza z Tiany". Opowiadanie zostało napisane na podstawie wspomnień Demetriosa, ucznia Apoloniusza. Sam Apoloniusz (13 marca 2 - 98) był pitagorejczykiem, przypisywano mu magiczne zdolności, a niektórzy uważali za mesjasza.

Postać empuzy, jaka pojawia się w 25 rozdziale IV księgi Filostratosa, odbiega od ujęcia tradycyjnego, w którym zwykle przechodzi ona liczne przeobrażenia (jak u Arystofanesa, gdzie, jak już po trosze w pierwszym poście w tym temacie wspominałem, przemienia się np. w krowę, czy niewiastę). Zabieg ten ma na celu uwydatnienie jej erotycznej natury, przywołującej na myśl lamię lub syrenę.

Pewien 25-letni młody, przystojny i inteligentny mężczyzna, Menippos z Libii, podążał otóż samotnie do Kenchrei (Kechries w Grecji), gdy nagle jego oczom ukazała się piękna kobieta, która przedstawiła się jako Fenicjanka, wyznała mu, iż od dawna obserwuje go i darzy gorącą miłością, a na końcu zaprosiła go do swego domu na przedmieściach Koryntu (Wikipedia podaje, iż odległość między osadą a polis wynosi ok. 7 km). Uwiedziony młodzieniec o umówionej porze zjawił się na miejscu owego wieczora, a ich romans, który się tego dnia rozpoczął, wkrótce zaczął się rozwijać z jego strony w emocjonalne zaangażowanie. Pewnego dnia, na krótko przed planowanym weselem, spotkał go Apoloniusz. Roztropny mędrzec oznajmił zdziwionemu Menipposowi, iż zadaje się ze złą kobietą, co spotkało się z oczywistym oburzeniem. Pitagorejczyk nie dał po sobie niczego poznać, grzecznie się pożegnał, a przyjemność go ujrzeć miał nasz bohater już kilka dni później, podczas ślubnej ceremonii. Okazuje się tam, iż cały dobytek państwa młodych poza skromnym przyodziewkiem, należy do kobiety. I jeszcze raz daje Apoloniusz swą radę: wszystko, co własnością Fenicjanki, ma tak naprawdę nie istnieć, a być jedynie ułudą, mającą przyciągać mężczyzn, którzy i tak w końcu, kiedy się znudzą, zostaną rozszarpani na strzępy. Kobieta, jak część weselnych gości, poczyna drwić z pomysłów filozofa, radość nie trwa jednak długo, gdy wtem stołowa zastawa staje się jakby przejrzysta i niewidoczna. Przyparta do muru strzyga przyznaje się do swego prawdziwego pochodzenia i konceptu "utuczenia" przystojnego 25-latka, który "oddala się" od niej, a cała sprawa dzięki intuicji Apoloniusza kończy się stosunkowo dobrze.

Na koniec jeszcze jedna opowieść, dodająca inny aspekt wampirzego mitu: kradzież ludzkich zwłok. Podobne historie cieszyły się dużym uznaniem i przypominały zarazem o konieczności ochrony ciał zmarłych przed podobnymi napadami, co wydawało się zadaniem niebezpiecznym oraz niezmiernie trudnym. Relacja ta pochodzi z "Satyriconu" Petroniusza (27-66), który to uczynił ją głównym tematem pewnej kolacji u Trymalchiona (podobny motyw wprowadzenia czytelników stosuje też Apulejusz).

Kiedy bohater opowieści (w książce, którą się posiłkuję, pisane jest w pierwszej osobie, zdaje mi się więc, iż możemy go identyfikować z samym autorem) był jeszcze małym chłopcem, umarł ukochany syn pana na dworze, gdzie ten się wychowywał. Podczas powszechnej żałoby nagle pojawiły się strzygi, które zaczęły dokonywać oczywistej profanacji zwłok. Mieszkał wtedy z nimi pewien wysoki, pochodzący z Kapadocji (kraina w Turcji), który na ten widok rzucił się na wampirzyce z mieczem. Przybił jedną do ściany, lecz dotknęła go "zła ręka", na co, wybiegłszy z tamtego pomieszczenia, zwalił się jak długi na loże powalony z posiniaczonym, jak gdyby od porządnych batów, ciałem. Reszta żałobników, myśląc, że strzygi zostały już ostatecznie pokonane, powróciła do odprawiania religijnych czynności, kiedy matka, pragnąc jeszcze raz przytulić ciało swego martwego syna, zamiast niego dostrzegła jedynie kukłę ze słomy. Już strzygi wykradły chłopca! Opowieść ta kończy się morałem o "złych kobietach" i - niestety - tym razem kolejną tragedią. Drągal, który próbował ochronić ciało zmarłego przed strzygami, po kilku dniach od odniesienia obrażeń umiera w napadzie szału.

Interesujące wśród całej mnogości podobnych jest jeszcze jedno pochodzące z rąk starożytnego rzymskiego kronikarza bajanie z racji bytności tam dokładniejszego opis strzyg. Tym, co można tu także wyróżnić to aspekt spożywania zwłok - nekrofagii. Chodzi mi o najsławniejszy utwór Marka Anneusza Lukana (3 listopada 39 - 30 kwietnia 65), bratanka Seneki Młodszego, a wnuka Starszego zarazem, "Farsalię". Tłem opowiadania jest kolejny raz Tessalia, gdzie mieszkała okrutna Erichto, której oddech zatruwał powietrze, "aura" wskrzeszała zwłoki, nadjedzone przez czas i samą, wygłodniałą wampirzyce. Opis ten nie zawiera żadnej fabuły, lecz choćby z wyżej opisanych przyczyn, warto o nim na końcu choćby pobieżnie wspomnieć.

Jakkolwiek nie jest to pełen i całkowity opis wszystkich godnych uwagi wątków o wampirach, jakie przez całą Starożytność pojawiały się w kronikach i in. dziełach literackich, tak myślę, że ten skromny tekst wniesie jakiś promień słońca, ożywszy prąd w klasyczne raczej analizy zjawiska wampiryzmu, jakie najczęściej się na VRP pojawiają. Nie jest także ostatni o takiej tematyce, jaki wyjdzie spod mojej ręki. Już wkrótce - ciąg dalszy.

Zaś na razie - dziękuję za uwagę.

___

Źródła:

Kolejny już raz E. Petoia "Wampiry i wilkołaki", Universitas, Kraków 2003
  • 0

#36

ShadowLady86.
  • Postów: 92
  • Tematów: 3
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Osobiście wyznaję zasadę, że najprostsze rozwiązania są zwykle najtrafniejsze. Dlatego dziwię się, że dyskusja powodzona jest z rok, a chyba tylko raz została tu wspomniana porfiria.

Porfiria jest chorobą wrodzona lub (rzadko) nabytą , związaną z zaburzeniami biosyntezy hemu (czym jest hem mam nadzieję każdy wie).
Wszystko zaczyna się od mutacji w DNA, która powoduje nieprawidłowości w syntezie hemu. Następuję nagromadzenie się syntazy alaninowej (enzym) i porfobilinogenu (prekursor hemu) w komórkach i płynach ustrojowych. Na skutek tego nagromadzenia u chorych występują zaburzenia neuropsychiczne. Przypuszcza się, że wspomniany już w tym temacie król Jerzy III chorował na porfirię mieszaną.
Przy niektórych rodzajach porfirii następuję również nagromadzenie się w skórze i innych tkankach porfirynogenów. Związki te samorzutnie utleniają się do porfiryn, co powoduje nadwrażliwość skóry na światło.
U niektórych ofiar porfirii erytropoetycznej występują również ciężkie zniekształcenia ciała.


Chorzy w odruchu obronnym próbowali się ratować piciem krwi ale także... lizaniem gwoździ. Ale o tym już nikt nie pisze, bo to takie mało mroczne. Oczywiście nie dawało to żadnych rezultatów, ponieważ hem w naszym organizmie syntetyzowany jest de novo. Dobrym rozwiązaniem jest natomiast jedzenie marchewki, ponieważ beta-karoten zmniejsza wytwarzanie wolnych rodników i tym samym zmniejszając nadwrażliwość na światło.

Gdyby zebrać te wszystkie objawy "do kupy", czyż nie otrzymamy obraz typowego wampira z legend? Kolejnym potwierdzeniem tej teorii jest fakt, że wampiryzm występował najczęściej na wsiach, gdzie ludzie żyli w zamkniętej społeczności, żeniąc się i wychodząc za mąż często za bliskich krewnych. A w tym przypadku o mutacje nie trudno.
  • 0

#37

Qliffot.
  • Postów: 208
  • Tematów: 5
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

ShadowLady86, nie do końca się zgadzam. Porfiria jest tylko jednym z możliwych wytłumaczeń, dzięki, że opisałaś ją w naukowy, lecz prosty do zrozumienia, sposób, jednak ja opowiadam się przede wszystkim za teorią psychologiczną. Narastaniem do granic wytrzymałości strachu i mitologicznych wyobrażeń mających jak najprościej dla człowieka pierwotnego wytłumaczyć zwyczajne zjawiska. Choć nie wykluczam, iż porfiria, katalepsja, hipertrychoza, likantropia, ślepota, a nawet krzywy zgryz przyczyniły się do wykształcenia takich, a nie innych wyobrażeń.
  • 0

#38

Qliffot.
  • Postów: 208
  • Tematów: 5
  • Płeć:Nieokreślona
  • Artykułów: 1
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Czuję się w obowiązku kontynuować podróż przez czas i przestrzeń w poszukiwaniu ciekawych legend, mitów, opowieści związanych z motywem szeroko pojętego wampiryzmu. Dzisiaj czas na jeden z najbardziej popularnych w pracach o wampirach i najczęściej wykorzystywany temat:

Wampiry w Rumunii oraz na Węgrzech i w kulturze słowiańskiej

Szczypta teorii na początek.

Słowianie, których ogólnie - za Wikipedią - klasyfikuje się jako ludność władająca językami słowiańskimi pochodzącymi ze wspólnego indoeuropejskiego pnia, swą ekspansję na teren Europy z okolic górnego dorzecza Donu, środkowego Dniepru, czy nawet samego Półwyspu Indyjskiego, rozpoczęła ok. II - III w. n. e., co wywołane pośrednio i bezpośrednio zostało wędrówkami ludów germańskich, irańskich (Sarmaci, Alanowie) i "pre-mongolskich" (Hunowie), a więc dynamicznymi zmianami etnograficznymi. Kultura Słowian była więc w pewnym sensie od początku zlepkiem elementów wierzeń "rdzennych" z elementami co najmniej hinduskimi, irańskimi, greckimi (hellenistycznymi) i nordyckimi, oczywiście odpowiednio do poziomu intelektualnego rozwoju "spłaszczonymi", zmienionymi, zniekształconymi i wzbogaconymi o tradycje gdzie indziej nie występujące (pochówek, ceramika, część demonologii).

Fetyszyzm sakralny, który, jak już udowodniłem, miał wpływ na rozwój pojęcia wampiryzmu, u ludów słowiańskich, połączywszy się z klechdami hellenistycznymi, a także np. celtyckimi (Cernunnos), odcisnął niezwykle silne piętno. Ogromna ilość demonów, chimer różnych, czasem znacznie odmiennych od siebie istot na przedstawieniach na ceramice czy różnorakich figurkach - obrobionych fetyszach (juk np. późnohalsztackie zoomorficzne naczynie fantastycznej istoty o sylwetce ptaka zwieńczonej baranią głową) i ciągłe przenikanie się kultur umożliwiło słowiańskiej wyobraźni wykrystalizowanie się pewności, wiary, systemu poglądów, iż człowiek z samej natury rzeczy może przemienić się w pewne zwierzę przy określonych rytualnych warunkach, zażywając pewnych ziół, czy, jak podczas od dawna zakorzenionych w pamięci zbiorowej szamanistycznych rytuałów totemicznych, przywdziewając jego skórę. Celem tych dawnych obrzędów była czasem chęć zapewnienia danemu gatunkowi płodności (a więc w efekcie zapewnienia plemionom łowczych dostatku pożywienia), czasem, o czym także już pisałem, ogarnięcia ich siły, zbyt wielkiej dla wyposażonego w skromne narzędzia człowieka (takie zdarzenia pojawiają się czasem w podaniach o inicjacjach młodzieży) lub ich ułaskawienia, przebłagania tych zwierzęcych pierwotnych bóstw o pokój i bezpieczeństwo dla plemienia (a może nawet obronę przez totemiczne zwierzę?), którego inaczej dostarczyć w tych czasach nie było sposób.

Ważna, podobnie jak dla innych ludów, była dla Słowian wiara w życie po śmierci. Nie będę się tutaj wypowiadał na temat odmiennych dla różnych słowiańskich plemion metod pogrzebowych (kremacja zwłok od ok. XIV w. p. n. e. aż do czasów chrześcijańskich; kultura grobów jamowych), pozostając jedynie przy samym zagadnieniu możliwości prowadzenia świadomej egzystencji po śmierci fizycznego ciała.

Naukowcy, formułując w oparciu o niepewne (i być może różne dla różnych słowiańskich plemion) źródła materialne i przekazywane, a czasem notowane przez pisarzy antycznych bądź późniejszych chrześcijańskich szczątkowe informacje odmienne tezy o postrzeganiu przez Słowian (czy pisanie w tym miejscu o "Słowianach" nie jest już zbytnią generalizacją problemu?) świata, czasem wyszukują analogię do wizji germańskiej (jak np. Yggdrasil i wierzenia z nim związane), czasem budują zaś koncepcje podobne, lecz poniekąd oddzielne (Góra Kosmiczna), gdyż utworzone na gruncie mitologii typowo już właśnie "słowiańskiej". Prawie wszyscy ci badacze starają się jednak o trójdzielną koncepcję świata, klasyczną dla ludów indoeuropejskich, z wyróżnieniem na raj, piekło i ziemię.

Wraz z rozpropagowaniem się u Słowian wiary w życie po śmierci i wędrówkę, dajmy na to z braku lepszego określenia, duszy w miejsce wiecznej szczęśliwości, spokoju, czy czegokolwiek w tym typie, pojawiła się wkrótce potem możliwość stamtąd powrotu lub zwyczajnego nietrafienia do celu, a więc - w konsekwencji - pozostania na ziemi i błąkania się bez celu (lub właśnie z premedytacją). Zdaniem Ludwika Stommy większość istot obecnych w słowiańskiej demonologii to właśnie zmarli, przede wszystkim tzw. "złą śmiercią" np. poprzez zamordowanie, samobójstwo czy podczas połogu, o czym - jako o klasycznym motywie możliwości egzystowania jako istota "wampiryczna" - także się już wypowiadałem. Pozwolę sobie jednak dodać, iż w tego rodzaju imaginacje słowiańska wyobraźnia była o wiele bogatsza od innych ludów, więc i nadnaturalnych bytów namnożyło się ogromnie, a cześć w takiej czy innej formie przetrwała do dnia dzisiejszego, aby straszyć w lepiej i gorzej zrealizowanych horrorach, że o wiłach, rusałkach, babach jagach, ubożętach, latawcach, południcach, boginiakach czy opiekunach lasu (Boruta) bądź domu (Krasnoludki), których odpowiedniki występują również wśród wierzeń innych ludów, a których potem postępujące Chrześcijaństwo utożsamiło z diabłami i demonami, jedynie wspomnę.

Wróćmy jednak do postaci wampira, która obok wspomnianych wyżej, poczęła kiedyś w wyobraźni Słowian funkcjonować, a kiedy już zaczęła, prawie niemożliwym było ją racjonalizmem i wodą święconą przetrzebić. W miarę zwiększania częstotliwości spotkań z (powiedzmy: bardziej) piśmiennymi ludami wzrastała liczba zanotowanych przypadków "wampiryzmu" czy "wilkołactwa". Część z nich była już wielokrotnie przytaczana, postanowiłem się dziś jednak zabrać do przypadków mniej znanych, lecz moim zdaniem również wartych uwagi.

Kroniki rumuńskie

Na początek coś stosunkowo nowego, bo z drugiej połowy XIX w. Ciekawe przypadki wampiryzmu znaleźć można w "Ion Creanga", rumuńskim periodyku o sztuce i literaturze wydawanego przez Tudora Pamfile, zdaniem E. Petoia, jednego z najbardziej kompetentnych folklorystów rumuńskich. Są tam historie skrupulatnie zebrane przez badaczy i zapisane w formie możliwie jak najbliższej chłopskim opowiadaniom.

W latach 70. bądź 80. XIX wieku w gminie Afumati w okręgu Dolj zmarł chłop, niejaki Marin Mirea Ocicioc. Po jego śmierci umierają również jeden po drugim jego krewni. Badea Vrajitor (Badea czarownik) ekshumował go, lecz wkrótce potem zimą został pożarty przez wilki, a kości Marina zostały ponownie poświęcone i włożone do grobu. Od tego czasu nie było już przypadków zgonów w rodzinie.

Inna historia wydarzyła się ok. 10-15 lat później. W Amarasti w tym samym okręgu zmarła stara kobieta, matka chłopa Dinu Gheorghity. Po kilku miesiącach jedno po drugim zaczęły umierać dzieci jej starszego syna, następnie dzieci młodszego. Pewnej nocy zmartwieni synowie wydobyli z grobu ciało matki, przecięli je na dwie części i ponownie złożyli do grobu. Mimo to członkowie rodziny nadal umierali. Ekshumowano ciało ponownie, po czym okazało się, iż ciało nie miało ani jednej rany. Mężczyźni wzięli więc zwłoki kobiety, zanieśli do lasu pod wysokie drzewo i po rozpłataniu ciała wyrwali serce, z którego nadal spływała krew, pocięli je na cztery części i spalili, wrzucając w ognisty żar. Podobnie postąpiono z resztą zwłok. Popioły pochodzące z serca zostały zebrane i podane żyjącym jeszcze dzieciom do wypicia, zaś z reszty zwłok - zakopano. Wreszcie przypadki śmierci ustały.

Pod koniec XIX wieku umarł pewien kulawy kawaler z Cusmir w południowej części okręgu Mehedinti. Po krótkim czasie jego krewni zaczęli umierać lub chorować. Skarżyli się, że zaczynała schnąć im noga, na którą kulał zmarły. W sobotnią noc ekshumowano jego zwłoki, po czym okazało się, iż leżące z boku trumny ciało jest czerwone "jak płomienie". Rozplatano je, wyrwano serce oraz wątrobę i wszystko spalono, popiół rozdając chorym, którzy wkrótce odzyskali zdrowie.

W Vaguilesti w regionie Mehedinti żył chłop Dimitriu Vaideanu, który pochodził z Transylwanii. Poślubiwszy kobietę z Vaguilesti, osiedlił się tam, lecz ich dzieci umierały jedno po drugim. Na wiecu, gdzie zastanawiano się nad przyczyną takiego stanu rzeczy, postanowiono zaprowadzić białego konia nocą na cmentarz, aby sprawdzić, czy spokojnie przechodzić będzie nad grobami krewniaków żony Dimitriu. Po wprowadzeniu zamysłu w życie okazało się, że wrażliwe zwierzę miało problemy z przejściem obok mogiły szwagierki Josny Marty, znanej czarownicy, uderzało kopytami w ziemię, rżało i parskało. Dla chłopów pewnym już było, że w tym miejscu dokonano jakiegoś świętokradztwa, więc jeszcze tej samej nocy postanowiono ekshumować zwłoki kobiety. Ich oczom wkrótce ukazał się przedziwny widok: zmarła siedziała po turecku, długie włosy spadały na jej twarz, całą skórę miała czerwoną, paznokcie zaś przeraźliwie długie i zakrzywione. Natychmiast zebrano pobliskie uschnięte krzaki, polano ciało winem i usypano kopiec, który podpalono. Rodzina Dimitriu żyła odtąd długo i szczęśliwie, rosnąc w siłę "drużyny pałkarskiej", jak dziś na modłę amerykańską, można by było nazwać stadko zdrowych, roześmianych dzieci obojga płci (z przewagą chłopców).

Węgry

Na Węgrzech zdarzył się kiedyś przypadek wampiryzmu, poświadczony przez dwu oficerów sądu w Belgradzie oraz oficera wojska cesarza w Gradisca, który był naocznym świadkiem procedury. We wsi Kisolowa umarł sześćdziesięcioletni mężczyzna, który po trzech dniach od zgonu ukazał się w nocy synowi, prosząc o jedzenie. Nakarmiona, zjawa zniknęła, aby ukazać się trzy dni później z ponownym żądaniem pokarmu. Nie wiadomo jednak było, czy syn spełnił prośbę, gdyż następnego dnia znaleziono go martwego. Tego dnia zmarło też kilka innych osób ze wsi. Zaalarmowaniu o odwiedzinach zza grobu już wcześniej sąsiedzi przełożyli sprawę Belgradzkiemu Sądowi, który wydał stosowne orzeczenie i wydelegował dwu urzędników oraz kata do zbadania tej podejrzanej sprawy. Grób zmarłego ojca został otwarty. Stary człowiek leżał tam z otwartymi oczyma, z twarzą w żywych kolorach, z normalnym oddechem. Był jednak sztywny. Kat wbił mu w serce kołek i spopielił zwłoki, a przypadki zgonów ustały.

Dnia 31 stycznia 1755 doszła do Wiednia wiadomość o nowym procesie prowadzonym przeciwko zmarłym, oskarżonym o wampiryzm. Królowa Maria Teresa (1717 - 1780) postanowiła wtedy, iż w przyszłości zakony nie będą mogły samodzielnie podejmować żadnej decyzji w podobnych kwestiach oraz, że każdy przypadek musi zostać zbadany przez władze polityczne. Decyzja ta, poza wyrazem centralizmu władzy, okazała się dosyć skuteczną formą walki przeciw takim praktykom i nie tylko przyczyniła się do zneutralizowania szalonego strachu przed wampirami, lecz także "uciszyła" duchownych, którzy wcześniej opiniami i wyczynami nadali wampirom realny kształt, znęcając się nad martwymi ciałami. W rozporządzeniu tym, wydanym jakieś dwa miesiące później, zarzuca, iż przypadki wampiryzmu to zwyczajne oszustwa, które w przyszłości mają być odpowiednio karane. Jak jednak widać, trud oświecenia nie na wiele się zdał, a zabobony wciąż kwitły...

Ba, skoro jestem już w temacie: jakiś czas temu wypowiedziałem się, iż ostatni przypadek walki z wampiryzmem ("neutralizacji" zmarłego) miał miejsce w Berlinie w latach 30. XX w. Myliłem się, gdyż natrafiłem o to na przypadek jeszcze nowszy - preludium do opowieści o wampirach w krajach Europy Środkowej i Wschodniej. Ponoć w środkowej Polsce w latach 50. pewien gospodarz zapadł w letarg, lecz uznano go za zmarłego i położono do trumny. Późnym wieczorem, gdy stare kobiety śpiewały pobożne pieśni, nieboszczyk począł nagle się ruszać. Baby wyskoczyły z chałupy z przeraźliwym krzykiem, że to strzygoń. Zaalarmowano całą wieś i zastano go siedzącego w trumnie i próbującego się z niej wydostać. Potraktowany kłonicą w głowę, obsunął się z powrotem do trumny i więcej się nie poruszył. Ciało miał jeszcze ciepłe, a policzki zaróżowione. Na wszelki wypadek, aby nie wyszedł z grobu, postanowiono obciąć mu głowę. Zmarły nie próbował już więcej razy wydostać się z trumny...

Świat słowiański

Pierwszą historycznie wzmiankę o istnieniu wampirów w Europie środkowo-wschodniej (jeśli mam złe dane, to proszę mnie poprawić) znaleźć można u S. Libenzio, biskupa Bremy zmarłego w 1013 roku, biskup Burchard z Wormacji na początku XI wieku opisał przypadek wampiryzmu, gdzie zmarłe bez chrztu dziecko niewiasty chowały w miejscu tajemnym i przekuwały je drewnianym kołem, by z grobu nie wstało i ludzi nie dusiło, a w źródłach rosyjskich słowo "wampir" pojawia się już w 1047. W XV wieku na Rusi panował ciekawy zwyczaj ofiarowania wampirom pokutnych darów, które niemal powszechnie utożsamiane były ze zmarłymi. wampirem miało być też w przyszłości niemowlę urodzone w owodni (tzw. czepku) bądź z zębami. Dziecko takie ma wówczas czerwoną plamę na ciele.S. A. Kowerska, która spisała wierzenia mieszkańców okolic Krasnegostawu (gubernia lubelska) donosiła, iż są osoby posiadające dwa serca. Kiedy jedno przestaje bić, drugie niejako budzi ciało do życia tak, że osoba taka zaczyna nocą złośliwe harce, opanowana przez szatana.

Za J. Karłowiczem (L'Obole du Mort, "Melusine" 1900, t. X, nr 3, maj - czerwiec, s. 58) jestem skłonny przytoczyć wydarzenia, jakie rozegrały się kiedyś w Białej, wsi w okolicy Janowa, gdzie każdej nocy ktoś łomotał żelazną bramą cmentarza. Stary stróż kościelny, który wiedział, o co chodzi, sprawę załatwił, wziąwszy igłę należącą do zmarłego, nawlekłszy ją nicią z kłębka, który sobie zostawił i wbiwszy w końcu tę igłę w zmarłego, który wstał z grobu. Kiedy upiór wrócił do mogiły, stróż widział już o którą chodzi, więc następnego dnia wraz z księdzem dokonali ekshumacji, do ust wampira włożyli trzygroszową monetę, położyli w grobie na brzuchu i od tej pory na cmentarzu zapanował spokój.

W powiecie kartuskim (niedaleko Gdańska) wkładało się do ust zmarłego jednego pfenninga lub na jego piersi kładło się trzy małe krzyże z drzewa osikowego. Sypało się też czasem trochę ziemi na piersi lub do ust.Jeśli istniało podejrzenie o wampiryzm, popularne bywało także odcięcie głowy i położenie jej potem u stóp, aby nie połączyła się z powrotem z korpusem.

A. Calmet (op. cit., s. 171) przytacza opowieść pochodzącą z pierwszej połowy XIV wieku o pasterzu Myślęta ze wsi Blov, znajdującej się niedaleko miasta Kadan w Czechach, który pojawiał się czasem i zwracał po nazwisku do niektórych osób, które niedługo potem umierały. Chłopi z Blov ekshumowali ciało pasterza, wbijając w nie następnie kołek i przytwierdzając ciało do ziemi. Tej samej nocy znów powrócił jednak do świata żywych, kpiąc i naśmiewając się z nieszczęsnych chłopów. Postanowiono tedy zwłoki za wioską spalić. Trup wydawał wściekłe wrzaski, rękoma i nogami wierzgał jak żywy, a kiedy powtórnie przebito go na wylot, zaczęła toczyć się krew żywa i szkarłatna. Na koniec ciało spalono, a zjawa przestała się ukazywać i więcej szkody nie uczyniła.

W Rosji największą część opowieści o wampirach została zebrana przez Aleksandra Afanasiewa (1826 - 1871) i wydana w Moskwie w latach 1865 - 1869. Tematem niżej przedstawionego opowiadania, spisanego w guberni tambowskiej, a z jego dzieła pochodzącego, jest jedno z bardziej rozpowszechnionych wierzeń: o wampirze, który powstając z grobu, musi zabrać ze sobą wieko trumny.

Pewien kupiec podróżował nocą z ładunkiem naczyń, aż jego zmęczony koń zatrzymał się nagle w pobliżu cmentarza. Zmęczony podróżnik spuścił konia z uprzęży, wypuszczając go na wypas, zaś samemu położył się na jednym z grobów. Nie mógł jednak zasnąć i rozmyślał, wpatrując się sennie w gwiazdy, aż poczuł, iż grobowiec się pod nim otwiera, skoczył więc na równe nogi. Jego oczom ukazał się nieboszczyk w długim białym całunie z wiekiem trumny pod pachą, który pobiegł żwawo w kierunku pobliskiego kościoła. Tam oparł wieko o drzwi, a sam ruszył w kierunku niedalekiej wsi. Zaintrygowany kupiec wziął wieko trumny i położywszy je na swoim wozie, czekał na dalszy rozwój wypadków. Po krótkim czasie mara wróciła i oczywiście w dawnym miejscu wieka nie zastała. Wkrótce dostrzegła jednak psotnika i zaczęła się z nim droczyć i grozić. Mężczyzna wypytał upiora, co też porabiał na wsi; dowiedział się o śmierci dwu mężczyzn. Szantażem zdobył też informację o możliwości przywrócenia nieszczęśników do życia. Okazało się, że lekarstwem jest kawałek z lewej strony noszonego przez trupa całunu, a właściwie dym pochodzący z jego spopielenia. Kupiec o dobrym sercu uciął więc kawałek trupiej odzieży i czym prędzej pobiegł w stronę miejsca żałoby. W tym samym czasie upiór powrócił na miejsce swego prawie "wiecznego" spoczynku, lecz w tym samym czasie zapiał pierwszy kogut, wobec czego nie zdążył przykryć się jak należy; krawędź wieka trumny była dobrze widoczna nad powierzchnią ziemi. Kupiec przywrócił do życia zmarłych młodzieńców, lecz ich rodzina powzięła podejrzeń, iż to on sam najpierw dokonał złego czaru, aby się ich kosztem niecnie wzbogacić, żądając nagrody. Mężczyzna znalazł jednak wyjście z niezręcznej sytuacji i zaprowadził ich na cmentarz, gdzie łatwo odnaleziono grób, z którego wychodził nieboszczyk. Wyciągnięto stamtąd wampira, wbito mu w serce kołek strugany z topoli, a kupiec został hojne wynagrodzony i bawił we wsi, już więcej nieniepokojonej diabelskimi zakusami, jeszcze przez jakiś czas z wielkimi honorami, z jakimi go ugoszczono.

Podsumowanie

Ok, na razie to tyle. Jak widać wiele motywów się w powyższych opowieściach powtarza, część pokrywa się też z wierzeniami innych ludów. Standardem są sposoby walki ze wstającymi z grobów upiorami: kołki, spopielenie zwłok (w którym, jako w równocześnie najwcześniejszej pogrzebowej tradycji słowiańskiej, widać tęsknotę za tradycją, bezlitośnie rozgrabioną przez chrześcijańskich misjonarzy), spożywanie prochów. Przedmiotem, którym przebijano ciało zmarłego, mogło być wszystko: zaostrzone kołki (najskuteczniejsze miały być osikowe), ciernie, zęby od brony, żelazne kolce, groty strzał, gwoździe. Z obszaru Polski znane są trzy groby, w których klatki piersiowe zmarłych przekłute zostały kołkiem drewnianym. Znajdowały się one na cmentarzyskach w Brześciu Kujawskim (województwo kujawsko-pomorskie), Buczku (województwo łódzkie) i Starym Zamku (województwo dolnośląskie). Z opowiadań mieszkańców wielu okolic wynika, że za bardzo stary i najpewniejszy sposób unieszkodliwienia "wampira" uważano również położenie obciętej głowy między nogami, tak "aby nie mógł jej uchwycić rękoma". Ślady podobnych wierzeń odnaleźć można także w niektórych grobach plemion germańskich.

Co tak właściwie wpłynęło na największą popularność mitu wampira słowiańskiego i rumuńskiego? Wyrazistość wierzeń mieszkańców tych terenów, czy może zwyczajna promocja regionu, w którą to w największej mierze zaangażował się chyba nieświadomie Bram Stoker, tworzą taką, a nie inną legendę tytułowego bohatera swej najpopularniejszej powieści, umieszczając Draculę na terenie, gdzie żył jego historyczny poprzednik, wojewoda Vlad IV Tepesz?

Jakkolwiek by nie było, 110 lat słowiańskiego przedstawienia wampira w popkulturze i 90 w sztuce filmowej w zupełności wystarcza, aby pierwszym skojarzeniem z wampirami typowego zjadacza chleba był stary, opuszczony zamek, gdzieś w Siedmiogrodzie...

Źródła:

E. Petoia "Wampiry i wilkołaki", Universitas, Kraków 2003
Praca zbiorowa "Zarys dziejów religii", Iskry, Warszawa 1988
Łukasz Maurycy Stanaszek "Wampiry", artykuł z czasopisma "Wiedza i Życie" 1/2001
Wikipedia
  • 0


 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości oraz 0 użytkowników anonimowych