Dzisiejsza informacja przypomniała mi inne wydarzenie, jakie miało miejsce w lutym 2008 roku, kiedy to serwisy radiowe informowały, że cały świat oczekuje na lądowanie powracającego z orbity promu kosmicznego, żeby armia amerykańska mogła spokojnie zestrzelić zdrajcę - satelitę wielkości średniego autobusu, który odmówił współpracy z wywiadem i najzwyczajniej opuścił swoje stanowisko pracy schodząc z orbity okołoziemskiej. Akcja, jaka została podjęta, przypominała scenariusz filmowy z tym, że uciekinierem nie była łódź podwodna lecz najbardziej zaawansowane technologicznie systemy elektroniczne.
Ten, ta (bo płeć z racji Top Secret trudna do określenia) kosmiczna „Mata Hari” uległa wpływowi przyciągania Matki Ziemi i niekontrolowanym lotem zmierzała w jej czułe objęcia. Chcąc uchronić ludzkość przed kataklizmem spowodowanym walnięciem w glebę, US Navy - w sile trzech okrętów - miała zlikwidować zagrożenie ostrzałem rakietowym. Służby informacyjne wywiadu straszyły ewentualnych znalazców złomu, że w zbiornikach satelity znajduje się kilka ton bardzo trującego paliwa, ale jednocześnie podawano też wiadomość uspokajająca, że w skutek tarcia o atmosferę te kilka ton metalu spłonie, a resztki będą na tyle małe, że nie powinny wyrządzić większych szkód. Wychodziło na to, że satelita spłonie, a na ziemię doleci tylko paliwo. – Nie ma to jak dziennikarska rzetelność.
Na szczęście dla całego gatunku ludzkiego, satelita rozsypał się i spłonął w atmosferze. Jednak na orbitach wciąż pozostają steki innych, które kiedyś skończą swój żywot i zostaną zapomniane. Zagrożenie istnieje nadal i wzrasta wraz z wystrzeliwaniem kolejnych, cudów ziemskiej techniki. Wystarczy mały, kosmiczny incydent, np. jakiś meteor wpadnie niespodziewanie w to towarzystwo i potrąci jeden z elementów, który na zasadzie domina, zdemoluje sąsiednie orbity, czego efektem mogą być kolejne alarmy o spadających z nieba teleprzekaźnikach, szpiegach, teleskopach czy nawet wyrzutniach rakiet atomowych (podobno one tam są).
Kosmicznych śmieci przybywa, żadna z agencji kosmicznych nie ma – jak sądzę, konkretnego planu recyclingu kosmicznego złomu, a powinna – wahadłowce wracają puste. Być może, w niedalekiej przyszłości, powstanie specjalna międzynarodowa agencja, która na zlecenie zajmie się utylizacją orbitujących śmieci. Oby tylko do tego czasu znalazło się odpowiednio dużo miejsca na ten kosmiczny biznes.
Użytkownik equilibrium edytował ten post 03.09.2009 - 09:23