Zacząć należało by od najważniejszej kwestii, tzn. gdzie się przyczaić, aby przeżyć. Survivalowe rady, można sobie wsadzić...miedzy bajki, gdyż często nie oddają rzeczywistej sytuacji w jakiej można się znaleźć, ani stanu psychicznego człowieka, który walczy o przetrwanie. Nie chodzi tu o żaden biblijny potop, apokalipsę, lądowanie obcych czy gniew "bogów", ani nic nadprzyrodzonego. Prawdopodobnie naszą cywilizację zniszczymy sami.
Świat jaki znamy, staje się coraz bardziej niebezpiecznym miejscem. Zamachy terrorystyczne, wojny w Iraku,Afganistanie, upadek setek banków w Ameryce i na świecie.
Czym to skutkuje? Tysiące ludzi wyrzuconych na bruk ze swoich domów, których nie mogą spłacić. Rosnąca rzesza bezrobotnych. Ludzie boją się o swoją przyszłość i spekulują, że cywilizacja w obecnej formie musi upaść.
Sytuacje totalnego chaosu Amerykanie nazwali WSHTF (When Shit Hits The Fan)-kiedy gówno uderzy o wentylator. WSHTF nastąpi niedługo, prawdopodobnie jeszcze za naszego życia.
Powstały projekty, mające nas uratować. Katastrofiści zaciekle dyskutują-miasto czy wieś, miejsce pełne ludzi czy kompletna głusza? W przypadku epidemii, miasto to pułapka. Zamieszki, to tez nie najlepsza perspektywa. Miasto polecają wszyscy, którzy sądzą, że katastrofa nie będzie aż taka wielka i policja oraz inne służby nie przestaną działać.
No a wieś? Gdzieś w leśnej głuszy można zacząć budować swój własny schron i nikt tego nie zauważy.
W razie czego co wybrać?
Gdy już gówno walnie o wentylator ci nienormalni, ale za to przezorni i zabezpieczeni z wyższością odpowiedzą:
-A nie mówiłem?
I pomaszerują z godnością brytyjskiej królowej do swoich ziemianek i czegoś tam jeszcze, co udało im się zrobić, aby ochronić swój tyłek.
Czy nasza cywilizacja rozpryśnie się jak gówno uderzające w wentylator?
Źródło:Tygodnik"ANGORA",Ewa Wesołowska.