Napisano
20.12.2009 - 20:02
Tegoroczne święta spędzę tylko z rodzicami. Raczej nie przepadam za zbyt licznymi uroczystościami. Czasami zjeżdżały się z całego kraju jakieś ciotki, które oglądałem kilka razy w życiu, wycałowały mnie, trajkotały "Ach, jaki ty jesteś ładny chłopak! A kiedy ty się wreszcie ożenisz?" i było to dla mnie dość męczące. Nie mam nic przeciwko okazjonalnym zjazdom rodzinnym, ale zdecydowanie swobodniej czuję się w mniejszym i bliższym gronie. Ogólnie mówiąc, święta traktuję raczej jako okazję do wyżerki i wypitki, a to bardzo lubię. Zawsze najbardziej czekałem na barszczyk z uszkami, uwielbiam też śledziki. Poza tym, moja ciocia robi wyśmienitą pigwówkę, której sobie nigdy nie żałuję. Lubię ubierać choinkę, jako że jest to zajęcie wymagające kreatywności. Opłatek to miły zwyczaj, ale dla mnie nieco krępujący, jako, ze nie lubię uzewnętrzniać emocji, a ta chwila ma w sobie coś "rozklejnego". Nie muszę chyba wspominać, że lubię otrzymywać prezenty. Ogólnie rzecz biorąc, święta traktuję raczej jako "ucztę" w rodzinnym gronie (byle nie nazbyt licznym). Zwykle przed rozpoczęciem kolacji ojciec wygłasza coś, co od biedy można spróbować nazwać modlitwą, ale w niczym mi to nie przeszkadza - moi rodzice są katolikami, a ja to szanuję. Zresztą, ojciec z reguły mówi tylko "Bóg się rodzi", ponieważ im poważniejszą mowę próbuje wygłosić, tym zabawniej mu to wychodzi. Mówi się, że święta są czasem refleksji. Niestety, w moim przypadku te refleksje nie są zbyt wesołe. Rozmyślam zwykle wtedy o tym, ilu osób z mojej rodziny nie ma już na świecie. Faktem jest też, że w święta czuję jakby silniejszą więź z rodziną, chociaż niechętnie się do podobnych przeżyć przyznaję. Staram się zachowywać kamienną twarz przez cały wieczór (co może się niektórym wydawać śmieszne), chociaż z reguły po "paru głębszych" zapominam o tym. Jest jeszcze aspekt tradycji, a ja tradycję szanuję. Drażnią mnie natomiast wszechobecne kolędy w radiu i powtórki w telewizji. Kolędy nie przeszkadzają mi pod względem "światopoglądowym", po prostu nie lubię ich słuchać. Któregoś razu nawet celowo zniszczyłem kasetę z kolędami i upozorowałem wypadek przy odtwarzaniu (ot, głupi wybryk sprzed lat). Niestety, doprowadziło to uszkodzenia magnetofonu w radiu kuchennymi cioci.