Obrażasz w tym momencie wiarę moją i myślę że również wielu innych osób na tym forum.
Wybacz, ale Twoja wypowiedź jest dość zabawna. Czy moje stwierdzenie o oderwaniu religii od rzeczywistości zawiera choć ziarno nieprawdy? Nie. Czy jest obraźliwe? W żaden sposób. Nie jest moją winą, że za obraźliwe odbierasz fakty... Odpuść sobie więc ten wątek, bo się może niepotrzebnie zaostrzyć, a po co?
Pójdź może jeszcze dalej i powiedz, że religia katolicka głosi nikomu niepotrzebne i złe wartości.
Niepotrzebne? Moim zdaniem tak, zgodnie z regułą brzytwy Ockama. Złe? To już kwestia subiektywnej oceny.
Podróży w czasie rzecz jasna nie bierzemy pod uwagę, co do hibernacji zaś również podchodzę z ogromnym dystansem -- nie przypuszczam, by kiedykolwiek była możliwa.
http://wyborcza.pl/1...76,3333616.html
Zapraszam, artykuł dotyczący hibernacji. Nie będę wklejał bo jest długi i niepotrzebnie zmarnowałby miejsce.
Przykro mi, ale nasze definicje hibernacji się różnią. Do hipotetycznego eksperymentu z pokojem umieszczonym nie wiadomo gdzie i nie wiadomo kiedy konieczna byłaby hibernacja całkowita, czyli zamrożenie funkcji życiowych na dowolnie zdefiniowany odstęp czasu. Natomiast artykuł z Twojego odnośnika dotyczy wyłącznie hibernacji fizjologicznej, a więc dosyć powszechnie spotykanego w przyrodzie spowolnienia metabolizmu. To nie to samo.
I kolejne pytanie: czy dyskusja nie polega czasami na ustosunkowaniu się do argumentów strony przeciwnej, zamiast obalania ich?
W jaki sposób mam się ustosunkować do argumentów, których nie ma? Ciągle czekam na potwierdzenia istnienia duchów lub demonów lub czegokolwiek pokrewnego, a tymczasem wątek kręci się wokół paradoksu Kota Schrödingera, który -- powtórzę kolejny raz -- jest zupełnie nietrafionym porównaniem.
Mogę zacząć dyskutować w ten sam sposób co Ty:
Bardzo dobrze, nareszcie jakieś konkrety
Jestem stuprocentowo pewien, że kiedyś ludzie będę w stanie wprowadzać się w stan hibernacji i koniec kropka dziękuję.
Jeśli chodzi o spowolnienie metabolizmu -- jest to bardzo prawdopodobne z uwagi na potencjalne korzyści dla organizmu człowieka. Jeśli zaś mowa o hibernacji całkowitej -- bardzo w to wątpię, choć nie ma chyba podstaw do jednoznacznego przekreślenia takiej możliwości.
I dwa - jestem stuprocentowo pewien że zaburzenia psychiczne są skutkiem opętania ludzi przez duchy / demony, a ewentualne uszkodzenia mózgu i zmiany w ludzkim organizmie są tego efektem.
Pewien możesz sobie być czegokolwiek, gorzej jednak z udowodnieniem takiej tezy. Na obecność duchów oraz opętania brak jest jakichkolwiek wiarygodnych dowodów. Samo opętanie jest traktowane wyłącznie jako rodzaj zaburzenia psychicznego, bez powiązania ze światem nadnaturalnym.
Żyje, czy umarł, istnieje czy nie. Co za różnica? Nie rozpatrujemy tu zjawisk natury kwantowej. Korzystamy z Kota jak z biblijnych przypowieści. Przypowieść o siewcy nie jest teoretyczną rozprawą o technologii rolniczej, czy też prawdopodobieństwie upadku ziarna X rzuconego z siłą Y pod kątem Z na miejsce I, przy wietrze o sile Q, kierunku V oraz wpływie grawitacyjnym Wenus na wszystkie powyższe czynniki, oznaczonym literą K.
Przypomnę więc, że cały wątek rozpoczął się od zagadnienia istnienia duchów. Niestety, dyskusja o przypowieściach biblijnych w tym kontekście wydaje mi się pozbawiona większego sensu.
Spróbuj zatem przenieść się do tego hipotetycznego miejsca, w hipotetycznym czasie, o hipotetycznym położeniu i odpowiedzieć na wcześniej zadane pytanie.
Mogę odpowiedzieć dwojako. Przy czym ciekawa jestem, jakie bedą końcowe wnioski w tych rozważaniach? Bo powiązania z tematyką istnienia bądź nieistnienia duchów nie widzę, obojętnie, czy odpowiem twierdząco, czy przecząco. W zasadzie więc możesz sobie wybrać pasującą Tobie odpowiedź, mnie to specjalnej różnicy nie czyni.
Egzorcystom też nikt chyba nie zarzuca błędu. Co więcej, nikt tego domniemanego błędu nie potrafi udowodnić. Nie trzeba tu być wybitnym księdzem, czy też naukowcem.
Odprawianie egzorcyzmów trudno zaliczyć do błędów. Tak samo, jak raczej nikt nie uzna za błąd posypywanie chorego sproszkowanymi suszonymi żabami chroniących przed złośliwymi poltergeistami, ustawiania mu w pokoju wiklinowych witek obwiązanych baranimi jelitami odstraszających diabły, czy jakichś dębowych kołków celem samoobrony przed wampirami. Są to po prostu czynności idiotyczne, a nie błędne -- a jeśli któraś okaże się mieć zbawienny wpływ na pacjenta, to tylko i wyłącznie na zasadzie efektu placebo.
Póki co, Ty też nie potrafisz podważyć jego stwierdzeń. Wracamy do teorii z Kotem?
Nie ma czego podważać. Jedyny argument to paradoks Kota, który zupełnie nie przystaje do omawianego tematu. Argumentów przemawiających za istnieniem duchów niestety, ciągle brak.
To ja wysunę propozycję. Zostajesz odurzona prochami. Każdy słyszał o pigułkach gwałtu. Niewątpliwie istnieją też silniejsze środki. Dodatkowo, tuż przed wybudzeniem obcina Ci się paznokcie i goli ciało do skóry, byś po ich długości nawet w przybliżeniu nie mogła określić ile czasu minęło od momentu gdy przyjęłaś medykamenty.
I co w związku z tym? Nie wiem gdzie jestem, nie wiem ile czasu minęło, nie wiem, co jest za oknem, dodatkowo mogę mieć interesujący odlot po chemii -- czy to jest argument przemawiający za czymkolwiek? Szczerze wątpię. Nawet jeśli doświadczę zjawisk uchodzących za paranormalne, to bez wahania zrzucę je na karb narkotyków i nie pomylę się.
Użytkownik Kurczak edytował ten post 10.03.2011 - 12:15