Nienawidze swiąt
NIENAWIDZĘ ŚWIĄT
Ehh, kolejny raz zbliżamy sie wielkimi krokami to Bożego Narodzenia. Jednego z najważniejszych i według wielu najbardziej magicznego święta w roku. Jako, że otaczają mnie katolicy(oczywiście większość niepraktykujący) bardzo mocno zaczynam odczuwać atmosferę tych świat.
To bieganie po sklepach, ta komercja, wielkie świąteczne sprzątanie które w grudniu przybiera formę nadnaturalną i boską, coroczne "idz do babci po pierogi" już mnie nudzi...
Święta, szczególnie bożonarodzeniowe aż ociekają hipokryzją. Za parę skarpetek po 5zł nawet najwięksi wrogowie są w stanie prosto w oczy skłamać i powiedzieć "dziękuje/przepraszam", mimo ze wcześniej przez cały rok sie obgadywali i obgadywać sie dalej będą. Nie wiem czy chcą oszukać samych siebie? Czy chcą na prawdę coś zmienić? Przecież po świętach wszystko wróci do normalności i ten będzie gadał na nią a ona na niego. Te durne pytania rodziców, ciotek i babci... te ciągłe pytania o szkołę, o przyszłość. Kurcze, aż na samą myśl o wigilii przechodzą mnie ciarki. Gdyby im zależało tak na prawdę i chcieliby sie szczerze dowiedzieć to przyszli by kiedy indziej w roku a nie znęcają sie nad najmłodszym kiedy nie mają juz innego tematu do rozmowy. Najchętniej bym sie zaszył w łóżku i przespał te 3dni swiąt.
Prezenty... to uszczęśliwianie na siłę, te sweterki, kapcie, znienawidzone czekolady. Zawsze staram sie cieszyć z prezentów choć wolałbym ich nie dostawać w ogóle. Choć moi rodzice zarabiają w miarę nigdy nie kupowali na święta drogich prezentów ale w zeszłym roku dostałem kapcie i podstawkę na długopis w kształcie kuli która była w zestawie do jakiegoś budzika... no ale cóż musiałem się cieszyć. Nie wiem, czy oni sprawdzają czy ich kocham i dają mi byle co licząc, że zawsze będę sie cieszył... Ale podobno liczy sie gest. Nie chodzi o prezenty, zawsze wszystko kupuje sobie sam ale to chyba przegięcie. Dawanie byłe badziewia, żeby kogoś uszczęśliwić, jakby nie mieli wyobraźni... no ale cóż, tradycja...
Już nie mogę doczekać sie wyjazdu z domu i spędzania swiąt w akademiku czy gdziekolwiek. Jestem typem samotnika więc jakos bym sobie poradził.
Po wigili we wszystkich budzi się prawdziwy katolik i mimo, że przez cały rok nie byli w kościele to i tak wszyscy ciągną wszystkich na pasterkę. Ehh, tradycja...
Nic od siebie, co roku ta monotonia, ta hipohipokryzja. Coraz bardziej zdaje mi sie, że to wszystko jest na siłę, z przymusy bo w koncu TRADYCJA.
Czy wspominałem jak bardzo nienawidzę swiąt?
Może w Twoim przypadku zbyt często widujecie się z rodziną by święta faktycznie były tym magicznym czasem?