nie chcąc tworzyć nowego tematu podepnę się tu i napiszę me przeżycie
Miałem tego dnia (z tydzień temu u babki na wsi) dość duże kłopoty z zaśnięciem (ok. 1.30 wyłączyłem tv). Psy we wsi szczekały, a mój słysząc to tak niemrawo zaszczekiwał w domciu. W końcu zasnąłem. Snu nie pamiętałem, tylko i wyłącznie koniec: chciałem sfotografować lampę wiszącą na ścianie w kuchni u wuja w mieszkaniu (piętro niżej - dom piętrowy
). Lampy takowej tam nie ma, jest tylko pod sufitem w realnym świecie. Środek dnia, a ona świeciła. Ustawiam aparat, celuję, ostrość się ustawiła, mam cykać i co widzę na monitorku? Bliżej nieokreślona, jasno biała.... czaszka, reszta postaci zamglona. Zdziwiony opuszczam aparat - nic nie ma. więc ta sama procedura i znów to cos. Wleciało w monitor i w tym momencie zacząłem się wybudzać. Biały kolor kołował mi pod powiekami. Złapałem kontakt ze światem, ale oczu nie otwierałem. Czułem czyjąś obecność w pokoju, na dodatek pies warczał w środku nocy
Jako człowiek zgoła strachliwy schowałem się pod kołdrę, ale ciągle nie umiałem dziwnego strachu opanować. Mimo iż jestem nie wierzący kazałem odejść temu czemuś 'In nomine Patri...' (
).... nie wiem czemu taką formułkę powtarzałem, może skojarzyłem z tym, że na paranormalne.pl czytałem, że to może pomóc. W pewnym momencie 'kamień spadł z serca'... niesamowita ulga. Przełamałem się i odwrót z otwartymi oczami. Nic. 4.30 rano. Usnąłem po chwili bez większych problemów.
Czy w pokoju coś mogło 'być'? Jak wytłumaczyć zachowanie psa? 'Wyczuł' mój strach? Autosugestię mimo wszystko bym wykluczył - od tygodnia nie byłem na internecie, a co za tym idzie nie czytałem tego forum;) Poza tym byłem totalnie padnięty po cieżkim dniu, a zasnąć się ni dało...
Sorki za przydługą opowieść