Problem przestał być teoretyczny 23 grudnia 2004 roku, gdy Centrum Obserwacji Obiektów Bliskich Ziemi (Near Earth Object Program Office) ogłosiło, że do naszej planety zbliża się obiekt o średnicy 400 metrów - 99942 Apophis.
Okrąża Słońce w ciągu 323 dni. W2029 roku minie nas w odległości zaledwie 30 tys. kilometrów.
NASA zidentyfikowała 703 obiekty potencjalnie zagrażające Ziemi.
Skala niebezpieczeństwa
Astronomowie szacują, że około 20 tys. obiektów o średnicy ponad 140 metrów, krążących w pobliżu Ziemi, czeka na odkrycie. Jeśli teleskop wykrywa potencjalnie niebezpieczny obiekt, rozpoczyna się powolna naukowa procedura potwierdzania pierwszej obserwacji. Badacze muszą dokładnie obliczyć trajektorię asteroidy, a to wymaga czasu.
W trakcie tego badania uczeni mogą sprawiać wrażenie ludzi, którzy "mało wiedzą" lub "się mylą". W przypadku asteroidy Apophis 23 grudnia 2004 oszacowano niebezpieczeństwo na 0,4 proc., trzy dni później już na 2,7 proc. i wreszcie 1 stycznia 2005 roku uznano je za zerowe. Na razie jedynie NASA z urzędu śledzi potencjalnie niebezpieczne obiekty. Dotychczas doliczono się 703. Do roku 2020 NASA chce skatalogować 90 proc. tego rodzaju obiektów.
Wszystkie uzyskane dane przekazywane są do Centrum Obserwacji Obiektów Bliskich Ziemi. Ale nie ma ono żadnych środków, których można i trzeba użyć w razie realnego niebezpieczeństwa.
Skutki nieodwracalne
Problem ten był omawiany w San Francisco podczas dorocznego kongresu Amerykańskiego Stowarzyszenia na rzecz Rozwoju Nauki (American Association for the Advancement of Science). -Trzeba, by wreszcie wszyscy zrozumieli, że jeśli niebezpieczeństwo jest realne, to chociaż jego prawdopodobieństwo jest niewielkie, skutki ewentualnej kolizji będą niewyobrażalne i nieodwracalne, łącznie z całkowitym wyginięciem życia na Ziemi - powiedział David Morrison z laboratorium Ames (NASA) w Kalifornii.
Naukowcy już dawno doszli do wniosku, że użycie bomby atomowej nie wchodzi w rachubę, ponieważ z rozbitego obiektu powstałoby wiele mniejszych, niekontrolowanych, w dodatku skażonych radioaktywnie.
Grawitacyjny holownik
Edward Lu, fizyk i były astronauta obecnie pracujący w ośrodku Johnson (NASA), przedstawił mniej gwałtowne środki, za pomocą których możliwe jest przeciwstawienie się "agresorom". Pierwsza metoda -wysłanie małego statku kosmicznego o wadze tysiąca kilogramów, który uderzy w asteroidę z prędkością 5 km na sekundę (18 tys. km na godzinę). Energia zderzenia będzie kilkaset razy większa od siły grawitacji spajających fragmentów skał tworzących asteroidę - dlatego rozsypie się ona na kawałki. Gdyby jednak powstałe z rozpadu fragmenty mimo wszystko były zbyt duże (meteoryt tunguski, który w 1908 roku zniszczył pas tundry długości 2 tys. km, miał zaledwie 40 metrów średnicy) i w dodatku nie zmieniłyby trajektorii? Wówczas Edward Lu proponuje użycie "traktora grawitacyjnego", czyli jeszcze jednego statku kosmicznego, sterowanego z Ziemi. Dotarłby do niebezpiecznego fragmentu, przycumował do niego w odpowiedniej pozycji, po czym jego silniki sprawiłyby, że niebezpieczny fragment powoli zmieniłby kurs w kierunku wybranym przez ziemski ośrodek sterujący statkiem. - Nawet maleńki holownik przesunie gigantyczny lotniskowiec, jeśli będzie go popychał wystarczająco długo - powiedział Edward Lu. Gdyby nie było pośpiechu i można by przeprowadzić akcję kilka lat przed krytyczną datą, użyty statek nie musiałby być duży i potężny, a tym samym nie byłby kosztowny. Wystarczyłby taki jak w wyprawach Apollo.
Pomysł ekskosmonauty wzbudził zainteresowanie uczestników kongresu. - Może to brzmi jak przechwałki, ale fakty są takie, że już teraz dysponujemy możliwościami technicznymi umożliwiającymi na niewielką skalę modyfikację Układu Słonecznego. Koszt takiej jednej modyfikacji wyniósłby około 500 milionów dolarów - powiedział Russel Schweickart, uczestnik wyprawy Apollo9.
Zadecydują politycy
Kto miałby wyłożyć pieniądze? Kto miałby się zająć realizacją takiego przedsięwzięcia jak rozbicie groźnej asteroidy i oddalenie jej lub jej szczątków od Ziemi? Amerykańskie Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Nauki proponuje powołanie przy Organizacji Narodów Zjednoczonych specjalnego komitetu do spraw pokojowych działań w przestrzeni kosmicznej.
Jednym z jego pierwszych dokonań powinno być podpisanie międzynarodowego traktatu w sprawie zwalczania obiektów zagrażających naszej planecie. Komitet decydowałby, który z nich trzeba zniszczyć.
Tego rodzaju decyzje byłyby niekiedy podejmowane "na wszelki wypadek", nawet w sytuacji, gdy naukowcy nie zdążą jeszcze dokonać wszystkich niezbędnych obliczeń. Im wcześniej byłaby podejmowana decyzja, tym łatwiejsze byłoby wykonanie zadania.
- Pytanie tylko - zastanawia się Edward Lu - czy politycy z potężnych państw mają rzeczywiście zamiar wydawać setki milionów dolarów na ocalenie swoich praprapraprawnuków?
http://www.rzeczposp.../nauka_a_1.html