Napisano
03.05.2009 - 18:29
Od razu mówię, że nie wiem czy to była ta sama istota jak ta opisywana przez założyciela tematu i użytkownika Hekate.
Zacznę od początku. Wakacje 2008, 17 lipca. Byłem u ciotki na wsi. Z kolegą chcieliśmy pojechać sobie na basen, no ale jakoś odechciało nam się po tym jak dowiedzieliśmy się że basen jest 14km od miejsca w którym jesteśmy. Bliżej jest parę jezior więc zebraliśmy małą grupkę(6 osób) i pojechaliśmy nad te jeziorka. Była już pewnie 19. Zbieraliśmy się do wyjazdu, bo jednak trzeba te 5km przejechać. Dobra, 19:30 jesteśmy gotowi do wyjazdu. Przejechaliśmy koło reszty jeziorek i wyjeżdżamy na drogę. Jedziemy kawałek(przez las) i w końcu mój kolega staje i pyta "Słyszycie to?", jedna z dziewczyn która z nami była odpowiedziała "tak", aż w końcu tak staliśmy około 1 minute na drodze i w tym czasie już wszyscy słyszeli dźwięk, nie potrafię go wytłumaczyć to tak jakby ktoś do nas szeptał, ale coś mu w tym przeszkadzało(wiatr albo coś). W tym momencie zobaczyliśmy że w lesie, jakieś 40 - 50 metrów od nas stoi "coś". Był to jakby pies połączony z człowiekiem. Był całkowicie czarny i stał na dwóch łapach/nogach. Pazury tego czegoś były jakieś dziwne, nie takie jak mają zwykłe psy. Ogon miał postrzępiony, tak jakby był pocięty(?). Mój kolega krzyknął "S*********y", no i zaczęliśmy uciekać. To coś biegło za nami jakieś 500 metrów, ale dla nas te 500 ciągnęło się jak 5 km. W końcu to coś stanęło na drodze i ryknęło w sposób nie do opisania. Dźwięk huczał nam w uszach przez całą drogę do domu.
Następne spotkanie było 1 sierpnia. Siedzieliśmy(we 3) na mostku w środku pola(kto go zrobił nie wiem). Obok mostu ktoś zrobił sobie taki "mini-las" z drzewami iglastymi. W pewnym momencie coś co wyglądało jak to opisane w pierwszym spotkaniu, wybiegło na środek drogi pomiędzy główną drogą a nami. Ryknęło w ten sam sposób i uciekło w pole. Byliśmy tak przestraszeni, że od razu uciekliśmy do domu kolegi.
Trzecie spotkanie. 15 Sierpnia. To już widziała moja cała rodzina. W wakacje chodzimy do mojej drugiej ciotki. Często wracamy po 22:00. Szliśmy środkiem drogi, bo akurat nic nie jechało. Byliśmy już ok. 150 m od domu, gdy z podwórka domu, który stoi za naszym wybiegło "coś". Znów się wydarło i pobiegło w krzaki po drugiej stronie ulicy. Od razu poszliśmy do domu i rozmawialiśmy o tym czymś i co to mogło być.
Możecie mi nie wierzyć, ale to prawda. Nie piszę tego po to, żeby komuś zaimponować i powiedzieć "O widzisz jestem lepszy. Widziałem Czarnego dziada i jestem ziom". Po co miałbym to robić?