Witam, na wstępie powiem, że nie wiem dlaczego zdecydowałem się napisać o tym tutaj ale chyba szukam wyjaśnienia i czuję potrzebę podzielenia się pewną historią. W sumie nie historią tylko czymś co, idzie ze mną przez całe życie....
A więc tak, obecnie mam 23 lata. Moja historia zaczyna się w domu rodzinnym. Mieszkałem z rodzicami i babcią, byli to ludzie wychowywani w wierze chrześcijańskiej, którą przekazywali mi. Od najmłodszych lat często męczyły mnie dziwne sny. Po za nimi w większości dzieciństwa nie pamiętam. Do rzeczy, często śniło mi się, że się budzę i stoi nade mną diabeł, zawsze próbowałem odkręcić głowę i krzyknąć mamo jednak mój głos potrafił wydobyć tylko zachrypnięty szept, po czym "budziłem się" i wszystko niby było normalne. Sny w mojej pamięci są od czasów przedszkolnych, również często śniło mi się, że coś niewidzialnego ciągnie mnie do przedpokoju i w łazience widzę samego siebie z bardzo dziwnym uśmiechem i zielonymi oczami.
Przepraszam za pisownię ale opisanie tego nie jest dla mnie przyjemne. Przechodząc dalej, sen z diabłem ciągnął się do wczesnej podstawówki, ustał w raz ze zmianą pokoju, w którym spałem. Na jego miejsce zaczęły przychodzić różne inne dziwne sny, odgłosy, szepty. Przykładowo kładąc się spać słyszałem tupanie, które mogę określić jako przemarsz wojska na defiladzie. Często kiedy zostawałem sam w domu słyszałem dziwne niezrozumiałe szepty. Mówiłem o tym rodzicom, babci ale oni traktowali to jako moją fantazję.
Podczas wakacji, jakoś między czwartą, a piątą klasą szkoły podstawowej pojechałem do cioci, ona jest zakonnicą więc wakacje spędziłem wśród zakonnic i księży. Powiedziałem wtedy jej o moich snach. Ciotka poleciła żebym powiedział o tym księdzu, tak więc zrobiłem. Ksiądz powiedział, że może coś się złego stało w moim domu i dał mi poświęcony łańcuszek z matką boską. (po powrocie z wakacji, pewnego dnia obudziłem się bez łańcuszka na szyi i nigdzie nie mogłem go znaleźć).
Wracając do tematu snów, do początku gimnazjum często budziłem się we śnie i czułem, że ktoś na mnie patrzy lub słyszałem dziwne krzyki. W domu również często miałem wrażenie, że ktoś za mną chodzi. Nie wiem jak to opisać ale ogólnie czułem duży niepokój. W wieku 14 lat trafiłem do ośrodka wychowawczego, w którym byłem do dnia osiemnastych urodzin. Przez ten czas to wszystko jakoś ustało, śniło mi się tylko, że ktoś mnie zabija albo moich bliskich. Po wyjściu z ośrodka zamieszkałem z mamą w jej nowym mieszkaniu, wtedy wszystko zaczęło wracać. Z początku nie mogłem usnąć przed północą i budziłem się o 3 w nocy. Mimo tego i młodości w ośrodku starałem się funkcjonować jak normalny odpowiedzialny człowiek, wtedy jeszcze nie przypuszczałem, że "coś" jest ze mną i tak bardzo zepsuje mi psychikę.
Przechodząc dalej, po pół roku przeprowadziłem się od mamy do kolegi. Nie będę pisał jaki był tego powód tylko przejdę dalej. Jakoś kilka dni po przeprowadzce usnąłem u niego na fotelu oglądając jakiś film. (Wtedy zaczęły wracać jak ja to nazywam "świadome sny") Obudziłem się w śnię, w tv nie było już filmu tylko śnieżący obraz. Wstałem z fotela i usłyszałem na klatce głos jego dziewczyny, dźwięk wchodzenia po schodach i śmiechy małych dzieci. Nagle ktoś zaczął mocno walić w drzwi i kątem oka zobaczyłem jak jakiś cień wychodzi z pokoju. Obudziłem się zlany potem i mignęło mi w oczach takie dziwne małe światło wpadające w ścianę. Niby nic w tym strasznego nie ma ale był to tak realny sen, że przez dłuższą chwilę zastanawiałem się czy to na pewno był sen.
Minęło kilka dni i w domu zaczęły dziać się dziwne rzeczy, puchary same spadały z półki. Drzwi często również same się otwierały. W snach często widziałem opętane osoby, odwrócone krzyże i zacząłem doświadczać tzw. paraliżu sennego. Psychicznie robiłem się coraz bardziej rozbity ponieważ te moje "realne sny" zaczynały mi się mieszać z rzeczywistością. Minęły może dwa miesiące, rzeczy dalej sporadycznie spadały, próbowaliśmy znaleźć jakieś logiczne wytłumaczenie i koniec końców doszliśmy do wniosku, że to coś się dzieje odkąd się wprowadziłem.
Pewnej nocy miałem sen, w którym byłem na molo, w około były trzciny, a na wodzie była ułożona droga. Szedł przez nią mężczyzna, powiedział mi, że nazywa się Baltazar (śnił on się również mojej przyjaciółce) i może odmienić moje życie jeśli zechcę oddać mu duszę. Próbowałem się obudzić ale nie mogłem, dodał jeszcze, że pokaże mi gdzie się znajdę po śmierci jeśli się zgodzę. Zabrał mnie na taki mały ryneczek z dwoma budynkami, widziałem tam wiele osób, które znam. Zapytał czy się zgadzam, powiedziałem, że nie a on uderzył mnie ręką przez brzuch i się obudziłem. W takim dziwnym półśnie chciałem powiedzieć pod twoja obronę, tylko coś przekręciło mi słowo i zatrzymałem się na "pod twoją obronę uciekamy się święta boża gwałcicielko" W tym momencie wbiegł do pokoju mój kolega zapalił światło, zapytał czemu tak wyję. Rozbudziłem się i zacząłem odczuwać pieczenie na brzuchu. Podniosłem koszulkę i zobaczyłem nad pępkiem czerwone odbicie kawałka dłoni. Z kolegą mieszkałem jeszcze kilka miesięcy po tym śnie i cały czas nawiedzały mnie "realne sny" dodam jeszcze, że spadające rzeczy i wszystko inne ustały w tamtym mieszkaniu po mojej wyprowadzce.
Przechodząc dalej, byłem bardzo rozbity psychicznie, straciłem pracę i wszystko zaczęło się walić. Zamieszkałem sam w mieszkaniu mojej mamy, w którym mieszkam do dziś. Kilka dni po wprowadzeniu się zaczynałem czuć. że coś jest nie tak, czułem czyjąś obecność i zaczęły się pojawiać "realne sny", w których jak wyżej pisałem znowu widziałem opętane osoby, odwrócone krzyże, cierpiących ludzi. Minął rok, nauczyłem się z tym żyć, poznałem dziewczynę, która się do mnie wprowadziła. Sny pojawiały się średnio raz na miesiąc po czym całkowicie zanikły na półtora roku. W tym czasie urodziło nam się dziecko, wszystko wydawało się normalne. Dwa miesiące temu znowu wszystko zaczęło się walić, straciłem pracę i wróciło całe zło, które szło ze mną od dzieciństwa. W domu znowu czuje czyjąś obecność, wszystko zaczęło się psuć. Począwszy od pralki po szafki przez zamek w drzwiach, o zbitych talerzach nie wspominając. Razem z tym wróciły sny mające swoje odbicie po przebudzeniu. Często budzę się w nocy i czuję jak by moja dusza była goła, jak ja bym był pozbawiony człowieczeństwa. Nie umiem opisać tego uczucia. Dodatkowo często po tych "realnych snach" budzę narzeczoną i gadam jej jakieś teologiczno-biblijne głupoty i swój punkt widzenia na ten temat. Nie wiem co mam robić i co się mnie czepiło. Boje się, że znowu będzie to trwało latami... Z wizytą u księdza staram się wstrzymać jak najdłużej. Oczywiście dużo dziwnych rzeczy ze swojego życia pominąłem, chciałem to wszystko zobrazować jako całość. Poszczególne historie i dogłębne sny może dodam za jakiś czas jeśli poczuję taką potrzebę.
Tutaj pojawia się moje pytanie, czy ktoś orientuje się co może mnie nękać lub co powinienem zrobić w takiej sytuacji? Jeśli ktoś uzna to za nic nie warty wymyślony temat to już jego sprawa. Ja po prostu dzieląc się tym z wami czuję w jakimś sensie ulgę.
Pozdrawiam
Podzieliłam tekst na akapity aby lepiej się czytało.
TheToxic