@Wszystko. Mała pociecha, ale zawsze... Jestem lepszy od Ciebie w jedzeniu jajek 
Pierwszy zakład z kolegą, że zjem 1 kg ryżu. Długo trwało gotowanie całej torebki, a jeszcze dłużej jego jedzenie. Zacząłem około 11, skończyłem o 17. Zjadłem i powiedziałem, że nigdy więcej!
Drugi raz wyzwałem szefa małej knajpki na zawody w jedzeniu jajecznicy. Koleżka wymiękł, kiedy powiedziałem, że zaczynamy od pięciu jaj. Żeby go pognębić, poprosiłem o średnio ściętą jajecznicę z piętnastu jaj i chlebek.
Trzeci zakład był również jajeczny. Podczas powodzi w 1997 mieliśmy w jednej ze szkół punkt gromadzenia darów dla powodzian. Ktoś życzliwy podesłał kilka palet jaj stawiając nasz komitet p-powodziowy w kłopotliwej sytuacji. W dwa dni (niemal na siłę) wcisnęliśmy te dary okolicznej ludności. Trochę jaj zostało, i w ramach likwidacji zbędnych zapasów podjąłem wyzwanie kolegi - "że nie zjem tyle jajecznicy co on". Kolega był "troszkę" większy ode mnie i widziałem go już podczas wielu biesiad. Jadł dużo. Bardzo dużo.
Postawiłem warunek, że jemy z chlebem, możemy popijać i nie jemy na czas. Kolega zaczął od dziesięciu jaj, a ja poprosiłem panią z kuchni o lekko ściętą z pięciu jaj, i żeby kolejne były takie same. Zanim kolega skończył jeść pierwszą, zimną już jajecznicę, ja zabierałem się za trzecią piątkę. Z następnej "dziesiątki" poskubał trochę i stwierdził, że więcej nie da rady, że nie jest w formie. W zasadzie, to mógłbym też skończyć, bo wygrałem zakład ale poniosła mnie fantazja i oznajmiłem, że skończę wytłoczkę, którą zacząłem.
To było dawno temu ale chętnie bym się zmierzył z kimś znowu. No co ja zrobię, że lubię jajecznicę?