W 2012 roku japońscy naukowcy z Uniwersytetu w Nagasaki przeprowadzili badania próbek pobranych z pni miejscowych cedrów. Odkryli ciekawą rzecz – około 773 roku w atmosferze ziemskiej wydarzyło się coś dziwnego. W pierścieniach wzrostu z tego czasu odnotowano skokowy wzrost zawartości radioaktywnego węgla. Co się wówczas wydarzyło?
Staroangielski tekst z 773 roku opisuje niezwykłe wydarzenie, którego ówcześni ludzie nie potrafili wyjaśnić w żaden inny sposób, jak tylko działaniem Boga: "W tym roku na niebie po zachodzie słońca pojawił się czerwony krzyż, kiedy to mieszkańcy Mercji wojowali z mężczyznami z Kentu, a nad państwem południowo-wschodnich Sasów ujrzano wspaniałe węże. Dwa lata później niemiecki kronikarz zapisał z kolei: Dwa czerwone, żarzące się znaki przeleciały nad kościołem, gdy Karol Wielki na czele swego wojska wyruszał przeciw Sasom".
Co widział Karol Wielki?
Opisy te rodzą cały szereg pytań. O co chodziło? Co mógł zobaczyć na niebie Karol Wielki, kiedy z wojskiem ruszał na wyprawę wojenną? Czy to możliwe, by tego roku na naszej planecie wylądował statek kosmiczny? A może gdzieś w niedalekim kosmosie doszło do wybuchu supernowej? Albo na Słońcu miała miejsce supererupcja milion razy potężniejsza niż zwykle? I wreszcie: w jaki sposób pojawiło się na Ziemi tak wysokie promieniowanie?
Zupełnie normalne promieniowanie
Węgiel radioaktywny C-14 tworzy się w atmosferze dzięki promieniowaniu kosmicznemu. Oddziałuje ono na jądra atomowe azotu w powietrzu, zmuszając je do przyjęcia neutronu. Powstały pierwiastek węgla jest radioaktywny i naturalnie rozkłada się na azot z czasem rozpadu liczącym 5700 lat. Ten proces stale zachodzi w atmosferze, a koncentracja radioaktywnego węgla C-14 jest stała i wynosi 1:1 000 000 000 000.
Co zdradziły komety?
Chińscy naukowcy odkryli i wykazali, że proces powstawania radioaktywnego węgla C-14 przebiega nie tylko na Ziemi, ale na wszystkich planetach w kosmosie, na których obecny jest azot. W formie amoniaku zawierają go również komety – w ich lodzie wodnym znajduje się niewielka ilość radioaktywnego węgla, powstającego również pod wpływem promieniowania kosmicznego.
18 kilogramów radioaktywnego węgla
Naukowcy początkowo zakładali więc, że w 773 roku w Ziemię uderzyła kometa. Obliczenia dokonane przez fińskich i rosyjskich badaczy wykluczyły jednak tę możliwość. Naukowcy z Uniwersytetu w Oulu i z Instytutu Fizyki i Techniki w Petersburgu wyliczyli, że w tajemniczym roku 773 w powietrzu znajdowała się taka koncentracja radioaktywnego węgla C-14, która odpowiadałaby wadze aż 18 kilogramów. Na pierwszy rzut oka wygląda to na małą ilość, ale biorąc pod uwagę koncentrację 1:1 000 000 000 000, to zgodnie z modelem fińsko-rosyjskim domniemana kometa musiałaby mieć średnicę około 100 kilometrów.
Gdzie wybuchła supernowa?
Od uderzenia w Ziemię takiej komety wyginęłaby znaczna część ludzkości, tymczasem kroniki o niczym takim nie wspominają. Naukowcy musieli zatem pójść innym tropem. Zadali sobie pytanie: w jaki jeszcze sposób do ziemskiej atmosfery mogłoby trafić tyle radioaktywnego węgla? Podejrzanym stał się wybuch supernowej, tyle że musiałoby do niego dojść w dość bliskim sąsiedztwie Układu Słonecznego. Taki scenariusz dobrze tłumaczyłby skok w poziomie radioaktywności. Słabym punktem tej teorii jest to, że astronomowie nie stwierdzili śladów takiego wydarzenia w naszych kosmicznych okolicach…
Milion razy silniejsza supererupcja
Wzrost radioaktywności na Ziemi mogła też wywołać supererupcja na Słońcu. Tyle że musiałaby mieć gigantyczne rozmiary. Astronomowie obserwują jednak takie wydarzenia na innych gwiazdach i wiedzą, że wybuchy mogą być nawet milion razy silniejsze niż znane nam słoneczne erupcje. Taka „zwykła” erupcja uwalnia energię porównywalną z 1 000 000 000 megaton TNT (bomba atomowa zrzucona nad Hiroszimą miała siłę 20 kiloton) i ogrzewa plazmę do dziesiątków milionów stopni Celsjusza. Wysyła przy tym w przestrzeń strumień wysoce energetycznych i radioaktywnych cząstek, które docierają między innymi na Ziemię.
Co wywołałoby ogólnoplanetarny blackout?
Najsilniejszą jak dotąd zaobserwowaną erupcją słoneczną było tzw. zdarzenie Carringtona, nazwane tak od nazwiska obserwatora, brytyjskiego astronoma Richarda Carringtona. Było to 1 września 1859 roku, a ziemskie pole magnetyczne „zatrzęsło się wtedy w posadach”: zorza polarna była widoczna nawet w tropikalnych szerokościach geograficznych, a z drutów telegraficznych sypały się iskry. W aparatach telegraficznych zaczął płonąć papier. Gdyby zdarzenie to miało miejsce dziś, doszłoby prawdopodobnie do ogólnoplanetarnej awarii zasilania.
Czerwony krzyż i ogniste węże
Supererupcja przewidywanych rozmiarów uwolniłaby aż 10 000 razy więcej energii niż zdarzenie Carringtona. Podobne wybuchy słoneczne wciąż stanowią dla astronomów zagadkę, dlatego niewykluczone, że właśnie takie wydarzenie stoi za tajemnicą roku 773. Co prawda dowodów brakuje, ale wskazują na to zapisy kronikarzy – na przykład wzmianki o czerwonym krzyżu na niebie po zachodzie słońca, czy o płomiennoczerwonych znakach i ognistych wężach.
Radioaktywni kosmici
Ostatnią możliwością jest przybycie kosmitów. Jest na to najmniej dowodów, bo i przekazy milczą na temat ewentualnych gości, i opisy wydarzeń roku 773 nie są wystarczająco dokładne, by móc wyciągać z nich jednoznaczne wnioski. Jedyną przesłanką, która może wskazywać na taki scenariusz, są przypuszczenia naukowców, że życie na innych planetach może mieć zupełnie inną naturę niż na Ziemi – a zatem ciała kosmitów mogą być tak napromieniowane, że zabiłoby to człowieka w kilka minut. Zabójczą radioaktywnością promieniowałyby wtedy również ich statki kosmiczne, a ślad tego z pewnością zapisałby się w dziejach Ziemi.
Przygody Karola Wielkiego
Gdyby rzeczywiście wylądowali na Ziemi. Być może zatem w czasie, kiedy Karol Wielki wyruszał na wezwanie papieża na kolejną wojnę, niezauważona rozegrała się jedna z największych przygód ludzkości. Wydarzenie, na które dziś wszyscy wyglądający sygnału z gwiazd oczekują.
Źródło: Świat na Dłoni, http://ciekawe.onet....25,artykul.html