Witam. Obecnie znajduję się na oddziale psychiatrycznym z moich osobistych przyczyń, spotkałam tu mnóstwo chorych ludzi.. ale przejdę do rzeczy.
Na oddziale leży chłopak. Wiek-19, wierzący, dość inteligentny, w miarę ogarnięty, miły, nie było z nim żadnych kłopotów.
Co weekend przychodził do chłopca ksiądz, aby mógł on się wyspowiadać. Po spowiedzi wrócił do pokoju, położył się do łóżka, złożył ręcę i coś mówił. Zaczęłam się wygłupiać z niego, potem wyszłam, znów wróciłam po jakichś 20 minutach. Na sali leżał też inny chłopak. Spytałam go co on robi, a on, że się modli chyba. Zaczęłam się z nim z niego nabijać, mówiłam głośno pacierz.. no ale ile można się nabijać, wyszłam z jego pokoju bo mi się już znudził. Po jakimś tam czasie wróciłam z innym kolegą zobaczyć czy żyje (w żartach) i czy skończył swoje śmieszne modlitwy... Wchodzę, a on leży na łóżku z wygiętymi dłońmi i jego klatka piersiowa podnosiła się do góry (tak się dziwnie wyginał). Kumpel mówi, ze chłopak chyba ćwiczy klate, ale ja się wystraszyłam bo się nie odzywał, kiedy do niego mówiłam. Poszłam po pielegniarkę zgłosić, że coś się z nim dzieje chyba. Potem akcja była, ratownicy wezwani, zamknęli się z nim w pokoju i nie widziałam co mu robili.. ale słyszałam jak się darł takim przerażającym głosem, tak wył aż i oni zapięli go w pasy. Tu dużo jest takich psycholi, ale ten chłopak był normalny! 4 tygodnie ze mną leżał, normalnie na przepustki wychodził, gadałam z nim często... zachowywał się przyzwoicie, żadnych objawów psychozy. Następnego dnia pojechałam na przepustkę na cały dzień. Wróciłam z przepustki i myślę sobie, idę zobaczyć co tam u kolegi. Też tak wieczorem coś, około 20... wchodzę do pokoju, patrzę, a on leży w łóżku znów dłonie wygięte, klatke do góry podnosił. Wyleciałam po pielęgniarkę, że chłopak ma znowu ten atak, one zaraz kazały pacjentom rozejść się do sal i do niego pobiegły. Lekarz z innego oddziału też przyszedł i przechodząc słyszałam, jak powiedział do innej pielęgniarki " Czy ksiądz dziś u niego był ? " Co tam się dzieje?!! może mi ktoś to wyjaśnić? Przecież to był normalny chłopak, całe dnie z nim spędzałam także wiem. Trafił on tam z powodu nasilających się stanów depresyjnych. To taki mądry i miły chłopak... Rano poszłam do jego pokoju zobaczyć jak tam się czuje. Leżał w łóżku, mówił, że dobrze się czuje. I że wszystko pamięta. Zapytałam go, czy choruje na padaczkę, a on, że nie. Zapytałam co czuł...a on: Jakby mi coś chciało z klatki piersiowej za wszelką cene wyjść. Zadałam kolejne pytanie: Czy Ty myślisz o tym samym o czym ja myślę? a on: Nie chcę o tym rozmawiać. No i tyle, wyszłam.
A potem rozmawiałam z kolegą z jego pokoju o tym całym zdarzeniu. On powiedział, że jak on miał atak to mówił coś wody święconej, nie wiem ile w tym prawdy. Może ściemniał, bo on inteligencją nie grzeszy. I że polał go zwykła wodą, to zaczął znów podnosić klatkę do góry.
Te dwa ataki miał pierwszy raz w swoim życiu, zapewniał mnie dziś. Wierzę mu. Dziś czuł sie normalnie, przyszedł nawet na komputery... spytał koleżanki potem, czy odprowadzi go do pokoju. Bał się? co mu się stało? Sprawdziłam jego historię przeglądarki i oglądał coś o egzorcyzmach. Co tu się wyprawia? Przebywają tu ludzie z ciężką depresją, którzy próbowali odebrać sobie życie. Z nerwicą, którzy nie potrafią w pionie utrzymać szklanki wody.. Ze schizofrenią, którzy maszerują jak roboty po całym oddziale z jednego kąta do drugiego. Od 4 tygodni ich obserwuję i ich zachowanie się nie zmienia. A ten chłopak... przecież przez cały ten pobyt był całkowicie normalny kiedy ze mną rozmawiał. Nie rozumiem co mu się dzieje... A wy co o tym myślicie?