Witam, czuje się conajmniej dziwnie pisząc tu ale wyczerpałam wszelkie inne środki na wyjaśnienie tej sprawy. Czytałam inne historie na tym forum i niektóre są tak nieprawdopodobne że nie byłam w stanie ich do końca przeczytać. Większość pewnie pisana była przez znudzonych nastolatków, dlatego już na wstępie tracę na wiarygodności, ponieważ sama mam 18 lat, a moja historia przydarzyła mi się kiedy miałam lat 16. Nie licze na nic innego tylko pomoc w wyjaśnieniu tej sprawy, ponieważ męczy mnie i osoby które brały w tym wydarzeniu udział już ponad dwa lata. Od razu zaznaczam, że nic nie biorę, czasem chodzę na imprezy i do tego ogranicza się mój alkohol oraz że w trakcie tych wydarzeń byłam absolutnie zdrowa na umyśle (nie tne sie ani nic z tych rzeczy). Jestem dosyć sceptyczna więc proszę o dobre argumentowanie swoich wypowiedzi
Postaram się wszystko opisać dosyć szczegółowo, ale i tak pewnie coś mi umknie więc zadawajcie pytania
Nie chcę podawać prawdziwych imion osób które w tym uczestniczyły dlatego niech będzie, że Bartek to mój chłopak, a Zuzia i Ala to moje przyjaciółki.
Początek drugiej klasy liceum (poszłam rok wcześniej), dostałam się do dobrej szkoły w Warszawie więc w tygodniu zasuwałam z materiałem (szkoła musi sie wyrabiać w rankingu ), a w weekendy wychodziłam gdzieś ze znajomymi lub chłopakiem. Był październik 2012 roku, środek tygodnia więc jak zwykle skończyłam wszystkie lekcje grubo po północy i padłam spać. Obudził mnie telefon od mojego chłopaka. Pytał się czy "coś się stało, że wysyłam mu SMSy o tej godzinie". Spojrzałam na zegarek, 3:33 (banał, nie?). Byłam śpiąca, ponieważ dopiero co wyrwał mnie ze snu więc cośtam mu odpowiedziałam (chyba mało uprzejmie poprosiłam go żeby spadał) i poszłam dalej spać. Rano poszłam do szkoły i zaczęłam rozmawiać z Bartkiem (chodziliśmy do tego samego liceum). Zapytałam się jego o co mu chodziło w nocy. Powiedział mi, że obudziły go SMSy, przychodzące jeden za drugim przez około minutę, łącznie było ich około 25 (już nie pamiętam dokładnie). Większość brzmiała podobnie jak szablony wiadomości np " Nie mogę rozmawiać, jadę na motorze", "Oddzwonię później, maluję obraz" itd. (już nie chcę dalej wymyślać a nie pamiętam już tak dokładnie tych wiadomosci). Na początku myślałam, że mnie w coś wrabia i zaraz sie roześmieje mówiąc że sie nabrałam. Ale był poważny więc próbowałam jemu wytłumaczyć że to nie jest żart z mojej strony, nawet nie wiem co miałoby być w tym zabawnego. Przyjrzeliśmy się więc tym wiadomościom. Pierwsze co zauważyliśmy to to, że każde z podanych usprawiedliwień dotyczyło rzeczy które są moją pasją lub które po prostu bardzo lubię. No bo wybaczcie, ale w jakim telefonie jest szablon "Nię mogę rozmawiać, jadę na motorze?". Po pierwsze nielogiczne, kto prowadząc motor pisałby SMSy? Dlatego nie ma takich szablonów. Jeżeli już to z tego co pamiętam było coś z prowadzeniem samochodu. Po drugie miałam Blackberry, a tam nie ma szablonów wiadomości (być może i są ale nieodkryte przeze mnie, ponieważ ten telefon do samego końca pozostał dla mnie zagadką, ale pamietam że ich długo szukałam). Po trzecie sprawdzilismy mój telefon - zero śladu tych wiadomości. Zaczeliśmy się zastanawiać czy może nie lunatykuję. Nie znam sie na tym zbytnio dlatego nie wiem czy osoba która lunatykuje jest w stanie pisać logiczne wiadomości z uwzględnieniem wszelkich zasad gramatycznych. Poza tym z tego co wiedziałam nie lunatykowałam nigdy w przeszłości. Potem padł pomysł że może moja madre w nocy zakradła się do mojego pokoju, odblokowała telefon zabezpieczony jedenastocyfrowym hasłem, i przy blasku świecy z rozwianymi włosami i świecącymi na czerwono oczami pisała te wiadomosci śmiejąc się złowrogo. Nawet jeżeli miałaby być to prawda (w co wątpie) to jak fizycznie sprostałaby napisaniu około 25 SMSów w niecałą minutę? Jak ktokolwiek byłby w stanie to zrobić?
Troche to wszystko było bez sensu a i mieliśmy ważniejsze sprawy tego dnia więc później z tego co pamiętam o tym nie rozmawialiśmy. Po szkole standardowo odpierdzielałam sie godzine po czym siedziałam kolejne kilka godzin nad lekcjami. Ide spać, znowu budzi mnie telefon. Powtórka z poprzedniej nocy, znowu 3:33, z tym że teraz się dobudziłam i zapytałam Bartka co jest napisane w tych SMSach. Rozłączył się, przeczytał je i oddzownił. Powiedział że są podobne do tamtych, też około 25 ale jednak już nie brzmią do końca jak szablony np "Witam, nie mogę rozmawiać, miałam wypadek, prosimy oddzwaniać w godzinach xx" (xx to była jakaś konkretna godzina, niestety już nie pamiętam jaka).
Rozłączyłam się, sprawdziłam telefon. Znowu brak śladów jakiś wiadomości. Oddzwoniłam do niego, był troche przerażony ponieważ kolejny raz powiedziałam mu że to naprawde nie ja. Rozmawialismy jeszcze z pół godziny żeby się uspokoić i poszlismy spać. Rano w szkole dokładnie przyjrzeliśmy się tym wiadomościom, Część z nich była napisana logicznie ale nie miała sensu. Po raz kolejny zaczeliśmy je analizować ale doszliśmy do takich samych wniosków jak poprzedniego dnia. Poprosił mnie żebym tej nocy wyłączyła telefon, a on powie mi rano w szkole czy były kolejne wiadomości. Znowu wróciłam do domu, lekcje i kiedy kładłam się już spać wyłączyła telefon i na wszelki wypadek wyjęłam baterię. Poprosiłam madre żeby rano mnie obudziła z racji braku budzika w telefonie. Wstałam, włączyłam telefon, sprawdziłam - zero wiadomości wysłanych. Poszłam do szkoły i zobaczyłam Bartka. Od razu mi powiedział że znowu były SMSy, coraz dziwiniejsze. "Prosimy o niewsiadanie na motor. Grozi to śmiercią.", "Nie radzimy udawać sie dzisiaj na południowy wschód". Pokój Bartka jest na południowy wschód i on mieszka na południowym wschodzie Warszawy a miałam tego dnia do niego jechać. Wystraszył się i stwierdził że może jednak dzisiaj pojedzimy do mnie do domu po lekcjach. Wątpiłam żeby to miało jakiś sens ale on się uparł a mi było wszystko jedno. Znaleźliśmy później dwie informacje.
2012.10.19 14:29 Zerwana sieć trakcyjna na linii kolejowej między stacją Olszynka Grochowska a Dworcem Wschodnim. Pociągi kursują wahadłowo po jednym torze. Kursy SKM i Kolei Mazowieckich są opóźnione.
(mielismy jechać do niego pociągiem kursującym na tej trasie)
2012.10.19 16:21 Policja kontroluje kierowców na ul. Mrówczej w Międzylesiu. To działania prewencyjne, bo często dochodzi tam do groźnych wypadów z powodu nadmiernej prędkości.
(Bartek mieszka niedaleko ul. Mrówczej, idąc z pociągu trzeba przejść kawałek wzdłuż tej ulicy a potem przez nią przejść)
Nie twierdzę że to mogło mieć jakiś związek, ponieważ tego typu informacje pojawiają się codziennie, ale pisze dosłownie wszystko co udało mi się zapamiętać z tamtych dni.
Kiedy pojechał zaczełam szukac podobnych przypadków. Były osoby twierdzące że dostawały różne SMSy lub że z ich numeru przychodziły różne wiadomości na telefony innych osób, a nie oni je wysyłali. Lecz przewaznie były to jednorazowe sytuacje. Tej nocy nie wyłączałam telefonu, nastawiłam budzik na 3:30 i czekałam. O 3:34 zadzwonił Bartek. O nic się nie pytałam, po prostu rozmawialiśmy prawie do świtu (ale mieliśmy ochrzan za rachunki potem!) i poszliśmy spać. Spotkałam się z nim tego dnia. Przeczytaliśmy wiadomości, jeszcze bardziej dziwne niż wczesniejsze. "Dziękujemy za wczorajszą współpracę", "Prosimy o podjeście nad jeziorko i prowadzenie obserwacji astronomicznych". Wtedy ja zaczełam się bać, ponieważ moja chcęć wytłumaczenia wszystkiego logicznie padła. Skąd ktoś wiedział o jeziorku które było niedaleko mojego domu i że chodziłam tam kiedy chciałam się odciąć od wszytskiego, leżałam i gapiłam sie w gwiazdy? Coraz bardziej zaczełam podjerzewać Bartka że coś z nim jest nie tak i robi sobie żarty. Niestety w trakcie naszego spotkania zadzwoniła do mnie Zuzia pytając się o co mi chodziło z tym SMSem w nocy. Dostała wiadomość z mojego numeru telefonu tak jakby od swojego zmarłego kota do którego była bardzo przywiązana, żeby się o niego nie martwiła i że jest w niebie i sie nią opiekuje. Poprosiłam ją żeby przyjechała do nas. Kiedy pokazała nam tą wiadomość to wszystkie moje podejrzenia co do Bartka odeszły. Wszystko jej opowiedzieliśmy. Później w ciągu dnia okazało się że Ala również dostała wiadomośc. Jej SMS był o tym, że ma szykować chusteczki na rano. Co się okazało koło 5-6 umarł jej dziadek.. a wiadomość została dostarczona o 3:33. Potem i jej opowiedzielismy tą historię. Postanowiliśmy że zmienią mi hasło do telefonu, tak że tylko oni bedą je znali, więc nie będę w stanie z niego korzystać. Jedynie co to bedę mogła odbierać telefony. Tak też zrobilismy. Kiedy wróciłam do domu opowiedziałam całą historię mojemu tacie, który przyjechał na weekend do mnie (moi rodzice są rozwiedzeni). Zdziwił się, poprosił o screeny tych wiadomości które wysłał mi Bartek ze swojego telefonu. Długo rozmawialiśmy ale kiedy zaczynało schodzić na tematy paranormalne to był dla mnie znak, że racjonalna rozmowa dobiega końca. Jestem osobą niewierzącą i tak jak pisałam scepytczną przez co po prostu trudno mi uwierzyć w tego typu rzeczy, aczkolwiek ich nie wykluczam. Przed pójściem spać zadzwonił do mnie Bartek. Kiedy rozmawialismy cały czas słyszałam w tle jakieś sapanie. Zaczełam się śmiać z niego i zapytałam "Co jest duże, sapie i się poci? Pedofil w Smyku" (wybaczcie, ale wtedy rzucaliśmy co chwile jakimiś mega sucharami) i liczyłam że sie roześmieje albo jakkolwiek zareaguje. Zamiast niego jednak usłyszałam jakiś męski niski głos : "Rozłącz się". Obsrałam się równo, rzuciłam telefonem o ściane i wybiegałm z pokoju. Spałam z tatą ponieważ byłam przerażona i za nic nie chciałam wrócić do pokoju. Troche mnie uspokoił i poparł mój pomysł, że trzeba sie w końcu udac do operatora i jakoś to wyjaśnić. Obudzilismy się koło 5 nad ranem. Było przeraźliwie zimno. Zobaczyłam, że w pokoju było otwarte okno, co mnie troche zdziwiło, bo nie pamiętam żebysmy je otwierali. Kiedy wyszłam do kuchni nalać sobie wody sparaliżowało mnie. Wszystkie okna i drzwi były pootwierane na ościerz. Obudziłam rodziców, byli tak samo w szoku jak ja. Zadzwonilismy po ochronę ponieważ myślelismy że być moze to włamanie.Przyjechali, stwierdzili że okna zostały otworzone kluczami (sa antywłamaniowe) tak samo jak drzwi i że nic cennego nie zostało skradzionego. Patrzyli się na nas jak na bandę idiotów. Kiedy odjechali tata zaciągnął mnie do pokoju i zapytał czy cokolwiek takiego miało miejsce wczesniej. Oczywiście nie miało. W ogóle wszystko totalnie przestało się trzymać jakkolwiek kupy. Jeżeli miałoby to mieć jakiś związek z tymi SMSami to jaki? Co ma ser do kredy?
Zadzwoniłam do Bratka z domowego, opowiedziałam co się stało. Oczywiście dostał kolejne SMSy ale teraz prawie płakał mi w słuchawke z przeraznia. Powiedział, że musimy się zobaczyć ponieważ chce mi coś opowiedzieć. Kiedy się spotkaliśmy pokazał mi wiadomość która brzmiała mniej więcej "Prosimy nie wychodzić na balkon, to byłoby nierozsądne.", a potem "Nie musi pan wychodzić na balkon, jesteśmy już w środku". Potem powiedział, że jak dostawał SMSy w nocy to wydawało mu się że widział kogoś przy drzwiach w pokoju, kiedy jeszcze nie przeczytał tych wiadomości. Zrobił to dopiero rano i od razu do mnie zadzwonił. Powiedziałam mu że pewnie to była gra cieni czy coś, sama widzę zakapturzonych ludzi z Ku Klux Klanu za oknem gdy się budze w środku nocy. Na tę noc oddałam mu swój telefon, chociaz bez większego przekonania. Powiedziałam, ze jutro po szkole idziemy z tą sprawą do mojego operatora.
Tak też zrobilismy. Przedtem oczywiście w nocy z niedzieli na poniedziałek były kolejne wiadomości, ale tym razem wymieszane z cytatami z biblii. Nie mielismy siły już tego interpretować. U operatora powiedzieli nam, że czasem zdarzają się takie sytuacje, ale że sprawdzą czy nikt sie nie włamał i nie pisze podszywając się pod mój numer albo czy nikt wcześniej nie miał mojego numeru. Oba wyniki wyszły negatywnie co oznaczało, że nie tędy droga. Postanowilismy iśc z tym na policję, ponieważ codziennie balismy się zasypiać nie wiedząc jakie tym razem dojdą wiadomości. Policjanci również patrzyli na nas jak na członków sekty okultystycznej wielbiącej kuleczki serowe z śmietanie, ale zajęli się tym, tym bardziej kiedy moja madre przyjechała tam w ramach supportu. Po kilku dniach nie doszli do niczego, twierdząc, że SMSy nie zostawiaja żadnych śladów nigdzie, czyli że nie są w ogóle wysyłane. Po ludzku, z nikąd pojawiaja się na telefonie Bartka, wrednie udając że są ode mnie. Sprawdzili też jego telefon (z kartą i wszystkimi bajerami włącznie) który równiez wyglądał całkiem normalnie. Generalnie byliśmy dalej w superdupie. Ponadto z kolejnymi dniami wiadomości były coraz bardziej religijne (więcej cyctatów z Biblii), dosyłały się do większej ilości osób (przeważnie bliskich mi w jakiś sposób, nawet jeżeli nie miałam ich nr telefonu) i zaczynały pojawiać sie SMSy treści "Prosimy o modlitwę". Bylismy bezradni. Bartek jako osoba wierząca poszedł do księdza ale i tu nie otrzymaliśmy pomocy. Ksiądz potraktował go jak dziecko, które za długo siedzi w wirtualnym świecie. Wiedzielismy, że przez nasz wiek trudno komukolwiek będzie uwierzyć w tę opowieść. Ale liczba osób otrzymujących te SMSy wzrastała, a ja kazdemu musiałam tłumaczyc o co chodzi. Powoli łączna liczba dostarczanych SMSów w ciągu nocy do wszystkich numerów wynosiła nawet do 50. Męczylismy się strasznie, odsypialismy w ciągu dnia po szkole a w nocy wisieliśmy z Bartkiem na skype, bo nie mogliśmy spać, gadając lub wspólnie odrabiając lekcje. W końcu po ponad dwóch tygodniach od początku tych SMSów dałam się zaciągnąć do kościoła. Poszliśmy z Bartkiem, Alą i Zuzią. Siedzieliśmy tam kilka godzin, głównie się modląc. To była desperacja. Wymieniałm kartę i telefon a wiadomości dalej dochodziły. Nie widziałam juz innych opcji dlatego się zgodziłam. Wtedy mieliśmy pierwszą spokojną noc. Siedząc przed komputerami w nocy oboje płakalismy kiedy po 3:33 nie doszedł do niego żaden SMS. Aby się upewnić obudzilismy Zuzie i Alę które również nic nie dostały. Wtedy skończyły się SMSy ale zaczęły koszmary, które męczą mnie do dzisiaj. Prawdopodobnie są wywołane tymi wydarzeniami i całym stresem który nam wtedy towarzyszył, ale nie raz budzę się z wrzaskiem w nocy.
Dziękuję tym którzy dotrwali do końca Proszę o jakieś pomysły na wytłumaczenie o co chodziło. Zależałoby mi na jakiś racjonalnych wytłumaczeniach ale chętnie poznam jakieś inne pomysły, już i tak mi wszystko jedno w jaki sposób rozwiąże się ta sprawa.
To co jakoś pomogło mi uwierzyć że to nie wymysł mojej wyobraźni to fakt, że sprawa ta dotyczyła dużej ilości osób i że raczej nie była to zbiorowa halucynacja. Ponadto częśc tych osób się nawet wczesniej nie znała więc wątpię w jakiś wielki spisek dziejów.
Nie mam już kontaktu z Bartkiem ale kiedy widzilismy się pół roku temu prosił mnie żebym kiedyś dała mu znać jeżeli uda mi sie rozwiązać tę zagadkę, ponieważ będzie go to cały czas męczyło. Nie raz do tego wracam, sama lub też z Alą lub Zuzią albo innymi osobami i wierzcie mi że sporo padało różnych wyjaśnień, ale wybaczcie, nadal cięzko mi uwierzyć, że mogłyby to być jakieś duchy. Jednak napisałam ten post na tej a nie innej stronie, zainteresowałam się tą tematyką, ponieważ mój krytycyzm i niedowierzanie dawno odpadły w tej sytuacji i już trochę inaczej patrzę na te sprawy. Nadal nie do końca wierzę ale przynajmniej nie wyśmiewam tego typu rzeczy.
Z góry przepraszam za wszelkie błędy