O radości, iskro bogów
Kwiecie elizejskich pól…
Nowy Rok, to czas nowych zakazów i nakazów – wszyscy weszliśmy w nowe 365 dni, marząc o nowych podbojach, zaczęliśmy od postanowień, od planów podróży, wyrzeźbienia ciałka, czy ograniczenia alkoholu. Niestety producenci wędzonych wędlin weszli w ten rok z widmem rychłego załamania ich rynku, dlatego że Unia Europejska od września 2014 roku zakazuje wędzenia, z powodu ilości substancji smolistych w takich tworach – sprawa rozbija się oczywiście o nasze zdrowie.
Tak na marginesie, to nie jestem zwolennikiem hejtowania nikogo i niczego, ale zawsze i wszędzie będę za zdrowym rozsądkiem.
Jak bardzo restrykcyjne przepisy wejdą w życie? Do tej pory w wędzonych wędlinach mogło być do 5 mikrogramów substancji smolistych na kilogram, a od września będą to zaledwie 2 mikrogramy na kilogram. Co interesujące, w grę nie wchodzą tylko wędliny (czyli nasze ukochane mięso), ale również ryby, żywność na bazie zbóż oraz… ser. Nie muszę chyba wyjaśniać, w jaki sposób wyrabiany jest oscypek – bo jeśli przepisy wejdą rzeczywiście w życie, to z tym produktem regionalnym, znanym na całym świecie, również będziemy musieli się pożegnać.
Na stronie gospodarka.dziennik.pl można przeczytać, co na ten temat ma do powiedzenia Waldemar Kluska, dyrektor Taurusa – Pozostanie nam się przebranżowić lub w ogóle zamknąć zakład, a zatrudniamy 70 osób. Podobne rozwiązanie rozważa siedem innych zakładów z naszej miejscowości, które łącznie dają pracę 200 osobom.
Zastanawia mnie fakt, czy zakaz obejmie tylko produkcję wyrobów wędzonych, czy również ich sprzedaż, bo jak łatwo się domyślić, jeśli ta ustawa nie będzie obejmowała zakupów, to wschodnie rynki rozkwitną i zamiast cieszyć się wędzoną rybką z przedsiębiorstwa pana Zbysia, to kupimy sobie to samo, drożej i mniej pewnie z importu od pana Władimira.
Oczywiście wędzić będzie można tylko na własny użytek, oczywiście powstanie wędliniarski „czarny rynek”, gdzie kupimy i tak sobie wędlinki po znajomości, tylko masa ludzi po prostu straci pracę, w tym prawdopodobnie Arnold Boczek, z wykształcenia masarz-wędliniarz, którego całym światem była praca przy mięsie, a łącznie upadek będzie musiało ogłosić około 150 firm z całej Polski.
No, a gdzie tu zdrowy rozsądek? Wiadomo, że oficjalnie chodzi o zdrowie. Co za bullshit… Ja osobiście, na pewno dam radę obyć się bez wędzonej kiełbaski, ciekawe czy ludzie zatrudniani w przedsiębiorstwach tym się parających też dadzą radę. I jak dużo straci na tym wszystkim gospodarka eksportowa – poczekamy, zobaczymy.
Źródło: http://www.sawiusz.p...nie-powedzicie/