Cascco
Co ty mi tu wstawiasz...Connor i Wszystko skomentowali ten artykuł poprawnie i nic dodać więcej. Ten artykuł to bajeczka i pół prawdy więc po co mi to zamieszczasz?
Pewnie zamiescil po to, zeby powiedziec, ze kolega Wszystko, wszystkiego nie wie i w zwiazku z tym wyrocznia dla nikogo byc nie moze.
Ma tylko swoje poglady, a tak naprawde jak kazdy sceptyk poszukuje dowodu, ktory rozwieje jego wlasne watpliwosci.
To samo Connor, skomentowal, niczego sam nie udowodnil, a jedynie przedstawil wlasne watpliwosci i je ladnie uzasadnil. Obaj niczemu nie zaprzeczyli, jako ze bedac niezdecydowanymi, szukaja kogos kto ich przekona w 100%. To wcale nawet nie sa inne poglady, to raczej brak pogladow.
Ale sceptycy na forum musza byc, bo pelnia bardzo wazna role w tym spoleczenstwie forumowiczow, a mianowicie, role katalizatorow. To wlasnie dzieki nim mamy bodziec do poszukiwan dowodow, lub chocby tylko materialow na dany temat.
Maly skrot pewnych materialow:
Faktów uważanych za poszlaki świadczące o pobycie i działalności kosmitów na Ziemi jest na tyle dużo, że ustosunkowanie się do wszystkich zajęłoby zbyt wiele czasu i miejsca. W takiej sytuacji korzystniej chyba będzie odwołać się do książki Arnolda Mostowicza „Spór o synów nieba, czyli powtórka z paleoastronautyki" [66]. Książka to o tyle cenna, że stanowi przegląd co bardziej znakomitych pozycji piśmiennictwa na temat odkrytych różnych „niezwykłych" pozostałości z niejednokrotnie zamierzchłej przeszłości. Wspólną ich cechą jest to, że nie można ich dopasować do epoki, w której — jak się przypuszcza — mogły one zaistnieć. Z drugiej strony, są to fakty niezmiernie wyraziście odzwierciedlające niemal konieczność przyjęcia założenia o istnieniu — w tej być może zamierzchłej przeszłości — wysoko rozwiniętej nauki i techniki. Sam Mostowicz, jak i przytaczani przez niego autorzy przychylają się do koncepcji, że taką właśnie naukę i technikę można przypisać tylko przybyłym niegdyś na Ziemię kosmitom. Jest to o tyle zrozumiałe, że nie biorąc pod uwagę istnienia w przeszłości tu, na Ziemi, przez ludzi wytworzonej (a potem, niestety, unicestwionej) cywilizacji o wysoko postawionej nauce i technice, taką cywilizację można było wyłącznie „importować" z kosmosu. W ten sposób ustosunkowanie się do faktów w pewien sposób usystematyzowanych w książce Mostowicza będzie poniekąd odniesieniem się do całości zagadnienia pobytu kosmitów na Ziemi. Dla porządku dodajmy jeszcze, że chodzi o ustosunkowanie się z punktu widzenia przyjętego założenia, że już kiedyś, przynajmniej raz, w przeszłości, gatunek Homo sapiens sam wytworzył cywilizację zdolną do pozostawienia po sobie owych „niezwykłych" śladów swego istnienia i w końcu sam ją doprowadził do upadku i zapomnienia.
W rozdziale trzecim, zatytułowanym „Przedhistoryczny komiks", Mostowicz prezentuje książkę Christine Deąuerlor „Bogowie, którzy przybyli skądinąd". Tytuł rozdziału wynika chyba z faktu, że Ch. Deąuerlor w swej książce opisuje południową część Peru, wokół miejscowości Toro Muerto. Znajduje się tam dość spora ilość rysunków naskalnych, przedstawiających różne znaki, figury geometryczne, symbole zwierząt i ptaków, Są tam także rysunki ludzi w scenach z codziennego życia: rolników, myśliwych, pasterzy. Można wśród nich zaobserwować postacie w hermetycznych kaskach na głowach i obcisłych kombinezonach, przypominających strój kosmonautów — i za takich uważa ich autorka. Tak o nich pisze (cytowane za Mostowiczem str. 38):
„Wszystkie te postacie noszą — bez żadnej wątpliwości — przezroczyste kaski, które otaczają im głowę i tworzą całość z kombinezonem. W kaskach tych rzadko zauważyć można otwory dla oczu... Na gładkiej przedniej ścianie kasku widać odblask światła, zaznaczony zygzakowatymi liniami. Na górnej części kasku zobaczyć można jak gdyby kilka anten. Jest ich zawsze od trzech do czterech".
Dodać tu jeszcze należy, że autorka odrzuca przyjętą przez naukowców interpretację tych postaci jako tancerzy, czy też kapłanów w maskach rytualnych.
Skoro są kosmonauci, to powinny być także pojazdy kosmiczne. Istotnie, są tam schematyczne rysunki, które można interpretować jako takie właśnie pojazdy. Tym bardziej, że na niektórych owi kosmonauci przedstawieni są jakby do nich wchodzili czy też może wychodzili na zewnątrz. Wreszcie, odrębny typ rysunków stanowią grupy kilku kosmonautów, stojące na dziwnych, prawdopodobnie łatających pojazdach, przedstawionych w postaci płaskich belek, czy może desek. Te rysunki kojarzą się Ch. Deąuerlor z baśniowymi „latającymi dywanami". Owe postacie na „deskach" zostały przez specjalistów zakwalifikowane jako indiańscy tancerze.
Nie ulega wątpliwości, że już z racji swych strojów „kosmonauci" wyróżniają się spośród rysunków innych postaci i być może istotnie nimi byli. Jeśli więc ktoś kiedyś miał okazję obserwować ich lądowanie, wychodzenie z pojazdu i krótszą lub dłuższą obecność wśród ludzi, a potem on sam albo inny artysta z jego inspiracji przedstawił ich na kamieniu, można mieć pewność tylko co do tego, że obserwował ludzi w strojach przystosowanych do podróżowania w bliższej lub dalszej przestrzeni kosmicznej. Wcale nie musieli to być przybysze z kosmicznej cywilizacji — równie dobrze mogli to być jacyś dostojnicy przybywający ze stolicy Imperium Atlantydy dla przeprowadzenia okresowej inspekcji, bądź najzwyklejsi kosmonauci, odbywający lot ćwiczebny. Oczywiście, ze względu na bezpieczeństwo lądowanie przybyłego pojazdu o napędzie rakietowym musiało odbywać się w sporej odległości od budynków będących siedzibą lokalnych władz bądź też bazą paliwowo-re-montową pojazdów latających. Przybyłych podróżnych należało więc przetransportować od pojazdu do bazy lub siedziby władz, gdzie mogliby zdjąć z siebie kombinezony, przebrać się w strój odpowiedni do wykonywania powierzonej im misji i gdzie mieliby zapewnione zamieszkanie na czas pobytu. Do takiej krótkodystansowej podróży mogły służyć jakieś latające platformy — według współczesnej terminologii jakiś szczególny rodzaj helikoptera, przedstawiony na rysunkach w postaci owych latających „desek". Oczywiście, można tu postawić pytanie: dlaczego od miejsca lądowania do zakwaterowania nie poprowadzono drogi i nie przewożono podróżnych pojazdem kołowym. Najwidoczniej przelot platformą latającą był znacznie szybszy i prostszy niż prowadzenie i utrzymywanie drogi. Ponadto, budowa drogi szłaby w parze z budową lotniska. Pojazd rakietowy, startujący i lądujący pionowo, nie musi mieć lotniska i może lądować tam, gdzie w danym momencie jest to najdogodniejsze i choćby dlatego bardziej przydatna była właśnie platforma latająca.
W uzupełnieniu do relacji Christine Deąuerlor Mostowicz zamieszcza 11 szkiców, przedstawiających rysunki naskalne z różnych części świata, które także zawierają postacie w strojach kosmonautów. Obok postaci z Toro Muerto przedstawia więc jeszcze jedno malowidło naskalne z Peru, statuetkę z Tlatlico w Meksyku, postać z rysunków w Val Camonica — Włochy, kilka rysunków z Tassili w Afryce Północnej, ze słynnym rysunkiem „Marsjanina", rysunek naskalny z Australii, przedstawiający kosmonautę wewnątrz pojazdu, rysunek z Maroka i przypominający samolot rysunek naskalny z jaskini w Zatoce Tajemniczych Ogni w Japonii. Czy wszędzie tam kiedyś wylądowali kosmonauci? Jeśli naprawdę rysunki te zostały zainspirowane widokiem przybyłych z „nieba" podróżnych w strojach charakterystycznych dla kosmonautów, najprawdopodobniej tak istotnie było. Czy to znaczy, że wszędzie tam wylądowali przedstawiciele kosmicznej cywilizacji? Czy też może te właśnie miejsca odwiedzali władcy globalnego Imperium Atlantydy bądź ich wysłannicy ze stolicy królestwa Atlasa, którym najwygodniej było poruszać się po swoim Imperium przy pomocy pojazdów rakietowych dalekiego zasięgu. Warto zauważyć, że w tym ostatnim przypadku rozlokowanie naskalnych rysunków z wizerunkami kosmonautów i pojazdów „kosmicznych" świadczyłoby o zasięgu terytorialnym Imperium.
https://www.youtube.com/watch?v=hDnkTGSUZqc#t=25
Edytuje: ciekawy
material
Użytkownik mag1-21 edytował ten post 16.10.2013 - 11:22