Kocur pilnujący skarbów
"Około roku 1831, mężczyzna o imieniu Anton Vocet z okolic Mśena szukał skarbu. Przy kopaniu natrafił na garniec przykryty pokrywką. Odgrzebał glinę dookoła, aby go mógł podnieść, gdy w tej chwili usłyszał: 'Panie tato!', 'Panie tato!'.
Pomyślał że go woła zięć, którego zostawił jakieś trzysta metrów od tego miejsca. Dlatego rozgniewany zawołał: 'Co cię czart bierze?!' i odwrócił się. Ale zamiast zięcia, stał tam czarny kocur który uderzył go tak w policzek, że się biedak zwalił na ziemię jakby wyzionął ducha.
Rozpętała się wielka burza, przewracała drzewa, w powietrzu huczało a ziemia dudniała.
Gdy się Vocet opamiętał, uwidział że na miejscu, gdzie wcześniej stał garniec, wielką dziurę i nóż. Zawołał na zięcia, dziurę zasypali kamieniami i poszli do domu. Nóż jednak Vocet sobie zabral na pamiątkę. Za jego pomocą jego dziecko kiedyś ma szanse skarb wykopać"
'Povesti z Cech' J.V. Grohmann
Kolejna relacja sprzed ponad 150 lat:
Stary kocur
"Koty nie lubią słuchać, kiedy się im wypomina, że były przy czarach. W roku 1770 jeden wieśniak z Draźkova był w lesie na drzewo, gdy usłyszał w jednej starej chacie krzyki kotów. Kiedy podszedł bliżej i spojrzał do środka, ujrzał mnóstwo kotów a między nimi i jego kocura. Spadł na niego strach i szybko pośpieszył do domu. Kocur w międzyczasie był już z powrotem a chłop w domu zaczął opowiadać, co mu się przytrafiło. 'Ty tam byłeś także!' rzekł na koniec i wskazał na kocura, który do tej chwili w spokoju nasłuchiwał. W tej chwili jednak kocur skoczył wieśniakowi do twarzy i wbił mu pazury do szyi. Pozostali szybko podskoczyli z 'holemi', aby kocura zabili. Ten co prawda wieśniaka puścił, ale wyskoczył przez okno zostawiając za sobą wielki smród"
'Povesti z Cech' J.V. Grohmann
* ciekawostka - kot szczekający jak pies, w pewnej chwili uświadamia sobie że jest obserwowany przez człowieka i zaczyna miauczeć:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=qI6i6W0_rZc
Kocie spotkanie
"Jednego razu wracał 'celedin' z nałożonym wozem z młyna w Trebechovicich pod Orebem. Po drodze ujrzał na łące ponad pięćdziesiąt kocurów, a między nimi i kocura swojego pana. Zaczął po nich rzucać kamieniami, ale kocury to rozgniewało i chciały na niego skoczyć; kocur jego gospodarza je jednak zatrzymał. Kiedy mężczyzna dojechał do domu, kocur już leżał na piecu. Celedin wziął się do opowiadania i wyliczał co mu się przydarzyło. Przy słowach 'nasz kocur był także pomiędzy nimi', skoczył kocur z pieca, rozbił okno i wybiegł na dwór. Kiedy jednak celedin niósł koniom jedzenie, ujrzał na dworze kocury, które się tam zebrały i wściekle się mu przyglądały. Ze strachu, aby mu czegoś nie zrobiły, wrócił się raczej do domu i na dworze się już nie ukazał"
'Povesti z Cech' J.V. Grohmann
Zmora pod postacią kota
Josef Bryja, pięćdziesięcioletni 'vymenkar' z Male Lhoty, pewnego razu leżał w łóżku i nie mógł zasnąć. Około północy spadły na niego dziwne mdłości i za chwilę ujrzał, jak mu po gardle depcze czarny kot. Szybko się odegnał ręka, chciał 'tego pieruna chwycić za ten grzbiet i trzasnąć nim o ziemię, ale czy się dało?'. Kot trzymał się pazurami na jego piersiach, a on nie mógł nawet odkaszleć.
Chciał krzyczeć o pomoc, ale ani tego nie mógł. Było mu tak źle, że by to ani największemu nieprzyjacielowi, a nawet psu nie życzył.
Dopiero jak wybiła pierwsza godzina po północy. Bryja ożył, zyskał pełną świadomość i wspominał, co to się z nim działo. Też go zastanawiało to, kim właściwie była ta 'zmora', co go w nocy dusiła. Rozzłoszczony przygotował sobie wielki nóż, którym tego 'djabła' gdy znów w nocy przyjdzie, zabije.
'Ale ta padlina na mnie już nie przyszła. Ona dobrze wiedziała, że mam na nią przygotowany ten nóż, którym bym ją rozpruł' zakończył swoje wspomnienia Josef Bryja. Od tego czasu już za nim 'zmora' nie chodziła i miał od niej spokój.
Kotka ze zamku we Vidnave
"We Vidnawe stoi zamek, któremu przez poprzedniego właściciela zaczęto mówić 'Gilgenheimb'. Przed trzystu laty na tym zamku przebywał młody leśniczy ze swą rodziną. Pilnie pełnił swoje obowiązki, ponieważ ta praca go bardzo cieszyła. Co mu jednak niemało utrudniało życie, było to, że w czasie jego służby w lesie straciło życie wielu gajowych. Często go napadały myśli o wybraniu służby w mniej niebezpiecznych okolicach.
W tamtym czasie, do służby się zgłosił nowy gajowy. Leśnikowi było szkoda wyrośniętego młodzieńca, i dlatego mu tę służbę próbował odradzić: 'Obszar jest wielki, a niekiedy nie zostanie nic innego jak przenocować w lesie. Z tego powodu stoi w lesie chata. Ale właśnie z tego najlepiej przygotowanego miejsca, nikt już nie powrócił z nocnej służby. Byli tacy sami jak wy, i choć dobrze wiedzieli co ich w chacie czeka, żaden z nich nie dał sobie poradzić i zapłacili za swoją odwagę. Starzy gajowi raczej woleli się przespać na jakiejś polanie, ale młodzi są pewni że to właśnie oni będą mieć dość szczęścia i jako pierwsi noc w tej chacie przeczekają. Radze wam, idźcie szukać służby gdzieś indziej".
Młodzieniec obiecał że będzie unikał niebezpiecznej chaty, jeśli go tylko leśniczy przyjmie do służby. Co miał leśniczy robić, nowego gajowego potrzebował i tak młodzieniec został w Vidnave.
Na drugi dzień szli odwiedzić nieszczęsną budę. Za dziennego światła była wyglądała całkiem dobrze. Po środku pomieszczenia stał stół z krzesłami, w rogu piec gdzie można było odgrzać kolację albo ugotować herbatę. Kawałek od pieca stało łóżko, na którym gajowy mógł odpocząć. Nie brakował nawet suszak na przemoczone ubranie. Młodzieniec był w nowej służbie, wkrótce jak w domu. Służył z radością i nigdy nie zapomniał na obietnicę, którą dał leśniczemu.
Ale młodzieńczy wiek bywa rozbrykany i nie jedna zła myśl się w głowie pojawi. Po jakimś czasie przeklęta buda nie dawała chłopakowi spać. Nie trwało to już długo, a pewnego wieczora stanął w jej progu. Wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Całe pomieszczenie jeszcze raz dobrze poprzeglądał i nie znalazł nic dziwnego. Zapalił w piecu, na stół położył nabity pistolet, a obok niego łowiecki nóż. Po zmroku zapalił świecę i zaczął czekać, co się będzie dziać. Wieczór przemijał, jedna świeca za drugą się wypalała i nic się nie działo. O północy, kiedy już kolejna świeczka się dopalała, usłyszał na zewnątrz miauczenie kota. Spojrzał do okna a w nim ujrzał czarną kotkę, która powtarzającym się miauczeniem, domagała się wpuszczenia do chaty.
Na zewnątrz było już chłodno, a co więcej zaczął padać deszcz. Gajowemu zrobiło się kotki szkoda, i dlatego otworzył okno. Kotka skoczyła do środka, a razem z nią naskakało do budy dalszych dwadzieścia kotów. Gajowy nie przestawał się dziwić, skąd się wzięły. A o chwilę były w chacie jak w swym domu. Czarna kotka powiedziała pozostałym: 'Więc, zaczynamy!"
W tej chwili wszystkie koty zaczęły dziko tańczyć a przy tym nieprzyjemnie miauczały i wrzeszczały. Młodzieniec patrzył na to cały zadziwiony i żałował, że wpuścił kotkę do środka.
Nie spuszczał z czarnej kotki oczu i był przygotowany na obronę. Nagle przestała tańczyć, skoczyła na stół i zaczęła źle prychać i uderzać młodzieńca łapą po głowie. Ten na nic nie czekał, chwycił tasak i łapę jej uciął. Kotka zaskomlała i wyskoczyła oknem na zewnątrz. Pozostałe koty pobiegły za nią. Nagle nastało wszędzie cicho. Deszcz też przestał padać.
Młodzieniec owinął odciętą łapkę do materiału, położył się do łóżka i zasnął jak zabity. Przebudził się z pierwszymi promieniami porannego słońca. Ugasił tlące się jeszcze węgle w piecu, wysprzątał chatę, chustę z kocią łapką schował do torby i wybrał się w powrotną drogę. Przed domem leśniczym spotkał leśnika. Ten na niego spojrzał i zapytał: 'Najwyraźniej zastrzeliłeś jelenia, że masz na twarzy taką radość?', 'Ależ gdzie tam jelenia, przespałem cało w zaklętej chacie a na dodatek zyskałem i kocią łapkę'. I zaraz sięga do torby, że leśniczemu łapkę pokaże. Rozwiązał materiał i mało co go nie upuścił. W chuście leżała kobieca ręka z pierścieniem. Pośpieszyli do zamku, aby ten dziw pokazać żonie leśniczego. Jakież było ich zaskoczenie, kiedy żonę leśniczego znaleźli w łóżku z uciętą ręką. To ona była tą czarownicą która wszystkich młodych gajowych zagubiła. Leśniczy dwa razy się nie namyślał i wygnał ją z domu, aby w tej krainie już więcej szkodzić nie mogła"
Jirina a Jaromir Polaskovi "Moravskoslezke Povesti"
Drzeworyt sprzed stuleci: Czarownice i zwodnicze zmiennokształtne duchy
pod postaciami kotów
"Kocie przemiany" istot zmiennokształtnych, w dawnej Japonii
Bakeneko (jap. 化け猫? dosł. kot-duch potrafiący zmieniać swoją postać)
Podobnie jak w Europie relacje mówią o ich tańcach i muzyce, a także możliwości do przemian
np. w postacie ludzkie.
Malowidło z 1776r.z Japonii przedstawia
płomienistego demona pod postacią kota, porywającego kobietę,
i coś co wygląda na czasoprzestrzenne przejście w tle.
Relacja z Nautilusa
Duchy pod postacia kotow
"Recz miała miejsce we wsi Wiskitno koło Koronowa w czasie gdy Rosjanie w czasie drugiej wojny światowej byli na ziemiach polskich. Historie opowiadał kiedyś znajomy mojego dziadka który w wieku nie pamiętam dokładnie 14-16 lat wracał pieszo od kolegi. Było już szarawo i w pewnym miejscu zauważył czarnego kota nie zdziwił się więc spokojnie szedł dalej ale po kilku krokach zauważył jeszcze kilka takich samych czarnych kotów więc podszedł bliżej miejsca, podobno było tam co najmniej 20 ciemno czarnych kotów gdy próbował podejść do tego miejsca po kotach nie było śladu jak mówił nawet nie było nigdzie śladów łap itp. mówił też ze gdyby koty uciekały na pewno by je zauważył.
Jak sie później okazało w tym miejscu gdzie pojawiły się koty były zakopane ciała radzieckich żołnierzy zabitych za zdradę czy coś takiego. Pozdrawiam"
Relacja kościelna pochodząca ze średniowiecznego zbioru: "Wielkie Zwierciadło Przykładów":
457. Od Heretyków zwiedzione białegłowy, iako do sprosnego szatana były przystąpiły, Dominika S. Modlitwa pokazała
Gdy św. Dominik w mieście Phanum Jouis Słowo Boże przepowiadał, i heretyków rozmaicie pokonywał, po Kazaniu wedle swego zwyczaju został w Kościele na modlitwie, alić dziewięć Pa szlachcianek przystąpiły do niego, i padszy mu u nóg mówiły:
'Sługo Boży wspomóż nas, jeśli to prawda coś dziś na kazaniu powiadał, tedy dawny duch błędu umysły nasze oślepił. Albowiem które ty heretykami zowiesz, my je za dobrych ludzi mamy, i aż do tego dnia wierzyliśmy im, i trzymaliśmy się ich całym sercem.
Teraz się już wahamy, i wątpić poczynamy. Przeto Sługo Boży wspomóż nas, a proś za nami Pana Boga twego, aby nam wiarę swoją oznajmił, w której byśmy aż do śmierci trwały, i zbawienia dostąpiły'
Tedy mąż Boży zatrzymał się sam w sobie przez chwile modląc się. Potem rzekł do nich:
'Bądźcie odważne, czekajcie z ufnością, mam w Panu Bogu moim nadzieje, iż on, który nie chce żeby kto zginął, teraz wam pokaże jakiemuście Panu służyły'
I zaraz ujrzały między sobą kota jakiegoś dziwnie strasznego, podskakującego; był wielki jako pies, oczy miał okrutne i płomieniste, i język długi, szeroki i krwawy, daleczko z paszczeki wyciągniony.

Ogon krótki i wzgóre podniesiony, sprośność zadnią gdzie się obrócił pokazował i nieznośny smród wypuszczał.
Gdy tedy się około nich przez dobrą chwilę tam i sam ocierał, aż na sznur u dzwona wskoczył, i po nim na Kościół wlazł, a z tamtąd przez dzwonnicę spuściwszy się zniknął, i sprośne ślady po sobie zostawił. Obróciwszy się tedy mąż Boży do tych białychgłów ciesząc się, rzekł:
'Oto przez to co za sprawą Bożą przed oczyma, pod figura się pokazało, możecie obaczyć, kto jest ten, któremu dotychczas heretykom wierząc, służyliście'
I one Panu Bogu dzięki oddając, od onej godziny do wiary Katholickiey doskonale przystały.
Przytoczyłem tylko część tekstu która mówi o kotach, a artykuł ten mówy też i o innych stworzeniach.
Tekst pochodzi ze strony http://zmiennoksztaltne.blogspot.com/