
Zaczęło się to kiedy byłam jeszcze dzieckiem (miałam jakieś 13 lat). Szykując się do odrabiania lekcji zaświeciłam lampkę na biurku. Skończyło się na 2 plastrach, co żarówka postanowiła sobie wybuchnąć

Problemy zaczęły się po mojej wyprowadzce. W nowym mieszkaniu włączniki światła montowane były w przedpokoju, i całe szczęście. Wielokrotnie bowiem włączając światło udało mi się niejedną dosłownie "wysadzić w powietrze". Zawezwałam elektryka , który stwierdził że wszystko jest jednak w jak najlepszym porządku. tak więc nie była to wina instalacji. Upewniłam się co do tego kiedy podczas urlopu u rodziców w ciągu tygodnia spaliłam 2 żarówki . Trzask był okropny natomiast żadna nie wybuchła.
Po kolejnej przeprowadzce wszystko się powtórzyło. udało mi się nawet załatwić żarówki nad lustrem w łazience oraz te w pochłaniaczu kuchennym

Tak jak pisałam na początku , takie żarówki to już jednak przeżytek. Ostatnią jaką udało mi się załatwić, była żarówka w domu mojej siostry (jedyna żarnikowa na cały dom). Oczywiście kiedy tylko dotknęłam włącznika okropnie trzasnęła i było już po wszystkim. Nie wybuchła tym razem


Tak więc czy ktokolwiek z Was ma jakąś teorię na ten temat, bo mi kompletnie nic nie przychodzi do głowy
