Wysoki, barczysty, dobrze zbudowany, obwieszony złotymi łańcuchami, jeżdżący drogim bmw. Tak Andrzeja B., mężczyznę który strzelał do policjantów, a potem zabarykadował się w mieszkaniu w Sanoku opisują sąsiedzi. Większość znała go tylko z widzenia, ludzie woleli mu schodzić z drogi. Andrzej B. kupił mieszkanie przy ul. Cegielnianej 14, na największym osiedlu w Sanoku mniej więcej 3 lat temu. Jest synem nieżyjącego milicjanta. Nie chodził do pracy. Za to często przechadzał się po osiedlowych uliczkach ze swoim obronnym psem.
- Praktycznie codziennie miał gości. Podjeżdżały wypasione bryki, najczęściej na rejestracjach zza wschodniej granicy. Wysiadali z nich barczyści mężczyźni. Podobno prowadził na Ukrainie jakieś interesy. Był współwłaścicielem tartaków czy składów drewna. Wcześniej przebywał w USA - mówi pani Anna, jedna z sąsiadek. Mieszkańcy Cegielnianej od dawna podejrzewali, że 32-latek prowadzi jakieś ciemne interesy. Plotkowano, że trudni się handlem narkotykami. Czasem widywano go też pod ich wpływem. Wtedy wszyscy schodzili mu z drogi.
Andrzej B. miał za sobą już dwa nieudane małżeństwa. Lubił otaczać się bardzo młodymi kobietami. Ostatnio zamieszkała z nim pewna 17-latka. Była w mieszkaniu podczas strzelaniny. Nie chciała go opuścić. Na rozmowę z policjantami nie miała ochoty.
- W mieszkańcach osiedla budził grozę. Kiedyś zarysował mi samochód. Poszedłem do niego, żeby zwrócić mu uwagę. Od progu naskoczył na mnie. Wtórowali mu koledzy. Przestraszyłem się i nie powiadomiłem nawet policji - przypomina sobie mieszkający w pobliżu pan Edward.
Policja potwierdza nieciekawą przeszłość Andrzeja B. - Był notowany za różne przestępstwa - mówi Paweł Międlar, rzecznik podkarpackiej policji.
- Proszę sobie wyobrazić sytuację: policjanci wpadają, jeden pies jest spokojny, nie rzuca się, drugi atakuje zostaje zastrzelony. Policjanci czeszą wszystkie pomieszczenia, wchodzą do sypialni. Tam na łóżku leżą dwie postaci: mężczyzna ubrany świątecznie, kobieta ubrana świątecznie, w sukience. Obok siebie - opowiada w rozmowie z radiem były antyterrorysta. - Ta młoda dziewczyna najprawdopodobniej wiedziała, że jej życie na takim poziomie, jaki miała z nim, kończy się w momencie jego śmierci (...) Ja zakładam wersję, że ta młoda dziewczyna nie miałaby odwagi chwycić za broń i strzelić sobie w głowę. Dla mnie to jest nieprawdopodobne. (...) Więc jest mało prawdopodobne, że taka młoda dziewczyna wzięła od niego pistolet i przystawiła sobie do głowy. Na 90 procent oceniam to w ten sposób, że było to zabójstwo na żądanie, czyli strzał w jej głowę, a następnie strzał we własną. Może ona zdawała sobie sprawę z tego, że tylko on może to zrobić. Proszę zwrócić uwagę, jaki swoisty melodramat... Ona mówi mu: Zabij mnie. Bo chce zginąć z jego ręki. Tu wszystkie sytuacje są możliwe.
Kiedy policjanci weszli do mieszkania w Sanoku, w którym zabarykadował się morderca z dziewczyną, zobaczyli dwa ciała. - Leżący obok siebie. Żadna dramatyczna walka, żadna dramatyczna sytuacja. Ot, po prostu odświętnie, czysto ubrani, leżący na kanapie. I ten tekst, który pada z tłumu: Romeo i Julia - dodał Jerzy Dziewulski.
http://www.youtube.com/watch?v=SOmbW5dv628
http://www.youtube.com/watch?v=m-ZhPoQeUlY