Kulisy całej sprawy, jak to z reguły bywa w podobnych przypadkach (wszak koniec świata zdarza się zadziwiającą regularnością), są niezwykle tajemnicze - Czaszka nagle spadła na ziemię. Nie wiadomo, jak to się stało. Ukruszyła się znaczna część jej podbródka - mówi cytowany przez niemiecki dziennik Bild świadek zdarzenia.
Czym są kryształowe czaszki?
Choć liczne serwisy internetowe (gazeta.pl, o2.pl, bild.de, thelocal.se) piszą o zniszczonej "czaszce Majów", to zagadkowy przedmiot z kryształu górskiego jest w rzeczywistości czaszką Cuauhtémoca. Ten zaś był ostatnim władcą Tenochtitlanu, legendarnej stolicy państwa Azteków. Był też siostrzeńcem i zięciem Montezumy. Z jego postacią związana jest, jak nietrudno się domyśleć, legenda o ukrytym złocie Azteków, które zrabowali konkwistadorzy Hernana Corteza. To właśnie spisek przeciwko Hiszpanowi i próba zdobycia informacji o zrabowanym z państwa Azteków złocie, stałą się bezpośrednim powodem śmierci azteckiego władcy.
Czaszka Cuauhtemoca, poza cudownymi właściwościami, pozwalającymi na uratowanie świata przed zagładą, miała też być źródłem mocy i potęgi nazistów. Pewnie byłaby, gdyby nie fakt, iż tajemnicze dzieło prekolumbijskich Indian jest w rzeczywistości XIX-wiecznym fałszerstwem. Historycy zwracają uwagę głównie na to, iż motyw czaszki występuje w sztuce Majów i innych ludów prekolumbijskiej Mezoameryki, ale Indianie sporządzali czaszki z bazaltu, a nie z kryształu górskiego, do którego prawie nie mieli dostępu, przy czym indiańskie czaszki zawsze były stylizowane, a nie gładkie jak kryształowe.
Mimo wszystko, o czaszkach Majów i Azteków, bo jest ich w sumie kilkanaście, opowiadano wiele niesamowitych historii. Najsłynniejszą i najlepiej zachowaną była odnaleziona w 1924 roku przez angielskiego pisarza i podróżnika Fredericka Alberta Mitchella Hedgesa, kryształowa czaszka z ruin miasta Lubaantum, na terenie dzisiejszego Belize. Badający ją "specjaliści" określili jej wiek na 3600 lat, co wykraczało poza przyjęty początek cywilizacji Majów. Wówczas uznano, iż artefakt może pochodzić z jeszcze starszej cywilizacji - być może tej, którą założyli Atlanci? Kimkolwiek nie byłby twórca tego cudownego przedmiotu, bez wątpienia posiadł wiedzę dziś dla ludzkości niedostępną. Czaszka miała, zdaniem jej znalazców, emitować światło i czyste dźwięki, przypominające dzwonki. Twierdzono też, że przedmiot ma także lecznicze właściwości - chorzy, dotykając czaszki, mieli zostać cudownie uzdrowieni.
Choć niemiecka "kuzynka" czaszki odnalezionej przez Hedgesa jest trochę uboższa w cudowne właściwości, to historia z nią związana jako żywo przypomina opowieści o podróżach dr Jonesa i jego syna Indiany.

Uczestnicy ekspedycji Schafera do Tybetu (od lewej): Karl Wienert, Ernst Schäfer, Bruno Beger, Ernst Krause, Edmund Geer (Kalkuta, 1938)
fot. Bundesarchiv
Jej losy znane są od momentu, w którym odnaleziono ją w Indiach, skąd trafiła do jednego z tybetańskich monastyrów. Tam, pomiędzy 1937 a 1939 rokiem, odnalazła ją ekspedycja wysłana przez Towarzystwo Ahnenerbe, zajmujące się poszukiwaniem na całym świecie artefaktów związanych z aryjską przeszłością, świętego Graala oraz włóczni przeznaczenia - ostrzem, którym przebito bok Chrystusa. Zleceniodawcą wypraw był Heinrich Himmler. Ahnenerbe zorganizowało kilka ekspedycji naukowych, m.in. na Bliski Wschód, do Boliwii i Tybetu. W 1938 ekspedycję do Tybetu poprowadził zoolog Ernst Schafer (członek SS od 1933), a wszyscy jej uczestnicy rekrutowali się z szeregów SS, m.in. antropolog Bruno Beger. Poza artefaktami poszukiwano śladów Ariów w pierwszej ojczyźnie aryjczyków, którą rzekomo miał być właśnie Tybet.
Czaszka trafiła w ręce Himmlera, który opiekował się nią do czasu swojego aresztowania. Chwilę wcześniej wręczył ją pewnemu tajemniczemu człowiekowi, który miał "kontynuować jego misję". Tym mężczyzną tym był uczestnik jednej z wypraw do Tybetu, dziadek aktualnego właściciela czaszki.
Czy jest jeszcze nadzieja?
Aktualnie czaszka należy do Thomasa Rittera, prywatnego kolekcjonera, który w ubiegłym roku oddał ją do badania w niemieckim laboratorium w Glauchau. Jej właściciel, pasjonat historii i zjawisk nadprzyrodzonych, nie ukrywał, że gdy dowiedział się o wypadku był wściekły - Na początku byłem zły i zaszokowany. Na żywo okazało się jednak, że zniszczenia są mniejsze niż się obawiałem. Nie sądzę, aby był to zły omen - w tych słowach odniósł się do wypadku w laboratorium, komentując całą sprawę dla niemieckiego Bilda.
43-letni historyk amator, nie zważając na fakty, nazywa swoją własność "Czaszką Majów" i uznaje, że jest to jedna z trzynastu "magicznych" czaszek mogących pomóc ludzkości przetrwać apokalipsę mającą nadejść 21 grudnia 2012 roku - ostatniego dnia obecnego cyklu w kalendarzu Majów. Tego dnia Ritter planuje spotkać się z pozostałymi właścicielami dwunastu artefaktów w Meksyku - Przepowiednia mówi, że czaszki posiadają tajemną wiedzę o tym, jak uratować ludzkość. Zdradzą ją dopiero tego dnia - mówi - Nie mogę wyznać nic więcej. Być może zaczną mówić i wyjawią nam ów sekret - dodaje z całkowitą powagą.
Cóż, jeśli Cuauthemoc stracił szczękę, to akurat z jego przemowy możemy niewiele zrozumieć. To jednak, w branży łowców przygód i miłośników "końca świata", nic nowego.
ac/rc
* - "Tajemne zapiski magów Hitlera", książka autorstwa Francoisa Ribadeau-Dumasa, która opisuje m. in. wpływ okultyzmu i ezoteryki na stworzenie i rozwój ideologii nazistowskiej.
Źródło:niewiarygodne.pl