W naszym doczesnym życiu wszystko jest zależne od czasu, chcemy spełnić swoje zamierzenia, doświadczyć niezapomnianych wrażeń nim nasz czas się skończy. Świadomość śmierci daje nam pewnego rodzaju komfort jak i motywacje, wiemy, że jeżeli coś nam nie wyjdzie, bądź jeżeli życie zacznie nas "nudzić" zawsze pozostaje nam śmierć. Śmierć, czyli w przekonaniu większości ludzi wizja kolejnego etapu, wyzerowania konta.
Według biblii po śmierci przenosimy się do lepszego świata (bądź do piekła, ale nie będę brał tego teraz pod uwagę), w którym każdy jest piękny, młody, szczęśliwy i żyje wiecznie. I to właśnie słowo "wiecznie" nie napawa mnie optymizmem. Wyobraźcie sobie:
Żyjesz w raju już 70mld lat. Zrobiłeś już wszystko co tylko można, zapewniałeś sobie "szczęśliwość" i wszystko już widziałeś. Życie zaczyna cię nudzić, nie masz co ze sobą zrobić, nic nie jest w stanie cię uszczęśliwić gdyż wszystko jest dla ciebie oklepane, banalne, bo po prostu robiłeś to wszystko już niezliczoną ilość razy. Krążysz po raju i nie masz co ze sobą zrobić. Nie masz już o czym rozmawiać z innymi bytami, gdyż każdy możliwy temat został już poruszony i dogłębnie zbadany miliony razy. Co wtedy? Przecież nie możesz umrzeć musisz "być" dalej. W nieskończoność...
Starałem się sobie jakoś ten problem wytłumaczyć i doszedłem do dwóch możliwych rozwiązań:
1. Gdy życie wieczne zaczyna nas nudzić, odwiedzamy Boga i prosimy o wyzerowanie pamięci, tak aby można było odkrywać raj na nowo. Zachowując przy tym tylko poczucie własnej tożsamości.
2. Gdy życie wieczne zaczyna nas nudzić, "naciskamy przycisk bezpieczeństwa" i zapadamy w coś w rodzaju snu, który może trwać dopóty, dopóki nie odczujemy potrzeby powrotu do raju. (Wersja mniej optymistyczna).
Jakie są wasze domysły i przemyślenia?
P.S. Przepraszam za brak akapitów ale mam jakiś problem z całym panelem bbcodes, a zwykłe "spacjowanie" nie działa.
Użytkownik Dam_Son edytował ten post 04.07.2010 - 19:12