1. Czy są nam potrzebne zmiany? Jeśli tak, podajcie ich propozycje.
Tak, po pierwsze w sposobie nauczania matematyki już od pierwszej klasy szkoły podstawowej, poprzez wszystkie szczeble szkolne. W naszym kraju matematyki nie naucza się na poziomie europejskim, nie piszę konkretów bo nie jestem matematykiem, ale podpieram się opinią osoby z grona zasłużonych wykładowców uniwersyteckich. Podobno przewodniczący CKE pan Konarzewski rwie włosy z głowy bo tegoroczna matura z matematyki będzie prawdziwym dramatem pod względem zdawalności i ogólnej średniej wyników.
W jednym z krajów skandynawskich odsetek uczniów oblewających egzamin maturalny wynosi 3% - co robią? Zastanawiają się jak można temu zaradzić. W Niemczech wynosił ostatnio 7% - Niemcy biją na alarm! W Polsce natomiast ten wskaźnik oscylował wokół 20% - co robimy? - Cieszymy się że tylko tyle...
Ostatnia reforma z '99 miała przynieść wielkie zmiany. Gimnazja miały zredukować rozgraniczenie na młodzież wiejską i miejską, czy to się udało? Powstało wiele gimnazjów w małych miejscowościach i na wsiach, ale rozgraniczenie raczej zostało na poziomie szkoły średniej, niestety. Reforma nakazywała również, aby w klasie gimnazjalnej było NIE WIĘCEJ NIŻ 20 UCZNIÓW, głównie ze względów dyscyplinarnych. Czy tak jest? Hmmm
Reforma zakładała, że w każdej szkole w kraju będzie pracowało DWÓCH PEDAGOGÓW I JEDEN PSYCHOLOG (fachowcy, którzy naprawdę mieli pomagać a nie odsyłać uczniów z problemem do dyrektora, popijać kawkę i zmywać się do domu o 12) Pokażcie szkołę, w której tak jest? Ehhh
2. Jak oceniacie kadrę nauczycieli?
Silne lobby nauczycielskie w ZNP nadal twardo broni nauczycieli. Czego broni? Ich prawa do nieróbstwa i warcholstwa (sorry za mocne słowa ale nazywajmy rzeczy po imieniu). Coś ma się ruszyć w Karcie, żeby poderwać z tyłków nauczycieli dyplomowanych, którzy myślą że jak już mają ostatni stopień wtajemniczenia
to mogą nic nie robić w kierunku dalszego rozwoju (co przeczy idei kształcenia ustawicznego). I tak mamy powiedzmy 35-letniego dyplomowanego, który myśli, że do emerytury nic już nie musi a wielką łaskę robi, że codziennie 'staje do tej nierównej walki' (autentyczny cytat z pokoju).
Wszelkie teczki pełne laurek ('certyfikatów' z g... wartych szkoleń i kursów, Boże jak tak można...) nijak nie przekładają się na zarobki, a co najważniejsze, na JAKOŚĆ nauczania. Pani dyplomowana, która poszła sobie na 'kurs', przyniesieniem kolejnej laurki do swojej opasłej teczki nie udowadnia, że coś nowego potrafi. I NIKT tego nie sprawdzi. Szkolą się, bo taka moda...
W krajach Europy takich jak Francja czy Niemcy co 5-7 lat przeprowadzane są egzaminy badające kompetencje nauczyciela. Czy ktoś z Was wie co się dzieje z nauczycielem, który takiego egzaminu nie zda? Zostaje on zwolniony z pracy i otrzymuje DOŻYWOTNI ZAKAZ WYKONYWANIA ZAWODU!! Może ewentualnie zostać w szkole jako opiekun na świetlicy, ale nie ma szans na pracę o charakterze dydaktycznym. Jak wygląda zdawalność tego egzaminu? Wysoka, prawie stuprocentowa, bo to w końcu być albo nie być dla pedagoga. Oni się ciągle kształcą i podnoszą jakość swojej pracy. Jak przy nich wypada Polska? Mniej więcej tak jak Rumunia czy Bułgaria, czyli raczej blado...
Kolejna sprawa. Właściwie dwie, połączone ze sobą, to jakość nauczania i zarobki. W wymienionych wcześniej krajach nie ma nauczycieli Z PRZYPADKU, jeśli się jakiś trafi, to egzaminacyjne sito z łatwością oddzieli prawdziwe ziarno od plew i po sprawie. Dlatego też nie dziwmy się, że zarabiają 3-4 krotnie więcej niż polscy nauczyciele. Oni po prostu pracują lepiej. Spójrzcie na sytuację w naszym kraju. Praktykantka, która nie poradzi sobie na praktykach terenowych, ba, nawet nie umie użyć narzędzi podanych jej na tacy, może nie zaliczy roku z tego powodu (jeśli opiekun praktyk kieruje się zdrowym rozsądkiem i dobrym poziomem polskiej oświaty i tych praktyk nie uzna), ale za rok będzie miała innego opiekuna, który przymknie oko i tak oto, co prawda z rocznym opóźnieniem, ale kolejny nauczycielski niedouk wyrusza w świat z misją... I pewnie nikt nie zbada jakości jej pracy, bo przecież ZNP trzyma pieczę nad wszystkimi ze stada. Nauczyciele żądają podwyżek - najpierw muszą zmienić nieco podejście do pewnych spraw, prawda?
3. Jak szkoła może zachęcić młodzież do nauki?
Hmmm. No, to pole do popisu dla indywidualnych koncepcji. Mówiąc ogólnie 'szkoła' tak naprawdę nie wiem co napisać, ale mógłbym powiedzieć, że na wywiadówkach wychowawcy mogliby uczulić rodziców, żeby sumiennie przypilnowali swoje pociechy w domu. To nie może tak wyglądać, że rodzic nie interesuje się tym czego jego dziecko się uczy i w jaki sposób, a jeszcze przychodzi i mówi, że nie ma już siły do dziecka (a chłopak w 4 klasie podstawówki... jak to nie ma siły???) Pewnie trąci to truizmem, ale przyznać trzeba, że kiedyś było inaczej i rodzic jak chciał to potrafił przypilnować dziecko. Myślę, że trzeba zwrócić uwagę rodziców na ten problem i powtarzać im to jak najczęściej. Nauka to proces odbywający się w dużym stopniu również w domu. A jeśli w domu rodzic myśli, że dziecko się uczy, a te siedzi sobie przy Quake'u czy CSie to sorry, ale coś tu nie gra. Drogi rodzicu, zanim zaczniesz obwiniać nauczyciela, najpierw sprawdź czy w domu wszystko gra...
Pewien znany pedagog (cholera, zapomniałem jaka godność jego) powiedział, że nauczyciel nie jest w stanie ucznia nauczyć. On mu tylko pokazuje jak działają pewne sprawy i wprowadza na pewną drogę. Uczeń sam się uczy... Trochę to chyba sparafrazowałem
Może takie stwierdzenie wydawać się kontrowersyjne, ale ja się z nim po części zgadzam.
4. Jak powinny wyglądać relacje, między uczniem, a nauczycielem?
Są style nauczania i każdy nauczyciel kieruje się po części gotowymi wskazówkami, po części własnym instynktem. Nie ma gotowych recept bo każda klasa jest inna. W jednej można pogadać przez chwilę o głupotach dla rozluźnienia atmosfery i za chwilę wrócić do tematu zajęć bez najmniejszego problemu, w innej klasie jest to niemożliwe. Nie należy się zbytnio spoufalać. Nie należy być wyniosłym. Nie należy przymykać oka na sprawy istotne. Nie należy... Nie należy... Temat - rzeka.
5. Czy instytucja oświaty, powinna obejmować w swym zakresie kształcenie religijne?
Moim zdaniem może, w charakterze nieobowiązkowym, z oceną nie liczącą się do średniej (pewnie i tak prawie wszyscy by chodzili, bo 'przecież wszyscy chodzą...'
)
Niezłym pomysłem byłoby wspomniane tu wcześniej religioznawstwo, ale połączone z elementami etyki, oczywiście możliwej do ogarnięcia przez uczniów podstawówki czy gimnazjum. Pewne koncepcje antropologiczne i filozoficzne różnych kultur można byłoby przedstawiać starszej młodzieży. Niech wiedzą, że świat to nie tylko katolicy, niech wiedzą, że Muzułmanie to nie tylko zło tego świata, że bliźniego miłować nakazuje też buddyzm czy judaizm. To tak, w wielkim skrócie.
6. Czy państwo powinno finansować podręczniki?
Nie oszukujmy się. Bezpłatne nauczanie jest w naszym kraju fikcją i to począwszy od podstawówki, na studiach kończąc. Podręczniki? Jasne, państwo powinno finansować. Wiele jest uczniów, których po prostu nie stać na podręczniki, a którzy są o wiele bardziej godni tych podręczników niż dzieciaki z bogatych rodzin, dla których często książka nie przedstawia absolutnie żadnej wartości. To naprawdę problem, wiem, że to niemożliwe sfinansować podręczniki wszystkim dzieciom, ale chociaż tym najbiedniejszym... Ale znowu, zaczęłoby się cwaniactwo i załatwianie lewych zaświadczeń, zaniżanie dochodów (bo przecież jakoś trzeba umotywować potrzebę dofinansowania), kolejki i kłótnie w Wydziałach Oświaty i kto wie co jeszcze.
7. Specjalne uniformy. Czy rzeczywiście wprowadziły jakieś korzystne zmiany?
W tej materii nie mam wiele do powiedzenia, ale uważam, że dobrze wygląda mundurek dobrej jakości, uszyty na miarę, z godłem lub chociaż nazwą szkoły. Coś w czym uczeń czułby się dobrze i swobodnie. Jak do tej pory nie udało się i bardzo dobrze, bo kiepsko się starano. Trzeba jeszcze poczekać, potrzeba na to pieniędzy i dobrego pomysłu.
----------------
Sam jestem nauczycielem, dość młodym, lecz już nieco doświadczonym. Obracam się w pewnych kręgach, które pozwalają mi budować rzeczywisty obraz tego jakie jest polskie szkolnictwo. Wytknąłem kilka bolączek naszego systemu, jego pracowników. Powyżej napisałem dokładnie to co myślę i jak to wszystko widzę. Sam staram się sumiennie wykonywać swoją pracę, unikać tego co nie godzi się być obecne w pracy nauczyciela, pedagoga, wychowawcy. Staram się wymagać OD SIEBIE i od uczniów jak najwięcej, ale w granicach rozsądku. Mam swój mały plan i sukcesywnie go realizuję starając się zmieniać na lepsze siebie i moje otoczenie, kiedyś może się uda. W to trzeba wierzyć. Absolutnie nie gloryfikuję Europy jako wzoru dla nas, nie uważam, że jest doskonała i należy bezkrytycznie brać z niej przykład. Nigdy w życiu! Jednak pewne sprawy w naszym systemie oświaty trzeba opisywać w kategoriach absurdu i traktować krytycznie, bo nie jest dobrze. Matury, nauczyciele, programy. Czyli krótko mówiąc prawie wszystko - potrzebuje zmian. Może ktoś z Was powie że rzucam tylko hasła, że i tak nic z tego nie będzie i zostanie po staremu. Pewnie macie po części rację, ale trzeba być dobrej myśli i uwierzyć, że coś może zmienić się na lepsze. Ja póki co wierzę.