Skocz do zawartości


Polska szkoła


  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
76 odpowiedzi w tym temacie

#16

limonka.
  • Postów: 920
  • Tematów: 29
  • Płeć:Kobieta
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Czy są nam potrzebne zmiany? Jeśli tak, podajcie ich propozycje.


Najpoważniejsza zmiana w systemie edukacji to ta, którą wymienił już ktoś nade mną. Powrót do systemu 8 lat podstawówki, 4 lata liceum. Gimnazja to porażka niesamowita. Wylęgarnia małych bandytów i blachar. Ja wspominam bardzo niemile gimnazjum i wolałabym, żeby moje dzieci w przyszłości nie musiały tego doświadczać.

Jak oceniacie kadrę nauczycieli?


Dobrze, gdy trafi się nauczyciel z powołania. Taki, który faktycznie chce przekazać młodzieży swoją wiedzę, zarazić ich pasją i zmusić do myślenia. Źle, gdy trafi się matoł, który odwala lekcję czytając z książki i na którego zajęciach chce się uczniom spać. Może to z niskiej pensji wynika. W innych krajach nauczyciele zarabiają przyzwoicie.

Jak szkoła może zachęcić młodzież do nauki?


Jw. Dobrzy nauczyciele z pasją, wszelkie kółka zainteresowań, ale żeby uczeń miał z czego wybierać, a nie byle co i byle jak.


Jak powinny wyglądać relacje, między uczniem, a nauczycielem?


Ciągle się nad tym zastanawiam. Zawsze doceniałam nauczycieli, którzy podkręcali nam śrubę, bo człowiek się przynajmniej nauczył i coś mu w tej głowie zostało. Kumpelski stosunek uczeń-nauczyciel nie zawsze działa dobrze. Na studiach chyba to samo. Jak ktoś się za bardzo stara być przyjacielem studenta, to go student - wulgarnie mówiąc - dyma.

Czy instytucja oświaty, powinna obejmować w swym zakresie kształcenie religijne?


Nie.

Czy państwo powinno finansować podręczniki?


Nie wiem. Być może dzieciom, których rodzice mają naprawdę ciężką sytuację finansową. Ale prędzej byłabym za obniżeniem cen podręczników, które są po prostu astronomiczne [książka do j.włoskiego - 80 zł...]

Specjalne uniformy. Czy rzeczywiście wprowadziły jakieś korzystne zmiany?


Chyba nie ;)
  • 0

#17

Arkadiusz.

    Pilot in command

  • Postów: 757
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

1. Czy są nam potrzebne zmiany? Jeśli tak, podajcie ich propozycje.

Zmiany są nie tylko potrzebne, ale konieczne. Oczywiście jak przedmówczyni jestem za likwidacją gimnazjów i przywróceniem ośmioletniej podstawówki i czteroletniego liceum. Najgłupszy wiek nie zaostrzałby swoich objawów zmianą środowiska i nie przymuszał do "popisówy" przed nowymi znajomymi. Klasa bardziej ze sobą zżyta sprawia o wiele mniej problemów, a i nauczyciel wie jak do tych problemów odpowiednio podejść. Gimnazjum przypomina wojsko poborowe - wyciąga się dzieciaki w najtrudniejszym wieku z ich dotychczasowych środowisk, zrzuca w jedno miejsce i każe stać im się klasą. Nie mają na to zbyt wiele czasu, sięgają więc po różne często skrajne metody przypodobania się rówieśnikom. Podobnie jak żołnierze z poboru, gimnazjaliści nie przykładają większej uwagi do tego etapu w kształceniu. Dla nich to przejście pomiędzy podstawówką i wiekiem dziecięcym, a połączonym z dorosłością liceum. To tak jak dla "poborowca" wojsko było tylko po to, aby je "odwalić" i rozpocząć dorosłe życie.

2. Jak oceniacie kadrę nauczycieli?

Kadra się stara, jednak również na nauczycielach stosunkowo krótki kontakt z uczniem (3 lata gimnazjum + 3 liceum) wymusza swoistą "masówkę". Terminy gonią, z materiałem trzeba się wyrobić, więc grupę traktuje się według szablonu. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Są to najczęściej starsi nauczyciele, z dużym doświadczeniem pedagogicznym. Młoda kadra rzadko kiedy sobie radzi. Uczeń ma raczej średni szacunek do kobiety w wieku jego starszej siostry.

3. Jak szkoła może zachęcić młodzież do nauki?

Nauką rzeczy przydatnych w życiu codziennym i rozwinięciem lekcji WOS czy PDŻWR. Wkuwanie dat, wzorów i regułek nie daje nic. To suche fakty, a młody człowiek zainteresuje się nimi tylko wtedy, kiedy będzie w stanie odnieść je do codzienności. Szkoła powinna uczyć nie na zasadzie "jest i macie to wiedzieć", ale pomóc odkryć człowiekowi dlaczego tak jest, i jaki to ma związek z tym co jest teraz (nauki humanistyczne). Przedmioty ścisłe powinny być nastawione na praktykę.

4. Jak powinny wyglądać relacje, między uczniem, a nauczycielem?

Luźne, ale bez "kumpelstwa". Nauczyciel powinien pełnić rolę mistrza i autorytetu (to przecież oznacza jego tytuł: magister = mistrz) w dziedzinie, której uczy. Czytanie z książki szybko nudzi, a uczeń zaczyna rozumieć, że jego mistrz wie tylko tyle, ile napisano w podręczniku. To zupełnie niszczy autorytet.

5. Czy instytucja oświaty, powinna obejmować w swym zakresie kształcenie religijne?

Zasadniczo nie, choć zajęcia religii (katolickiej) można byłoby zastąpić podstawami religioznawstwa. Uczniowie mieliby szansę poznać różne wiary i wyznania oraz porównać je ze sobą. Dziś wystarczy zapytać pierwszego lepszego młodego człowieka z czym kojarzy mu się np. islam. Odpowiedź w 95% będzie podobna: zamach, uzbrojony brodaty facet, terroryzm. Wynika to z niewiedzy spowodowanej obecnym trybem nauczania. Na historii wspomina się o religiach krótko, i zwykle w kontekście konfliktu. Religioznawstwo pozwoliłoby poznać źródła wszelkich różnic i napięć. Odpowiednia cześć zajęć powinna być poświęcona także ateizmowi, ale nie jako złu, ale jako efektowi wolnego wyboru. Młodzież powinna wiedzieć, że istnieją tacy ludzie, i mają pełne prawo wyznawać swój światopogląd. Podstawa dobrego nauczania religioznawstwa to brak subiektywizmu.

6. Czy państwo powinno finansować podręczniki?

Jeśli państwo będzie na to stać, to czemu nie. To byłaby wielka ulga dla uboższych rodzin, gdzie każde rozpoczęcie roku szkolnego to ciężka finansowa przeprawa. Takie rozwiązanie dobrze wpływa na psychikę szczególnie młodszych uczniów, których rodzice nie są w stanie zakupić od razu całego wymaganego zestawu książek. Dziecko nie czuje się gorsze, bo np. musi korzystać ze zniszczonych, używanych podręczników.

7. Specjalne uniformy. Czy rzeczywiście wprowadziły jakieś korzystne zmiany?

Mundurki są w porządku, o ile zbudowane są w sposób elegancki i gustowny. Uniform kojarzy konkretną osobę z konkretnym zajęciem. Widząc człowieka w niebiesko-granatowym stroju wiemy, że mijamy policjanta, gość z paskami na rękawach marynarki i skrzydełkami/kotwicą na czapce to pilot lub marynarz, a mężczyzna w garniturze i z teczką to biznesmen. Mundurek identyfikuje ucznia z miejscem jego pracy umysłowej. Skoro dorosły człowiek dzieli swoje ubrania na te przeznaczone do pracy i te, których używa w czasie wolnym, to czemu ma to nie dotyczyć uczących się ludzi? To nie jest zabijanie indywidualności, bo jeśli ma ona wyglądać tak jak teraz (dziewczyny stylizujące się na prostytutki, a chłopaki na bandytów) lepiej już wszystko zrównać z szablonem. Te kilka godzin "na elegancko" nikomu nie zaszkodzi. Wszystko jednak pod warunkiem, że uniformy będą "ludzkie". Widzę jak ubrano dzieci z pobliskiej podstawówki - ortalionowa kamizelka, dresowe spodnie i adidasy. Mi przypomina to ciuchy robotnika z PGR-u, wystarczy zmienić adidasy na gumofilce, a na głowę dać beret z antenką :)
  • 4



#18

Tekla.
  • Postów: 46
  • Tematów: 1
  • Płeć:Kobieta
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Dla mnie najbardziej dokuczliwy w naszym szkolnictwie jest wyjątkowo niski poziom przedmiotów ścisłych i przyrodniczych, który wciąż spada na łeb, na szyję. Moim ulubionym przedmiotem była od zawsze fizyka i właśnie w tej dziedzinie chciałam w LO rozwinąć skrzydła. Niestety, nie omówiliśmy nawet 1/3 podręcznika, nie było nawet mowy o bezpłatnych zajęciach dodatkowych. Chciałam z niej zdawać maturę, ale w ostateczności zrezygnowałam, gdyż jak przejrzałam arkusze maturalne- to złapałam się za głowę, bo tematyka w nich zawarta w ogóle nie była adekwatna do materiału w szkole.
Podobnie ma się sprawa z matematyką i chemią.

Potem się dziwią jakiego człowiek wstrząsu dostaje na studiach, gdy zasypuje się go takimi zadaniami, do których miał zerowe przygotowanie...

Co się tyczy mundurków- dla mnie to był dobry pomysł od zawsze, bo brało mnie obrzydzenie (zresztą nadal), gdy widziałam te "gorące czternastki", stojące pod szkołą w króciutkich spódniczkach, które prędzej określiłabym mianem paska i z dekoltem do ziemi. Ach, no i ich fantastyczni koledzy, którzy wcale nie byli gorsi z dobieraniem garderoby.
Niestety... Większość młodzieży jest tak zepsuta, że minie kilka dobrych lat (by mundurki się ponownie wszczepiły w życie) aż zostanie to przez nią zaakceptowane. Liczę, że może choć odrobinę zmniejszy się wówczas ich system wartości. Może... Kiedyś...

Dodam jeszcze, że moja mama jest nauczycielką i coraz częściej wspomina, że teraz to rodzice są coraz głupsi, mający coraz gorsze pojęcie o wychowywaniu dziecka. Jeśli się od początku nie wpoi dziecku, co i jak- to potem nawet cudowny system szkoleniowy go nie uratuje.

Coś mało logiczna ta moja wypowiedź. ;)
  • 4

#19

riseman.
  • Postów: 705
  • Tematów: 27
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 1
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

1. Czy są nam potrzebne zmiany? Jeśli tak, podajcie ich propozycje.
Tak, po pierwsze w sposobie nauczania matematyki już od pierwszej klasy szkoły podstawowej, poprzez wszystkie szczeble szkolne. W naszym kraju matematyki nie naucza się na poziomie europejskim, nie piszę konkretów bo nie jestem matematykiem, ale podpieram się opinią osoby z grona zasłużonych wykładowców uniwersyteckich. Podobno przewodniczący CKE pan Konarzewski rwie włosy z głowy bo tegoroczna matura z matematyki będzie prawdziwym dramatem pod względem zdawalności i ogólnej średniej wyników.
W jednym z krajów skandynawskich odsetek uczniów oblewających egzamin maturalny wynosi 3% - co robią? Zastanawiają się jak można temu zaradzić. W Niemczech wynosił ostatnio 7% - Niemcy biją na alarm! W Polsce natomiast ten wskaźnik oscylował wokół 20% - co robimy? - Cieszymy się że tylko tyle...
Ostatnia reforma z '99 miała przynieść wielkie zmiany. Gimnazja miały zredukować rozgraniczenie na młodzież wiejską i miejską, czy to się udało? Powstało wiele gimnazjów w małych miejscowościach i na wsiach, ale rozgraniczenie raczej zostało na poziomie szkoły średniej, niestety. Reforma nakazywała również, aby w klasie gimnazjalnej było NIE WIĘCEJ NIŻ 20 UCZNIÓW, głównie ze względów dyscyplinarnych. Czy tak jest? Hmmm :)
Reforma zakładała, że w każdej szkole w kraju będzie pracowało DWÓCH PEDAGOGÓW I JEDEN PSYCHOLOG (fachowcy, którzy naprawdę mieli pomagać a nie odsyłać uczniów z problemem do dyrektora, popijać kawkę i zmywać się do domu o 12) Pokażcie szkołę, w której tak jest? Ehhh :)

2. Jak oceniacie kadrę nauczycieli?
Silne lobby nauczycielskie w ZNP nadal twardo broni nauczycieli. Czego broni? Ich prawa do nieróbstwa i warcholstwa (sorry za mocne słowa ale nazywajmy rzeczy po imieniu). Coś ma się ruszyć w Karcie, żeby poderwać z tyłków nauczycieli dyplomowanych, którzy myślą że jak już mają ostatni stopień wtajemniczenia ;) to mogą nic nie robić w kierunku dalszego rozwoju (co przeczy idei kształcenia ustawicznego). I tak mamy powiedzmy 35-letniego dyplomowanego, który myśli, że do emerytury nic już nie musi a wielką łaskę robi, że codziennie 'staje do tej nierównej walki' (autentyczny cytat z pokoju).

Wszelkie teczki pełne laurek ('certyfikatów' z g... wartych szkoleń i kursów, Boże jak tak można...) nijak nie przekładają się na zarobki, a co najważniejsze, na JAKOŚĆ nauczania. Pani dyplomowana, która poszła sobie na 'kurs', przyniesieniem kolejnej laurki do swojej opasłej teczki nie udowadnia, że coś nowego potrafi. I NIKT tego nie sprawdzi. Szkolą się, bo taka moda...

W krajach Europy takich jak Francja czy Niemcy co 5-7 lat przeprowadzane są egzaminy badające kompetencje nauczyciela. Czy ktoś z Was wie co się dzieje z nauczycielem, który takiego egzaminu nie zda? Zostaje on zwolniony z pracy i otrzymuje DOŻYWOTNI ZAKAZ WYKONYWANIA ZAWODU!! Może ewentualnie zostać w szkole jako opiekun na świetlicy, ale nie ma szans na pracę o charakterze dydaktycznym. Jak wygląda zdawalność tego egzaminu? Wysoka, prawie stuprocentowa, bo to w końcu być albo nie być dla pedagoga. Oni się ciągle kształcą i podnoszą jakość swojej pracy. Jak przy nich wypada Polska? Mniej więcej tak jak Rumunia czy Bułgaria, czyli raczej blado...

Kolejna sprawa. Właściwie dwie, połączone ze sobą, to jakość nauczania i zarobki. W wymienionych wcześniej krajach nie ma nauczycieli Z PRZYPADKU, jeśli się jakiś trafi, to egzaminacyjne sito z łatwością oddzieli prawdziwe ziarno od plew i po sprawie. Dlatego też nie dziwmy się, że zarabiają 3-4 krotnie więcej niż polscy nauczyciele. Oni po prostu pracują lepiej. Spójrzcie na sytuację w naszym kraju. Praktykantka, która nie poradzi sobie na praktykach terenowych, ba, nawet nie umie użyć narzędzi podanych jej na tacy, może nie zaliczy roku z tego powodu (jeśli opiekun praktyk kieruje się zdrowym rozsądkiem i dobrym poziomem polskiej oświaty i tych praktyk nie uzna), ale za rok będzie miała innego opiekuna, który przymknie oko i tak oto, co prawda z rocznym opóźnieniem, ale kolejny nauczycielski niedouk wyrusza w świat z misją... I pewnie nikt nie zbada jakości jej pracy, bo przecież ZNP trzyma pieczę nad wszystkimi ze stada. Nauczyciele żądają podwyżek - najpierw muszą zmienić nieco podejście do pewnych spraw, prawda? :)

3. Jak szkoła może zachęcić młodzież do nauki?
Hmmm. No, to pole do popisu dla indywidualnych koncepcji. Mówiąc ogólnie 'szkoła' tak naprawdę nie wiem co napisać, ale mógłbym powiedzieć, że na wywiadówkach wychowawcy mogliby uczulić rodziców, żeby sumiennie przypilnowali swoje pociechy w domu. To nie może tak wyglądać, że rodzic nie interesuje się tym czego jego dziecko się uczy i w jaki sposób, a jeszcze przychodzi i mówi, że nie ma już siły do dziecka (a chłopak w 4 klasie podstawówki... jak to nie ma siły???) Pewnie trąci to truizmem, ale przyznać trzeba, że kiedyś było inaczej i rodzic jak chciał to potrafił przypilnować dziecko. Myślę, że trzeba zwrócić uwagę rodziców na ten problem i powtarzać im to jak najczęściej. Nauka to proces odbywający się w dużym stopniu również w domu. A jeśli w domu rodzic myśli, że dziecko się uczy, a te siedzi sobie przy Quake'u czy CSie to sorry, ale coś tu nie gra. Drogi rodzicu, zanim zaczniesz obwiniać nauczyciela, najpierw sprawdź czy w domu wszystko gra...
Pewien znany pedagog (cholera, zapomniałem jaka godność jego) powiedział, że nauczyciel nie jest w stanie ucznia nauczyć. On mu tylko pokazuje jak działają pewne sprawy i wprowadza na pewną drogę. Uczeń sam się uczy... Trochę to chyba sparafrazowałem :) Może takie stwierdzenie wydawać się kontrowersyjne, ale ja się z nim po części zgadzam.


4. Jak powinny wyglądać relacje, między uczniem, a nauczycielem?
Są style nauczania i każdy nauczyciel kieruje się po części gotowymi wskazówkami, po części własnym instynktem. Nie ma gotowych recept bo każda klasa jest inna. W jednej można pogadać przez chwilę o głupotach dla rozluźnienia atmosfery i za chwilę wrócić do tematu zajęć bez najmniejszego problemu, w innej klasie jest to niemożliwe. Nie należy się zbytnio spoufalać. Nie należy być wyniosłym. Nie należy przymykać oka na sprawy istotne. Nie należy... Nie należy... Temat - rzeka.


5. Czy instytucja oświaty, powinna obejmować w swym zakresie kształcenie religijne?
Moim zdaniem może, w charakterze nieobowiązkowym, z oceną nie liczącą się do średniej (pewnie i tak prawie wszyscy by chodzili, bo 'przecież wszyscy chodzą...' :) )
Niezłym pomysłem byłoby wspomniane tu wcześniej religioznawstwo, ale połączone z elementami etyki, oczywiście możliwej do ogarnięcia przez uczniów podstawówki czy gimnazjum. Pewne koncepcje antropologiczne i filozoficzne różnych kultur można byłoby przedstawiać starszej młodzieży. Niech wiedzą, że świat to nie tylko katolicy, niech wiedzą, że Muzułmanie to nie tylko zło tego świata, że bliźniego miłować nakazuje też buddyzm czy judaizm. To tak, w wielkim skrócie.

6. Czy państwo powinno finansować podręczniki?
Nie oszukujmy się. Bezpłatne nauczanie jest w naszym kraju fikcją i to począwszy od podstawówki, na studiach kończąc. Podręczniki? Jasne, państwo powinno finansować. Wiele jest uczniów, których po prostu nie stać na podręczniki, a którzy są o wiele bardziej godni tych podręczników niż dzieciaki z bogatych rodzin, dla których często książka nie przedstawia absolutnie żadnej wartości. To naprawdę problem, wiem, że to niemożliwe sfinansować podręczniki wszystkim dzieciom, ale chociaż tym najbiedniejszym... Ale znowu, zaczęłoby się cwaniactwo i załatwianie lewych zaświadczeń, zaniżanie dochodów (bo przecież jakoś trzeba umotywować potrzebę dofinansowania), kolejki i kłótnie w Wydziałach Oświaty i kto wie co jeszcze.


7. Specjalne uniformy. Czy rzeczywiście wprowadziły jakieś korzystne zmiany?
W tej materii nie mam wiele do powiedzenia, ale uważam, że dobrze wygląda mundurek dobrej jakości, uszyty na miarę, z godłem lub chociaż nazwą szkoły. Coś w czym uczeń czułby się dobrze i swobodnie. Jak do tej pory nie udało się i bardzo dobrze, bo kiepsko się starano. Trzeba jeszcze poczekać, potrzeba na to pieniędzy i dobrego pomysłu.

----------------
Sam jestem nauczycielem, dość młodym, lecz już nieco doświadczonym. Obracam się w pewnych kręgach, które pozwalają mi budować rzeczywisty obraz tego jakie jest polskie szkolnictwo. Wytknąłem kilka bolączek naszego systemu, jego pracowników. Powyżej napisałem dokładnie to co myślę i jak to wszystko widzę. Sam staram się sumiennie wykonywać swoją pracę, unikać tego co nie godzi się być obecne w pracy nauczyciela, pedagoga, wychowawcy. Staram się wymagać OD SIEBIE i od uczniów jak najwięcej, ale w granicach rozsądku. Mam swój mały plan i sukcesywnie go realizuję starając się zmieniać na lepsze siebie i moje otoczenie, kiedyś może się uda. W to trzeba wierzyć. Absolutnie nie gloryfikuję Europy jako wzoru dla nas, nie uważam, że jest doskonała i należy bezkrytycznie brać z niej przykład. Nigdy w życiu! Jednak pewne sprawy w naszym systemie oświaty trzeba opisywać w kategoriach absurdu i traktować krytycznie, bo nie jest dobrze. Matury, nauczyciele, programy. Czyli krótko mówiąc prawie wszystko - potrzebuje zmian. Może ktoś z Was powie że rzucam tylko hasła, że i tak nic z tego nie będzie i zostanie po staremu. Pewnie macie po części rację, ale trzeba być dobrej myśli i uwierzyć, że coś może zmienić się na lepsze. Ja póki co wierzę.
  • 2



#20

Arkadiusz.

    Pilot in command

  • Postów: 757
  • Tematów: 6
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja bardzo dobra
Reputacja

Napisano

Może po prostu brakuje nauczycieli z powołania? Dwie moje koleżanki studiują kierunki nauczycielskie. Widać że robią to co lubią, i chcą robić to nadal. Z ich opowieści wynika jednak, że na te studia trafiają także ci, którym tylko zależy na tytule magistra i mówią, że trochę pouczą, a potem się zobaczy. Wydaje mi się, że do tego zawodu (jak do każdego zresztą) trzeba mieć zamiłowanie. Niestety często jest tak, że student wybiera kierunek nauczycielski pod presją rodziców. Padają twierdzenia, że bo nauczyciel to jest "ktoś", bo fakt uczenia innych to oznaka niebywale wielkiej wiedzy i nauczycielowi ze strony każdej napotkanej osoby należy się szacunek (tak... wraz z dyplomem dostaje się nalepkę na czoło) To wszystko prawda (oprócz nalepki :) ), ale tylko wtedy, kiedy odnosi się do fachowca, nie do kogoś kto uczy, żeby nie zawieść rodziców. To po prostu jedno z najbardziej rozpoznawalnych w społeczeństwie zawodów i stanowisk, które w PRL "podnosiły" status człowieka (obok lekarza, prawnika, inżyniera ewentualnie księdza) Dobrych nauczycieli będzie więcej, jeśli zaczną studiować z własnej woli - nie oglądając się na statystyki czy zdanie innych. Identycznie zresztą jest ze specjalistami w innych dziedzinach.
  • 0



#21

Mr. Mojo Risin'.
  • Postów: 988
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mam nadzieję, że podołam zadaniu, bo po studiach z historii najprawdopodobniej zacznę właśnie od nauczania - kto przyjmie świeżaka gdzie indziej? Zresztą mam dosyć tego zaniedbania nauki historii od samych podstaw, którego to faktu skutki widzimy w postaci definiowania łagrów jako obozów wojskowych.

Użytkownik Mr. Mojo Risin' edytował ten post 08.12.2009 - 16:27

  • 0



#22

Kabezecik.

    Magia i Miecz

  • Postów: 480
  • Tematów: 28
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

W szkołach powinno się brać pod uwagę zainteresowania uczniów,zamiast wpajać im to ,czego tak naprawdę nie lubią. Jedni są humanistami,drudzy ścisłowcami,ale na to się nie zwraca uwagi... Co z tego,że przykładowo piszę wiersze ,skoro nie zdam z matematyki?
  • 0

#23

EpicFail.
  • Postów: 208
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Jaka jest wasza opinia na temat polskiego szkolnictwa?


moja opinia jest negatywna, oj bardzo negatywna.


Czy są nam potrzebne zmiany? Jeśli tak, podajcie ich propozycje.

są potrzebne, oj są potrzebne. już się biorę do pracy.

Jak oceniacie kadrę nauczycieli?

w znacznej części przypadków muszę wystawić ocenę niedostateczną (ach, przyjemnie tak obdarować nauczycieli :D). jak wiemy ocena niedostateczna jest oceną nieklasyfikującą do uzyskania promocji do następnej klasy. i żeby uzyskać tą promocję, trzeba ją poprawić.

czym ją uzasadnię?
otóż w owej ' znacznej większości przypadków ' są to tzw. ' nauczyciele starej daty '. to znaczy ' ja jestem nad wami, ja mam rację, a wy nie macie prawa głosu '. dążąc do wysokiego poziomu nauczania nie powinno tak być. oczywiście, jeśli cwaniak wpiera, że czarne jest białe, należy się za to nagroda, adekwatna do poziomu wiedzy. ale jeśli np. pytam, dlaczego jest tak a nie inaczej, a nauczyciel się oburza, że go nie słucham, pewnie nie mam zeszytu, pracy domowej, nie jestem nauczony, na koniec wyrywa do odpowiedzi i zadaje pytanie na które nie da się odpowiedzieć, to uważam, że nie powinno być dla niego miejsca. może brutalny i surowy osąd, ale w końcu w szkole jestem po to, żeby się nauczyć, a nie umieć.

Jak szkoła może zachęcić młodzież do nauki?

nie ważne, jak. ważne, czy powinna w ogóle to robić. moim zdaniem nie. nie chcesz się uczyć? do łopaty. chcesz zgrywać cwaniaka? zgrywaj go przed blokiem/gdzie chcesz. i nie rozpraszaj ludzi, którzy chcą się uczyć.

Jak powinny wyglądać relacje, między uczniem, a nauczycielem?

nauczyciel, jak sama nazwa wskazuje, powinien być dla uczniów przede wszystkim nauczycielem. posiadać autorytet, szacunek uczniów (ale nie przez ustawy, nakazy, zakazy i niezapowiedziane kartkówki z każdego wersu i przecinka pana tadeusza/konrada wallenroda/3 cz. dziadów/czego tam chcecie.). o kimś, kto wyrobił sobie autorytet przez siebie samego, można powiedzieć, że jest nauczycielem. jak to rzecze profesor od historii, który jest taką właśnie osobą, ' nauczyciel to nie zawód, tylko cecha charakteru '.
na drugim miejscu powinien być człowiekiem - jak widzi, że są trzy sprawdziany w tygodniu (tygodniowy limit wynosi właśnie trzy), to swojego megaważnego sprawdzianu nie zamienia w ' obszerną kartkówkę, którą pozwoli nam pisać całą lekcję ', tylko odkłada na następny tydzień. to raz.
dwa, istnieje coś takiego jak podział na profile. i nauczyciel fizyki powinien rozumieć, że dla profilu humanistycznego ważniejsza będzie historia, czy wos i fizyka będzie raczej z boku.
przyjacielem nauczyciel być nie musi, acz jest to postawa mile widziana. ale raczej najmniej ważna.

Czy instytucja oświaty, powinna obejmować w swym zakresie kształcenie religijne?

tutaj nie chcę się wypowiadać. jako wierzący i praktykujący uważa, że tak, ale nigdy nikomu swojego zdania nia narzucałem i nie zamierzam tego robić.

Czy państwo powinno finansować podręczniki?

tylko dla biednych rodzin. czasem jest tak, że cena nowych podręczników to cała pensja rodzica.
cała reszta społeczeństwa powinna mieć podręczniki szkolne częściowo finansowane, albo od pewnej ceny, albo procentowo.
od pewnej ceny, to znaczy mniej więcej tyle, że jeśli komplet podręcznik + ćwiczenie kosztuje 110 zł. powiedzmy, że maksymalna cena takiego kompletu ustanowiona przez państwo to 80 zł. wtedy 80 zł. płacy nabywca, resztę pokrywa państwo. moim zdaniem rozwiązanie dobre, acz całkowicie nierealne.
procentowo chyba nie muszę tłumaczyć, nabywca płaci 80% ceny, państwo dokłada 20%. osobiście jednak chyba wolałbym to drugie rozwiązanie.

Specjalne uniformy. Czy rzeczywiście wprowadziły jakieś korzystne zmiany?

nic, oprócz problemów z kupnem, kolejną kwotą do zapłacenia, doprowadzenia do konsternacji niektórych osób (np. mnie, w gimnazjum wyglądaliśmy jak ziemniaki, wcalę nie przesadzam.).

Wszelkie inne opinie dotyczące polskiego szkolnictwa, a nie wymienione na liście pytań, będą mile widziane.

ok, jasna sprawa.

- zlikwidowanie tzw. ' udupiacza ', czyli oceny z odpowiedzi. jesteś niepoprawnym uczniem? śmiesz mieć, skubańcu, inne zdanie? coo?! jak to nie rozumiesz zadania?!!!! nie uczysz się! bierz zeszyt i proszę do odpowiedzi, ale już! taka scena chyba nie jest nikomu obca, niestety. i niestety nadal często jest odgrywana.

- zlikwidowanie procedury liczenia frekwencji (nie oznacza to zlikwidowanie sprawdzania obecności). nikogo nie powinno obchodzić, ile opuściłem. liczy się moje przygotowanie do lekcji/sprawdzianów/matury/ezgaminu.

- okrojenie listy lektur, tak, żeby nie musiała być co tydzień/dwa tygodnie nowa.

- powrót do systemu 8 lat / 4 lata

- brak ocen z przedmiotów, które nie są rozszerzone. krótka piłka - opanował zakres - zaliczone, nie opanował zakresu/nie zaliczone, wymagana powtórka zaliczenia.

- położenie nacisku na twórczość artystyczną w klasach humanistycznych. bądź, co bądź nie chcemy społeczeństwa kujonów.

- zwiększenie tygodniowego wymiaru godzin wychowania fizycznego. jak widzę chłopaków, którzy nie umieją zrobić 20 brzuszków, jak należy, to mnie krew zalewa. tak samo, jak wtedy, gdy widzę ludzi, którzy nie mogą utrzymać się w zwisie wolnym 30 sekund (jeden z testów sprawnościowych)

dziękuję za uwagę.
  • 1

#24

Mr. Mojo Risin'.
  • Postów: 988
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Co do w-fu. Więcej, mniej - nic nie zmieni.


Sam regularnie co roku zwalniam się z tych zajęć zupełnie - kiepskie doświadczenia z gimnazjum, gdy np. mieliśmy dwa pierwsze w-fy a później jeszcze 5 godzin zwykłych lekcji.
CO ZA SZTYNKS, szlag potrafił człowieka trafić od swojego zapachu.
W liceum teraz mam podobnie. K*******a może trafić tak czy inaczej, gdy później przychodzę na lekcje i od paru rodzynków zajeżdża dosłownie szambem.
Gorzej jeszcze z gimnazjalnymi klasami, które czasem mają w mojej sali zajęcia! W-fu mają więcej i chyba wyłącznie rano. Po powrocie do klasy na następną godzinę klasa najzwyczajniej śmierdzi (ale tak dosłownie bardzo!) potem dwóch dziesiątek ludzi. Więc nie dosyć, że mają w-f rano i tylko się spocą, to najwidoczniej młodsze roczniki ode mnie nie znają w ogóle dezodorantów.

Czy to, że nie chodzę na zajęcia "fizyczne", oznacza że nie ćwiczę? Bzdura, mogę rzec nawet, że robię to lepiej niż na w-fie, który polega albo na bieganiu w kółko bez celu lub "graniu".
O wiele więcej pożytku dla moich mięśni ma porządna jajecznica przed ćwiczeniami, później pompki, hantle (ostatnio dociążyłem do 12kg) x 2, 3 serie.
Dodajmy do tego najzwyklejszą pracę: co roku od paru lat rąbię drewno (piec na gaz drzewny) - dla mnie to nawet zabawa ;) czy też odklepuję swoje na polach przy sianie (w końcu rodzice posiadają parę koni, więc to mnie zobowiązuje - chociaż chętniej te konie ujrzałbym na moim talerzu).
I co najlepsze - słyszę co się dzieje na w-fie: oburzenie na wieść, że mają robić 20 pompek "na zaliczenie". KFA, popieram EpicFaila, szlag człowieka trafia gdy się to słyszy.

Użytkownik Mr. Mojo Risin' edytował ten post 09.12.2009 - 23:14

  • 1



#25

EpicFail.
  • Postów: 208
  • Tematów: 1
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja zadowalająca
Reputacja

Napisano

Co do w-fu. Więcej, mniej - nic nie zmieni.

no tak, ale to twoje zdanie ;] ja uważam, że zmieni.

Sam regularnie co roku zwalniam się z tych zajęć zupełnie - kiepskie doświadczenia z gimnazjum, gdy np. mieliśmy dwa pierwsze w-fy a później jeszcze 5 godzin zwykłych lekcji.
CO ZA SZTYNKS, szlag potrafił człowieka trafić od swojego zapachu.
W liceum teraz mam podobnie. K*******a może trafić tak czy inaczej, gdy później przychodzę na lekcje i od paru rodzynków zajeżdża dosłownie szambem.
Gorzej jeszcze z gimnazjalnymi klasami, które czasem mają w mojej sali zajęcia! W-fu mają więcej i chyba wyłącznie rano. Po powrocie do klasy na następną godzinę klasa najzwyczajniej śmierdzi (ale tak dosłownie bardzo!) potem dwóch dziesiątek ludzi. Więc nie dosyć, że mają w-f rano i tylko się spocą, to najwidoczniej młodsze roczniki ode mnie nie znają w ogóle dezodorantów.

to jest rzeczywiście wielki problem. tylko bardzo trudny do rozwiązania. jeśli w szkole jest dużo klas, to zawsze któraś będzie miała wf pierwszy, któraś ostatni.
w niektórych szkołach są prysznice, ale to się nie sprawdza. na przykład w mojej klasie jest 14 chłopaków, ile by trwało, żeby 14 osób skorzystało z prysznica i jeszcze się ogarnęło? na pewno ponad 10 minut, a tyle trwa przerwa.
jest to więc problem dość ciężki do rozwiązania, nie mniej jednak jest on dość poważny.

Czy to, że nie chodzę na zajęcia "fizyczne", oznacza że nie ćwiczę? Bzdura, mogę rzec nawet, że robię to lepiej niż na w-fie, który polega albo na bieganiu w kółko bez celu lub "graniu".
O wiele więcej pożytku dla moich mięśni ma porządna jajecznica przed ćwiczeniami, później pompki, hantle (ostatnio dociążyłem do 12kg) x 2, 3 serie.
Dodajmy do tego najzwyklejszą pracę: co roku od paru lat rąbię drewno (piec na gaz drzewny) - dla mnie to nawet zabawa ;) czy też odklepuję swoje na polach przy sianie (w końcu rodzice posiadają parę koni, więc to mnie zobowiązuje - chociaż chętniej te konie ujrzałbym na moim talerzu).
I co najlepsze - słyszę co się dzieje na w-fie: oburzenie na wieść, że mają robić 20 pompek "na zaliczenie". KFA, popieram EpicFaila, szlag człowieka trafia gdy się to słyszy.

wszystko ok, ja poza szkołą też jestem dość aktywny fizycznie, więc doskonale wiem o czym mówisz.
ale zobacz, ile jest osób, dla których jedyną aktywnością fizyczną po szkole jest pisanie na klawiaturze i klikanie? właśnie dlatego uważam, że zwiększenie wymiaru godzin wf byłoby jak najbardziej na miejscu.

z resztą, tu jest coś jeszcze. wiem, że ten problem jest dość powszechny.
gram w szkolnej drużynie piłki ręcznej. kiedy zaczyna się liga, zaczynają się problemy. wychodzimy na mecz, nie ma nas na lekcjach. na następny dzień przychodzimy, część lekcji pokrywa się z dniem poprzednim. jak mam odpisać sobie notatkę na 10 stron z polskiego, skoro wszyscy muszą się tego nauczyć? co innego, gdy mieszka się blisko osób z klasy, ale np. w moim wypadku tak nie jest. co mam zrobić? nie chodzi mi tu o specjalne traktowanie, ale o normalną ludzką wyrozumiałość.

jako, że nikt dawno nic w tym temacie nie pisał, dorzucę coś od siebie.

- zlikwidowanie tzw. ' udupiacza ', czyli oceny z odpowiedzi. jesteś niepoprawnym uczniem? śmiesz mieć, skubańcu, inne zdanie? coo?! jak to nie rozumiesz zadania?!!!! nie uczysz się! bierz zeszyt i proszę do odpowiedzi, ale już! taka scena chyba nie jest nikomu obca, niestety. i niestety nadal często jest odgrywana.

- zlikwidowanie procedury liczenia frekwencji (nie oznacza to zlikwidowania sprawdzania obecności). nikogo nie powinno obchodzić, ile opuściłem. liczy się moje przygotowanie do lekcji/sprawdzianów/matury/egzaminu.

- okrojenie listy lektur, tak, żeby nie musiała być co tydzień/dwa tygodnie nowa.

- powrót do systemu 8 lat / 4 lata

- brak ocen z przedmiotów, które nie są rozszerzone. krótka piłka - opanował zakres - zaliczone, nie opanował zakresu/nie zaliczone, wymagana powtórka zaliczenia.

- położenie nacisku na twórczość artystyczną w klasach humanistycznych. bądź, co bądź nie chcemy społeczeństwa kujonów.

- zwiększenie tygodniowego wymiaru godzin wychowania fizycznego. jak widzę chłopaków, którzy nie umieją zrobić 20 brzuszków, jak należy, to mnie krew zalewa. tak samo, jak wtedy, gdy widzę ludzi, którzy nie mogą utrzymać się w zwisie wolnym 30 sekund (jeden z testów sprawnościowych)

do tej listy chciałbym dodać kilka rzeczy, a mianowicie:
zwiększenie wymiaru godzin przedmiotów rozszerzonych.
jestem w drugiej klasie liceum, na profilu humanistycznym - polski - historia - WOS i wymiar godzin mam taki:

-polski - 6 godzin,
-historia - 2 godziny,
-WOS - 1 godzina,
coś mało rozszerzony ten WOS. dla porównania, godziny przedmiotów nierozszerzonych:
-fizyka - 2 godziny,
-chemia - 2 godziny,
-biologia - 2 godziny,
-matematyka - 3 godziny (tu się nie czepiam, bo matura)
-geografia - 2 godziny (tu też się nie czepiam, gdyż jest wymagana na niektóre studia humanistyczne)
nie wiem, czy wszędzie tak jest, w każdym razie piszę tą sytuację ze swojego punktu widzenia.

głupotą jest to, że wymiar godzin (przynajmniej z tego, co się orientuję), jest tak wyliczony, żeby starczyło czasu na omówienie materiału wymaganego do matury (z niewielkim zapasem). wszystko pięknie, ale na maturze z WOSu i historii jest wypracowanie, które też trzeba nauczyć się pisać. jak mam nauczyć się je pisać mając jeden WOS w tygodniu? w trzeciej klasie, co prawda, będę miał trzy godziny, ale nie nauczę się pisać wypracowania maturalnego za niecały rok. te dwie godziny fizyki można by zamienić na jedną fizykę i jeden przedmiot rozszerzony/wspominany wcześniej wf.

teraz czas na sprawę bardzo kontrowersyjną, mianowicie maturę z matematyki :>

w mojej opinii jest ona całkowicie (w swojej obecnej formie) zupełnie niepotrzebna. czym to uzasadnię?
po co mi znać funkcję kwadratową? równania i nierówności kwadratowe? po co mi w życiu wiedzieć, jak przekształcić funkcję kwadratową z postaci ogólnej do kanonicznej? do czego przyda mi się określanie miejsca zerowego funkcji, oraz jej przedziałów monotoniczności? a ekstrema funkcji? wektor w układzie współrzędnych? przesuwanie wykresu funkcji o wektor? symetria osiowa wykresu funkcji? określanie, czy proste w układzie współrzędnych są prostopadłe, czy równoległe? chyba dalej nie muszę wymieniać.
jeśli matematyka uczona w szkołach byłaby bardziej praktyczna, być może patrzyłbym na to inaczej.

jeśli chodzi o wymiar godzin - dlaczego matematyka również ma dość ściśle wyliczone godziny? tyle, a tyle na ten temat, tyle na ten, tyle na ten. a jeśli ktoś nie zrozumiał zagadnienia?
odpowiedź dla niektórych będzie jasna - ' idź na korepetycje '.

one same w sobie też są wielką głupotą. nie po to chodzę do szkoły, żeby musieć po lekcjach iść na korepetycje. tym razem wiem, że nie tylko w moim przypadku tak jest, ale jest to problem powszechny. chodzę do dobrej szkoły, to raz, a dwa, że mam znajomych w różnych częściach polski i wiem jak to wygląda.

rozszerzony materiał z historii uczony w szkole, jest mniejszy, niż ten, który trzeba znać na maturę. z WOSem jest podobnie. wypadałoby to unormalizować.

jak? przez wprowadzenie jednego obowiązującego programu uczenia danego przedmiotu. nie pamiętam dokładnie, ale programów historii jest chyba 5, biologii chyba 4. logiczne, że każdy z nich czymś się różni.
na maturze wymagane są elementy każdego. skąd mam wiedzieć, co zawiera program x, skoro ja omawiałem program y?
proste rozwiązanie? proste, chyba aż za proste.

o normalizacji nauczycieli już napisałem.
w celu sprawdzenia jakości uczenia przez danego nauczyciela przeprowadzane są wizytacje dyrektora/ kuratora. to chyba jedna z największych głupot. mało nie umarłem ze śmiechu, gdy nauczyciel, który bez przerwy na nas najeżdża, na wizytacji był ' milutki jak kaczuszka ' :D :D
nie mam na to żadnego pomysłu, ale ja jestem jeden, a główkujących urzędników są całe legiony.

dalej - drugi język obcy niech będzie dobrowolny, a w miejsce tych godzin wstawić język obcy/przedmiot rozszerzony (opcjonalnie wspominany na początku wf).

no, to na razie tyle :>

Użytkownik EpicFail edytował ten post 14.03.2010 - 21:10

  • 0

#26 Gość_Bayakus

Gość_Bayakus.
  • Tematów: 0

Napisano





Użytkownik Bayakus edytował ten post 17.03.2010 - 00:10

  • 0

#27

Paweł.
  • Postów: 1000
  • Tematów: 22
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Jakie by te zmiany nie były, ważne jest pozostawienie rodzicom możliwości dokonywania wyboru czego chcą uczyć się ich dzieci. Przede wszystkim powinna zostać ograniczona (lub nawet zlikwidowana) działalność ministerstwa oświaty. Inaczej rodzic nie będzie mógł uchronić swojego dziecka od propagandy przez nich rozpowszechnianej. Odnośnie drugiego filmiku zamieszczonego przez Bayakusa, powiem tylko tyle, że są to lewackie brednie. Chcą w ten sposób umniejszyć znaczenie rodziny i podważyć jej autorytet, ale tak to jest, gdy takie pomysły wychodzą z ust feminazistek. Osobiście nie widzę żadnego powodu by państwo decydowało o wychowaniu ideowym. Ta sprawa powinna należeć wyłącznie do obowiązków rodzica. Jeżeli rodzice chcą wychować swoje dzieci w miłości do ojczyzny, patriotyzmie czy w oparciu o wartości chrześcijańskie nikt nie powinien im tego zabraniać. W sytuacji z pierwszego filmiku, to dopiero po interwencji rodziców zajęto się tym nauczycielem. Jakoś wcześniej machina szkolnej biurokracji nie zadziałała.
Druga sprawa, to fałszywe przekonanie, że szkoła powinna wychowywać. W jaki sposób nauczyciel może myśleć o jakimkolwiek wychowaniu, gdy ma pod sobą 20-30 uczniów tylko na jednej lekcji? Czasem nawet nie zna ich imion. Wychowanie w szkołach to fikcja. W rzeczywistości największy wpływ w szkole na ucznia, mają jego koledzy i to oni go "wychowują" na przerwach. Szkoła powinna skupić się wyłącznie na efektywnym przekazywaniu wiedzy.
  • 1



#28

Tiamat.
  • Postów: 3048
  • Tematów: 29
  • Płeć:Mężczyzna
Reputacja ponadprzeciętna
Reputacja

Napisano

Mniej wiedzy niepotrzebnej w życiu, więcej rzeczy praktycznych i nauki radzenia sobie w życiu, a nie liczenia na papierki z uczelni. Powinno się też uczyć, jak wykorzystać przyszłą wiedzę zdobytą na studiach, a przede wszystkim pomagać młodzieży w rozwijaniu pasji i wybraniu włąściwej drogi, żeby przyszła praca była zgodna z zainteresowaniami. Przydałyby się jakieś zajęcia psychologiczne, kształtujące osobowość, pewność siebie, bo wychowawca klasy nie ma takich kompetencji. A w dzisiejszych czasach to jest potrzebne, bo coraz więcej młodych ludzi czuje się zagubionych w świecie.
  • 0

#29

Mast.
  • Postów: 97
  • Tematów: 8
Reputacja neutralna
Reputacja

Napisano

Jak jest? Tak sobie. Nauczycieli ciężko winić za taką, a nie inną sytuację szkolnictwa. Główny problem jest na górze. Program nauczania większości przedmiotów jest absolutnie przepełniony. Jestem w drugiej klasie liceum, łącznie mam za sobą prawie 11 lat nauki w szkołach państwowych i nie skłamię, jeśli powiem, że jeszcze chyba nigdy, z żadnego przedmiotu, nie udało się nauczycielowi w stu procentach zrealizować programu w przeciągu jednego roku. To po prostu niemożliwe. Więc skoro fizycznie nie do zrobienia (albo bardzo trudne) jest nauczenie wszystkich treści w takim okresie czasu, po jaką cholerę kontynuować tę farsę i co roku dawać szkołom wymogi, których nie mogą wypełnić. Więc postulat numer jeden- zredukować program nauczania (oczywiście w jakimś rozsądnym zakresie). Postulat numer dwa- od liceum, profile winny coś znaczyć w praktyce. Chodzę do klasy humanistycznej, i powiem szczerze, że nie ma szczególnie wielkiej różnicy między tym, co przerabiamy my, a tym co przerabiają inne profile. Naturalnie robimy trochę więcej z polskiego, a trochę mniej z matematyki, ale zdecydowanie nie jest to przepaść. W liceum ludzie są już w takim stopniu ukształtowani, że wiedzą w jakim kierunku chcą się kształcić, toteż nie rozumiem po co w klasie humanistycznej jestem nauczany fizyki, chemii, czy biologii. I tutaj mamy pewien zawijas- jeśli wyspecjalizujemy profile i faktycznie skupimy się na kształceniu ludzi dobrych w danych dziedzinach, automatycznie może zniknąć problem programów nauczania, bo będzie więcej czasu na przedmioty najważniejsze z punktu widzenia profilu. Postulat numer trzy- nigdy więcej uniformów. Uważam, że jest to pomysł bezsensowny, podstawa w podejściu do szkoły, to kwestia wychowania. Co za różnica, czy ktoś przyjdzie do szkoły w granatowym garniturku i założy nauczycielowi kosz na głowę, czy zrobi to samo w bluzie z kapturem? Postulat numer cztery- zlikwidować gimnazja (całkowicie nieudany eksperyment), przedłużyć podstawówkę. W szkołach elementarnych program musiałby ulec redukcji, gdyż nie da się wyspecjalizować siedmiolatków. Postulat numer pięć- jak najwięcej warsztatów, ćwiczeń, rozwijających wycieczek, spotkań. Niech szkoła faktycznie przygotowuje do wejścia w dorosły świat- to jest bardzo ważne.
  • 0

#30

Mr. Mojo Risin'.
  • Postów: 988
  • Tematów: 23
  • Płeć:Mężczyzna
  • Artykułów: 3
Reputacja znakomita
Reputacja

Napisano

Mast, w złą stronę poszedłeś. Nie - zredukować, lecz - przywrócić 4 lata liceum, 9 podstawówki i jak to było w technikum. Ponieważ wraz z redukcją programu idzie obniżenie poziomu. Chyba nie chcemy mieć tutaj jakiejś Anglii, dla której Auchwitz to polski obóz koncentracyjny, w którym mordowaliśmy Żydów i jeszcze Hitler po kolędzie pewnie po domach każdego Polaka chodził...
Poza tym, sam nie rozumiałem potrzeby fizyki i chemii na humanistycznym profilu, lecz mając już to za sobą (w 3 klasie już tych lekcji nie mam), uważam, że powinny zostać, gdyż jakieś absolutne podstawy ich trzeba znać, aby nazwać się człowiekiem ze średnim wykształceniem.

Użytkownik Mr. Mojo Risin' edytował ten post 20.03.2010 - 08:48

  • 0




 

Użytkownicy przeglądający ten temat: 0

0 użytkowników, 0 gości oraz 0 użytkowników anonimowych