Oj, nie zgadzam się z propozycją, żeby wywalić 3 klasę. Co więcej, powinno się wrócić do czteroletniego liceum, w którym nie było takiego zapie*ania za programem. Naprawdę, uważam, że matura po trzech latach to za wcześnie, stanowczo za wcześnie. Nie mam na myśli poziomów podstawowych, tylko rozszerzonych.
Oraz co do wywalenia przedmiotów, które "nie interesują" człowieka. Sorry, ale pewne podstawy wymagane
są, by móc się nazwać człowiekiem ze średnim wykształceniem, a później ze świadectwem ukończenia studiów. Zresztą, w trzeciej klasie na poszczególnych profilach już odpadają odpowiednie przedmioty - ja, np. nie mam już fizyki i chemii, jednak znam parę podstaw z tych dziedzin wiedzy. I nie uważam tego za stracony czas.
Co więcej, zszokowałeś mnie postulatem wycofania "na przykład" historii czy języków. Wypraszam sobie, ale znajomość języków (ojczystego i co najmniej jednego obcego) i podstaw historii, to naprawdę - imo - minimum, by nazwać się człowiekiem z wykształceniem podstawowym.
Jednak nie tylko na tym, jak ta szkoła wygląda, polega nauka. Najważniejszym jest to, jak człowiek tę szkołę wykorzysta. Ostatnio załamałem się, gdy po sprawdzianie z historii...
To naprawdę nieprzyjemna opowieść.
Otóż, chodzę do katolickiego liceum (o czym pisałem na forum parokrotnie), który realizuje język polski, obcy i historię w zakresie rozszerzonym. Oczywiście, wielu historia nie jest potrzebna do studiów, więc sobie ją, delikatnie mówiąc, olewa. Ok, mogę zrozumieć, jednak... Kurczę, nie mienię się człowiekiem inteligentnym, jednak na tle sporej części szkoły czuję się niczym członek Mensy.
Przedostatni sprawdzian w roku, gdyż w drugim półroczu w mojej szkole maturzyści będą uczęszczać jedynie na fakultety. Nauczycielka, najlepsza, jaką spotkałem podczas swojej przygody z edukacją, daje szansę tym, co nie zdają matury, by podreperowali sobie oceny. Test z Pierwszej Wojny Światowej rodem z
gimnazjum (identyczny miała klasa III gimnazjum w tej samej szkole), w dodatku okrojony, gdyż pozbawiony pytań odnośnie samej wojny - frontów, przywódców, ofensyw. Główne skrzypce grały zagadnienia "kto kim był", "co to jest blitzkrieg?" tudzież "łagry?", albo skutki/przyczyny wojny. Wiedza powszechna, wydawałoby się. Sam popełniłem parę głupich błędów, np. rozpisałem się niepotrzebnie na zadanie dot. skuteczności postanowień traktatów wersalskich, przez co w pośpiechu zapomniałem, np. w jednym zadaniu przeprawić w błędnym zdaniu przeznaczonym przez nauczycielkę do poprawy "Sarajewo, stolicy Serbii", na "Bośni". 30/35 pkt. No, ale to nie o mnie, tylko tak wspominam dla porządku, jak to wyglądało.
No i, takie rodzynki inteligentne, pretendujące do studiów prawa czy polonistyki, napisały, np.
Rady Delegatów - "grupa ludzi reprezentująca dane państwo w innych państwach"
Łagry - "miejsce stacjonowania wojsk"
Trójprzymierze - "sojusz II Rzeszy, Austrii i Rosji".
Autentyki.
Ja naprawdę nie chcę wiedzieć, jak to będzie wyglądało po jeszcze poluzowaniu "wymogów". Ja nie chcę słyszeć na ulicach, że "Auschwitz" to teatr, a łagry to obozy wojskowe. Lub, że Gwiezdne Wojny zostały oparte na prawdziwych wydarzeniach. Powieszę się, nie chcę żyć w świecie zdominowanym przez pustych idiotów, którzy przyuczeni są tylko "jak wkręcić poprawnie tylko tę, a nie inną śrubkę".
Użytkownik Mr. Mojo Risin' edytował ten post 02.12.2009 - 15:16