Wiesz nie wrzucał bym tak wszystkiego do jednego worka. Nie wszystkich komunizm skrzywdził. Skrzywdził tylko tych którzy w jakiś sposób nie zgadzali się z ideologią komunistyczną.
Racja. Partyjnym żyło się lepiej niż innym, ale też się nie oszukujmy - większość z nich na co mogła sobie co najwyżej pozwolić? Na Poloneza i wakacje w Bułgarii albo nad Balatonem. Nawet uprzywilejowanym w PRLu żyło się nierzadko gorzej jak na zachodzie "normalnym" (nie mówię teraz o PRL-owskiej śmietance bo władza zawsze ma najlepiej).
Fakt, komunizm był zakłamany ale nie był jeszcze taki najgorszy. Popatrz nawet z perspektywy dzisiejszych czasów. Czy 40 lat temu na ulicach działo się tak jak dziś się dzieje? Czy młodzi ludzie wyrabiali to co dziś wyrabiają?
Komunizm (czy też co tam w Polsce było - szczerze mówiąc nie interesuje mnie jaką nazwę miało to coś, czy komunizm, czy jakiś tam socjalizm realny bla bla bla) był najgorszy. Nie tylko zakłamany - ale morderczy. Wojsko wyrpowadzane do walki ze strajkującymi. Specjalne oddziały milicji złożone z bezmózgich mięśniaków po to, aby lepiej pałowali. Tajne służby które zastraszały, biły, torturowały i sprawiały, że ludzie znikali. Do tego dogorywająca gospodarka zarządzana przez idiotów, powszechna korupcja (nawet w sklepie potrzebna była łapówka, żeby dostać towar spod lady a wezwani "fachowcy" nierzadko zaklinali się, że nie mają części by zaraz magicznie je "znaleźć" gdy się wyciągnęło na przykład karton papierosów) a nawet przejście na handel wymienny (co jak co, ale żeby papier toaletowy stał się niemalże walutą?)...
Na ulicach może i czasem dzieje się niezbyt dobrze (nie wiem, mieszkam na osiedlu złożonym z trzech malutkich bloków i jednostki wojskowej więc nie ma tu tego co w dużych miastach) ale i tak wolę już bandę młodych idiotów, których policja może zgarnąć niż bandę ZOMO, która może przyłożyć człowiekowi pałką po plecach tylko dlatego, że przechodził obok. I to w majestacie prawa.
Może człowiek był ograniczany w swoim życiu ale czuł się w nim bezpiecznie. Mógł zawsze liczyć na państwo. Nie miałeś roboty? Zaraz Ci ją znajdowali.
Zależy co kto uważa za priorytet. Jak widać nawet te "plusy" komunizmu nie uratowały go przed rozerwaniem na strzępy przez zwykłych ludzi. Dziś z komunizmu dumne są tylko dwie grupy - Rosjanie (bo stworzyli i wierzą, że byli wówczas potęgą której bał się świat a dla nich "Wielikaja Rassija" i 100 000 000 czołgów jest ważniejsze od dostatniego życia) i ci, którzy za komuny mieli się dobrze. Inni, zwykli ludzie dziś nienawidzą komunizmu (albo uściślając - nienawidzili wówczas ale dziś odczuwają sentyment, bo wtedy byli młodzi). I gdyby ktoś rzucił hasło - spróbujmy z komunizmem jeszcze raz - od razu by go wyśmiali. Ludzie przemówili - już 20 lat temu wypowiedzieli się co sądzą o tym ustroju. I wydaje mi się, że w tym akurat ich zdanie ma o wiele ważniejsze znaczenie o naszego. To oni wówczas żyli, nie my. I to oni męczyli się w pustych sklepach, w kolejkach, w nieogrzewanych mieszkaniach, na pustych stacjach benzynowych, w kłótniach z ekspedientkami o kartki albo musieli znosić szykany i gorsze warunki tylko dlatego, że nie chcieli być w partii.
I my, choć już demokratyczni, wciąż musimy się niejako mierzyć z demonami przeszłości. Choćby z tym, że dawniej cwaniactwo było zaletą. Ktoś, kto podpiął się na lewo był bohaterem, który ratował byt rodzinie a ktoś, kto podprowadził towar z magazynu był kimś dbającym i zapobiegliwym. Jak myślicie - jakie są szanse, że dziecko takiej osoby przejmie wartości od swojego ojca?
Przykład - mój tata był żołnierzem zawodowym. Nie był w partii choć był wielokrotnie namawiany. Mimo to udało mu się zdobyć rangę mistrzowską w swojej dziedzinie a nawet udało mu się wyrwać z tej szarości przynajmniej na jakiś czas. Jeżeli się nie mylę, to na jakiś rok (albo i dłużej) wyjechał z misją ICCS do Wietnamu (1972-3 rok) gdzie mieszkał w amerykańskiej bazie (pewien Amerykanin nawet dał mu swój adres w NY i zapraszał do siebie... nie miał pojęcia, że tuż po przyjeździe do domu wszystkim zabierano paszporty a potem dokładnie inwigilowano bo okazało się, że jeden z żołnierzy tamtej zmiany został amerykańskim szpiegiem. Tata chcąc nie chcąc musiał zniszczyć tę kartkę z adresem żeby nie mieć problemów... porąbane czasy...).
Można by pomyśleć - wzorowy żołnierz, zna się na swojej pracy, szybko awansuje. Otóż nie. Awansowali oczywiście partyjniacy którzy to spełniali idealnie zasadę "mierny, ale wierny". Z czasem wielu dochrapało się rangi generalskiej i dlatego dziś mamy żałosne standardy i jesteśmy beznadziejnie zarządzani.
Jeden z generałów WP. Jako członkowie NATO mamy zawsze zaklepanych parę miejsc na uczelniach wojskowych na przykład w USA albo na szkoleniach w innych krajach NATO. Kogo wysyłamy? Ano na przykład synalka pana generała, który to potrafi trzymać to miejsce wolne latami, byle by tylko jego syn pojechał. Kogo wysyła się poza synalkami? Bardzo często (nie mówię, że zawsze) - idiotów i chamów. Idiotów, bo są u nas nieprzydatni, więc można się ich pozbyć wysyłając jaknajdalej. Chamów, bo nie mają obycia i potrafią upić się do nieprzytomności w polskim mundurze (!) na oczach zachodnich oficerów.
A ci najlepsi, najmądrzejsi i najzdolniejsi? Oni nie pojadą na szkolenie. Bo kto by u nas odwalał robotę za generałów, pułkowników i innych majorów, którzy w ogóle nie mają pojęcia co powinni robić, są niekompetentni i muszą mieć kogoś mądrego aby wykonywał za nich robotę?
Wracając do jednostki którą widzę za oknem - przez długi czas (już po przemianach demokratycznych!) dowódcą był tam pan P. (z Partii). Przez ten czas wysługiwał się prostymi szeregowymi do wykonywania prywatnej roboty w swojej prywatnej pasiece. Obsiał (oczywiście rękami żołnierzy) nawet pole antenowe rzepakiem, żeby pszczółki blisko miały. Słowem - typowy komunistyczny buc którego powinno tam nie być na tym stanowisku.
Ma syna. Przez wiele lat - mojego najlepszego kumpla. Niestety syn poszedł w ślady ojca. Obaj zresztą - on w swego, ja w swego. I nasze drogi nie mogły już iść razem jak dawniej. Bo jak coś ma się w tym kraju zmieniać, to musi zacząć się od nas.
Wracając jeszcze na chwilkę - Kuba ma dziś ponoć służbę zdrowia na wysokim poziomie i do tego darmową. Ale czy to uprawnia nas do twierdzenia, że Kuba jest w porządku? Nawet jeżeli znajdziemy w komuniźmie jakiś plus (baaardzo niewiele ich jest) to i tak będzie to jak przyczepianie spoilera do rozpadającego się Trabanta. Nie zmieni niczego.
Zawsze polecam "Misia", "Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz" i "Alternatywy 4" Stanisława Barei. To filmy przejaskrawione, wyolbrzymiające absurdy ale mimo to oddają ducha tamtych czasów. Ja już nie pamiętam tamtego okresu (miałem trzy latka gdy komunizm się zawalił) ale z opowieści rodziców wiem, że jeszcze załapywałem się na prezenty wydawane pracownikom przez jednostkę dla dzieci na 6 grudnia. Torby słodyczy i to, co wówczas było niesamowitą rzadkością - pomarańcze. Jaka to musiała być radość dla dzieci - wiele przecież nie miało pojęcia co to pomarańcza. Wydawane po jednej pomarańczy na pracownika jednostki. Więc gdy mama i tata pracowali w wojsku, ale nie mieli dzieci dostawali dwie pomarańcze, a rodzina, w której tylko mama albo tylko tata pracował nierzadko dostawały jedną na dwoje albo i troje dzieci...
Ale cóż - Państwo się troszczyło