Brawo mariuszm, wyręczyłeś mnie i sam do tego doszedłeś
Kluczem jest użyty przez Ciebie zwrot "pokazanie tego i owego". Tak, zgadzam się i podpisuję wszelkimi kończynami. To jest najuczciwsze.
Problem w tym, że to utopia.
Ja nie znam się na religiach, systemach teozoficznych, światopoglądach więc przekazuję swemu dziecku to jak ja sam postrzegam świat. Chyba nie zaprzeczysz, że mam do tego prawo a nawet obowiązek. Spokojnie, nie jestem z tych rodziców, którzy chcą stworzyć z dziecka swoją własna kopie albo w dziecku realizować swoje niespełnione ambicję. Jako rodzic bardziej porównałbym się do kelnera który podaje klientowi kartę dań, podsuwa wszelkie możliwości plus podpowiada, że to i to sam próbowałem wiec polecam/odradzam, bo...
Jak wspomniałem, nie jestem w stanie opowiedzieć dziecku o wszelkich istniejących spojrzeniach na świat. Mogę mu opowiedzieć jedynie o swoim własnym wraz z zastrzeżeniem, że istnieją setki innych. Obowiązkowa katechizacja (ktoś zaprzecza, że jest de facto obowiązkowa ?) gwałci prawo do wychowania własnego dziecka zgodnie z moim światopoglądem. Gdyby te dwie godziny lekcyjne w tygodniu spełniały definicje wiedzy, poznania, nauki czyli przekazywały informacje a nie prały mózgi, nie miałbym nic przeciwko. Kłania się od lat podnoszona sprawa kształtu owych lekcji. Jeśli juz w ogóle w szkole powinien być przedmiot równie _nienaukowy_ jak religia, to niech to będzie raczej filozofia czy religioznawstwo jako przedmioty uczące właśnie "tego i owego" a nie "katolicka wyżymaczka".
p.s.
Tak mnie nakręcił ten wątek (dzieki mariuszm
), że napisałem tu więcej niż przez prawie cały rok goszczenia na forum. Przy okazji dziękuje wszelkim czytelnikom za wyrozumiałość.
Użytkownik Bierdol edytował ten post 11.09.2009 - 14:26