Napisano
22.11.2008 - 20:33
Na początku trzeba zrozumieć co to jest ta znieczulica, a to póki co w tym temacie nie zostało wyjasnione. Jako, że nic w psychologii społecznej nie jest proste, aby to wyjaśnić będę zmuszony użyć innych pojęć oraz pewnego przykładu.
Empatia to zdolność do stawiania się w sytuacji drugiej osoby oraz doświadczanie zdarzeń i emocji. Więc tak jak wcześniej Pani Mango opisała swoją sytuację. Jej koleżanki czując empatię (zawsze łatwiej odczuwa się empatię do kogoś kogo się zna [nawet do swojego wroga] niż do osoby obcej), przyszły z taką pomocą na jaką było je stać.
Oczywiście gdybyśmy tylko w ten sposób chcieli tłumaczyć zachowania prospołeczne to byśmy daleko nie zaszli. Drugą ważną sprawą jest bilans zysków i strat. Jeśli straty będą niewspółmierne do zysków to zignorujemy sytuację. Jeśli zyski będą większe to chętnie poświęcimy własne życie pomagając innym (jak np. niektórzy bohaterowie z 11 września). Już to co jest zyskiem a co stratą jest tak indywidualne dla każdego człowieka iż nie da się w żaden sposób tego opisać.
Dwie powyższe teorie pokazują, że tak naprawdę znieczulica nie istnieje. Człowiek od zawsze starał się działać racjonalnie. Gdyby tak nie było, to cały gatunek już dawno by wyginął. To samo tyczy się świata zwierząt i roślin. To co dzisiaj idąc za "trendem" nazywa się znieczulicą jest tak naprawdę formą samoobrony i najwyżej Ja za nią nie krytykuję (choć wśród psychologów i socjologów nie ma jednego wspólnego stanowiska - to samo tyczy się tego czy altruizm istnieje czy też nie).
Podejrzewam, że tak krótkie wyjaśnienie nikogo nie zadowoli, więc postaram się opisać jedną skalę stworzoną przez Latane i Darleya. Starali się oni wytłumaczyć dlaczego ludzie nie pomagają, jednak byli jak najdalej od ich oskarżania. Wyróżnili oni 5 punktów krytycznych oraz po dwie możliwe drogi jakimi można się udać.
Pierwszy punkt to "dostrzeżenie zdarzenia". Wiadomo, że czasami człowiek się spieszy, albo też czyta gazetę (jeśli np. wydarzenie dzieje się w autobusie). Skoro jednak danego wydarzenia nie dostrzegł, nie może na nie zareagować.
Uznajmy jednak, że nasz badany obiekt dostrzegł wydarzenie. Ale nadal aby chciał udzielić pomocy musi "zinterpretować je jako nieszczęśliwy wypadek", jako sytuację wymagającą pomocy. Często w tym czy przypadek jest groźny czy nie pomaga nam reakcja otoczenia. Jednak powiedzmy, np. w sytuacji wybuchu bomby, ludzie wokół są tak zszokowani, że zastygają w przerażeniu i przez chwilę nic nie są w stanie zrobić. Zaraz potym rozglądają się wokół co robią inni, skoro inni też stoją przerażeni, to uznają że sytuacja nie jest nieszczęśliwym wypadkiem i nie potrzeba interweniować. Tworzy się wtedy łańcuch ignorancji pluralistycznej.
Kolejnym punktem krytycznym (gdy uznamy, że sytuacja wymaga naszej pomocy), jest "przyjęcie odpowiedzialności". Rozpoznając niebezpieczeństwo musimy jeszcze poczuć się osobiście odpowiedzialni za udzielenie pomocy i nie zrzucać odpowiedzialności na innych. I znowu tutaj pojawia się problem tłumu. Gdy wiemy, że wokół jest mnóstwo ludzi to możemy uznać, że na pewno pomoże ktoś inny. Następuje wtedy rozproszenie odpowiedzialności, bo "e tam, ktoś już na pewno jej pomógł".
Nawet gdy zdecydowaliśmy się już na udzielenie pomocy, doszliśmy aż do tego momentu, pozostaje do spełnienia kolejny warunek. Trzeba rozstrzygnąć, jakiego rodzaju pomoc jest potrzebna oraz czy potrafimy jej udzielić. Opiszę tutaj sytuację w której sam znalazłem się z tydzień temu. Pewna dziewczyna zemdlała w centrum handlowym i mężczyzna zaczął wołać pomocy oraz lekarza. Nie pomogłem w tej sytuacji ze względów oczywistych. Po pierwsze nie miałem przy sobie komórki by przedzwonić do lekarza. Po drugie, moje zdolności udzielenia pierwszej pomocy są na poziomie żenującym. Po trzecie, zgodnie z polskim prawem, jeśli udzieliłbym tej pomocy w sposób nieprawidłowy zostałbym pociągnięty przed sąd. Jako, że nie miałem na to ochoty, musiałem tą sprawę zignorować, mimo że czułem empatię do tej dziewczyny.
Ostatni punkt to "decyzja o udzieleniu pomocy". Tutaj można odwołać się do punktu trzeciego opisu zdarzenia w którym brałem udział. Jeśli jest ryzyko trafienia do sądu czy też utraty życia, jednostka może zawsze uznać, że lepiej dla niej aby tej pomocy nie udzielała. Będzie pewnie miała wyrzuty sumienia, ale są zawsze rzeczy ważniejsze.
Czy w takim wypadku, cokolwiek z tego co napisałem powyżej można nazwać znieczulicą? Moim zdaniem nie. Ludzie nie są aż tak prości aby rozważać wszystko metodą: pomogę jej <-> zwisa mi to, niech zdycha. Mam nadzieję, że powyższy skrócony wykład pokaże, że znieczulica jako taka nie istnieje, a brak pomocy nie zawsze wynika z bilansowania strat i zysków.
Nie widziałem sensu umieszczenia tutaj informacji na temat różnych typów relacji międzyludzkich, pochodzenia, kultury, wieku, płci, wykształcenia, samopoczucia, religii, etc. Jeśli ktoś ma ochotę na dokłądniejsze studia proponuję zapoznać się z książką:
Aronson, Wilson, Akert, Psychologia społeczna, Poznań 2006
Znajduje się w niej cały rozdział poświęcony temu dlaczego pomagamy innym.